Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2009, 20:48   #3
Sulfur
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Alhim rękawem płaszcza otarł krew, która w czasie rzezi obficie zbryzgała mu twarz. Nie czuł obrzydzenia, strachu, nie czuł się nawet nieswojo w zaistniałej przed chwilą sytuacji. Szczerze mówiąc było mu to obojętne. A te kilka kawałków zimnego, rozchlastanego po mistrzowsku mięsa na dole... Co to jest w porównaniu do życia codziennego, w innych rejonach świata. Wobec bitew, potyczek, wojen i wojenek. Po dłuższym zastanowieniu się Alhim zawsze dochodził do wniosku, że śmierć tamtych "niewinnych" też nie robi mu wielkiej różnicy. Od czasu gdy skończył 10 lat przestał martwić się o bliźnich, ignorował ich. Te wszystkie wydarzenia, upadki... Nie, teraz nie było na to czasu.

Stał na szczycie jednej z wieżyczek otoczony grupką ludzi i tym dziwnym Wybawicielem. Widział go podczas walki, widział to co zrobił tym strażnikom i... podziwiał go. Mało kto w takim stopniu opanował sztukę wybebeszania innych. I ten tatuaż... Za duży jak na zwykłego Assassyna, nietypowy. Tak, on musiał być kimś innym. Ale na to też nie było teraz czasu. Wiedział, że taka jatka nie może pozostać niezauważoną. Niemal słyszał wydzierających się na siebie, uzbrojonych w halabardy żołnierzy biegnących za śladami krwi i flaków rozwleczonych po ulicach. Oby to było tylko złudzenie - pomyślał. - A zresztą co za różnica. Zaśmiał się szyderczo i zimno.

Wiszący u pasa długi miecz cudownie mu ciążył, zapewniał bezpieczeństwo i swobodę. Bez niego Alhim nie ruszał się nawet na krok. Ten długi kawałek stali był mu nieodłącznym, zawsze wiernym i posłusznym przyjacielem. Jedynym przyjacielem. Bo, owszem, Alhim miał kiedyś osobę z którą był blisko, dzielił się wszystkimi troskami, problemami, polegał na niej. To jednak przeminęło szybko, niemal nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Od tamtej pory, chłopak przestał wierzyć w ludzi, ufać im. Nie widział sensu, potrzeby i takowej chęci co najważniejsze. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że większość tych "przyjaciół" zazwyczaj była albo chciwymi majątku błaznami, albo po prostu najgorszymi z możliwych skurwysynów. Obcowanie z nimi nigdy nie prowadziło do dobra, czy szczęścia. Nigdy... Alhim doskonale o tym wiedział. I bynajmniej nie zamierzał niczego zmieniać. Jest dobrze jak jest i niech tak pozostanie.

Nie, to nie był czas na wspomnienia. Trzeba się, kurwa, opamiętać!

Zrzucił czarny, głęboki kaptur, gęsto, jak zresztą cały długi płaszcz nabijany srebrnymi ćwiekami. W ciemnych, szeroko otwartych oczach zadrgała księżycowa poświata. Poorana licznymi bliznami twarz o ostrych rysach, skurczyła się w uśmiechu. Alhim przeczesał długie ciemne włosy, zmierzył wzrokiem Dreaka. Nie zamierzał dziękować. Trzymał się swoich zasad. Nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek ludzkie odruchy. To prowadziło do słabości, ona zaś do rychłej śmierci. Bezczelnie wpatrzył się w jego nieprzeniknione oczy. Był świadom tego, że tamten, pomimo tych wszystkich sztyletów pochowanych w najróżniejszych, dziwnych zakątkach jego przyodziewku, może zabić go jednym ruchem, nie męcząc się nawet. No, może nie jednym, w końcu bronić umiał się nie najgorzej. Wiedział jednak, że w bezpośrednim starciu z owym Asasynem nie miał by większych szans na ujście z życiem.

Tylko po co miałby dobywać miecza w celu pochlastania mojej szpetnej facjaty? Przecież przed chwilą wyciągnął mnie z tarapatów. Swoją drogą miło byłoby poczuć zew walki, zew krwi, szał... Znowu zabijać...

Teraz to nie miało znaczenia. Minęło i już nie powróci. Liczyła się chwila.

-Nazywam się Alhim de Obrah Anelam - zaczął mówić zapatrzony w odległy, bliżej nieokreślony punkt rozgwieżdżonego nieba. -Mam już trochę lat na karku, niejedno widziałem i przeżyłem. Nie będę dziękował, bo nie wiem czy jest za co. Dlaczego wpadłeś do tej strażnicy? Dlaczego wyrżnąłeś wszystkich ocalając NAS? Wybaczcie, ale ja jestem tylko głupim, ciemnym, wypranym z ludzkich uczuć... - zawahał się chwilę. - zabójcą? - dokończył niepewnie. - No, w każdym razie nie jestem normalny.

Śmiejąc się przeleciał wzrokiem po twarzach pięciu ludzi stojących nieopodal.

- A co z wami? Jak mam się do was zwracać?
 
Sulfur jest offline