Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2009, 12:56   #3
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Arveene siedziała w karczmie i piła sobie piwo. Rozmyślała nad wieloma sprawami. Nad tym, czemu nie pamiętała drogi do Noblemine, nad tym, czemu sączy w siebie tego sikacza. Także nad tym, jakby można było rozbawić bywalców karczmy. Ta ostatnia myśl w krótkim czasie zwyciężyła nad pozostałymi, zmuszając dziewczynę do pokazania swojego talentu.

Czemu to zrobiła? Nudziło jej się? Chciała być w centrum uwagi? Może wziąć te kilka groszy za występ? Albo rozgrzać się przed Festiwalem? To wie tylko ona.

… możliwe jednak, że miało to związek z paroma grajkami na scenie, którzy właśnie dawali pokaz swoich „umiejętności”. Był tam dumny elf ze skrzypcami, grający zachwycające i pełne wdzięku melodie. Gdyby był w filharmonii, pewnie zyskałby sobie wielkie uznanie publiczności. Niestety, jakimś cudem znalazł się w największym zbiorowisku pijaków w tej części Faerunu. Jedynie jedna karczmarka patrzyła na niego z zachwytem i tajemniczym uśmieszkiem. Gdy artysta patrzył jednak mimochodem w jej stronę, ta odwracała wzrok, zawstydzona.

Po elfie, którego występ został uhonorowany grzecznościowymi oklaskami, na scenę wszedł niski i krępy krasnolud. Był typowym przedstawicielem swojej rasy- ciężki, szerszy niż wysoki, umięśniony i owłosiony. Stanowił całkowite przeciwieństwo swojego poprzednika. Jedyne, z czym wyszedł na scenę, to w połowie pełny kufel piwa. Sądząc po jego rumianej twarzy, wystającej spod czarnej brody i gęstych brwi, wypił już wiele takich kuflów. Trochę się chwiejąc na nogach, zaśpiewał grubym basem krasnoludzką pieść zatytułowaną „Z dziada pradziada, piękna jest krągła baba!” Z takim głosem mógłby zaśpiewać dla szlachty, o ile wybrałby sobie bardziej stosowna tematykę. Albo inny obiekt westchnień…

„…Burza włosów, silne ręce
Krasnoludki są przepiękne
Wszystkie dobrze zbudowane
Twarde ciała ich jak kamień
Błyszczą w oczach ich klejnoty
Nasze stają się sztywniochy
Bo choć ciała maja harde
Ja do serca drogę znajdę
Popodniecam, porozbieram
I za pracę się zabieram!
HEJ!...”


I tak to leciało. Co ciekawe, krasnolud zebrał całkiem spore owacje. Roztargnienie, które męczyło ostatnio Arveene,m stawało się coraz bardziej dokuczliwe. Dopiero teraz zauważyła, że w mieście było bardzo dużo krasnoludów, a także gnomów. Co prawda, najróżniejsze rasy zebrały się w Noblemine z okazji festiwalu, ale tych dwóch nie można nazwać zbyt muzykalnymi.

Najgorsze było to, ze grajków było jeszcze kilku, ale kobieta zamiast słuchać występów, patrzyła pustym wzrokiem przed siebie. Nie wiedziała, o czym tak rozmyślała, ale czuła w sercu wielką tęsknotę. Znowu pragnęła być z rodziną, z Tilanem. Jeszcze raz poczuć się jak małe dziecko, oblać braciszka wodą, pobawić się z nim w berka. Nie myśleć o pieniądzach, swoim „zawodzie”, o całym tym syfie, jakim czasami stawały się kolejne dni.

Nie, nie za tym tak usilnie tęskniła Arveene. Było coś, za czym tęskniła bardziej. Coś, co ją wzywało do siebie niespełnionym pożądaniem, melancholią i obietnicą ukojenia wszystkich zmartwień. Coś, co mogło odmienić jej całe życia. Byt zdolny uczynić ją szczęśliwą, jeśli tylko bardka odpowie na jego namiętne wołania.

Obecnie scena stała pusta. Mimo to, kobieta nie miała ochoty na jakieś oficjalne wejście na scenę. Chciała pograć ot tak, po prostu. Jak za dobrych czasów, na ławie w karczmie, za zachwycone spojrzenia mężczyzn i gorącą strawę. Za uznanie towarzyszy i cień zazdrości w oczach innych bardów. Za kilka miedziaków i parę luźnych propozycji.

Po początkowym rozgrzaniu palców oraz strun lutni, bardka żwawo wskoczyła na ławę i zaczęła śpiewać. Pewien niezwykle szczęśliwy krasnolud miał okazję spojrzenia na jej atrakcyjne ciało z bardzo interesującej perspektywy, a paru okolicznych pijaków pochwyciło zrazu melodyjkę, rytmicznie klaszcząc. Ale Arveene to nie wystarczyło. Gdy tylko cała karczma skupiła na niej uwagę, na chwilę zapominając o zakładach, butlach z piwem oraz okolicznych pięknościach, przedsiębiorcza kobieta wskoczyła na stół, całkowicie górując nad resztą towarzystwa. W miarę jak śpiewała, jej samej też udzielała się atmosfera. Całe pomieszczenie wpatrywało się w nią z zachwytem, klaskało do rytmu bądź też szczerzyło, słysząc problem trzech panien z zatykaniem swoich dziur. Rozochocona, Starag zaczęła machać głową, uwalniając swe gęste, czarne włosy z niewolnictwa starej fryzury i zakręciła pupcią. A trzeba przyznać, miała czym kręcić…

Gdy tylko skończyła, zalała ją fala wrzasków, gwizdów, owacji i toastów. Zaraz też przyniesiono więcej piwa, miodów, dziczyzny, znalazło się też paru wstawionych gości, którzy chóralnymi głosami powtarzali co ciekawsze wersy śpiewki. Kelnerki uganiały się jak opętane, starając się obsłużyć gości, a przy stole Arveene stał krąg ludzi, krasnoludów i gnomów, którzy chcieli jej wysłuchać. Każde słowo z jej ust było spijane niczym nektar, a jej twierdzenia były chwalone za wielką mądrość, trafność i dowcip. Zaraz też obok kobiety wyrósł stos placków z jabłkami, dziczyzny, suszonych owoców, wina, ciastek, ryb, wszystkiego, czego tylko mogła sobie zażyczyć. Bywalcy „Pod zręcznym rzemieślnikiem” mieli razem wprost nieograniczoną liczbę pieniędzy.

- Opowiedz nam o sobie- poprosił młodzian, zapatrzony w bardkę jak w obrazek.
- Właśnie! Opowiadaj no w końcu, skąd pochodzisz, gdzie nauczyłaś się tak grać i no, w ogóle!- zażądał energicznie jeden z krasnoludów.
- I jakie jest Twe miano, piękna pani- rzekł pewien gnom, który stał na ławie po to, by patrzeć w twarz Arveene swymi oczami. Uśmiechnął się zachęcająco, najwyraźniej próbując oczarować kobietę swym ciałem. Sądząc po tonie głosu, miał się za wielkiego amanda, który mógł mieć każdą. W ręce trzymał kwiatka, który wyglądał tak, jakby właśnie został wyrwany sprzed karczmy.

Był nawet ładny. Lekki zarost na twarzy, brązowe oczy, śnieżnobiały uśmiech i umięśnione ciałko. Był tylko jeden problem- miał jakiś metr wzrostu.

Widząc to, Arveene zadrgały kąciki ust.

~*~

Gdy Arveene wyszła z karczmy, była już noc. Sama nie wiedziała, jak mogła się tyle zasiedzieć w jednej karczmie. A to bis, a to opowieść o sobie, a to posiłek, były jeszcze butelki wina. Dużo butelek. Zbyt dużo. Zazwyczaj tyle nie piła, ale tłum fanów nie mógł dać jej spokoju. Zadziwiające, jak czasem krasnoludy nie rozumieją słów „Nie mogę pić tyle, mam słabą głowę”.

W każdym razie, bardka nie chciała zostać w karczmie już dłużej. Była zmęczona tłokiem, nadmierną uwagą skierowaną w jej stronę i powszechnym hałasem. Musiała odpocząć.

Świat zewnętrzny przywitał ja zimnym oddechem, tak przyjemnie kojącym wszelkie trudy dnia. Na niebie widać już było gwiazdy, a miasta spało spokojnym snem. Jedynie odgłosy dochodzące z karczmy psuły harmonię tego miejsca.

Z szumiąca głową, Arveene ruszyła przed siebie…

~*~

Znalazła się w podziemiach. Tym razem nie była w komnacie. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, ciągnęły się i rozgałęziały kamienne tunele. Żółte ściany i pył były wszechobecne. Nigdzie nie było ani jednej pochodni, a mimo to stare ściany z hieroglifami były doskonale widoczne. Tylko z dala od Arveene rozciągała się przepastna, nieskończona czerń i cisza.

Kobieta nie czuła się zagubiona. Doskonale wiedziała, gdzie ma iść. Przed siebie, tak długo, aż nie znajdzie tej jednej, jedynej komnaty, która oferowała wyjście. Skarb. Niezmierzoną potęgę.

Musiała krążyć tak długo, aż nie znajdzie swego przeznaczenia.

~*~

W końcu, znalazła! Po wielu, naprawdę wielu zakrętach, korytarzach, ślepych uliczkach i tym podobnych wyzwaniach, Arveene w końcu znalazła komnatę, której szukała. Nawet nie patrzyła na nią, rzut oka wystarczył, by wiedziała, gdzie jest. Przed jej oczyma rozpościerał się długi, naprawdę ciemny tunel. Gdy tylko w niego wbiegła, światło, które jej towarzyszyło, opuściło ją. Była sama, jak zawsze w tym tunelu. Mimo to odważnie wbiegła do niego.

Biegła i biegła, a tunel wcale się nie kończył. Kiedy zwątpiła w to, czy dobiegnie do końca, natrafiła na ścianę.

CO!- wydarła się w myślach, bogowie tylko wiedza, do kogo i na co.

To nie mogło się tak skończyć! Musiała znaleźć światło, swoje przeznaczenie. Musiała dobiec do końca tunelu, wybiec z niego. Nie mogła trafić na ścianę! Nie mogła, po prostu nie mogła! To.. to błąd, pomyłka. Musi tylko wybiec z tego tunelu i się wrócić, a przeszkoda zniknie. MUSI zniknąć!

Wściekła, zawiedziona i zdesperowana, zaczęła z całych sił walić w ścianę, która ośmieliła jej się stanąć na drodze.

Nagle, wszystko się rozmyło. Oszołomiona Arveene odkryła, że nie znajduje się w podziemiach, tylko w jakiejś obskurnej uliczce na obrzeżach Noblemine. Stała w ślepym zaułku i waliła w ścianę, doprowadzając do paniki parę wyrośniętych szczurów.

Bardka chwyciła się za głowę i opadła na kolana. Nie wiedziała, co się dzieje. Miała kłopoty z koncentracją, nocne koszmary, teraz jeszcze halucynacje, a wszystko to zdawało się pogarszać z dnia na dzień. W dodatku, gwałtowny koniec wizji przyprawił ją o mdłości. Świat zawirował, a ona klęczała na zimnej ziemi, próbując utrzymać wszystkie wypite dzisiaj trunki i zjedzone potrawy w wnętrzu swego ciała.

Bogowie, czy ja wariuję?

- Oho, wielka artystka- dobiegł zza jej pleców głos. Sadząc po artykulacji, należał do mocno wstawionej osoby. Gdy się odwróciła na klęczkach, ujrzała górującego nad nią krasnoluda. Był wysoki jak na swoją rasę, miał jakiś metr sześćdziesiąt wysokości i wydatne, umięśnione ręce. Jego czarna, skłębiona broda, gęste brwi oraz ostro zakończony nos pewnie podniecał niejedną krasnoludkę, jednocześnie sprawiając, że kobiety innych ras uciekały na sam jego widok. Śmierdział potem, tanim piwem oraz starymi, niezmienionymi od tygodnia ubraniami. Obrazu dopełniały żółte, zepsute zęby.


- My żeglarze-zatykacze, każdy robi to inaczej- bąknął pod nosem pijacką przyśpiewkę, zbliżając się niebezpiecznie blisko do Arveene. Ta chciała wstać, jakoś się obronić, zaprotestować, nie miała jednak zwyczajnie sił. Miała niezłą imprezę zarówno w szumiącej głowie, jak i protestującym żołądku. Agresor chwycił mocno jej rękę, uniemożliwiając nią jakiekolwiek próby obrony. Dla bezpieczeństwa, wygiął boleśnie nadgarstek. Kobieta zasyczała z bólu.

- Chociaż żyć się z tego nie da, pomożemy, kiedy trzeba- kontynuował, wolą ręką rozpinając sobie rozporek zbyt ciasnych spodni. Gdy skończył, ręka skierowała się do kształtnych piersi kobiety.

Widząc przerażenie malujące się na twarzy bardki, krasnolud wykrzywił swą brudną twarz w diabelskiej parodii uśmiechu.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 10-01-2009 o 23:20.
Kaworu jest offline