| Wrzód otumaniony niedawną, irracjonalną wizją, zbity z tropu, dopiero po chwili zauważył, że stoi na środku niewielkiej polany. Był środek nocy. Wokół, na swych własnych płaszczach porozkładali się Rangerzy. Jedyne o czym teraz myślał to sen. Czuł się okropnie. Ciężkie powieki coraz częściej przesłaniały mu widok. Rzucił na wilgotną ściółkę lasu swój płaszcz i niemal nań upadł. Powoli odpływał, gdy nagle usłyszał kroki. Bliskie, ciche... Otrzeźwiał, ręka skierowała się w kierunku przytroczonego do uda sztyletu. -Chodź. Mamy do pogadania - usłyszał głos Mathieva, swojego dowódcy. "Czego on psiakrew chce od człowieka?!". Wstał. Trzęsły mu się nogi, ręce, serce biło szybko. Naprawdę się przestraszył, nie dopuszczał do siebie możliwości ataku z czyjejkolwiek strony tuż przy granicy Ithilien i Gondoru. No chyba że ze strony własnych kompanów. Spojrzał na stojącego przed nim, otulonego mrokiem nocy dowódcę. "A niech tam. Powie co ma do powiedzenia i pójdzie sobie precz." Bezszelestnie oddalili się od śpiących towarzyszy i upewniwszy się, że są wystarczająco daleko od zaimprowizowanego obozu pogrążyli się w przyciszonej rozmowie. -Posłaniec przyniósł mi wiadomość - po chwili milczenia zaczął Mathiew. - Wiesz, że złapaliśmy ostatnio całą grupę złodziei ? Zadziwiające, że tak wielu z nich chciało rozmawiać ... i wiesz co mi powiedzieli ? Dokładnie. Ty też byłeś jednym z nich. Namiestnik ułaskawi cię i da ci spokój w zamian za wierność na wyprawie. Co ty na to ?
Na przesłoniętej czarną, nieprzebitą zasłoną twarzy Wrzoda pojawiły się liczne kropelki potu. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Nie mógł pogodzić się z tym, że został zdradzony, że to stało się tak szybko. Tak bardzo zapragnął znaleźć się gdzieś daleko od tego paskudnego miejsca, gdzieś, gdzie nie ma wojny, gdzie można żyć spokojnie, w skryciu. Ale był TU... Pośród grubych pni drzew, dziwnych ludzi i odgłosów, ze świadomością, że gdzieś tam kryje się zło wcielone, czyhające tylko na takie oddzialiki do zadań specjalnych. To właśnie na nich wypróbowywał swoje najnowsze bronie i machiny wojenne. Od nich wyciągał informacje, to przerabianiem ich wnętrzności na kotlety dla Nazguli się zajmował. Zorientował się, że dowódca coraz bardziej się niecierpliwi. -CO?! - wydukał wreszcie. - Że co? -A to, że wiem kim jesteś i jeżeli chcesz żyć, to nic nie kombinuj! - odpowiedział ostro Mathiew
Przerażenie w jednej chwili zamieniło się w złość, wściekłość niemal. "Czy on sobie pogrywa! Myśli, że jest ode mnie lepszy?! Już ja mu pokażę..." - Grozisz mi cherlaku? - zasyczał jadowicie Wrzód. -Nie grożę ci, lecz tylko cię ostrzegam - powiedział tym razem spokojniej - Wiesz zapewne, że jak cię złapią to cię nie zamkną tylko dadzą orkom na rzeź ? -Na rzeź orkom?! - Cathalan zawył z uciechy. - A to, to co my teraz robimy, miejsce gdzie idziemy? MY idziemy na rzeź... panie kapitanie - niepewnie dodał po chwili. -Skoro wolisz, możesz iść i stać w pierwszym szeregu broniąc i tak już straconego Osgiliath ... -Namiestnik jest... opętany! Jego decyzje... To absurd! - coraz szybciej mówił Wrzód. - Wątpisz w naszych dzielnych wojaków, mości Mathiew? - zakpił uśmiechając się szyderczo. -Nie wątpię w nich, jednak ilu ich tam jest? Tysiąc? Dwa? A orków przecież ponad sto razy więcej ... i te Nazgule, trolle i inne plugastwa - rzekł powoli dowódca. - Czyżbyś zaczynał wątpić i w powodzenie tej zbawiennej misji? - Wrzód przedłużając sylaby kpił w najlepsze. -My nie mamy stawić czoła całej armii orków, ale oddziałowi. Może dwóm... Poza tym, czy myślisz, że strażnice są puste ? -A czy myślisz, że ON jest tak głupi i nie wie co tu się szykuje? - Wrzód nie dbał już o to czy usłyszą go inni, każde kolejne słowo wykrzykiwał z coraz większą mocą i dobitnością. - Strażnice to ważne strategicznie punkty. Nie pozwoli się podejść! Umocni ten swój oddział lub dwa i urządzi nam małą, ale za to jakże krwawą rzeź... Mam pytanie. - dodał po długiej chwili, spokojniej już. -Pytaj ... - Ten jeździec... - Wrzód wbił wzrok w czarną przestrzeń, w miejsce, gdzie powinny znajdować się oczy kapitana. - Czy on przyniósł wieści dotyczące TYLKO mnie, czy może jest coś, o czym nam nie powiedziałeś? -Ten jeździec ... nie. On przyniósł mi rozkazy o wzmocnieniu strażnic, trochę informacji o tym i o TOBIE. Ale wracając do propozycji. To jak będzie? - Pozwolisz mi odejść? - zapytał cicho, niemal żałośnie Cathalan. -Tak, pozwolę ci odejść ale ... nie tak zwyczajnie. Oddasz mi WSZYSTKO co masz przy sobie, i nie spodziewaj się, że nie będą cię szukać. Rangerzy Faramira są w całym Ithilien i znajdą cię na pewno. A wtedy przyprowadzą cię do mnie... "On sobie żartuje! A może naprawdę jest taki głupi?! Bez broni w strefie wojny? Bez pożywienia? Pieniędzy? Chędożony burak..." - Myślisz, że jesteś cwany, że wszystko ci wolno panie kapitanie? Ja... - urwał nagle. Rozejrzał się nerwowo wokół siebie. Ręką wymacał rękojeść sztyletu. Mógłby przysiąść, że słyszał jakieś kroki. Ciche, wolne kroki. Niedaleko. - Psiamać, czy ty też to słyszałeś?
W powietrzu zaświszczało ostrze. Wrzód, ściskając w ręku rękojeść sztyletu, przeniósł ciężar ciała na lewą nogę i zamarł w bezruchu próbując przebić oczyma gęste spowite nocą krzaki.
Ostatnio edytowane przez Sulfur : 08-01-2009 o 14:51.
|