Demeroth siedział w miejscu, raczej nie rozglądają się, ani nie wpatrując w powiększającą się gromadę przy stole.
" - A miał być w ciemnym kąciku, tajemniczo, jak w opowieściach tego Elfa, Douma czy jak mu tam. I wszystko na nic. " Myślał niespokojnie pod kapturem."- Cóż też może ode mnie chcieć ta elfka. I co to za "Zatruty Sztylet".
Demeroth już tylko kiwał głową nowym podchodzącym, kłaniającym, przedstawiającym i siadającym przy ławie. Patrzył tez nie podnosząc głowy na stół i zastanawiał się za ile posiłków mu przyjdzie zapłacić.
- Pani. - spod kaptura wydobył się ten sam głos, ten sam akcent, a jakże inny. Nadal był gruby, lecz bardzo ostrożny, wręcz nieśmiały, przypominał zwiadowcę przedzierającego się przez bagna. - Pewnikiem rozpatrzymy twoje słowa, o to się nie martw. Dobrze obmyślane było, byś to Ty Pani z nami rozmawiała. - Można było sobie wyobrazić nieśmiały uśmiech na ustach pod kapturem - Ale jeśli to nie jest wielka przeszkodą, pozwól że skończymy posiłek w spokoju, który najbardziej potrzebny jest w tej chwili Panu Orm'owi.
__________________ And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom. |