Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2009, 22:38   #131
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Deszcz z rozbitej szyby nawet nie pokaleczył Tanji. Ohu było ubrankiem przyciężkim, ale bardzo przydatnym. Cały czas naciskała na klakson zdając sobie sprawę, że przywyka już do stanu permanentnego przerażenia i mimo niego dokładnie postrzega to, co się wokół dzieje, Wiedziała, że to Selene czaruje czasoprzestrzeń, choć nie miała czasu spojrzeć czy wszystko z dziewczynką w porządku, widziała jak wyparowały kule z ciał Malaka i obcego. Jeep nie miał przedniej szyby, ale była to wada kosmetyczna. Jeździł. Ruszyła z piskiem opon otwierając Axelowi drzwi od strony pasażera.
Drugim samochodem nadjechali Schlaufen i Saint. Frank rozmawiał jeszcze z niedawnym więźniem, członkowie patrolu leżeli martwi, ale dla Tanji liczyło się w tej chwili najbardziej, że Axel jest cały. Potem Malak zabrał z jeepa swój laptop i ruszył w stronę drugiego samochodu, co Tanja przyjęła z pewnym zdziwieniem. Pewnie bezzasadnym, bo przecież Schlaufen był jego przyjacielem jeszcze sprzed czasu apokalipsy.
Nie mieli zamiaru tkwić tu ponad konieczność, nie wymieniali też żadnych zbędnych słow. Zatrzymała jeszcze samochód koło Buchty.
- Jedź z nami – właściwie była to prośba, choć wypowiedziana nieco obcesowym tonem. Okoliczności chyba jednak go usprawiedliwiały.

Uciekali na północ w stronę opustoszałych magazynów. Ona, Axel, Buchta, Selene, Helga i Yseult. Tanja zamieniła się miejscami z Axelem, który teraz prowadził i sama przeszła do tyłu obejrzeć Selene.
Plan odstawienia dziewczynki na bok zdecydowanie nie wypalił. Nie mogą porzucić jej teraz, gdy miasto ogarnia chaos wojny.
Przynajmniej stan Selene, którą zajęła się Yseult wydawał się stabilny.
- Nie chcę krakać –zwróciła się do Axela i Buchty – ale w magazynach będziemy trochę jak w pułapce. Idą stamtąd tylko te rury pod Odrą i mamy portal, który może nas zabrać na Externusa. A ja nie chcę przekraczać Odry. Czy Frankfurt jest w ogóle w stanie odeprzeć te ausschrittery? I daleko będę stamtąd miała do Karl-Liebknecht Straße?
Zamilkła jakby zmęczona swoimi słowami. Nie jest Selene, nie da rady zmienić rzeczywistości.
- Dobrze, że wyszliście z tego cali. – Axel jak zwykle dawał radę się uśmiechać, więc i ona się postarała. Naprawdę było jej lepiej, gdy trzymał ją za rękę.

Na razie faktycznie musieli się schować i liczyć na trochę szczęścia. Nadal otwartą pozostawała kwestia, co zrobi o 19, jeśli będzie miała wtedy jako taką swobodę poruszania się, choć właśnie zdała sobie sprawę, że jeśli Axel będzie nalegał, to nie spotka się z bratem.
 
Hellian jest offline  
Stary 08-01-2009, 20:43   #132
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Łowca
- Więc byłem tam, w 2213 roku. Czy Frankfurt się obronił? Dobra, dobra, powiem ci później może, żeby nie zepsuć opowieści. Przydzielono nas wtedy do oddziału pacyfikacyjnego pod wezwaniem Maryi Ciernistej. Wiesz, to były jeszcze czasy, kiedy Kombinat nie był taki surowy pod względem doboru ludzi do służby. Nie wszyscy byli takimi ibermenszami jak tamci z Korporacji. Ooo, mówię ci. Co z tego, że zaczęliśmy zdobywać uzbrojenie od nich, skoro tak naprawdę nasze pancerze dawały dupy raz za razem?
Teraz jest spokojniej. Przynajmniej dla mnie.
W każdym razie my byliśmy wysłani do lasu Klosterwald, który wyrósł kiedyś na zrujnowanym mieście. Sam się zasiał. To nie był duży las, w każdym razie nie to, co rosło wtedy na zachód od Frankfurta, ale taki... Wystarczający. Dość spory, żeby się w nim zgubić i popierdolić drogi. Tym bardziej, że wśród tych wszystkich drzew były jeszcze ruiny starego miasta.
Czy ty sobie to wyobrażasz? Mówiono, że gdy tylko Neoberlin będzie pod szturmem, to postarają się nam dostarczyć tyle technologii wroga, ile tylko zdołają. Tak naprawdę zdołali wyposażyć i zoperować połowę oddziałów. Może i to dobrze. Nie chciałbym, żeby ktoś wpakował mi puszkę LSD do łba. Pierdolę efektywność taktyczną. Wolę pozostać normalny. Szczególnie teraz.
W każdym razie plan był taki: Chłopaki z przeszczepionymi płucami i resztą tego technokratycznego szajsu mieli skierować się na południe i zawiązać wstępną walkę z ausschritterami. Do nas należało – także wstępnie – dokonać zwiadu tego pierdolonego lasu. Przysięgam, nigdy już nie wrócę, ani do Frankfurta, ani do Niemiec, ani do Polski. Jako że pancerze środowiskowe ważą całkiem nieźle i zużywają dlatego diabelnie dużo energii. I nie były zasilane przez generatory czarnej materii, ale przez zwykłe ogniwa węglowe. Rozumiesz. To nieco utrudniało sprawę, wyglądało na to, że Korporacja nie rzuciła jeszcze najlepszych jakościowo do boju wojsk. Może przewidywali, że będziemy przechwytywać tę ich technologę.
Byłem tam z takim jednym bucem, nazywał się Stefan Kniepel. Nie wiem, kurwa, skąd to nazwisko. Może dlatego pamiętam, że nazywał się jak kartofel. Dlaczego buc? Dlatego, że był tłusty, dyszał przeraźliwie i klął jak szewc. I to na zwiadzie przeciwko Łowcom. Podobno był specem od kamuflarzu, ale jak dla mnie gówno umiał. To był jeden z tych chłystków, którzy dostali się do armii, bo mieli wujka w sztabie i nagle im się zamarzyło postrzelać. Wujek umierał na wojnie, oni zostawali i awansowali.
Mówiłem, że był dowódcą naszego plutonu? Nie? No, to już powiedziałem.
Więc szliśmy, byliśmy wyposażeni w jakieś metaboliczne dopalacze, które nam dało Benefactoris Nostrum, po których mieliśmy szybciej biegać i mniej się męczyć, jakby co. Kniepel wziął parę na język i stwierdził, że to dobry lubczyk, bo zachciało mu się... No wiesz sam, czego mu się zachciało. Żartował i rechotał, jakbyśmy byli na pikniku. Ale jak już weszliśmy, to się skończyło żartowanie.
Właściwie to nie żałuję Stefana Kniepla. To był skurwiel i skończył jak skurwiel. Mimo, że był cicho i był tam po swojemu zakamuflowany, to gówno mu to dało. Tak więc, kiedy słyszałem cichy świst strzałek a potem wybuch ładunków. I szara treść mózgu na mojej twarzy, bo poleciało akurat w moją stronę. Jakieś zmasakrowane mięso, które kiedyś było Knieplem.
Nie, nie musiałem krzyczeć, żebyśmy uciekali. Nie staliśmy nawet w osłupieniu. Tylko zaznaczyłem na swoim nadajniku, gdzie spotkaliśmy Łowców, żeby potem wiedzieli miej więcej, gdzie zeskrobywać nasze trupy. Alarm poszedł do dowództwa i wiedzieli, gdzie jesteśmy i że uciekamy.
Że spierdalamy.
Wziąłem z kieszeni te niby-metaboliki i wepchnąłem je sobie do ust. Miałem chyba szczęście, bo jednemu się nie udało i zgubił. Więc schylił się i zaczął szukać w zaśmieconym runie leśnym. Nie zdążył, zginął.
Potem się dowiedziałem, że jednostki typu Łowca to takie spryciarze. Wystrzeliwują strzałki, zamiast ładować z działa, żeby nie było słychać, skąd ktoś strzela. W starych prototypach używane było sprężone powietrze, ale szybkość pocisków okazała się niewystarczająca, więc zaczęli montować działa Gaussa. Wiesz, jak działa takie coś, chłopaczku? Nie? To ci powiem: Kula, która znajduje się w magazynku, przechodzi przez parę cewek elektromagnetycznych, coraz bardziej się rozkręcając. Dodaj do tego, że w kulach były rowki powietrzne i to, że kule eksplodowały po zderzeniu się z celem. Więc uderzały i wybuchały już wewnątrz. Żeby dodać pikanterii do tego horroru, w stopie metalu był ukryty jeden z takich, które rezonowały z Łowcą do trzydziestu metrów. Kiedy wybuchały, zostawiały odłamki. Więc Łowca wiedział, które ułamki spierdalają w człowieku i miał lepszy ogląd sytuacji.
Ale wracając do tego lasu – zacząłem żuć tą gumę. Smakowała jak wyjątkowo obrzydliwa kostka rosołowa. Ale za to w przeciągu paru chwil świat nagle stał się zamglony i lekki, a ja jakoś biegłem szybciej od reszty.
(Nawiasem mówiąc, przez zażycie tego specyfiku miałem naprawdę straszny zjazd i paraliż mięśni przez parę następnych godzin. Ale przeżyłem, a to się liczy, a?)
Zobaczyłem w każdym razie jednego z nich. Mówiłem, że to spryciarze? Chyba nie mówiłem. Sukinsyn zaczaił się przede mną i sruuu... Zaczął we mnie sypać tymi swoimi strzałkami. A ja w niego z pulsu. Odłamki poraniły mi poważnie prawą rękę, ale póki co, mogłem nią trzymać karabin. No i urwało mi nogę, ale to potem.
To świństwo biegało po lasach jak goryl. To najbliższe porównanie, jakie mi się nasuwa. Miało trzy nogi, na których skakało krótkimi susami przez wzgórza. No i dwoje czerwono płonących oczu. Zastanawiałem się, dlaczego dyszało, gdy się poruszało za długo. Potem mi wytłumaczono, że Łowcy to nie były zwykłe maszyny bojowe, ale bioboty, ludzki mózg wyhodowany w maszynie do zabijania.
Miałem sporo szczęścia. Wsparcie transhumaniczne przyszło akurat wtedy, kiedy jeden z pocisków rozorał mi nogę, a potem wybuchł, rażąc mi część uda. Zacząłem krwawić, ale też było chyba tak, że przez ten specyfik głośniej wrzeszczałem(ciekawe, czy to też był zamierzony efekt?). Zaaplikowali mi znieczulenie, a trzy dni później obudziłem się w szpitalu z protezą w miejscu prawej nogi.
Więc wiesz, chłopaczku, jeśli nie masz jakiejś dużej broni przeciwko Łowcy, to uciekaj zygzakami i zawsze za coś. Może przeżyjesz.


# Nicolas Neumann

- Idziemy do tego magazynu, czy znikamy na jakiś czas?
- Żartujesz? -
wypalił Tot, biegnąc przez jakiś czas. - Spierdal...
Nie dokończył. W powietrzu zaczęły świszczeć niebieskie kule karabinów pulsowych. Neumann usłyszał, jak agent zgrzyta zębami i mruczy pod nosem przekleństwa. Zmienił zdanie:
- Idziemy do magazynu. Być może to jedyne miejsce, gdzie będziemy mogli chwilowo przetrwać.
Pobiegli wzdłuż ulicy, minęli mur szpitala, zardzewiałą furtkę i weszli w mrok. Na zewnątrz rozbrzmiewały strzały, słychać było terkot silników i karabinów, gdzieś na zachodzie słychać było dalekie wybuchy. Tot dał znak, by zamknąć żelazną bramę do magazynu, dwóch się zawinęło i zamknęło, założywszy łańcuch bez kłódki. Tamten pokiwał głową.
- Coś ci mówili? - zapytał Tot, a wysłuchawszy odpowiedź, poszedł dalej. - Zostawili linę – powiedział, patrząc na dawny szyb windy. - Wytrzyma... Jakoś.
Strzały, mimo że na zewnątrz magazynu, były coraz bliżej. Schodzili po kolei, najpierw Neumann, potem Tot, na końcu reszta. Gdy tylko skończyła się lina, poszli korytarzem, do laboratorium Buchty. Nagły dźwięk sprawił, że Tot drgnął.
- Dostają się do środka... - powiedział jeden z tamtych.
- Wiem. Wynośmy się stąd.
- Nie przetniemy liny?
- To na nic. Mają swoje.

Zeszli przez rumowisko utworzone przez pręty zbrojeniowe, które spadły. Tot wyjął z kieszeni pistolet pulsowy.
- Odsuńcie się!
Strzelił w stronę rur z ciśnieniem. Jak można było się domyślić, nie wypłynął z nich nawet obłok. Obandażowany człowiek machnął ręką.
- Uciekamy, do cholery!
Trafili do laboratorium Buchty. Neumann usłyszał, jak Tot mruczy do siebie:
- A więc to tutaj ten sukinkot ukrył swoje laboratorium, hmm? Niemożliwe... Nie mówił mi o tym wcześniej... Cwany bastard z Langego, he...
Ktoś, kto wcześniej bytował w tej małej kryjówce, nie zabrał ze sobą zbyt wielu rzeczy; co najważniejsze, nie zabrał ze sobą ciężkiego karabinu pulsowego, który mierzył lufą we wszystkich, którzy chcieli wejść do korytarza. Zapasy amunicji, broni, żywności, pozwalały na przetrzymanie w tym miejscu długich tygodni. Wyjście naprzeciwko karabinu prowadziło, wnioskując po zapachu, do kanałów. Po raz pierwszy Tot spytał się, co chciała zrobić reszta. Reszta, to jest trzech ludzi bez Neumanna odpowiedziała, że chętnie zostaliby tutaj i spróbowali szczęścia w zabijaniu jednostek Kombinatu w wąskim gardle wylotu korytarza.
- Rozumiem – powiedział obojętnym tonem Tot. - Rozumiem waszą decyzję, panowie i popieram ją. Jeśli chcecie, zostańcie tutaj. W ten sposób nasza umowa się rozwiązuje. Sami rozumiecie. Obecne warunki nie pozwalają nam na kontynuowanie współpracy. Co do ciebie, Nowy, zrobisz, jak zechcesz. Możesz iść ze mną tam, gdzie zamierzam – wskazał kciukiem śmierdzącą dziurę. - Biorę stąd pulsy i amunicję do nich. O, i pancerz.
Nikt nie protestował. Dawna kryjówka Buchty przypominała raczej składzik broni, toteż wszystkiego było pod dostatkiem. Tot odrzucił okulary, które roztrzaskały się za jego plecami i zerwał bandaż z twarzy.


*

# Totengräber
Jak zwykle, mój stary przyjaciel, Finneas Buchta, zwany przez wywiad agentem Langem, wydymał mnie. Prawie go nie poznałem przed szpitalem – zmienił się swojego czasu na tyle, żeby stać się cieniem samego siebie. Chociaż, z drugiej strony, pewnie chciał się zmienić. Ja też zmieniłem się od czasu naszego ostatniego spotkania.
A teraz, kryjówka, w której nakreślił znak PSI. Stary, dobry Lange, pomimo tego, że przymierze i cała ta farsa z Barkiem i Frankfurtem już się rozpadła, chyba pisał znaki PSI na każdym miejscu, do którego wlazł po to, by być rozpoznany. Po co chciał być rozpoznany? Do diabła, przysięgam, że nie wiem.
Zostawiłem tych skazańców pod magazynem, nie mówiąc im nawet, że niewiele mają szans z jednostkami pacyfikacyjnymi Kombinatu. Jeśli odkryją jakiś większy opór, będą się do niego lęgnąć jak muchy do świeżego ścierwa. Tym bardziej, że słyszałem, że od pewnego czasu Kombinat zaczął używać sił transhumanicznych.
Zupełnie jak Korporacja. Niech tylko jeszcze zaczną używać biobotów i eksperymentować na ludziach.
Szedłem śmierdzącym ściekiem, nie oglądając się za siebie. Przez niektóre kratki ściekowe dobiegały odgłosy walki i wybuchów. Wiedziałem: Jeszcze jedna litera psi, odwrócona w inną stronę. A-cha. Buchta oznaczył ścieżkę, być może do innego miejsca, w którym mógł się schronić. Znaki były niewyraźne i przypominały bardziej bazgroły durniów ostrzących noże, niż faktyczne znaki. Łatwo pomylić.
Szedłem jakiś czas, może godzinę, klucząc. Rozwidlenia korytarzy raczej wykluczały to, że ktoś zostawił więcej kryjówek. Wręcz przeciwnie, całość układała się w jedną trasę. Być może Buchta pozostawił tutaj nawet przejście pod Frankfurtem. Ostatecznie kanały wpadały do Odry, jednak słyszałem o jakichś projektach jeszcze sprzed XXI wieku o wybudowaniu podziemnych części w celu oczyszczania ścieków. Cholera wie. Szedłem.

* * *

# Frank Malak/Jack Travolta - Tanja Hahn/Karolina Kowalska – Axel Heintz/Hans Kloss – John Saint/Anton Schrauber – Hans Schlaufen – Helga und Selene Stieffenhauers – Yseult Stein/Hermina Steiner – Partyzanci
Wsiedli do samochodów, podczas gdy kule świszczały nad ich głowami.Minęli bramę szpitalną, gdy ujrzeli, jak tamci wchodzą do magazynu. Pojechali w górę ulicy.
- Jedziemy za Heintzem – powiedział w próżnię Saint. - Chyba ma jakiś plan.
Partyzanci mruknęli. Też w próżnię.
Tanja i Axel jechali na przedzie, z rozbitą szybą, podczas gdy kobiety i Buchta z tyłu schronili się za siedzeniami. Do czasu, kiedy parę kul trafiło Tanję; kule zostały zaabsorbowane przez OHU, wtedy Buchta wylazł zza siedzenia i podał Axelowi swoje działo grawitacyjne.
- Masz – powiedział. - Trzymaj cyngiel. Większość kul będzie was omijać.
Powietrze wydawało się parować przez jeepem – wyglądało to, jakby działo emitowało gorące powietrze. Mimo to, niebieskie smugi zmieniały swój tor lotu na centymetry przez szybą, odpływając w bok. Rzadko jakaś kula przedostawała się przez pole grawitacyjne, uderzając w szybę, robiąc dziurę w ramie albo będąc absorbowaną przez kombinezony.
- Dlaczego tak w nas walą? - myślał głośno Buchta. - Kurwa, tak się mszczą za jedną jednostkę? Nie mają lepszych rzeczy do roboty?
Zaklął jeszcze raz siarczyście. Helga jęknęła, Selene, kompletnie wyczerpana napadem, wydawała się być raczej niezdolna do wydania jakiegokolwiek dźwięku i ruchu. Można było pomyśleć, że spała; iluzję rozwiewały półprzymknięte oczy Selene, które wpatrywały się tępo w próżnię. Yseult Stein nie mówiła zaś nic.
Byli przed Heinekrankenhaus.
Wtem Hahn dostrzegła całkiem wyraźnie, po lewej stronie jedną z maszyn, którą widziała tylko na filmach: Ausschrittera.
DUMM-DUMM-DUMM. Był nieco większy, niż wydawał się na filmie, który podesłali im rebelianci z Neoberlina. Tanji dziwnie skojarzył się jak wyjątkowo groteskowe połączenie żyrafy i goryla. Trzy wielkie nogi wystawały z owadziego korpusu, opancerzonego niczym jakiś pokraczny żuk. Bez wątpienia przypominał owe "tripody" z fantastycznych powieści Wellsa. Tamte jednak zbierały ludzi w celach eksperymentalnych i ich krwią nawadniały pola. Te były maszynami, które zabijały wszystko, co się rusza.
Ausschritter zaczął ich ostrzeliwać, mimo dużej odległości – całkiem efektywnie. Pociski, które wystrzeliwało jego jedyne działo, były także doładowane pulsowo, jednak były o wiele większego kalibru. Jeepy miały opancerzenie, jednak tam, gdzie upadły kule, zaczęły się pojawiać małe wgłębienia.
Wjechali za budynek, a Saint, który prowadził drugiego jeepa, odetchnął. Niepotrzebnie.
Blok, eksplodował pod uderzeniem działa molekularnego, tworząc kawał ruin. Impet uderzenia zmiótł jeepa Tanji i Axela, tak, że wywrócił się na prawy bok, roniąc iskry. Zatrzymał się w poprzek drogi, jednak Saint i Schlaufen przejechali dalej. Zatrzymali się jednak.
- Prędko, do cholery, prędko! - zawył Saint, wychodząc z jeepa. - Ty, Malak! Masz tą walizkę i pilnuj jej. I nie otwieraj jej za cholerę! Schlaufen! Rusz dupę! Musimy pomóc tamtym!
- Saint!
- Co!?
- Spójrz w górę drogi!

Spojrzał. Zamrugał. Wyglądało na to, że trzy jeepy Kombinatu znajdują się około trzysta metrów przed nimi. Około trzech jednostek, choć wyglądały na stare typy. Nie mógł oszacować więcej, bo część ludzi była ukryta za drzewami. Ewakuowali szpital, w którym byli chorzy.
- Do cholery! - zawołał Saint. - Później! Pomóż mi odwrócić tego jeepa!
Zawinęli się. Potrzebny był trzeci. Wołali partyzantów. Nie musieli. Wyszli z opancerzonego jeepa, pomogli im. Prawy bok był porysowany tak, że potrzeba było i blacharza i lakiernika. Do diabła z lakiernikiem i blacharzem, pomyślał Saint. I tak nikt nie ma tu lakieru.
Za to blacha spadła z nieba na Schlaufena. Umknął, ostry brzeg jednak zadrasnął mu plecy. I znowu wybuch. Maszyna potrzebowała około dwóch minut do ochłodzenia działa molekularnego. Deszcz odłamków cegieł spowodował, że wszyscy zakryli ręce głowami. Jedna z cegieł spadła, odbiła się od blachy jeepa i i gruchnęła w szybę, powodując pajęczynę pęknięć.
- Ruszać się, do cholery, ruszać się! - mówił Saint. - Ty, Habenburg! Podaj mi RPG z jeepa.
- Dwa pociski!
DUMM-DUMM-DUMM.
- I gówno! Dawaj! A wy zabierajcie się i spierdalajcie z tą walizką! Rozumiecie!? Pieprzyć mnie, ta walizka ma się znaleźć w bunkrze. Schlaufen będzie wiedział, co z nią zrobić. Rozumiecie? Wypierdalać!

Wbiegł w ruiny, których kolejna część eksplodowała. Tanja ujrzała, jak jego szary, falujący płaszcz wspina się po schodach dawnego bloku, teraz dziwacznej ruiny przypominającej bardziej kretyńską karykaturę industrialnego potwora. Kolejny deszcz odłamków spadł na głowy.
- A czy on zapomniał, kto stoi przed szpitalem? - powiedział quasispokojnie Schlaufen. - I że zaraz zjawią się tu Łowcy?


[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 08-01-2009 o 20:56.
Irrlicht jest offline  
Stary 11-01-2009, 16:37   #133
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Frankfurt terenem działań wojennych stał się w jednej chwili. W Berlinie było tak samo. Coś w Tanji buntowało się przeciw takiemu stanowi rzeczy. Wiedziała, że to z powodu resztek naiwnej wiary, że świat należy do człowieka, więc wszelkie jego zmiany powinny być dostosowane do ludzkich możliwości adaptacyjnych. Tymczasem ludzka percepcja nie nadążała - niedoskonałe mózgi, zbyt wolne systemy nerwowe i po raz kolejny okazywało się, że człowiek żyje w świecie, którego nie jest w stanie ani pojąć, ani zapamiętać, że to, co chce zrozumieć musi nadpisać.
Tanja nie widziała kul, które, gdyby nie OHU, mogły pozbawić ją życia, nie widziała pocisku, który wywrócił ich samochód i przegapiła moment, kiedy Saint i partyzanci wyskoczyli im na pomoc. Dopiero, gdy jeep wrócił do swej właściwej pozycji, wszystko przyśpieszyło i Tanja zobaczyła nagle wyraźnie ausschrittera, jednostki Kombinatu, pokrzykujących pasażerów drugiego samochodu, jeszcze przed chwilą funkcjonujący szpital i wnętrze ich wozu, gdzie wszyscy wydawali się cali a oszołomione dziewczyny tkwiły na razie tam, gdzie ona była przed chwilą, po drugiej stronie wydarzeń, z góry skazane na niepowodzenie w poszukiwaniach ciągu przyczynowo-skutkowego w epizodzie niedostosowanym do możliwości percepcji homo sapiens.
Tanja Hahn słyszała krzyki nawołujące do ucieczki i widziała Sainta - ćpuna i mordercę, który uginał się właśnie pod ciężarem swego nazwiska i poświęcał się, by mogli wiać, choć być może robił to naprawdę dla tajemnicy ukrytej w czarnym neseserku. Pamiętała też, że biomech, który do nich strzelał jest straszliwie trudny do zniszczenia, a może raczej zabicia i że zaraz dołączą do niego laboratoryjni krewniacy.
I strasznie nie chciała znowu uciekać.
- Mamy jeszcze te dwa działa.
- W szpitalu są chorzy.
- Odciągajmy jego uwagę jeszcze chociaż chwilę. – mówiła przede wszystkim do Buchty, który nawet w czasie wywrotki nie wypuścił z dłoni jednej ze swoich zabawek.
- Mówiłeś czterysta kilo – spieszyła się, by wykrzyczeć wszystko nim trafi w nich następny pocisk – ciśnijmy w niego czymś, Ty w jedną nogę, ja w drugą, drugim działem. Bo to też działa – pokazała na zabraną z ukrytego laboratorium broń – złożyłam.
- Tamtym – pokazała betonowe niegdysiejsze kwietniki.
- Równocześnie, na trzy.
Odliczyła. Improwizowany pocisk poleciał w stronę nogi ausschrittera.
 
Hellian jest offline  
Stary 12-01-2009, 11:38   #134
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Po paru minutach dotarli do magazynu.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie niepokojące odgłosy z zewnątrz. Graber stwierdził głośno to, o czym myśleli z obawą inni. Dostają się do środka.

Pewną otuchą dla zgromadzonych w kryjówce mężczyzn było ustawione na trójnogu działko pulsowe. W tej dziurze w ogóle było pełno amunicji i broni. Widać urzędujący tu koleś miał fioła na punkcie zapewnienia sobie bezpieczeństwa. "Ciekawe przed czym?" - Nicolas zastanawił się przez chwilę. W zasadzie nie miało to znaczenia. Świat był wystarczająco wredny na codzień, by próbować się przed nim uchronić.

Kolejny hałas dobiegający z tunelu nakazywał pośpiech. Trzej miejscowi zamierzali przyczaić się tutaj, licząc na niewątpliwą zaletę, jaką była dobrze umnocniona kryjówka z zapasami na długi czas.
Nowy wahał się jedynie przez chwilę.
Nie był żołnierzem. Nie miał w zwyczaju biec na wroga z żądzą mordu w oczach. "Przynajmniej nie za często..." - poprawił się, uśmiechając się w myślach. Był przemytnikiem. Często musiał kryć się, skradać i uciekać, jak zrobiło się za gorąco. Tak, uciekać to było właściwe słowo. Ucieczka dawała szansę na przeżycie.

- Idę z tobą - rzucił do Tota. Chciał dodać, że zabawa w wojsko nie jest dla niego, ale zrezygnował. Graber wcale nie czekał na wyjaśnienia. Pozostali też nie.

Idąc za przykładem innych rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przydatnych rzeczy. Skrzywił się lekko przywdziewając kevlarową kamizelkę. Jednak kamizelka najmniej krępowała ruchy, a w obliczu strefy działań wojennych nie zdecydował się nie założyć żadnego zabezpieczenia. Znalazł również dobrze zaopatrzoną apteczkę. Zabrał stamtąd trochę bandaży, jakieś środki antyseptyczne i przeciwbólowe. Apteczka przypomniała mu o postrzelonych nogach, więc zaopatrzył rany. Nie było źle - dwie dziury w prawym udzie, lewa noga tylko draśnięta. Mógł chodzić, nawet podbiec trochę, ale o sprincie mógł na razie zapomnieć. Dla złagodzenia bólu wziął kilka pastylek przeciwbólowych.

Z jakiejś szafki w rogu zabrał latarkę i sprawną lornetkę. Porządna, wojskowa robota. Wspaniały zoom i jeszcze funkcja noktowizji. Może się przydać. Po krótkim namyśle, z tej samej szafki wziął pięć granatów. Dwa odłamkowe i dwa dymne schował do plecaka, a hukowo-błyskowy do kieszeni kurtki.
Ze stojaka na broń zabrał niemiecki H&K MP7 z tłumikiem. Trzy zapasowe 40-nabojowe magazynki wrzucił do plecaka. Taka broń pasowała do niego. Cicha, poręczna i śmiercionośna. Po prostu marzenie przemytnika.

Chciał już ruszać za wychodzącym Totem, gdy jego wzrok padł na rosyjski RG-6. Uśmiechnął się, co nadało jego twarzy dziwnego wyrazu. Kilka lat temu przewozili kilka sztuk tej broni dla klienta na terenie dawnych Niemiec. Upili się podczas postoju i dla zabawy trochę postrzelali z owych rewolwerowych granatników. Troszkę ich poniosło i musieli wiać stamtąd w diabły, zanim wojsko dotarło na miejsce. Ale za to zabawa była przednia.
Przewiesił granatnik przez ramię, sprawdzając uprzednio komory bębna. Załadowane były granatami typu WOG-25P, które podskakiwały po uderzeniu w ziemię na jakiś metr, po czym następowała eksplozja właściwego ładunku. Kolejne sześć takich 40mm granatów wrzucił do plecaka, dorzucając jeszcze dwa z gazem obezwładniającym CS.
"W końcu na górze jest wojna, co nie?" - stwierdził i ruszył za wychodzącym Graberem. Przed wyjściem skinął jeszcze głową, żegnając przygotowujących się do obrony mężczyzn.
"Dadzą nam więcej czasu..." - pomyślał, nie czując wyrzutów sumienia. W końcu sami zdecydowali się zostać tutaj. Wyszedł.

* * *
Graber przez całą drogę w ogóle się nie odzywał, chociaż Nicolas widział, że myśli tamtego są czymś zaprzątnięte. Wyszukiwał drogę, odnajdując jakieś znaki na ziemi, murach i suficie. Nowemu wystarczało, że sprawiał wrażenie, jakby wiedział dokąd idzie. Albo za czym idzie. Lepsze to było, niż błądzenie po omacku w kanałach. Odgłosy walk na powierzchni dochodziły zewsząd, czasem tylko niknąc lub wybuchając ze zdwojoną siłą.
Szedł za Totem chcąc wierzyć, że ten wie co robi. Spoconymi palcami ściskał kolbę pistoletu maszynowego mając nadzieję, że nie będzie musiał robić z niego użytku.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 14-01-2009, 11:47   #135
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
I znowu ucieczka. Ciekawe kiedy to wszystko miało się zamiar skończyć. Bo przecież w końcu musieli uciec wystarczająco daleko. Albo zginąć, ale tą myśl odrzucił daleko, starając się do niej nie wracać. Czemu ten pieprzony Kombinat tak się uwziął na "ludzi ze szpitala"?! To przez Marię, czy może raczej przez unieszkodliwioną broń plazmową. Ciekawe, czy Tanja teraz żałowała, że to zrobiła. On raczej nie, tak czy inaczej zabijania było za dużo. Inna sprawa, że mogli skopiować plany, broń przeciwko biorobotom byłaby bardzo wskazana, patrząc po tym, co się właśnie działo. Szczęściem OHU i zabawka Buchty były całkiem skuteczne przynajmniej na zwykłe kule, którymi ich zasypywali. Axel już dawno się pogubił, kto strzela do nich w danej chwili. Byleby strzelali nieskutecznie, chociaż po dostaniu z działa ausswittera czy jak im było, Heintz już co do nieskuteczności nie był przekonany. Kombinezon znowu go ochronił, ale ile jeszcze miał mocy? Spojrzał za siebie, na pozostałych. Również wydawali się cali, jeep okazał się mocniejszy, niż się w sumie spodziewał. A z pomocą tych z drugiego samochodu wkrótce znów stał na czterech kołach, gotowy do jazdy.

Dopiero teraz miał chwilę, by rozejrzeć się dookoła. Szpital, ale nic nie mogli zrobić, by pomóc im w ewakuacji. Axel spojrzał na Tanję, zaciśnięte usta i twarde spojrzenie twierdziły jasno, że nie będzie chciała zostawić tej sytuacji ot tak.
-Możemy co najwyżej odwrócić uwagę kilku z nich.
Wypadł z samochodu i machnął na Malaka. Saint właśnie biegł do budynku z RPG pod ręką. Samobójca, zresztą niepoważny, lepiej by było, gdyby walił z ruchliwego jeepa.
-Jedźcie za mną! Jak się uda nam wyrwać to powinno się udać. Te biogówna nas nie znajdą.
Podbiegł do bagażnika, wyjmując z niego podobną broń do tej, którą zabrał Saint. Wpakował ją pomiędzy przednie siedzenia i schował się w wozie. Tanja i Buchta właśnie ciskali w ausswittera donicami, ale nie było na to czasu. Huntery były coraz bliżej. Odpalił jeepa i ruszył z piskiem.
-Może pobiegną za nami. Jeśli nie... to jedyna szansa tych ludzi to armia Kombinatu. My z nimi nie wygramy.
Docisnął gaz do dechy, mknąc po ulicach. Znów włączyli broń grawitacyjną, w samą porę, bo coś odbiło się od powierzchni jeepa. Gdzieś obok coś eksplodowało. Axel tylko przyspieszył.
-Niech jedno z was odbija pociski a drugie rzuca czymś w tych, co nas atakują! RPG wolałbym zostawić na bardziej kryzysową chwilę!
Skupił się na prowadzeniu, nawet nie sprawdzając, czy drugi jeep trzyma się ich tyłów. W tej chwili chciał, by przede wszystkim przeżyli oni sami.
 
Sekal jest offline  
Stary 19-01-2009, 19:56   #136
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Antrakt
<01:24> HLAmyn has entered the room
<01:30> ocurfa has entered the room
<01:30> wscieekly_suczor has entered the room
<01:31> HLAmyn: 93
<01:31> wscieekly_suczor: 93!
<01:31> ocurfa: 93 ludziska
<01:33> info
<01:35> HLAmyn: lol fag
<01:36> wscieekly_suczor: ocurfa tobie nikt nieda za damro info
<01:36> jebany n00b
<01:38> ocurfa: ale ja o ryjka pytalem
<01:39> HLAmyn: aa to git o tobie chodzi o tego kutasa z osiedal?
<01:40> ocurfa: no
<01:45> HLAmyn: to ty mu powiedz wsciekly bo ja tam kontaktow nie mialem
<01:46> wscieekly_suczor: spox o tym sukinsynu to ifno dajemy wszystkim
<01:46> bo to wielki mag
<01:46> wielki bialy mag ktopry odkryl magie bialego speedu
<01:46> w ogole z nim taka sprawa byla ze on podobno do swojego towaru sie spuszczal
<01:47> wscieekly_suczor: pojeb czysty
<01:47> HLAmyn: to dlatego gosciom z dworca wychodzily potem takie cuda jak jakies przejebane wyptski na na lapach ja sie w ogole dziwie ze po dawaniu sobie tego w kable przezyli
<01:47> wscieekly_suczor: no
<01:48> w ogole on jakiegos syfa dostal po tym jak migotka mu dziare wydrapala
<01:48> jakas przedupiona zgrzewara chyba kupiona od araba, ale w ogoole lol wystawcie sobie ze on takie zlo sobie dziaral jak kaczora donalda albo czarodziejke z ksiezyca
<01:48> ocurfa: loool
<01:49> wscieekly_suczor: on w ogole zanim zszedl to byl taki pedalek z niego ze hej
<01:49> jakie ja ploty o nim slyszalem o jaa nie moge
<01:49> ocurfa: a czemu on w ogole zszedl?
<01:50> HLAmyn: z tym to jest najepsiejsza historie hyhy
<01:50> wscieekly_suczor: no
<01:50> wscieekly suczor: to wystaw sobie cos takiego
<01:50> w ogole on był zamieszane w jakies lewe interesy z muminkiem
<01:50> HLA myn: a jak tam muminek?
<01:50> wscieekly_suczor: a nie wiem wlascnie on parkur kreci
<01:51> skacze sobie po dachach psy go gonia te rzeczy
<01:52> ocurfa: ty gadaj lepiej jak to bylo z ryjkiem
<01:52> wscieekly_suczor: no wiec sluchaj to bylo chyba z mc temu
<01:52> HLAmyn: dluzej
<01:52> wscieekly_suczor: ok chyba dwa ale najwazniejsze oni bodajze z mumuminkiem i paszczakiem jakie party wykrecil
<01:53> a paszczak wiadomo rastafari dal im cos do palenia to sie skurzyli
<01:53> i to tak niezle
<01:53> nikogo nie bylo tylko tych trzech tam w chacie migotki bo ona poszla do roboty
<01:53> noo jeszcze od migotki smark został ale to tam kij z tym mieli go dogladac raz za jakis czas migotka zajebiscie go uspala
<01:54>wscieekly_suczor: ona w ogole zajebiscie usypia pamietam jak mi smoczek do ryja wrazila i markerem na czole wypisala „TY CHUJKU”
<01:54> ale to jak oni się skurzyli z paszczakiem jaa pierdole
<01:54> oni potem już zaczeli majtki sciagac i takie cuda wyprawiac
<01:54> a paszczak stary sukinsyn kiedy wyczul ze sprawy zaczynaja sie robic ciekawsze to zmyl sie
<01:54> i oczywiscie nikt mu teraz nie powie ze mlodych deprawowal bo spierdolil
<01:54> a potem weszla stara muminka
<01:54> HLAmyn: oo starzy muminka wymiataja
<01:54> wscieekly_suczor: no yoooow wiadomo zawsze blanta daja
<01:55> wscieekly_suczor: ale najlepsze jest to ze mama muminka ma zawsze takie pojebane wkrety z byciem matka jak sie skurzy to ona poszla sprawdzic co jej synus robi
<01:55> i czuj taka akcje: muminek i ryjek juz jakies tam kurwa sabaty robili i modlili się do szatana
<01:55> a tam matka muminka przed gankiem a tu dup jej synus wyskakuje z ryjkiem z pyta nagi kompletnie
<01:56> jinxed na pelnej kurwie
<01:57> wscieekly_suczor: on się w ogole potem z tego jakos wylgal przemyslny chujek ale lozl jak ja bym tam byl to flmik sle na jutubca
<01:57> ocurfa: oka ja ide
ocurfa has left the room
<02:03> HLAmyn: ty a moze przyjsc do ciebie co?
<02:03> wscieekly_suczor: po co?
<02:03> HLAmyn: ty wiesz po co
<02:03> HLAmyn: ja w ogole mam taka prosbe ultrawazna
<02:03> HLAmyn: i ty wiesz o co chodzi to moge?
<02:03> HLAmyn: prosze?
<02:03> wscieekly_suczor: wez nie pierdol tylko pisz posta do triarii

# Totengräber | 1
Wojna trwała tam gdzieś na górze, podczas gdy ja parłem. Może to smród kanałów, albo cokolwiek innego sprawiły, że tak naprawdę nie od razu zdałem sobie sprawę, że podążał za mną ten, którego Schimmel nazywała Nowym. Nie, żebym dbał o to – jednak w duchu skarciłem się za to, że bardziej zajmowały mnie symbole, które nakreślił Finneas, niż dbałość o własną dupę.
Zdziwiło mnie w sumie, dlaczego Finneas nie rozpoznał mnie od razu. Albo był pijany, albo etanol po prostu stępił mu mózg. Do diabła! Irrlicht odszedł cholera wie gdzie, a Buchta chleje coraz więcej i więcej. Może to lepiej? Ha! Coś mi się zdaje, że z czasem i ja skończę z flaszką w ręku. Sukinsyn Buchta, sukinsyn ja. Zaraza.
Jednak ta dziura w magazynie to było pewnie coś, czego Finneas się nie spodziewał. Może podejrzewał, że stare korytarze magazynu halucynogenu zawalą się z czasem. Kto wcześniej chodził do magazynu? Pewnie tamci ze szpitala. Kim byli tamci ze szpitala? Potrzebuję więcej informacji. Czego chcieli? Dlaczego Buchta był z nimi? Pomagali mu? Albo może wykorzystywał jakichś szczeniaków, których wysłał Bark? Niewątpliwie, potrzebowałem więcej informacji.
Wyciągnąłem broń, gdy mijaliśmy załom korytarza. Spojrzałem na zniekształcone zwłoki, które wyłoniły się z zapieczętowanej przez kanalarzy niszy. Parsknąłem i wskazałem Nowemu brodą.
- Ty pewnie jeszcze nie byłeś wcześniej we Frankfurcie. To jedna z ofiar Wojny Grzechu, która rozpętała się na długo, zanim przybyłem do Frankfurta. Kiedy uczyłem się od szabrowników, jak chodzić po kanałach, zapytałem się, skąd te zwłoki. Pewnie pieprzyli od rzeczy, ale jest taka bajeczka: Kiedy to miasto było jeszcze pod władzą Korporacji, wieźli jakiś transport więźniów. Polityczni to byli. I ciężarówka się wywaliła. Tamten jeden przysięgał, że widział na własne oczy, jak do kanałów wchodzą ludzie, którzy mieli trzy ręce, troje oczu, albo coś, co nie wyglądało jak ludzie...
Zaśmiałem się. Sprawdziłem kolejny znak wydrapany nożem i szedłem dalej.

*

Tot szedł, chlupocząc w obrzydliwym gnoju. Czasami Neumann napotykał zwłoki, przeważnie zwęglone i zdeformowane, które pokazywał mu Tot. Nie tłumaczył jednak, skąd brali się zdeformowani ludzie; mruczał czasem coś o „portalach” i „innym świecie”.
Doszli w końcu do rozwidlenia korytarza, gdzie nie było żadnych znaków – Tot po chwili zastanowienia wybrał prawy tunel. Tu kanały kończyły się i zaczynał się betonowy korytarz; gdzieś w oddali huczały maszyny.
- Teraz mam pewność – powiedział Tot sam do siebie, podchodząc do żelaznej klapy na środku. Odbił ją, metal z brzękiem upadł kawałek dalej. Zaświecił latarką do wewnątrz. - Wiesz, co to jest, Nowy? Pewnie nie. Ładuj się.
Wskoczył do małego wózka i zaprosił Nowego do środka. Szyb wydawał się być używany do transportowania materiałów pod ziemią. Gräber wyjaśnił, że tak stało się z czasem, jednak na początku szyb został zbudowany przez Niemców z ich niekończącą się manią do budowania bunkrów. Szyby te miały służyć – i pewnie dalej służą – do ucieczki poza granice miasta. Buchta musiał ich używać, by przemieszczać się na tak wielkie odległości – mówił dalej. Jeśli wsiedli do właściwego szybu, to poniesie ich być może za samo miasto... Albo do jeszcze ciekawszego miejsca. Dokąd? Miał nadzieję, że Finneas go nie zawiedzie.

* * *

# Yseult Stein
- Więc wiesz – zapaliła papierosa – jak teraz wspominam to, było nam naprawdę ciężko. Weź i nie pierdol, że nie rozumiesz. Bo rozumiesz, prawda? Jak miało nie być ciężko, skoro wtedy nagle gruchnęła wieść, że nadjeżdża Kombinat, Korporacja, kawaleria i... I chyba tylko cholernego Boga brakowało, żeby włączył się do bitwy.
Bóg. Jak tylko wypełzłam z jeepa, sama się dziwiłam, że ten złom nadal nadawał się do jazdy. Fruwający deszcz, zagłada i zniszczenie. Tak, było ciężko. Ale jakoś nikt tego nie zauważał, że jest ciężko, tylko każdy kombinował, jak uciec.
O czym ja to? A, Bóg. Boga chyba zabrakło Johnowi Saintowi, kiedy wchodził do tamtego budynku. Malak, chwacki chłopak, choć świętojebliwy impotent, trzymał mocno tę jego walizkę(nawiasem mówiąc, potem myślałam ją otworzyć). Stał co prawda i patrzył się jak cielę w malowane wrota, jednak przynajmniej stał. Helga zemdlała z szoku, Selene... No cóż, Selene była nieobecna od pewnego czasu.
A potem ausschritter jebnął w budynek, w którym był Saint. Chociaż muszę mu zapisać coś na plus – z jednego z okien z budynków wyleciały dwa pociski, jeden po drugim, po pewnym czasie, oczywiście. No i bum! Czy wtedy żałowałam tego sukinsyna? Wierz mi, nawet jeśli poświęcał się dla nas, albo raczej dla tego czarnego gówna, które trzymał Malak, to i tak ucieszyłabym się, gdybym mogła zobaczyć jego fruwające zwłoki. Ale pech. Pewnie zginął pod gruzami. Więc nie mogłam turlać jego czaszki po ulicy. Nie było czasu zresztą na turlanie czegokolwiek.
Tanja, która była jeszcze jedną z osób, którą irracjonalnie oskarżałam o śmierć mojego dziecka, wykazała się samobójczą inwencją i kazała Buchcie rzucać w nogi tego czegoś, co do nas się zbliżało. Krzyczałam, że jest głupia i że się o nią boję, ale nie słuchała. Więc chyba naprawdę była głupia.
Na szczęście dała radę. Wielkie cielsko czegoś, co przypominało krzyżówkę goryla i żyrafy zachwiało się, połamane kończyny trzeszczały, w końcu zwaliło się, wydając buczący dźwięk. Z pancerza posypały się iskry, nastąpiło zwarcie, syntetyczny mózg umarł. Z owadziego pancerza wypłynął jakiś dziwaczny płyn. Nie ruszało się. „Szybciej!” - krzyknęłam. Niepotrzebnie. Wszyscy uciekali do jeepa widząc, co się zbliża.
Zbliżali się rzeczywiście. Łowcy. Właściwie były trochę mniejsze, niż na początku je sobie wyobrażałam. Ale wtedy była moja chwila. Naprawdę moja chwila, żeby pokazać reszcie, że jestem coś warta. A przede wszystkim samej siebie pokazać, że jestem coś warta i wspomnieniom.
Kiedy reszta uciekała, wyjęłam broń pulsową podwędzoną z jeepa i załadowałam. Skąd miałam rdzeń pulsowy? Wzięłam go z magazynu Finneasa, gdy nikt nie patrzył. Nie wiedziałam wtedy, po co mi mała kulka z czarnego metalu.
Karabin wypalił, a odrzut nadwyrężył mi rękę. Pomimo to, kula światła pomknęła w stronę grupki i wybuchła, uderzając w jednego, który stał się kupką iskier i oszałamiając resztę. Habenburg pociągnął mnie za rękę, wpychając siłą do jeepa. Krwawił, dostał pewnie odłamkiem. Pozostało jedno – przebić się przez blokadę Kombinatu na trasie...


*

Jechali. Tamci koło szpitala Heinego zorientowali się zaraz po tym, jak jeden z ausschritterów został powalony na ziemię. Trzy jednostki typu transhumanicznego zmobilizowały się i ustawiły prędko blokadę, trzy jeepy w poprzek drogi. Co gorsza, pozostali w szpitalu sanitariusze transportowali rannych i chorych do karetek. Niektórzy z nich czekali na drodze, bo wozów było za mało. Pomimo to, Kombinat dzielnie stawiał opór ausschriterom i Łowcom. Żeby umożliwić ewakuację personelu ze szpitala, przyjechało jeszcze wsparcie złożone z dwóch jeepów. Jedna, jak się okazało, miała w bagażniku PKM, pulsowy karabin maszynowy. Tanja pamiętała, że to coś potrafiło zabić całą ulicę, jednak naładowanie rdzenia pulsowego i pełne ustawienie karabinu zajmowało dwadzieścia minut. Drugi korpus pomagał przy ewakuacji rannych ze szpitala. Po obu stronach były ruiny i wertepy, przy czym ruiny po prawej prowadziły do kompleksu świątynnego, zaś po lewej rozciągało się pustkowie linii demarkacyjnej.
Otworzyli ogień już dawno. Axel i Buchta zostali dosłownie zasypani gradem kul, jednak dwa działa grawitacyjne robiły to, co miały: Jedynie z rzadka jakaś zabłąkana kula otarła się o karoserię rozbitego okna.
Czekali, patrząc na zbliżające się jeepy.



* * *

# Totengräber | 2
Podziemna kolejka mknęła; przed nami zapalały się światła jeszcze działającej sieci trakcyjnej. Wyglądali na to, że bardziej dbano w tym mieście o podziemia, niż o powierzchnię(stanęła mi przed oczyma zrujnowana sieć trakcyjna we Frankfurcie Centralnym, industrialny moloch zardzewiałych semaforów, pokradzionych szyn i drutów). Światła pryskały mdłym, kremowym blaskiem, oświetlając głównie poczerniałą od wilgoci posadzkę, spękany beton, kości małych zwierząt i ich odchody.
Ni stąd, ni zowąd poczułem się w obowiązku wyjawić moją prawdziwą tożsamość mojemu towarzyszowi. Czemu? Nie wiem. Przecież i tak pewnie zginie. Tym lepiej, nie będzie mnie za długo znał.
- Nazywam się Dürer.
Nie sądziłem, żeby mu to mówiło cokolwiek.
- Jestem jednym z agentów wysłanym przez Rebelię Nowej Polski. Wygląda na to, że spędzimy trochę ze sobą czasu, więc dobrze, żebyś mnie znał. Wiesz, co zamierzam?
Oczywista odpowiedź dotarła do moich uszu.
- A więc posłuchaj. Jak sądzę, ta kolejka doprowadzi nas dokądś. Nie wiem dokąd, ale jestem pewny, że do miejsca, które zbudował mój przyjaciel. Dawny przyjaciel. Teraz może trochę inaczej reagować na mnie, dawno się nie widzieliśmy. Nazywa się Finneas Buchta. Tak brzmi jedna z jego tożsamości, równie fałszywa, jak pozostałe. Zostawmy jednak to, jak kto się nazywa.
Pauza.
- Jeżeli mi się wydaje dobrze, a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest, to być może dojdziemy do jakiejś kryjówki, w której będziemy mogli przetrzymać i uderzenie głowicy jądrowej. To wcale nie jest takie niemożliwe, jak na to miasto. W każdym razie zamierzam albo się gdzieś zabunkrować, albo stąd uciec. To drugie byłoby chyba lepsze. Po ataku Kombinat zacznie węszyć. A ja nie chcę być tam, gdzie ta pojebana banda fanatyków czegoś szuka.
Kolejka nagle zatrzymała się przed wejściem do wielkiej, stalowej rury z wypalonymi kratami. Ktoś tu był wcześniej. Niewątpliwie Finneas. Bez dłuższego namyślania się wszedłem.
Usłyszałem charakterystyczny zapach oddychania, occhhh-graaachhh, skierowałem światło latarki na ścianę.
- Proszę, proszę... Ktoś sobie tutaj chyba urządził małe laboratorium... Uważaj na swoją głowę i twarz, człowieku. A szczególnie na to, co mogłoby na nią wskoczyć.
Pierwszą pluskwę zabiłem w załomie korytarza. Kopnąłem małe ciałko, które zatopiło się w mętnej wodzie. Drugą i trzecią Nowy. Może nie rozumiał, co to było i co mogło mu to zrobić, ale pewnie wyczuwał zagrożenie ze strony ich kłów. Myślałem potem mu wytłumaczyć, o co chodzi. Zakląłem jednak ze zgrozą, kiedy zobaczyłem małe larwy żywiące się na mchu.
- Musimy się stąd jak najszybciej wydostać – powiedziałem. - Ktokolwiek to zrobił... Buchta albo ktoś... Inny... Musiał mieć nierówno pod kopułą... Żeby...
Wyszliśmy w inny kanał. Spojrzałem w lewo, w niszę. Prawie zarośnięty napis nad odemkniętymi drzwiami głosił:

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/this.vortal.coil.png[/MEDIA]

Pamiętałem. To było jedne z pierwszych labów, które kiedykolwiek były założone we Frankfurcie. Ktoś się tu dostał przede mną, niewątpliwie.
Kazałem Nowemu ubezpieczać tyły, sam zaś zagłębiłem się do środka.
Po krótkiej wycieczce okazało się, że nie ma tu nikogo. Zjechałem na dół windą i spojrzałem na urządzenie.
Śmiałem się?

*

Zjechał windą na dół i spojrzał na maszynę do tworzenia portali. Podszedł do niej i zaczął przy niej grzebać.
- Posłuchaj mnie teraz dobrze, Nowy. Może nazywam się Dürer... A może i nie. W każdym razie im dłużej ta wojna trwa, to miasto ma coraz większą szansę stać się atomowym kraterem. Lubisz gryźć ziemię? Ja też nie. Byłem z Buchtą i pracowałem nad projektem otwierania portali do innego świata. Ten świat nazwaliśmy Externusem. Wiesz, co to znaczy? Z łaciny to znaczy: „Zewnętrzny”. Zresztą pierdolić nomenklaturę. Zarówno Korporacja, jak i Kombinat zrobiła nas wszystkich nieźle w chuja rozpoczynając tą wojnę. Zamierzam naprawić ten błąd. Jak? Jeszcze nie wiem, ale z tego, co tu... Tu widzę, ta stacja prowadzi na stację na Externusie.
Buchta wiedział, jak otwierać portale trwałe, ale bał się tego i nie mówił o tej możliwości nikomu ze swoich bliskich współpracowników. Twierdził, że te dwa uniwersa powinny rozwijać się w odosobnieniu. Nie wiem. Może po prostu przeraziło go to, co ujrzał za portalem.
...nadążasz, co chcę powiedzieć? Jestem naukowcem z Muru, die Mauer, jednym z tych, którzy odkryli przejście do innego świata. I zaraz je, kurwa, otworzę. Jeżeli mnie pamięć nie myli, Finneas na stacji zostawił sporo dokumentacji dotyczącej zarówno Externusa, jak i projektów wewnętrznych ekipy badawczej. Wiem, że to prawdopodobnie brzmi do ciebie jak jakaś pierdolona bajka. Ale może uwierzysz, w końcu widziałeś oddychający mech, zdeformowane zwłoki i resztę tego gówna. To wszystko robota promieniowania T, które jest obecne przy otwieraniu portali.
Zamierzam użyć tych cholernych portali do wyszpiegowania, o co tak naprawdę chodzi w tej całej kabale. Śmierdzi mi tu coś na kilometr. Finneas... On... No cóż, zawsze był cholernym romantykiem i wolał studiować w spokoju. Nie lubił wojny. Może dlatego tak się rozpił.
O, jak miło. Sekwencja rozpoczynająca tunelowanie.

Wcisnął prędko klawisze na sekwencerze.
- Tak więc, Nowy, wiem, że to wszystko spadło ci na łeb jak cegła. Nie dziwię się, jeśli zrezygnujesz. Jeśli chcesz, idź ze mną. Jeśli nie, wyjedź windą na górę. Portal co prawda zamknie się, ale ustawiłem go na lepsze przejście. Takie, co może pomieścić paru ludzi naraz. Ktoś... Być może nawet ci ludzie ze szpitala tutaj przyjdą niedługo. Zrobicie co zechcecie. Ja spadam na stację.
Nacisnął czerwony guzik.
Błysk światła oślepił na chwilę Neumanna, a w maszynie pojawiła się iskra.

*

Czarny wicher rozpłynął się po pokoju przynosząc koszmarny odór zgnilizny. Dziwaczna iskra będąca w rozszerzającej się kuli ciemności ni to buczała, ni piszczała. Wydawała dźwięk. Nagle rozległ się trzask pękającej kości. I znowu błysnęło. Wycie wiatru, coraz głośniejsze, napełniało świszczącą monotonią uszy Nicolasa i Dürera; w wichrze słychać było coś na kształt zawodzenia, choć może był to produkt umysłu napromieniowanego polem Thamma. Błysk. Ciężko zlepione warstwy iluzji rzeczywistości rozchylały się jak wargi wyjątkowo obrzydliwego sromu albo zaropiałej rany, przynosząc wizje o upadłych bogach, roztrzaskanych czaszkach tysięcy mileniów, ofiarach składanych siłom mordu i dziwnym, zawieszonym świetle pośrodku nieskończonej Otchłani...
Czas nagle zamigotał i zwymiotował nanosekundami, minutami, latami, a chmara różowych rzygowin wylała się na bezbronną przestrzeń. Czy bezbronną? Łono przestrzeni, dziurawe i fałszywe jak całun turyński, przyjmowało w kurwim ukłonie kolejne policzki rozdzieranego kodu binarnego wszechświata. Kolejne wizje zmasakrowanych gwiazd, których policzki zostały rozdarte przez ostrogi samotności. Mejugorje, bzdurny Chrystus tańczył w pijanym uniesieniu na ciele ladacznicy, swojej matki. Fatima, słońce tańczy na nieboskłonie, ogon macha psem, szczenięta z powrotem wchodzą do łona suki, nasienie gnije w oszalałym łonie. Gnój wszechświata. Robaczywość snów uniwersum. Kolejne zwłoki gwiazd gniją w pustej przestrzeni wypełnionej tylko łkaniem księżyców. Gdzieś w łonie starego wszechświata żyje skretyniały bóg, który ma dwoje ust w dźwięku nieskończonych przekleństw. W tym miejscu, w tym czasie wszechświat dostał zawrotu głowy. Właśnie teraz.
To zła scena.

*

Totengräber-Dürer wkroczył do portalu.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 19-01-2009 o 20:04.
Irrlicht jest offline  
Stary 21-01-2009, 13:25   #137
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas brnął przez duszne i mroczne tunele za Graberem. Ten zachowywał się tak, jakby wiedział dokąd zmierza. Sprawiał również wrażenie zamyślonego.
Wydawało się, że dostrzegł Nowego dopiero wtedy, gdy omal nie przewrócił się o jakieś wystające ze ścieku druty. Zbrojenie tunelu, czy coś. Wtedy jego trochę nieobecny wzrok padł na sylwetkę Neumanna i rozjaśnił się przez chwilę.

"Dobrze, że mnie w ogóle rozpoznaje" - Nicolas podsumował dziwną apatię, czy też melancholię przewodnika. Parli dalej.

W czasie tej śmierdzącej przeprawy kilkakrotnie napotykali na wysuszone, dziwnie powykręcane, niekiedy nawet kompletnie zniekształcone zwłoki. Tota wydawało się to bawić. Mówił coś o mutantach i Wojnie Grzechu. Kiedy dziwnych trucheł pojawiło się wiecej, wspomniał też o portalach i jakiś przejściach. Nicolas tylko marszczył brwi i nic nie odpowiadał. Zaczynał mieć niejasne podejrzenia. "Świr. Coraz bardziej świruje..." - myślał.

Graber prowadził jednak pewnie, prawie bezbłędnie odnajdując znaki praktycznie niewidoczne spod liszajów pokrywających ściany tunelu.
"Może był już tutaj wcześniej?" - zastanawiał się Nicolas. Poruszona, pewnie przez jakiegoś szczura, czy inne paskudztwo, wyszczerzona, obciągnięta na wpół zmumifikowaną skórą i resztkami mięśni czaszka kolejnego nieszczęśnika zdawała się mówić:
"Tak. Tak. Był tu wcześniej"
"Zabił nas. Zabił nas wszystkich" - mówiła następna.
"Ciebie też zabije..." - dodawała kolejna, makabrycznie ukazując szczękę z oderwaną dolną częścią.
- Kurwa, zaczynam fiksować - wyszeptał Nowy. Graber nawet nie dał znaku, że zauważył jego wahanie. Może nawet nic nie usłyszał.

Duszna atmosfera i coraz bardziej powalający smród ścieku sprawiały, że Neumann stawał się coraz bardziej nerwowy. Mimo, że odgłosy toczonych na górze walk zdawały się cichnąć i oddalać coraz bardziej, to jego niepokój rósł z każdą chwilą. W świetle latarki wszystkie elementy zdewastowanych, często na wpół zburzonych kanałów nabierały fantastycznych kształtów. Nerwów nie uspokajały małe, piskliwe kształty przemykające na krawędzi styku snopu światła rzucanego przez latarkę, a tym ciemniejszego mroku za nim. Dłoń spoczywająca w pobliżu spustu MP7 kleiła się od potu.
"Do cholery, ile jeszcze" - prawie zapytał na głos, ale Tot nagle przystanął.
- Ładuj się.
- Pewnie, czemu nie - Nicolas odparł sarkastycznie, ale wlazł w otwór.

Znaleźli się w systemie wagoników transportowych, które, według Grabera mogły posłużyć do ewakuacji poza granice miasta. Człowiek Roty, niczym muzealny przewodnik gadający od rzeczy o militarnych zainteresowaniach danych Niemiec, wspominał kilkakrotnie o Buchcie, czy jak mu tam.
"Chuj wie, co to za jeden. Chyba ten koleś od magazynu" - myślał Nicolas, ale nie przerywał rozmówcy. O ile dobrze go wyczuł, to sam powie więcej, jeżeli będzie chciał. Jeżeli nie, to nie. Wzruszył ramionami.

- Nazywam się Dürer.
Nicolas drgnął zaskoczony. "Co to jest, kurwa? Kącik zwierzeń?" - początkowo chciał wybuchnąć, jednak powstrzymał emocje. Spoglądał nieufnie na co chwilę rozświetlaną i niknącą w mroku twarz Tota, w takt mdłych świateł zawieszonych na suficie tunelu, którym jechali.

Kolejne informacje, nie wiadomo z jakiego powodu przekazywane Nicolasowi, były dość interesujące. Co prawda, przemytnik zainteresowany był tylko tym, żeby wyrwać się z tej okolicy i wykiwać psy Kowala, ale każda informacja mogła mieć znaczenie. Albo być coś warta dla tego, kto będzie chciał ją uzyskać.
Ostatecznie zgodził się w jednej sprawie. On też nie chciał mieć na karku śledczych Kombinatu. Może innym razem. Nie był w nastroju.

Wewnątrz czegoś, co Tot określił jako laboratorium Buchty na Nowego czekało coś, czego istnieniu do niedawna stanowczo by zaprzeczył. Oddychające coś na ścianie. Przecież to absurd.
Zweryfikował swoje poglądy na istnienie rzeczy odmiennych w chwili, gdy Graber zastrzelił jakiegoś uzębionego zwierzaka. Czy cokolwiek to było.
Później poszło już szybko. Jak tylko coś poruszyło się w cieniu - strzelał.

Kolejne zwierzenia towarzysza dały mu niemal pewność, że kompletnie zwariował. Inne światy, istoty, przejścia - cała ta fantastyczno-naukowa bzdura, którą ładowały do mózgów ludzi dzisiejsze gazety, próbując skłonić czytelników do zakupu. Ci z kolei znajdowali w tym odskocznię od szarej, codziennej brei, jaką karmił się ich mózg. Praca, dom, pozyskiwany z chemikaliów alkohol, czasem udawało się coś przypalić. Zwykły dzień. Tylko nikt nie zastanawiał się, że to, co powstawało w chorych umysłach autorów podobnych bredni było równie toksyczne, jak rzeczywistość. A może równie nierealne? Nierealna rzeczywistość? W każdym razie Graber był chory. Tak, nie ulegało wątpliwości.

Zjawiska towarzyszące uruchomieniu maszynerii tworzącej coś, co Tot określał jako przejścia prawie ogłuszyły Nicolasa. Miał ochotę uciekać, zanim to wszytko wyperdoli w powietrze, jednak wbrew sobie stał w miejscu. Był ciekawy? A może zbyt przerażony, żeby uciekać.
Sytuacja była tak abstrakcyjna, że nie wiedział co robić. Przypomniał sobie, że Graber mówił coś o promieniowaniu. Pewnie i tak za późno na ucieczkę. Jeśli to promieniowanie przypomina to, jakie wytwarzają materiały radioaktywne, to już jest trupem. Tylko czekać, jak zamieni się w chodzące zombi. Albo w to coś, co napotykali w korytarzach. Wysuszone zwłoki z grubsza tylko przypominajace człowieka. Apokaliptyczne wizje z psychodeliczną metodycznością katowały jego odporność psychiczną. "Może tak to się zaczyna?..."
Zadrżał, ale w sumie może to przez ten huk, smród i buczenie maszyn. Przecież Neumann nie bał się niczego. No, może nie przepadał za ludźmi Kowala. Ich po prostu nie dało się lubić...

Jeszcze zanim Graber zniknął, Nowy podjął decyzję. "Tego się pewnie Kowal nie spodziewa" - pomyślał i zaśmiał się gorzko. Rozejrzał się jeszcze i skoczył za Graberem.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 21-01-2009, 14:11   #138
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wysypali się z samochodów. W pewnym oddaleniu od magazynów - nie musimy wskazywać wszystkim gdzie jesteśmy - jak powiedział Axel. Trudno było odmówić temu słuszności. Stanowili smutną zbieraninę, dziwnie potężnie uzbrojoną grupkę ludzi, kilku mężczyzn, trzy kobiety i dziecko. Dla Tanji ten pochód był kolejną porażką. Co by nie robiła i tak jej los wiązał się z tymi ludźmi, bezskutecznie walczącymi z reżimami, których sami byli integralną częścią. Nie było przystanku, na którym mogłaby wysiąść z tego pojazdu bez kierowcy, z pasażerami w kompletnym amoku. Drażnił ją Buchta, który od kilku lat zabijał się piciem, a bliźnich Masztalską, teraz nagle pobudzony do działania a Tanja w żaden sposób nie potrafiła pojąć, co i dlaczego chce robić, do czego chce ich wykorzystać, czemu wskazał im magazyn, czemu pcha ich na Externusa, czemu udaje, że są sojusznikami, skoro nie istnieje sojusznicza sprawa.

Teraz, co prawda mieli inny problem – przejście przez wysypany trucizną magazyn. Szczęśliwie Buchta był przygotowany na oprowadzanie po włościach większej wycieczki. Miał przygotowane staroświeckie maski przeciwgazowe. Rozdawał je z dumną miną wszechwiedzącego ojca.

W magazynie zastali otwarty portal.
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
- Zamykam go. – miała ochotę rozpieprzyć to urządzenie w drobny mak. – Helga nie spuszczaj Selene z oczu.


A potem po prostu wyszła, ciągnąc za sobą Axela. W korytarzu otworzyła pierwsze drzwi.

Pod ohu mieli jeszcze na sobie ubrania. Nie pamiętała o tym, gdy wciągała Axela do ciemnego pomieszczenia, pragnąc szybkiego zaspokojenia w chwili ukradzionej nadciągającemu koszmarowi.
Szkoda, że nagle pozbawionej całego poczucia humoru Tanji nie bawiło to wyskakiwanie z kolejnych warstw, konieczne do oswobodzenia ciała choć w części i umożliwienia szybkiego seksu.
Z laboratorium dobiegał hałas rozmów ludzi, którzy wtłoczyli się do tych podziemi razem z nimi.
Ale tutaj byli sami.
Tanja opierała się o zawaloną papierami szafkę i o drzwi - reszta przyzwoitości nakazywała jakoś je zabezpieczyć przed przypadkowym lub nie - wtargnięciem. Czuła ból w boku powodowany przez niewygodną pozycję i wbijającą się w plecy metalową półkę, ale lekki, tłumiony właściwie przez inne ważniejsze odczucia, przez ciężar ciała Axela, nacisk jego bioder, dotyk rąk wdzierających się pod bluzkę, przez gorączkowe, boleśnie mocne pocałunki. Pośpiesznie wyswabadzała z ubrań, uwalniała z wojskowych spodni pośladki, swoje i Axela - wszystko jednocześnie. Prawie identyczne, niewygodne portki, które dostali jeszcze w siedzibie partyzantów, za długo tłamszone w ohu, przylegały do ciał nie chcąc ich uwolnić. Niespokojnymi dłońmi, w ciemności, z trudem odnajdywali guziki i zamki. Tanja cała drżała, niecierpliwa, właściwie zła, aż Axel musiał ją uspokajać, „co nagle to po diable, kotku, spokojnie, jestem tu, jesteśmy, razem”. Wreszcie wyswobodzili się. Dwa rozpalone ciała opierające się o siebie. „Jeszcze tylko trochę uniosę biodra, bo nic nie jest ważne, niczego tak nie pragnę, jak Ciebie”. I dopiero gdy w nią wszedł, mocno i szybko, poczuła częściowe ukojenie. Pożądanie miało smak krwi z jej własnej przygryzionej wargi. Poruszał się w niej rytmicznie, wnikając głęboko, coraz mocniej i natarczywiej, w pełni świadom jej potrzeb.
Uderzenia nie posunięcia.
Był to akt agresywny, wyrosły z gniewu i niezgody na świat. Akt kopulacji, walki i poddania.
Tanja jęczała, niewyartykułowane krzyki zmieniała w łzy.
„Jeszcze, mocniej, bardziej.
Zostań we mnie, zostań na zawsze”.
 
Hellian jest offline  
Stary 25-01-2009, 17:13   #139
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Droga ucieczki wyglądała na całkiem zablokowaną. Z jednej strony próbujący ewakuować się szpital, z drugiej - Łowcy i inne masy złomu. No i był jeszcze Kombinat, który nieco zbyt późno zorientował się w zagrożeniu i zaczął ewakuację miasta. Axel zaklął wściekle, rozglądając się wokół. I jeszcze ten idiota Saint. Na chuj mu to było?! Nie mógł strzelać z dołu? Zawsze miał jakąś szansę, a tak poszedł do swojego osobistego piekiełka razem z całym budynkiem.
Strzelali do nich chyba wszyscy, którzy mieli broń, a miał wrażenie, że jakby reszta jakąś dostała to też by waliła właśnie w ich jeepa. Co oni kurwa, mieli plakietkę "walić tu", przyczepioną na każdym skrawku poobijanej karoserii? Rozumiał jeszcze te bioroboty, w końcu właśnie im rozwalili jednego, ale co miał do tego Kombinat? Dlaczego do cholery byli ważniejsi od atakujących tuż obok Łowców? A może nie byli i po prostu strzelali bo mogli, niech ich szlag. Axelowi w końcu przestało zupełnie zależeć na tych, którzy właśnie próbowali ze szpitala zwiewać. Dla nich pewnie by było lepiej, gdyby zostali w środku i przeczekali.

Wcisnął gaz do dechy i skręcił kierownicę, kierując samochód prosto w grupę ludzi. Wyglądali na takich, co mogą sami łazić, więc bez zastanowienia wcisnął mocno klakson i wyjącym wozem gnał prosto na nich.
-Buchta, zrób nam przejście!
Kilka samochodów Kombinatu blokowało im przejście, ale to nie był problem przy sprawnym wykorzystywaniu działa grawitacyjnego. Kilka ciężkich przedmiotów, z hukiem i dźwiękiem gniecionego metalu, odwaliło przeszkody na boki. Ludzie uciekali z krzykiem, no chyba, że mieli broń. Wtedy walili ile wlezie i tu już im się Axel nie dziwił. Ale i nie żałował tych, których przypadkiem potrącił. Miał tylko nadzieję, że dalej będzie łatwiej, a drugi jeep wciąż jedzie za nimi. Nie zwolnił, z piskiem opon wpadając w zakręt i uciekając od tego piekła.

Zatrzymał samochód z dala od kryjówki Buchty. Zgasił silnik.
-Reszta drogi na piechotę, nie mogą zobaczyć wozów tuż przy naszym schronieniu.
Spojrzał na kobiety, wzdychając. Wyszedł i wziął Selene na barana.
-Trzymaj się mocno, dobrze?
Drugi jeep zatrzymał się obok, gdy wszyscy z niego wysiedli, wskazał kierunek.
-Weźcie sprzęt, Ys, ty zajmij się moim laptopem. I pomóżcie rannym.
Mówił jak dowódca, chociaż takim się nie czuł. Ale do cholery, ktoś to musiał zrobić. Znów o tym pomyślał. Haker przywódcą, niezłe jaja.
-Buchta, ty prowadzisz.
Nie miał pewności, czy bez patrzenia na mapę by sam trafił. Szli więc w milczeniu, mijając kilka małych uliczek. Magazyn nie był daleko, i na szczęście nie musieli za bardzo kombinować by się tam dostać - Buchta miał schomikowane maski przeciwgazowe. Axel postawił dziewczynkę na ziemi, pomagając jej założyć niewygodny sprzęt. Po czym poczekał, aż wszyscy zejdą i zrobił to jako ostatni, zamykając za sobą przejście. Lepiej, żeby ci cali Łowcy ich nie śledzili, zresztą jakby i oni na nich polowali, to zacząłby się zastanawiać, czy nikt mu jakiegoś naprowadzacza nie wszczepił.

Okazało się, że i ta kryjówka nie jest w pełni bezpieczna. Otwarty portal. Niech to szlag. Szczęściem Tanja kazała go zamknąć, Heintz zaś spojrzał w oczy Helgi, potrząsając nią lekko.
-Pilnuj siostry, proszę. Nie może podchodzić blisko portalu i sejfu, najlepiej niech cały czas będzie na górze. Nie wiemy... co mogło by się zdarzyć.
Więcej nie zdążył powiedzieć i zrobić, gdy Tanja zaciągnęła go do magazynku. Nie protestował, zresztą nie mówił nic. Potrzebował tego tak samo jak ona, spełnienia i bliskości.
Brał ją ostro, bez zahamowań. Tak jak chciała. Tak jak oboje chcieli. Z początku próbując hamować jęki i krzyki mocnymi pocałunkami, potem jednak i on sam przestał nad sobą panować. Było tylko to, tu i teraz. On i Tanja, kochanka, dziewczyna, przyjaciółka, najbliższa mu osoba na ziemi. Patrzył jej w oczy, gdy targały nią skurcze orgazmu, patrzył również w chwili, gdy sam nie wytrzymał, dochodząc w niej gwałtowanie, niemal z ulgą. Przywarł do niej spoconym ciałem, pocałował, już lżej, czule. Uśmiechnął się, gładząc po włosach.
Chętnie by to kontynuował, ale praca wzywała. Musiał poskładać GOS-a. Spojrzał jej jeszcze raz w oczy. Czy na pewno musiał? Było ciemno, lecz jej białka wciąż były widoczne. To jedno tylko. Zaczynał umieć czytać z jej spojrzenia.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-01-2009, 17:06   #140
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Datum // Zeit : 29 VIII 2213 // 19:28

# Inwokacja Choronzona 333
Choronzon Otchłani ujrzał, jak ludzie mali
Patrzą, gdy ten kręci się w wiecznej spirali

Ia, Choronzon! Spójrzcie na wielkiego króla
Na szarym słoniu o pawich piórach złudzenia
Uwięziony w dwuformach ciągle przemienia
Swój bluźnierczy kształt, a dualizm mu pysk stula

Trąbią fanfary, biją bęben niewolnicy
Bowiem to rozwierają się odwieczne szczęki
Pani iluzji, tak nie ma końca dla męki
Dwuform i półprawdy i kłamstwa nierządnicy

I wbił on sztylet iluzji ludziom w żebra
W półblasku śmiali się do luster wrzeszczących
Więc w półkrzykach nie widząc swych Gwiazd ginących
Nie mogli odłamków potrzaskanych dusz zebrać

I przelękli się Choronzona ludzie mali
Patrząc, gdy ten kręcił się w wiecznej spirali

* * *

# Sale Lamentu
Portal wydał z siebie bulgot, gdy wyszli z niego; Nicolasa uderzyła gęstość i nieruchomość powietrza; stąpnął o zakurzoną posadzkę. Sama posadzka była przysypana piaskiem, jakby nikt nigdy tutaj nie zaglądał od bardzo dawna.
- Obyś nie żałował, że tu przyszedłeś – powiedział ni to do Nicolasa, ni to do siebie Dürer.
Znaleźli się w quasi-sali zbudowanej na planie koła. Po krótkim zastanowieniu Nicolas stwierdził, że to nie wygląda jak sala, a raczej jak dawna, zapomniana arena. Jej średnica może miała trzysta metrów. Spojrzał w górę: Krzywe ściany ponownie zmodyfikowały jego pogląd na to, że znajdował się w sali. W istocie, gdy przeglądał kiedyś fotografie innych krajów sprzed wojny, widział krzywą wieżę z Pizy; teraz pomyślał, że znalazł się w takiej wydrążonej od środka krzywej wieży. Z tym, że tutaj urwane było jej zwieńczenie – strzaskane ruiny tego, co kiedyś nim było, leżały około dwadzieścia metrów od Nicolasa; potężne, lite bloki skały. Z dziury w górze lało się nibyświatło(mimo, że słońca nie dostrzegł), zaś niebo było purpurowo-czerwone. Niektóre okna miały witraże. Na nich były sylwetki dziwacznych świętych spowitych w płomienie, o bolesnych wyrazach twarzy, oplecionych przez ciernie lub śmiejących się szyderczo. Niektóre z witraży były wybite, a szklane kikuty sterczały, oskarżycielsko celując w niebo. Tu i ówdzie siedziały ptaki.
Dziwne były to ptaszyska. Co prawda miały czarne upierzenie, niczym kruki, ale na tym podobieństwa się kończyły. Po pierwsze, jak stwierdził Nicolas, nie bały się ludzi, ponieważ gdy Dürer podszedł bliżej jednego z nich, kompletnie nie zwrócił na niego uwagi – wydał z siebie coś jakby słaby skrzek. Nie miał oczu; chyba, że oczyma chciałoby się nazwać dziwny zlepek błon znajdujący się w ich okolicy. Dziób zakrzywiony, podobny do noża. Co najdziwniejsze, miał sześć szponów przy łuskowatych nogach.
Tam, gdzie nie było okien, były świetnie zaprojektowane łuki, nadżarte przez ząb czasu; jeszcze niżej łuki przechodziły w wejścia – niektóre zawalone, niektóre zaślepione, do jeszcze innych można było wejść – te ziały ciemnością i zimnem.
Neumann zauważył, że na podłodze leżą gdzieniegdzie kości małych zwierząt – niektóre z nich przypominały szczury, innymi były bez wątpienia kości szponiastych ptaków.
Na środku nibyareny znajdowała się stacja badawcza Korporacji – czy raczej to, co z niej pozostało. Portal, który właśnie się zamknął, został utworzony w maszynie portalowej, podobnej do tej, którą znaleźli w laboratorium Buchty. Z całego sprzętu tutaj zgromadzonego to maszyna do tworzenia portali wyglądała w najlepszym stanie. Resztą były zardzewiałe stoiska z karabinami pulsowymi, części sprzętu i ekwipunku. Rozszarpane namioty wskazywały, że niewątpliwie kiedyś była tu ludzka cywilizacja.
Dürer zapalił papierosa.
- Kopę lat mnie tu nie było – wypuścił dym nosem. - Co za syf. Wiedziałem, że stacja jest w złym stanie, chociaż nie spodziewałem się, że aż tak. Z drugiej strony, dobrze, że chociaż to gówno działało – wskazał brodą w stronę maszyny. Zauważył, że jeden z żółtych kryształów zwęglił się. - Trzeba będzie poszukać nowego, jeżeli mamy stąd dokądkolwiek pójść.
Milczał chwilę.
- Wątpię, żebyśmy byli tu tak długo, żebyśmy potrzebowali jakieś żarcie. Tych żółtych kryształów jest tutaj mnóstwo... Jest taka jedna sprawa: One są twarde jak cholera. Raczej nie odspawasz ich pulsem. Swoją drogą, co cię pokusiło, do cholery, żeby wskakiwać w portal?
Spojrzał nagle na Neumanna.
- Hu-huu... Obwiesiłeś się tym żelastwem tak, jakbyś miał iść na jakąś wojnę. Chociaż, nawet dobrze. Czasami można spotkać tutaj takich kolesi, dla których nawet granat to za mało, he, he. W każdym razie tutaj przynajmniej możemy uczciwie zginąć w walce, tam natomiast... Wiesz, nie lubię, jak ktoś mi spuszcza bombę atomową na łeb. Chodź, przeszukajmy to śmieciowisko, może znajdzie się tutaj coś, co się przyda. A potem pójdziemy poszukać czegoś, co pomoże nam odciąć te kryształy... Widzisz? - wskazał palcem na świecące żółto kryształy wystające z niektórych szczelin. - To są te.
Kopnął śmierdzący namiot i zaczął szukać.

*

Dürer znalazł trochę jedzenia w puszkach; co prawda wszystko było po terminie, jednak niektóre były całkiem smaczne. Co do tych nieotwartych, pozostało liczyć, że będą podobnej lub lepszej jakości. Poza tym znalazł parę flaszek wody destylowanej. Reszta nie nadawała się do większego użytku.
Neumann za to znalazł coś, jakby mapę nakreśloną prędko na pożółkłej i lekko wilgotnej kartce.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/mapoffuckingeden.JPG[/MEDIA]

Z jednego z łuków wyszła kobieta – Neumann rozpoznał ją natychmiast po tatuażu z kolczystym motywem na lewej ręce – to ją spotkał w uliczce i to ją spotkał koło szpitala. Była jednak zasadnicza różnica pomiędzy tym, jak wtedy wyglądała, a jak teraz – nie miała takiej wielkiej dziury w głowie. W miejscu, gdzie była, widniał sporej wielkości siniak. Od tamtego czasu niewiele się zmieniła.
Dürer także ją ujrzał. Zmarszczył brwi, jakby coś sobie przypominał. Kobieta, niewątpliwie podobna do tej, którą Neumann widział w jeepie przed szpitalem, była uzbrojona w pokaźnej wielkości nóż.
- Jesteście albo niesamowicie odważni, żeby przechodzić przez portal, albo niesamowicie głupi – jej głos brzmiał nienaturalnie, męsko. - Tym bardziej, że widziałam, że portal za wami się zamknął. Czy możecie go zamknąć?
- Nie – rzekł zgodnie z prawdą agent, sięgając do kabury. - A coś ty za jedna, do cholery?
Milczała.
- Skoro jesteś taka mądra, to pewnie wiesz, że to miejsce jest pełne potworów, które ubierają się w ludzkie skóry. Skąd mam wiedzieć...
- Mam się rozebrać, żeby pokazać ci, że jestem kobietą? Czego tu szukacie? I kim ty jesteś? - nieoczekiwanie zwróciła się do Neumanna. Jej głos stał się bardziej żeński. - Czego, u diabła, szukacie na tej krainie, gdzie pewnie spotkacie tylko śmierć?
Wysłuchała odpowiedzi Neumanna. Włączył się Dürer.
- Możesz nas stąd wyprowadzić?
- Pewnie.
- Nowy –
tu zwrócił się do Neumanna. - Pomimo tego, że pracowałem z Finneasem, byłem w tej pieprzonej dziurze tylko raz. Jak sądzisz, można jej zaufać? To, o tych potworach... To prawda. Widziałem o wiele gorsze rzeczy przebierające się za ludzkie dzieci...
- Zabiorę was do Kuli
– powiedziała tamta nagle. - Tylko tam są pozostałości waszej rasy. - Więc jak?

* * *

# Heinekrankenhaus – Bunkier Buchty
Gdy przejeżdżali koło szpitala, obyło się bez większych ofiar; Axel pomyślał, że gdyby nie broń grawitacyjna, którą mieli, już by wszyscy nie żyli. Grad kul, którym zasypywano ich, zamienił się w czarno-niebieską smugę, rozwidlającą się dokładnie przed żółtawym promieniem działa. Co do pancernych szyb i karoserii, była ona porysowana rozpryskami energii.
Wjechali w zwartą kolumnę jeepów; tamci nie spodziewali się tego i rozproszyli, strzelając tylko z rzadka. Przejechali po tych głupszych, którzy nie cofnęli się – potrąceni wylatywali w powietrze jak kawałki szmat. Wyładowania energetyczne broni sprawiały, że jeepy odskakiwały na parę metrów, przygniatając co niektórych. Chrzęst łamanych kości doszedł do uszu tych, którzy przejeżdżali. Drugi jeep, trzymając się pierwszego, zostawiał powykręcane, czasem jeszcze żyjące ciała za sobą. Przejechali, nie patrząc więcej za siebie.

*

Buchta, gdy spojrzał na otwarty portal, zaklął szpetnie; ustawił sekwencję zamykania, nie czekając nawet na słowa Tanji. Zaraz potem promieniowanie Thamma zaczęło słabnąć, a portal zamknął się z obrzydliwym bulgotem.
Buchta, spocony, wydobył skądś flaszkę bimbru i pociągnął sobie solidnie. Podziękował za pomoc Tanji.
Zaraz po tym, jak przyszła, też spocona z Axelem, zagadnął ich.
- Jedno pytanie – powiedział Buchta. - Co zamierzacie zrobić? Wiem, tracę głowę, jak to świństwo zaczyna się otwierać – tu wskazał kciukiem w stronę maszyny. - Ale mam dziwne wrażenie, że kimkolwiek był ten, który otworzył portal, być może miał rację. W sensie ucieczki z tej dziury.
- Druga sprawa, wątpię, żebyśmy zostali tutaj na zawsze. Te kanały, które widzieliście po lewej stronie... One mogą nas stąd wyprowadzić, bo idą w tunele pod Odrą. O ile oczywiście nic się nie zawaliło. Chociaż wątpię. Te tunele, mimo że zostały zbudowane jakiś czas temu, są naprawdę solidne. Niemiecka robota, hy, hy!
Ale boję się myśleć, co w tych tunelach możemy zastać. Jeśli w tym miejscu rośnie mech, to co może być niżej? Cokolwiek chcecie zrobić, radzę wam
- Zastanawia mnie w tym całym gównie jedno: Kto otworzył portal. W promieniu stu kilometrów, możecie być pewni... Tej machinerii nie uruchomi byle drab z ulicy. Dlatego sądzę, że ktokolwiek tutaj był, to był jeden z nas
– spojrzał na dwójkę żwawo. Po chwili przyszła Yseult, Malak i partyzant. Krew i brud na jego twarzy uniemożliwiały rozpoznanie. - Mam na myśli, agentów. Dürer albo Irrlicht. Po co mieliby je uruchamiać? Przysięgam, kurwa, nie wiem.
Finneas Buchta nie wyglądał już tak, jakim go zastali w starym magazynie halucynogenu. Miał lekko rozbiegany, pijacko mętny wzrok; nerwowo też poruszał szczęką. Miał przyspieszony oddech.
- Helga już się zajęła Selene – powiedziała Yseult. - Wygląda na to, że jest zbyt zmęczona, żeby mówić i robić cokolwiek. Zasnęła. Póki co, zajmuję się opatrzeniem kogokolwiek, który został ranny.
Malak jako jeden z nielicznych wyglądał na takiego, który naprawdę dostał – widocznie szkło pancerne nie wytrzymało i przepuściło parę kul. Miał rozorane prawe ramię, został draśnięty także w okolicy karku. Miał w rękach walizkę; on także wydawał się mocno przestraszony całą sytuacją, jednak trzymał się.
- Póki co, nie otwieram tego – splunął śliną wymieszaną z krwią. Miał wybity jeden ząb. - Może Ys spróbuje to jakoś zbadać albo ty, jeśli znajdziesz odpowiedni sprzęt do skanu chemicznego. To solidny neseser, ale myślę, że coś stłukłem. To może być ta jego bomba biologiczna, o której mówił.
Westchnął i odszedł.
- I dobrze, że poszedł, kurwa – podsumowała Yseult. - I tak większego pożytku z niego nie było – syknęła. - Tanja, jak skończysz z Axelem, chodź ze mną. Będę na górze.
- Teren zabezpieczony –
mruknął partyzant. I też poszedł sobie.

*

GOS, który był do tej pory w częściach, został złożony przez Axela w około półtorej godziny. Cokolwiek mógł powiedzieć o sprzęcie, to chyba tylko to, że laptop spełniał jego wymagania. Był prawie tak dobry, jak ten, którego zostawił jeszcze w Neoberlinie. W końcu też zresztą mógł użyć w pełni swoich umiejętności hakerskich, które nabył wcześniej.
Zanim jednak zaczął rozpracowywać serwery Kombinatu, okazało się, że dostał jeszcze jedną wiadomość od brata Tanji

Witaj, Tanju
wszyscy wiemy, co się zaczęło dziać na zachodniej granicy Frankfurtu. Niestety, działania Korporacji kompletnie uniemożliwiły nam spotkanie się z wami w wyznaczonym miejscu. Obecnie jesteśmy w obozie jenieckim Korporacji.
Nie, nie, nie myśl niczego złego. Dostałem się tutaj głównie dzięki znajomościom siostry Axela, która załatwiła nam jedzenie i dach nad głową. Muszę ją pochwalić, dzięki temu, jak sobie poradziła, nikt nie pytał się, dlaczego znaleźliśmy się niedaleko miasta, które ma zostać zbombardowane. Na szczęście, ludność jest ewakuowana, a boty zostały wycofane. Jeżeli będą jakieś straty, to tylko w żołnierzach Kombinatu.
Ostatecznie nie wiem, dlaczego piszę tą wiadomość. Być może już nie żyjesz. Nigdy nie potrafiłem darzyć cię jakimkolwiek uczuciem. To dlatego, że mam zimne serce... Albo dlatego, że sprzedałem siebie dla Korporacji. Mimo to, przestałem ufać tym sukinsynom, którzy wystawili mnie w chwili, kiedy najbardziej ich potrzebowałem.
Prawdopodobnie mi nie ufasz. Rozumiem to, jednak na dowód mojej miłości do ciebie przysyłam kody dostarczone nam przez wywiad Korporacji. Ten cały Axel pewnie będzie wiedział, co z nimi zrobić.
Jeśli żyjecie, to odezwijcie się do mnie na adres, z którego piszę. Potrzebujemy się z wami skontaktować w sprawie, której nie możemy omawiać przez sieć.

Uważaj na siebie,
Konrad Hahn


*

Życie w bunkrze Buchty było oddalone kompletnie od tego, co się działo na górze. Po tym, jak partyzanci zamknęli jedyne wyjście, wszystko jakby uspokoiło się. Selene spała, Helga rzucała nożami w drewniane skrzynie, światło migotało i brzęczało, Buchta siedział, popijając bimber, Axel na dole składał GOS.
- Myślałam nad tym wszystkim, Tanja – powiedziała Yseult. - To wszystko przestaje mieć sens. Najpierw Bark wysyła mnie z bunkra na misję, na którą mnie nie przygotował. Potem wysyła do Frankfurta w poszukiwaniu agentów, z których znaleźliśmy tylko jednego, a reszta wydaje się nie żyć. Potem wszyscy uciekamy. Po drodze odwala mi.
Milczała chwilę, czekając na odpowiedź Tanji.
- Chodzi mi o to, że coraz mniej widzę sensu w tej paranoi. Dlaczego do nas strzelano? Słyszałam od Buchty, że możemy być czyimś projektem. Co o tym sądzisz, do cholery?
Znowu milczenie.
- Bo ja przestaję... Mówiłam już? Przestaję widzieć sens w tej całej bieganinie. Dlaczego ta wojna po prostu nie chce się skończyć? Dlaczego ciągle musimy uciekać, a tam, gdzie uciekamy, znajdujemy tylko zgliszcza. Nie chce mi się już uciekać – nie wiem po co uciekamy, przez kogo ani dokąd. Czy ty widzisz jakiś pierdolony sens w tym wszystkim? Helga wini za to wszystko Korporację i Kombinat, chociaż niewiele może zmienić w tym całym systemie.
Ponownie, milczenie.
- Jaki ty masz cel, Tanja? Mnie nie podoba się to całe uciekanie jak jakiś pierdolony szczur. Ile tak możemy? I dokąd uciekniemy?
Westchnęła; wyglądała nie tak, jakby miała żal, ale jakby była zmęczona tym wszystkim – jakby była zmęczona wyjątkowo głupią grą, która powtarza się raz po raz.
- Może po prostu pożyczę sobie od kogoś pistolet i palnę sobie w łeb.

*

Gdy tylko Axel poskładał GOS, użył kodów, które przesłał mu Hahn; o dziwo, nie okazały się one niczym fałszywym. Kody, które zostały mu przesłane, złamały zabezpieczenia serwerowe w około pół godziny. W ten sposób wszedł bez większych problemów do serwerów o działaniach militarnych.
Dziwne były to obliczenia. Po pierwsze, nie było tam żadnego podziału na wojska wroga i wojska Kombinatu; sam Kombinat był nazywany czasem Uniwersalną Unią, a także, nieodłącznie – Benefactoris Nostrum. Jednostki były nazywane „grupy testerów”; dowódcy „wprowadzający” lub „przewodniczący”. Axel miał dziwne wrażenie, że pliki te znalazły się na tym serwerze przypadkowo i były zarezerwowane dla o wiele wyższego poziomu zabezpieczeń, niż do tego, który rzeczywiście został im przydzielony. Co było jeszcze dziwniejsze, Kombinat wiedział o niektórych tajnych operacjach Korporacji, które miały być wykonane dopiero za pewien czas. Było to w folderach „Wymiana obiektów testowych”. Całość malowała wyjątkowo upiorną przyszłość: Zbombardowanie i spalenie Frankfurta, wybudowanie budynku zwanego Centrum Uniwersalnej Unii, „eksperymenty z promieniowaniem Thamma”; eksperymenty sięgały o wiele dalej, bo aż do roku 2300, gdzie rysowano projekty Uniwersalnego Miasta, cyborgizacji ludzi, chirurgicznych implantów i „eksperymentów polegających na zombifikacji osobników”. Były to wielkie listy z nieskończoną ilością odnośników, których na serwerach nie było.
Co było jeszcze dziwniejsze, Benefactoris Nostrum czasami figurowało jako zbiorcza nazwa dla zarówno Kombinatu, jak i Korporacji.
Najciekawsze informacje jednak Axel znalazł szukając w folderze „Projekty specjalne”. Znalazł tam nikogo innego jak samego siebie, Tanję, Yseult i Franka. Pomimo to, było wyraźnie zaznaczone, że „istnieje pewna liczba projektów specjalnych czekających na swoje ujawnienie”.
Był to niemiecki projekt Wunderkinder, tym bardziej więc można było się zastanawiać, skąd znalazł się na polskich komputerach Kombinatu. Ogólnymi jego założeniami były testowanie ludzi na podatność na pole Thamma i stworzenie Nadczłowieka. W aktach wydawało się być wszystko: Szczegółowe pomiary pre- i postnatalne, spis wszystkich osób, z którymi Wunderkind miało kontakt – była to sporej wielkości lista, na której Axel dostrzegł zaledwie parę znajomych nazwisk. Domyślił się jednak, że byli to nawet ludzie, których spotykał na ulicy. Przy czym były pogrupowane w tak bzdurne kategorie, jak: LUDZIE – KONTAKT WZROKOWY, 5 SEKUND, PRZYJACIELE, LUDZIE – KONTAKT FIZYCZNY, etc. Wszystko to wyglądało tak, jakby był śledzony od bardzo długiego czasu.
Ostatnie zapisy tyczyły się jego ostatniego dnia w pracy – później nastąpiło przekierowanie do pustej strony Sztabu Generalnego, gdzie miały być zawarte dalsze plany związane z Axelem, Tanją, Frankiem i Yseult.
Było jednak o wiele więcej nazwisk: Heinrich Kupffer, Richard Kahn, Włodzimierz Wojnarski, Jacek Karl, Monika Otyńska... Lista, pomimo tego, że z wielką dokładnością wyszczególniono numery porządkowe, które sięgały paru setek, nie była związana żadnym innym prawem. Tylko numer porządkowy i kod. I to wszystko.

*

Była to jedna z myśli, które przychodzą dopiero po czasie, gdy pewne rzeczy robiło się mechanicznie i szybko, a potem rozpamiętuje się je w niemal nieskończoność.
Szedł wtedy z Selene, którą wziął na barana. Wiał wiatr, a odgłosy wojny, która toczyła się zaledwie parę kilometrów dalej, jakoś przycichły.
- Trzymaj się mocno, dobrze?
Była zmęczona, ale powiedziała coś; zrozumiał dopiero po paru chwilach.
- Dobrze, tato.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 02-02-2009 o 11:04.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172