Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2009, 20:43   #132
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Łowca
- Więc byłem tam, w 2213 roku. Czy Frankfurt się obronił? Dobra, dobra, powiem ci później może, żeby nie zepsuć opowieści. Przydzielono nas wtedy do oddziału pacyfikacyjnego pod wezwaniem Maryi Ciernistej. Wiesz, to były jeszcze czasy, kiedy Kombinat nie był taki surowy pod względem doboru ludzi do służby. Nie wszyscy byli takimi ibermenszami jak tamci z Korporacji. Ooo, mówię ci. Co z tego, że zaczęliśmy zdobywać uzbrojenie od nich, skoro tak naprawdę nasze pancerze dawały dupy raz za razem?
Teraz jest spokojniej. Przynajmniej dla mnie.
W każdym razie my byliśmy wysłani do lasu Klosterwald, który wyrósł kiedyś na zrujnowanym mieście. Sam się zasiał. To nie był duży las, w każdym razie nie to, co rosło wtedy na zachód od Frankfurta, ale taki... Wystarczający. Dość spory, żeby się w nim zgubić i popierdolić drogi. Tym bardziej, że wśród tych wszystkich drzew były jeszcze ruiny starego miasta.
Czy ty sobie to wyobrażasz? Mówiono, że gdy tylko Neoberlin będzie pod szturmem, to postarają się nam dostarczyć tyle technologii wroga, ile tylko zdołają. Tak naprawdę zdołali wyposażyć i zoperować połowę oddziałów. Może i to dobrze. Nie chciałbym, żeby ktoś wpakował mi puszkę LSD do łba. Pierdolę efektywność taktyczną. Wolę pozostać normalny. Szczególnie teraz.
W każdym razie plan był taki: Chłopaki z przeszczepionymi płucami i resztą tego technokratycznego szajsu mieli skierować się na południe i zawiązać wstępną walkę z ausschritterami. Do nas należało – także wstępnie – dokonać zwiadu tego pierdolonego lasu. Przysięgam, nigdy już nie wrócę, ani do Frankfurta, ani do Niemiec, ani do Polski. Jako że pancerze środowiskowe ważą całkiem nieźle i zużywają dlatego diabelnie dużo energii. I nie były zasilane przez generatory czarnej materii, ale przez zwykłe ogniwa węglowe. Rozumiesz. To nieco utrudniało sprawę, wyglądało na to, że Korporacja nie rzuciła jeszcze najlepszych jakościowo do boju wojsk. Może przewidywali, że będziemy przechwytywać tę ich technologę.
Byłem tam z takim jednym bucem, nazywał się Stefan Kniepel. Nie wiem, kurwa, skąd to nazwisko. Może dlatego pamiętam, że nazywał się jak kartofel. Dlaczego buc? Dlatego, że był tłusty, dyszał przeraźliwie i klął jak szewc. I to na zwiadzie przeciwko Łowcom. Podobno był specem od kamuflarzu, ale jak dla mnie gówno umiał. To był jeden z tych chłystków, którzy dostali się do armii, bo mieli wujka w sztabie i nagle im się zamarzyło postrzelać. Wujek umierał na wojnie, oni zostawali i awansowali.
Mówiłem, że był dowódcą naszego plutonu? Nie? No, to już powiedziałem.
Więc szliśmy, byliśmy wyposażeni w jakieś metaboliczne dopalacze, które nam dało Benefactoris Nostrum, po których mieliśmy szybciej biegać i mniej się męczyć, jakby co. Kniepel wziął parę na język i stwierdził, że to dobry lubczyk, bo zachciało mu się... No wiesz sam, czego mu się zachciało. Żartował i rechotał, jakbyśmy byli na pikniku. Ale jak już weszliśmy, to się skończyło żartowanie.
Właściwie to nie żałuję Stefana Kniepla. To był skurwiel i skończył jak skurwiel. Mimo, że był cicho i był tam po swojemu zakamuflowany, to gówno mu to dało. Tak więc, kiedy słyszałem cichy świst strzałek a potem wybuch ładunków. I szara treść mózgu na mojej twarzy, bo poleciało akurat w moją stronę. Jakieś zmasakrowane mięso, które kiedyś było Knieplem.
Nie, nie musiałem krzyczeć, żebyśmy uciekali. Nie staliśmy nawet w osłupieniu. Tylko zaznaczyłem na swoim nadajniku, gdzie spotkaliśmy Łowców, żeby potem wiedzieli miej więcej, gdzie zeskrobywać nasze trupy. Alarm poszedł do dowództwa i wiedzieli, gdzie jesteśmy i że uciekamy.
Że spierdalamy.
Wziąłem z kieszeni te niby-metaboliki i wepchnąłem je sobie do ust. Miałem chyba szczęście, bo jednemu się nie udało i zgubił. Więc schylił się i zaczął szukać w zaśmieconym runie leśnym. Nie zdążył, zginął.
Potem się dowiedziałem, że jednostki typu Łowca to takie spryciarze. Wystrzeliwują strzałki, zamiast ładować z działa, żeby nie było słychać, skąd ktoś strzela. W starych prototypach używane było sprężone powietrze, ale szybkość pocisków okazała się niewystarczająca, więc zaczęli montować działa Gaussa. Wiesz, jak działa takie coś, chłopaczku? Nie? To ci powiem: Kula, która znajduje się w magazynku, przechodzi przez parę cewek elektromagnetycznych, coraz bardziej się rozkręcając. Dodaj do tego, że w kulach były rowki powietrzne i to, że kule eksplodowały po zderzeniu się z celem. Więc uderzały i wybuchały już wewnątrz. Żeby dodać pikanterii do tego horroru, w stopie metalu był ukryty jeden z takich, które rezonowały z Łowcą do trzydziestu metrów. Kiedy wybuchały, zostawiały odłamki. Więc Łowca wiedział, które ułamki spierdalają w człowieku i miał lepszy ogląd sytuacji.
Ale wracając do tego lasu – zacząłem żuć tą gumę. Smakowała jak wyjątkowo obrzydliwa kostka rosołowa. Ale za to w przeciągu paru chwil świat nagle stał się zamglony i lekki, a ja jakoś biegłem szybciej od reszty.
(Nawiasem mówiąc, przez zażycie tego specyfiku miałem naprawdę straszny zjazd i paraliż mięśni przez parę następnych godzin. Ale przeżyłem, a to się liczy, a?)
Zobaczyłem w każdym razie jednego z nich. Mówiłem, że to spryciarze? Chyba nie mówiłem. Sukinsyn zaczaił się przede mną i sruuu... Zaczął we mnie sypać tymi swoimi strzałkami. A ja w niego z pulsu. Odłamki poraniły mi poważnie prawą rękę, ale póki co, mogłem nią trzymać karabin. No i urwało mi nogę, ale to potem.
To świństwo biegało po lasach jak goryl. To najbliższe porównanie, jakie mi się nasuwa. Miało trzy nogi, na których skakało krótkimi susami przez wzgórza. No i dwoje czerwono płonących oczu. Zastanawiałem się, dlaczego dyszało, gdy się poruszało za długo. Potem mi wytłumaczono, że Łowcy to nie były zwykłe maszyny bojowe, ale bioboty, ludzki mózg wyhodowany w maszynie do zabijania.
Miałem sporo szczęścia. Wsparcie transhumaniczne przyszło akurat wtedy, kiedy jeden z pocisków rozorał mi nogę, a potem wybuchł, rażąc mi część uda. Zacząłem krwawić, ale też było chyba tak, że przez ten specyfik głośniej wrzeszczałem(ciekawe, czy to też był zamierzony efekt?). Zaaplikowali mi znieczulenie, a trzy dni później obudziłem się w szpitalu z protezą w miejscu prawej nogi.
Więc wiesz, chłopaczku, jeśli nie masz jakiejś dużej broni przeciwko Łowcy, to uciekaj zygzakami i zawsze za coś. Może przeżyjesz.


# Nicolas Neumann

- Idziemy do tego magazynu, czy znikamy na jakiś czas?
- Żartujesz? -
wypalił Tot, biegnąc przez jakiś czas. - Spierdal...
Nie dokończył. W powietrzu zaczęły świszczeć niebieskie kule karabinów pulsowych. Neumann usłyszał, jak agent zgrzyta zębami i mruczy pod nosem przekleństwa. Zmienił zdanie:
- Idziemy do magazynu. Być może to jedyne miejsce, gdzie będziemy mogli chwilowo przetrwać.
Pobiegli wzdłuż ulicy, minęli mur szpitala, zardzewiałą furtkę i weszli w mrok. Na zewnątrz rozbrzmiewały strzały, słychać było terkot silników i karabinów, gdzieś na zachodzie słychać było dalekie wybuchy. Tot dał znak, by zamknąć żelazną bramę do magazynu, dwóch się zawinęło i zamknęło, założywszy łańcuch bez kłódki. Tamten pokiwał głową.
- Coś ci mówili? - zapytał Tot, a wysłuchawszy odpowiedź, poszedł dalej. - Zostawili linę – powiedział, patrząc na dawny szyb windy. - Wytrzyma... Jakoś.
Strzały, mimo że na zewnątrz magazynu, były coraz bliżej. Schodzili po kolei, najpierw Neumann, potem Tot, na końcu reszta. Gdy tylko skończyła się lina, poszli korytarzem, do laboratorium Buchty. Nagły dźwięk sprawił, że Tot drgnął.
- Dostają się do środka... - powiedział jeden z tamtych.
- Wiem. Wynośmy się stąd.
- Nie przetniemy liny?
- To na nic. Mają swoje.

Zeszli przez rumowisko utworzone przez pręty zbrojeniowe, które spadły. Tot wyjął z kieszeni pistolet pulsowy.
- Odsuńcie się!
Strzelił w stronę rur z ciśnieniem. Jak można było się domyślić, nie wypłynął z nich nawet obłok. Obandażowany człowiek machnął ręką.
- Uciekamy, do cholery!
Trafili do laboratorium Buchty. Neumann usłyszał, jak Tot mruczy do siebie:
- A więc to tutaj ten sukinkot ukrył swoje laboratorium, hmm? Niemożliwe... Nie mówił mi o tym wcześniej... Cwany bastard z Langego, he...
Ktoś, kto wcześniej bytował w tej małej kryjówce, nie zabrał ze sobą zbyt wielu rzeczy; co najważniejsze, nie zabrał ze sobą ciężkiego karabinu pulsowego, który mierzył lufą we wszystkich, którzy chcieli wejść do korytarza. Zapasy amunicji, broni, żywności, pozwalały na przetrzymanie w tym miejscu długich tygodni. Wyjście naprzeciwko karabinu prowadziło, wnioskując po zapachu, do kanałów. Po raz pierwszy Tot spytał się, co chciała zrobić reszta. Reszta, to jest trzech ludzi bez Neumanna odpowiedziała, że chętnie zostaliby tutaj i spróbowali szczęścia w zabijaniu jednostek Kombinatu w wąskim gardle wylotu korytarza.
- Rozumiem – powiedział obojętnym tonem Tot. - Rozumiem waszą decyzję, panowie i popieram ją. Jeśli chcecie, zostańcie tutaj. W ten sposób nasza umowa się rozwiązuje. Sami rozumiecie. Obecne warunki nie pozwalają nam na kontynuowanie współpracy. Co do ciebie, Nowy, zrobisz, jak zechcesz. Możesz iść ze mną tam, gdzie zamierzam – wskazał kciukiem śmierdzącą dziurę. - Biorę stąd pulsy i amunicję do nich. O, i pancerz.
Nikt nie protestował. Dawna kryjówka Buchty przypominała raczej składzik broni, toteż wszystkiego było pod dostatkiem. Tot odrzucił okulary, które roztrzaskały się za jego plecami i zerwał bandaż z twarzy.


*

# Totengräber
Jak zwykle, mój stary przyjaciel, Finneas Buchta, zwany przez wywiad agentem Langem, wydymał mnie. Prawie go nie poznałem przed szpitalem – zmienił się swojego czasu na tyle, żeby stać się cieniem samego siebie. Chociaż, z drugiej strony, pewnie chciał się zmienić. Ja też zmieniłem się od czasu naszego ostatniego spotkania.
A teraz, kryjówka, w której nakreślił znak PSI. Stary, dobry Lange, pomimo tego, że przymierze i cała ta farsa z Barkiem i Frankfurtem już się rozpadła, chyba pisał znaki PSI na każdym miejscu, do którego wlazł po to, by być rozpoznany. Po co chciał być rozpoznany? Do diabła, przysięgam, że nie wiem.
Zostawiłem tych skazańców pod magazynem, nie mówiąc im nawet, że niewiele mają szans z jednostkami pacyfikacyjnymi Kombinatu. Jeśli odkryją jakiś większy opór, będą się do niego lęgnąć jak muchy do świeżego ścierwa. Tym bardziej, że słyszałem, że od pewnego czasu Kombinat zaczął używać sił transhumanicznych.
Zupełnie jak Korporacja. Niech tylko jeszcze zaczną używać biobotów i eksperymentować na ludziach.
Szedłem śmierdzącym ściekiem, nie oglądając się za siebie. Przez niektóre kratki ściekowe dobiegały odgłosy walki i wybuchów. Wiedziałem: Jeszcze jedna litera psi, odwrócona w inną stronę. A-cha. Buchta oznaczył ścieżkę, być może do innego miejsca, w którym mógł się schronić. Znaki były niewyraźne i przypominały bardziej bazgroły durniów ostrzących noże, niż faktyczne znaki. Łatwo pomylić.
Szedłem jakiś czas, może godzinę, klucząc. Rozwidlenia korytarzy raczej wykluczały to, że ktoś zostawił więcej kryjówek. Wręcz przeciwnie, całość układała się w jedną trasę. Być może Buchta pozostawił tutaj nawet przejście pod Frankfurtem. Ostatecznie kanały wpadały do Odry, jednak słyszałem o jakichś projektach jeszcze sprzed XXI wieku o wybudowaniu podziemnych części w celu oczyszczania ścieków. Cholera wie. Szedłem.

* * *

# Frank Malak/Jack Travolta - Tanja Hahn/Karolina Kowalska – Axel Heintz/Hans Kloss – John Saint/Anton Schrauber – Hans Schlaufen – Helga und Selene Stieffenhauers – Yseult Stein/Hermina Steiner – Partyzanci
Wsiedli do samochodów, podczas gdy kule świszczały nad ich głowami.Minęli bramę szpitalną, gdy ujrzeli, jak tamci wchodzą do magazynu. Pojechali w górę ulicy.
- Jedziemy za Heintzem – powiedział w próżnię Saint. - Chyba ma jakiś plan.
Partyzanci mruknęli. Też w próżnię.
Tanja i Axel jechali na przedzie, z rozbitą szybą, podczas gdy kobiety i Buchta z tyłu schronili się za siedzeniami. Do czasu, kiedy parę kul trafiło Tanję; kule zostały zaabsorbowane przez OHU, wtedy Buchta wylazł zza siedzenia i podał Axelowi swoje działo grawitacyjne.
- Masz – powiedział. - Trzymaj cyngiel. Większość kul będzie was omijać.
Powietrze wydawało się parować przez jeepem – wyglądało to, jakby działo emitowało gorące powietrze. Mimo to, niebieskie smugi zmieniały swój tor lotu na centymetry przez szybą, odpływając w bok. Rzadko jakaś kula przedostawała się przez pole grawitacyjne, uderzając w szybę, robiąc dziurę w ramie albo będąc absorbowaną przez kombinezony.
- Dlaczego tak w nas walą? - myślał głośno Buchta. - Kurwa, tak się mszczą za jedną jednostkę? Nie mają lepszych rzeczy do roboty?
Zaklął jeszcze raz siarczyście. Helga jęknęła, Selene, kompletnie wyczerpana napadem, wydawała się być raczej niezdolna do wydania jakiegokolwiek dźwięku i ruchu. Można było pomyśleć, że spała; iluzję rozwiewały półprzymknięte oczy Selene, które wpatrywały się tępo w próżnię. Yseult Stein nie mówiła zaś nic.
Byli przed Heinekrankenhaus.
Wtem Hahn dostrzegła całkiem wyraźnie, po lewej stronie jedną z maszyn, którą widziała tylko na filmach: Ausschrittera.
DUMM-DUMM-DUMM. Był nieco większy, niż wydawał się na filmie, który podesłali im rebelianci z Neoberlina. Tanji dziwnie skojarzył się jak wyjątkowo groteskowe połączenie żyrafy i goryla. Trzy wielkie nogi wystawały z owadziego korpusu, opancerzonego niczym jakiś pokraczny żuk. Bez wątpienia przypominał owe "tripody" z fantastycznych powieści Wellsa. Tamte jednak zbierały ludzi w celach eksperymentalnych i ich krwią nawadniały pola. Te były maszynami, które zabijały wszystko, co się rusza.
Ausschritter zaczął ich ostrzeliwać, mimo dużej odległości – całkiem efektywnie. Pociski, które wystrzeliwało jego jedyne działo, były także doładowane pulsowo, jednak były o wiele większego kalibru. Jeepy miały opancerzenie, jednak tam, gdzie upadły kule, zaczęły się pojawiać małe wgłębienia.
Wjechali za budynek, a Saint, który prowadził drugiego jeepa, odetchnął. Niepotrzebnie.
Blok, eksplodował pod uderzeniem działa molekularnego, tworząc kawał ruin. Impet uderzenia zmiótł jeepa Tanji i Axela, tak, że wywrócił się na prawy bok, roniąc iskry. Zatrzymał się w poprzek drogi, jednak Saint i Schlaufen przejechali dalej. Zatrzymali się jednak.
- Prędko, do cholery, prędko! - zawył Saint, wychodząc z jeepa. - Ty, Malak! Masz tą walizkę i pilnuj jej. I nie otwieraj jej za cholerę! Schlaufen! Rusz dupę! Musimy pomóc tamtym!
- Saint!
- Co!?
- Spójrz w górę drogi!

Spojrzał. Zamrugał. Wyglądało na to, że trzy jeepy Kombinatu znajdują się około trzysta metrów przed nimi. Około trzech jednostek, choć wyglądały na stare typy. Nie mógł oszacować więcej, bo część ludzi była ukryta za drzewami. Ewakuowali szpital, w którym byli chorzy.
- Do cholery! - zawołał Saint. - Później! Pomóż mi odwrócić tego jeepa!
Zawinęli się. Potrzebny był trzeci. Wołali partyzantów. Nie musieli. Wyszli z opancerzonego jeepa, pomogli im. Prawy bok był porysowany tak, że potrzeba było i blacharza i lakiernika. Do diabła z lakiernikiem i blacharzem, pomyślał Saint. I tak nikt nie ma tu lakieru.
Za to blacha spadła z nieba na Schlaufena. Umknął, ostry brzeg jednak zadrasnął mu plecy. I znowu wybuch. Maszyna potrzebowała około dwóch minut do ochłodzenia działa molekularnego. Deszcz odłamków cegieł spowodował, że wszyscy zakryli ręce głowami. Jedna z cegieł spadła, odbiła się od blachy jeepa i i gruchnęła w szybę, powodując pajęczynę pęknięć.
- Ruszać się, do cholery, ruszać się! - mówił Saint. - Ty, Habenburg! Podaj mi RPG z jeepa.
- Dwa pociski!
DUMM-DUMM-DUMM.
- I gówno! Dawaj! A wy zabierajcie się i spierdalajcie z tą walizką! Rozumiecie!? Pieprzyć mnie, ta walizka ma się znaleźć w bunkrze. Schlaufen będzie wiedział, co z nią zrobić. Rozumiecie? Wypierdalać!

Wbiegł w ruiny, których kolejna część eksplodowała. Tanja ujrzała, jak jego szary, falujący płaszcz wspina się po schodach dawnego bloku, teraz dziwacznej ruiny przypominającej bardziej kretyńską karykaturę industrialnego potwora. Kolejny deszcz odłamków spadł na głowy.
- A czy on zapomniał, kto stoi przed szpitalem? - powiedział quasispokojnie Schlaufen. - I że zaraz zjawią się tu Łowcy?


[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 08-01-2009 o 20:56.
Irrlicht jest offline