- Mike? Co Ty do ciężkiej cholery odpierdalasz? MIKE!
*
Dar nie zadziałał. Johny nie poczuł absolutnie nic. Nawet powiewu, delikatnej i tak utęsknionej bryzy mocy. Pustka. Cały misterny plan, który wydawał mu się co najmniej dobry, który ułożył się w jego umyślę w parę sekund... Po raz kolejny, Jonathanowi nie wyszło. Znowu zawiódł samego siebie i innych.
Sekundy.
Aleksandra krzyczy w agonii, gdy gorące płomienie liżą jej ciało. Struga krwi. Kawałek Reynolda znika między zębiskami hydry. Znowu krew, kolejny krzyk – ponownie Reya, który już dynda w powietrzu – w paszczy potwora.
Sekundy.
Wrzask. Charlee lata. Niczym jo-jo, wczepiony w linę. Ryk. Tym razem bestii, a dokładniej jednej z głów. Odrąbanej, ciągle drgającej na ziemi, przesączonej dziwną krwią hydry. Julian zniknął. Prawdopodobnie nie żyje.
Sekundy...
Mike, po dość oczywistym rezultacie, strzelania ze zwykłego pistoletu w stronę dwóch głów Jonathana, z niewiadomych powodów, postanowił nagle sprawdzić wytrzymałość tej trzeciej - prawdziwej. Stał teraz spokojnie, z lekko mętnym spojrzeniem, celując prosto między oczy Johnego.
*
- Mike? Co Ty do ciężkiej cholery odpierdalasz? MIKE! Zostałem z niczym. Bez daru, bez mocy. Mam tylko te zakichane ciuchy i... plecak. Mam plecak.
Szybkim, ale nie gwałtownym ruchem, by niepotrzebnie nie denerwować faceta, Jonathan ściągnął plecak i ukucnął. Z niezliczonej ilości kieszeni, z których tylko właściwie składała się cała torba, wybrał jedną z większych. Otworzył zamek i zanurzył rękę.
Nie zdołał dosięgnąć „dna”. Natychmiast w jego dłoni zmaterializowało się „coś”. Wrażenie, było na tyle niespodziewane i tak go zaskoczyło, że aż z głuchym plaśnięciem usiadł na ziemi. Wyciągnął przedramię ze schowka, trzymając mocno nowo nabyty przedmiot. Kieszeń natychmiast smoistnie się zamknęła. Jonathan przyglądał się jaki czas, temu co trzymał w dłoni.
Maska.
Kolejna kpina Losu? Następna złośliwość nieistniejącego „Boga”? Bo niby w jaki sposób, ma ona ocalić od postrzału? Przyjrzał się bliżej twarzy, którą ona przedstawiała. Po prędkiej chwili przeszukiwania w swojej głowie „bazy danych osób już wcześniej widzianych”, był pewien, że nigdy jeszcze nie widział tego mężczyzny, będącego już w sile wieku, a mimo to wciąż wzbudzającego respekt – samą swoją twarzą. I tak nie mam innego wyjścia.
Założył maskę. Idealnie się wpasowała. Bardzo wolno wstał. Mina, mężczyzny ciągle celującego prosto w głowę Jonathana, subtelnie się zmieniła. Poczuł, że musi coś powiedzieć. Cokolwiek.
- Oboje wiemy, że nie chcesz tego zrobić, Mike.
__________________ Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...
Ostatnio edytowane przez Howgh : 09-01-2009 o 23:46.
Powód: Wredne ortograficzne chochliki.
|