Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2009, 23:25   #532
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
W momencie uderzenia uśmiechnął się prawie serdecznie do swych przeciwników, a oni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zostali odrzuceni w tył i ranieni własnym, niebywale z resztą śmiercionośnym orężem. Na razie, to by było na tyle. Eksplozja. Nie tak to miało zadziałać. – pomyślał w ostatniej chwili i doszedł do wniosku, że tarcza się przeciążyła. Rzucony został wprost na Tevonrela, który podkradał się do niego z jakimś niecnym zamiarem. Uderzenie odebrało Ray’giemu oddech. Razem z Tevonrelem upadli w zboże. Tygrys chwycił go za ramie. Drow spróbował się wyrwać i istotnie, udało mu się. Problem jednak był w tym, że tarcza kinetyczna prawdziwie eksplodowała dopiero w tym momencie i fortunnie, w kierunku rakszasy. Jednak okazało się, że potężny wybuch odrzucił również mrocznego. Nie ma to jak sponiewierać samego siebie.

Ból. Drow zamrugał i spróbował poderwać się natychmiast, już miał się znów wywrócić, kiedy nagle ze wściekłą zapalczywością zmusił się do zaparcia w miejscu. Nie był w najlepszym stanie, ale drowy, a z pewnością te szalone miały pewien atut – ilość ran, choćby i przytłaczająca, rzadko obniżała ich bojowy potencjał. Tevonrel również się uniósł. Stanęli oko w oko. Niewątpliwie był to jeden z najbardziej wymagających przeciwników, z którymi miał się zmierzyć w swym życiu. Podmuch wiatru popchnął wielkiego kota do tyłu. Coś tu było nie tak. Nagle wijąca się mgła spłynęła na dół, z niebios i zaczęła się formować przed rakszasą. Dziwny głos z siłą patefonu powtórzył ewidentnie dobrze znane Tevonrelowi słowa. Nagle w powietrzu pojawiła się olbrzymia paszcza. Potok słów ewidentnie przeraził tygrysa. Próbował czegoś złapać. Nadaremno. Lanca, jakby utkana z cieni owinęła się w około rakszasy i ciało na chwile pogrążyło się w mroku. Trzask kości łamanych jak patyki, ustępujących ogromnym kłom. Serce mrocznego tańczyło. To można było nazwać starciem. Przepełnione pierwotnym okrucieństwem, walka bez aksamitnych rękawiczek. Demoniczny uśmiech wygiął wargi drowa i popłynęła z nich krew. Trup dawnego towarzysza uderzył o ziemię. W ciele widniały olbrzymie dziury po zębach, jeszcze przed chwilą wyszarpujących mięso. Ray’gi zbliżył się do truchła i przyklęknął. To byłby dobry przeciwnik.

Wszystko ucichło. Na jedną krótką chwilę pole było tylko polem i nie zdziwiłby się, gdyby nagle pojawili się tutaj wieśniacy idący do pracy. Wszystko stało się takie… ludzkie. Zatopił dwa palce w ranie martwego Tevonrela. Voila, już Cię tu nie ma. Podniósł się i odwrócił do krasnoluda i Levina. Oni już się podnieśli. Mocny wiatr rozpuścił jego srebrzyste włosy. Jego duże oczy zwrócone były ku niebu. Gdyby teraz, któraś z milionów gwiazd, będących tam co noc, spojrzała w nie głęboko, mogłaby się nawet nad drowem ulitować. Nienawiść, którą żywił do wszystkiego co go otacza, przerastała zrozumienie większości śmiertelnych, nie brała się ona z nikąd, lecz z szaleństwa, które przynosiło ukojenie i perwersyjną przyjemność. W niebiosach rozległ się głos. Mówił o Kejsi. Mroczny zacisnął pięść. Starfire pojawił się wysoko w chmurach. A więc Kejsi stanęła po jego stronie. Na smoku siedział wilk. Ciekawa kompania. Zrobił krok w przód i otoczyła go aura. Starfire.

Levin oraz jego brodaty towarzysz rzucili się do przodu. Oni nie dawali za wygraną. Tacy jak oni, heroiczni głupcy, byli prawdziwymi bohaterami na polu walki. Dwa razy słabsi, lecz również dwa razy bardziej odważni… W niekończącej się walce Dobra ze Złem tacy jak oni byli zawsze pamiętani jako bohaterowie. Następni, którzy przychodzili po nich przemijali, lecz oni pozostawali, by kiedyś ktoś mógł wskazać dwóch, którzy ruszyli naprzeciw przeznaczeniu i powiedzieć jakiś mądry frazes. By jednak tacy mogli istnieć musiał być również ktoś kto grał rolę Wielkiego Adwersarza, a Ray’gi wydawał się kimś wystarczającym do pełnienia takiej roli.

- Wiara jest mojÄ… broniÄ…, a Almanakh jest mojÄ… tarczÄ…!

Ray’gi spojrzał na nacierających i rzekł:

- Źle się składa Levinie, gdyż Wojownik Światła i najwierniejszy smok tej, na którą się powołujesz stoją po mojej stronie. Kryzys wiary…? – histerycznie prawie chichocząc znów zbliżał się w stronę szarżujących – Wiesz czemu najlepiej radzę sobie z nożem Levinie…? – Funghrimma mroczny zignorował, aż niepokojąco, jakby go nie zauważał, a przecież ten również biegł w jego kierunku – Dlatego, że czary są za szybkie… Nie pozwalają zasmakować… w emocjach… przeciwnika. Przed śmiercią wy ze Świata Ponad najczęściej pokazujecie, kim naprawdę jesteście. Bohaterami, czy tchórzami. Levinie… - Ray’gi wyciągnął sztylet i uniósł go telekinezą – Chciałbym dowiedzieć się… kim naprawdę jesteś…!

Ostrze pomknęło prosto do celu – serca wrażego psionika.
 
__________________
MÅ‚ot na czarownice.
Mijikai jest offline