Etsha oglądała całą sytuację ze spokojem. Patrzyła jak tajemniczy Asasyn morduje innych braci i mówi do tłumu nie słuchała jednak jego słów, ba nie wiedziała nawet o czym mówi. Obserwowała jego ruchy. Widziała z jaką łatwością wchodzi na górę i z jaką gracją zeskakuje na dół. Przyglądała się jego atakom i oceniała je w myślach. Podziwiała go. Był w jej oczach szybki. Może nawet szybszy od niej samej. Był w jej oczach zwinny. Może nawet zwinniejszy od niej samej. Był też silny. Na pewno silniejszy od niej.
Gdy Asasyn wyjął miecz ruszyła w jego stronę. Szła z gracją, zachowując jednak dostojność i grację. Wiedziała już co chce zrobić. W połowie drogi wyjęła miecz z pochwy. Szła dalej nie przyśpieszając. Gdy wreszcie dzielił ich dystans do pokonania jednym dłuższym doskokiem... przyklęknęła. Wsparła się na mieczu i oznajmiła: -Wyszło, że jesteś dobry. Bardzo dobry. Nie obchodzi mnie gdzie idziesz, po co idziesz ani nawet to jak się nazywasz i kim jesteś, obchodzi mnie jedynie to jak idziesz. Poruszasz się szybko i zwinnie... To mi wystarczy. Ofiaruję ci swój miecz. Myślę, że się na nim nie zawiedziesz.
W jednym momencie wydało jej się to głupie. Wstała, więc lekko skrępowana, uśmiechnęła się głupio i powiedziała: -No dość tych ceregieli. Mogę iść czy nie?
"Co się z tobą dziewczyno dzieje? Opanuj się do cholery! Nigdy nie zabiegałaś o to jak się na ciebie patrzy, a teraz, tak nagle chcesz za wszelką cenę za nim iść! Co ty chcesz tymi wygłupami osiągnąć?" -odezwał się jej wewnętrzny głos, szybko jednak go stłumiła i poprawiła nerwowo włosy opadające jej na oczy.
__________________ き
ろ
さ
な |