Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2009, 17:05   #44
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Julian wyciągnął przed siebie swą dłoń. Jego skupiona wola zaczęła się powoli manifestować. Zewsząd zaczęły się zbiegać wstęgi światła, tylko po to, by skumulować się w półpłynny kształt w jego dłoni. Kulka stworzona z namacalnego światła zaczęła się kręcić, z początku wolno, by następnie przyspieszyć. Podczas tego procesu kula zaczęła się odkształcać i falować niczym jakiś pierwotny, jednokomórkowy organizm, wyciągający swe nibynóżki, by poznać nowy świat, który czekał na pierwszą z form żyjących.

Tak, Julian właśnie stwarzał nowe życie. Stwarzał je z własnej duszy.

Jednak, coś poszło nie tak. W pewnym momencie złocista, odkształcająca się sfera zmieniła swój kolor na dziką mieszankę czarnego, szarego i srebrnego. Chłopak nie wiedział, jak zareagować na takie zjawisko. Nieczęsto stwarzał coś ze swojego ducha, i dlatego nigdy nie spotkał się z czymś podobnym. Nie mając innego wyboru, zaryzykował i dokończył dzieło stworzenia.

Na jego ręce powstał mały, rozczochrany nietoperz. Stworzonko rozejrzało się półprzytomnie wokoło i wydało z siebie cichy pisk. Raziło je słońce, było mu gorąco, a w dodatku wyczuwało przed sobą cos dużego. Stworzenie było kolosalne i zwinne, a on był zaledwie malutkim gryzoniem. Nie chciał zginąć.

Mimo wszystko, musiał spróbować. Julian nie wiedział, czy w tej formie uda mu się rozbłysnąć światłem. Nie wiedział nawet, jak nietoperze latają. Ale wiedział, że jeśli czegoś nie zrobi, to przyczyni się do śmierci swoich towarzyszy.

Julian niezgrabnie oderwał się od swej dłoni i ruszył w stronę głowy. Nie potrafił ich odróżnić, ale pamiętał, gdzie się znajdowała. Pofrunął w jej stronę.

Lot był czymś skrajnie nieprzyjemnym. Zamiast stworzyć sobie ciało pięknej gołębicy, chłopak znalazł się w słabym, oszołomionym nietoperzu. Każde machnięcie było ciężkie i niezgrabne, każde też wymagało wiele siły. Zanim się zorientował, był już wyczerpany. Machnięcia stały się krótkie, a ich częstotliwość zwiększyła się, zupełnie jak i tonącego człowieka.

Zarówno ludzie, jak i latające zwierzęta szarpały się mocno przed spadnięciem na samo dno.

Nie miał szans z wielką głową, która na niego ruszyła. Ledwo co mógł utrzymać się na odpowiedniej wysokości, a co dopiero robić uniki. Ostatnie, co zapamiętał, to miękki tunel, który pochłaniał wszystkie ultradźwięki. Potem, ogarnęła go przytłaczająca nicość.

Dusza Juliana wróciła do swego ciała po paru chwilach. Pierwsze, co odkryła, to ciepła, szeroka dłoń, która trzymała jego podbródek. Sądząc po dotyku, należała do mężczyzny. Kobiety miały smuklejsze palce i delikatniejszy chwyt.

- Słyszysz mnie? - spytał głos dochodzący sprzed Juliana. Ten zamrugał oczami. Na nic to, stracił wzrok. Jego dusza nie wróciła jeszcze do ciała, w każdym razie nie cała. Jedyne, co mógł dostrzec, to ciemność, niepokojąco przypominająca wnętrze hydry.

Miał jednak jeszcze słuch i dotyk. Te dwa zmysły powinny mu wystarczyć.

- Czy możesz dać komuś numan ? Czy potrafisz naprawić życie ? Proszę powiedz, że jesteś w stanie pomóc.

Julian rozpoznał ten głos. Należał do tego samego mężczyzny, który go ocalił przed głową hydry.

- Mogę leczyć. Nie umiem zwrócić życia, ale mogę naprawić ciało- odparł zwięźle Julian. Z tonu głosu rozmówcy wywnioskował, że sytuacja jest poważna. Nie miał czasu na pogaduszki.

- Proszę posłuchać, uleczę pana przyjaciół, ale musi mnie pan do nich zaprowadzić. Ja chwilowo nie widzę- wyjaśnił, chwytając dłoń swego towarzysza jedną dłonią, a drugą wyciągając przed siebie.

Czemu wiedział, że chodzi o przyjaciół? Domyślił się. Po tonie głosu, chwycie ręki, po tym, jak gorączkowo chciał uzyskać odpowiedź na pytanie. Gdyby nie chodziło o najbliższych, nie zachowywałby się tak. Wyglądał na jednego z tych silnych i niewzruszonych mężczyzn.

Mężczyzna bez tracenia czasu zaprowadził Juliana do rannych. Biegli przed siebie, w stronę wskazaną przez przewodnika Juliana. Od biegł na przodzie, a Julian chwycił mocno jego dłoń i starał się mu dotrzymać kroku. Poczuł, że robi mu się potwornie gorąco, nie miał jednak czasu na rozebranie się. Jedyne, co zrobił, to skorzystał z okazji i rozpiął zamek swojej kurtki.

- Tak przy okazji, jestem Horacy. Mów mi po imieniu- powiedział w czasie biegu człowiek z tatuażem na piersi.

- Julian. Miło mi- powiedział dość sucho chłopak. W innych okolicznościach pewnie by się ucieszył, rozpromienił i odpowiedział z radością w głosie, ale teraz miał inne zajęcia na głowie niż cieszenie się z powodu nowej znajomości.

- To tu- powiedział w końcu Horacy, gdy dobiegli na miejsce. Julian wykonał parę kroków w przód i wyciągnął ręce przed siebie.

To, czego dotknęły, bardzo go zdziwiło. Ciało, na które natrafiła jego prawa dłoń, było szorstkie i spalone. Do nozdrzy Juliana dotarł nieprzyjemny zapach przypalonego mięsa. Mimo tego, że nie widział, mógłby określić to uczucie jako czarne.

To, na co natrafiła jego lewa dłoń, było zimne. Przeraźliwie zimne. Odczucie było tak mocne, że odruchowo cofnął rękę, która zaczęła go piec. Chłód był przeszywający.

Julian myślał tylko przez chwilę. Mógł w jednym momencie zająć się tylko jedną ofiarą. Wybrał spaloną osobę. Zamarznięta mogła poczekać.

Chłopak położył obydwie dłonie na chropowatej, spalonej skórze. Z obrzydzeniem poczuł, jak spalone ciało chrupie pod jego dłońmi. Potrząsnął głową, nie mógł się rozproszyć. Wziął głęboki oddech i zaczął zbierać w dłoniach energię samego Stworzyciela.

_____________

Julian biegnie z Horacym i leczy w pierwszej kolejności spaloną ofiarę. Potem zajmie się lodowym biedakiem.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 10-01-2009 o 10:52.
Kaworu jest offline