Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2009, 11:54   #2
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Sny.

Są one czymś niezwykłym, tajemniczym i ulotnym. Nikt nie potrafi do końca wytłumaczyć ich pochodzenia i znaczenia. Czy są to jakieś przepowiednie, wewnętrzne pragnienia, a może kara, zesłana w postaci złego snu, koszmaru?. Spytaj kogo zechcesz, każdy odpowie inaczej, będzie nad tym dumał i wyciągnie swoje wnioski, spytaj mędrca, wróżkę, babunię, każdy powie ci inaczej, niemal wszyscy są jednak zgodni, że jest w nich coś niezwykłego, magicznego... .

Wpatrywała się w nocne niebo, w gwiazdy ponad dachami pobliskich budynków, a przyjemny wiaterek chłodził jej rozpalone, nagie ciało. Oddychała niespokojnie, starając się wewnętrznie wyciszyć, i uspokoić bijące szybkim tempem serce. Zamknęła powoli oczy, była daleko, była wśród gwiazd, ponad sobą, ponad własnym życiem i związanymi z nim sprawami. Czuła się niezwykle lekko, zdawało jej się że lata. Tak jak Smoki, jak Magowie, tak jak w snach. Z tego stanu wyrwał ją obrzydliwy, przyprawiający o dreszcze głos. Obiecała sobie, że już nigdy, że sama będzie decydować, że się zmieni i znajdzie jakiś lepszy sposób na życie w trudnych chwilach, wszystko było jednak wyjątkowo proste i ograniczało się do tak banalnej rzeczy, jaką był zysk materialny.

Obleśny mężczyzna był bogaty, miał coś czego potrzebowała.

Miał złoto i emanujący magią amulet.

Zamknęła okno, po czym wróciła do łoża, tuląc się do dziada z ukrywanym w ciemnościach obrzydzeniem. Przeklinając w myślach własne postępowanie i chytrość poczekała spokojnie aż zasnął. Gdy już chrapał sięgnęła powoli dłonią pod poduchę i wyciągnęła spod niej sztylet kierując go w stronę gardła śpiącego. Mogłaby go teraz zabić, poderżnąć mu gardło i patrzeć jak rzuca się niczym ryba wyciągnięta z wody, jak przeraźliwie harczy zszokowany i zalewający się krwią. Nie była jednak morderczynią, nie potrafiła zarżnąć go z zimną krwią, skierowała więc ostrze do swojego właściwego celu, przecinając rzemyk z zawieszonym na nim medalionie.

- Ty świnio.

Jej brat. Tilian, by ją pewnie za to wszystko wielokrotnie spoliczkował.

~

Sny, czy też raczej wizje, dotyczące jakiegoś tunelu, trwały już od wielu miesięcy. Zaczynały się stawać coraz bardziej realne i coraz częstsze. Doszło w końcu do sytuacji, gdy nawiedzały ją co noc, dziwnie wewnętrznie kusząc i rozpalając, a następnie zdarzało się, że już w dzień, gdy ledwie na moment zamykała oczy wizje nieznanego cisnęły się w jej jaźnie. Powoli zaczynało odbijać się to na jej umyśle, stała się nieco nerwowa i opryskliwa. Chciała by to się wreszcie skończyło, żeby obrazy w jej głowie zniknęły, wewnętrzny niepokój i narastające napięcie zniknęło, zostało... zaspokojone.

Któregoś dnia otrzymała dwa listy. Pierwszy zapraszał na Festiwal Tańca i Śpiewu w Noblemine wszelkich grajków, tancerzy, Bardów i podobnych im osób z całego Wybrzeża Mieczy. Zapowiadało się więc ciekawie, i była pewna, że przybędą tłumy nie tylko wszem i wobec zaproszonych, a tam gdzie lud, tam możliwość zarobku. Drugi list, skropiony nawet pachnidłami, pochodził od niejakiego doktora Robsona, będącego jednym ze sponsorów festiwalu. Zapraszał on Arveenę w celu uzyskania pomocy na temat pewnego znalezionego przedmiotu, oferując "wikt i opierunek", a wśród wielu myśli pojawiających się w głowie młodej kobiety związanych z treścią owego listu, po raz kolejny zagórowało pytanie, ile można przy tym zarobić.

Dwa razy czytać jednak nie musiała, wyruszyła w drogę.

W miarę jak podróżowała do Noblemine ogarnął ją niezwykły wewnętrzny spokój, zupełnie jakby wizje i ich pochodzenie były zadowolone z jej postępowania. Noce również uległy zmianie, dziwne napięcie wywoływane snami stopniowo znikało, pozwalając jej nieco odsapnąć fizycznie i umysłowo. Tunel się zawężał, sprawiając jej, wiercącej się po zmroku w łożach, zadowolenie.

~

Po przybyciu do Noblemine Arveene rozglądała się po nim z zaciekawieniem. Początek miasta bardzo przypominał swą budową Silverymoon, choć nigdy tam nie była, słyszała jednak z opowieści o norkach w ziemi, domkach na drzewach i zwykłych budynkach, wymieszanych ze sobą, sąsiadujących, czy nawet wybudowanych jedno na drugim. Tu jednak w miarę dociernia głębiej w centrum pojawiły się zwykłe zabudowania zwykłego miasta, jakich niezliczona ilość występowała w całym Faerunie. Czy jednak aby na pewno było to zwyczajne miasto?. To miało dopiero się okazać... .

Przedzierając się przez tłumy przybyłe w związku z festiwalem w poszukiwaniu jakiejś karczmy i noclegu, dotarło nagle do niej, że tak naprawdę niewiele pamięta z podróży. Wspomnienia zdawała zakrywać się jakaś mgła, czego Arveene nie potrafiła sobie wytłumaczyć, podobnie jak faktu, że nie spotkała licznych podróżnych na gościńcu. Ale czy na pewno?. Wszystko to po raz kolejny ją mocno zadziwiło, rozmyślania przerwało jednak ujrzenie szyldu "Pod zręcznym rzemieślnikiem", budynku będącego chyba karczmą, co po chwili potwierdziły dochodzące z wewnątrz śpiewy, i wychodzący, zalany jegomość.

Zamówiła piwo, by po chwili się zdziwić. Przecież ona mało kiedy piła piwo, woląc wino?. Co, kto, jak, dlaczego?. Mimo tej pomyłki postanowiła się jednak napić złocistego napoju, rozglądając się po karczmie, i dopiero teraz zastanawiając, jak niby ma odnaleźć w tak tłocznym obecnie mieście zapraszającego ją Robsona, który nie wysilił się w liście na jakieś bardziej szczegółowe wytyczne. Siedząc przy dużym stole z obcymi mężczyznami w przepełnionym przybytku, i ignorując ich zdziwione i podejrzliwe spojrzenia, zauważyła niewielką scenę i grupkę "prześpiewujących" się Bardów wśród licznych wiwatów zebranych.

- Tak - Odezwała się zupełnie bez sensu, jakby nie kontrolowała samej siebie, co... wcale jej jakoś nie zdziwiło.

Wsłuchując się w utwory Bardów ponad wrzaskami, licznymi rozmowami i trzaskaniem kufli, dotknęła nagle dłonią wiszącej na jej prawym biodrze lutni. Muzyka była w końcu jej życiem, a słuchanie czyjeś kusiło, ostatnio niewiele grała, oni zaś grali i śpiewali, w pewien sposób prowokując. Przejechała palcami po strunach wiszącego instrumentu, a dźwięki doprowadziły do drobnego uśmiechu na jej ustach. Wzięła porządny łyk piwa, wyczekując z niecierpliwością aż umilkną śpiewy konkurujących ze sobą mężczyzn.

Poderwała się z miejsca.

Chwyciła za lutnię i zagrała. Zagrała i zaśpiewała, doprowadzając do milczenia siedzących tuż przy niej. Zakończyła ich rozmowy, pijackie bełkoty i gderanie, a fala zdumienia rozeszła się po stołach, uciszając wszystkich na potrzebną jej chwilę. Zagrała dla siebie, by poprawić sobie nastrój, z drobnym wzięciem pod uwagę przeważającej męskiej publiczności, zagrała wesoło i nieco sprośnie, niemal od razu wskakując na ławę, na której przed chwilą siedziała, a następnie na stół. Poznała tą piosenkę w dzielnicy portowej, przebywając przez krótki czas w Waterdeep.

Tam posłuchajcie Wy...
...Wypłynęły panny trzy.
Fale rosły, bo był duj,
Okręt zwał się "Wielki"!
Okręt zwał się "Wielki"!

Jedna panna sterowała,
Druga w garach coś mieszała,
Trzecia dziurę zatykała,
Bo je woda zalewała.

Ta przy sterze kurs myliła,
Druga gary popaliła,
Trzecia z dziurą walczy w zęzie
Trzeba je ratować będzie!

Tam posłuchajcie Wy...
...Wypłynęły panny trzy.
Fale rosły, bo był duj,
Okręt zwał się "Wielki"!
Okręt zwał się "Wielki"!

Płyńcie chłopy na ratunek,
Trza kobity brać na sznurek,
Nie patrzcie na nie krzywo,
Postawią w porcie piwo.

A po piwie, drogie panie,
Rozpoczniemy naprawianie.
Chociaż taki dzień ponury,
Trzeba w zęzie zatkać dziury.

Tam posłuchajcie Wy...
...Wypłynęły panny trzy.
Fale rosły, bo był duj,
Okręt zwał się "Wielki"!
Okręt zwał się "Wielki"!

Kiedy rano odpływały,
Swych wybawców pożegnały.
Jeden do drugiego mruga
Zdała by się nocka druga!

My żeglarze - zatykacze,
Każdy robi to inaczej.
Chociaż z tego żyć się nie da,
Pomożemy, gdy potrzeba!

Gdy skończyła, wciąż stojąc na stole, ponad wszystkimi przebywającymi w karczmie, nie spodziewała się takiej reakcji. Karczma po prostu zaczęła szaleć, rozgrzmiały nie kończące się wiwaty, gwizdy i ogromne brawa, Arveene zdobyła błyskawicznie niemal ich wręcz uwielbienie. Młodej kobietce z przyspieszonym oddechem i zaczerwienionymi policzkami pojawił się na ustach wielki, szczery uśmiech. Całkiem jak dawniej, gdy jeszcze nie znała trudów parszywego życia.

Szkoda że nie widział jej teraz Tilian.

Znowu poczuła że żyje.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline