Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2009, 20:24   #537
Kejsi2
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Did you ever hear what I told you?

Wiedział, że to tego dojdzie. Przez moment wierzył, że zdoła oszczędzić sobie tego cierpienia. Jednak przeklęty topór Khemetry okazał się szybszy. Leżał na plecach. Wyprężał się, drżał, szarpał niewidzialne łańcuchy.
Już samo nazwanie tego uczucia obudziło w nim lęk. Łańcuchy i duszące, przenikliwie ciepłe, oślepiające pęta zaciskały się na jego umyśle, na jego oczach, hamowały dopływ energii do centrum, dopływ krwi do mózgu...
Zabije nas oboje...!
Uczucie było tak silne i ekspansywne, iż nie potrafił go powstrzymać. Nie umiał walczyć z nienazwanym. Nie napawała się jego przerażeniem, to on pożerał jej strach. Ale było go za mało, o wiele za mało, by osuszyć nim falę bezinteresownej miłości zalewającej gardło, dławiącej bezlitośnie miłości nie do przełknięcia przez demona.

Już jest prawie po wszystkim.

Chciał przytulić się do matki, ukryć twarz w jej włosach. Rzucał się, miotał, wyjąc i rycząc przeraźliwym skowytem.
Ray`gi, Ray`gi, Ra`ygi...
Fioletowa siatkówka z lśniącą, białą otoczką coraz bardziej zlewała się z bielą reszty oka.

* * *
„Uczucia... Takie niepotrzebne... Słabe... Ale czy na pewno ? Przecież to one doprowadziły do upadku tak wielu...

Jak słyszałem, rozgorzała dyskusja na temat Fioletu i Bieli. Zadam na głos pytanie, które nurtowało mnie od początku: po co ?

A co jeżeli czyny, które uważasz za szlachetne prowadzą tylko do powstawania kolejnych rzeszy demonów, których tak nienawidzisz...?

Choćbyś nie wiem ile kamieni do wody wrzucała, choćbyś nie wiem jak próbowała cień zdeptać… To i tak nie ruszysz, ani wody ani cienia, bo ja przerwany bieg rzeki będę odwracał w nieskończoność, dokładnie, upór to moja specjalność.

Chcę wam tylko pokazać jak macie nie wybierać i konsekwencje złego wyboru. A te będą straszne.

Chciałbym, żeby ta bitwa się nigdy nie skończyła…” ~Ray`gi z domu Tarayatechi.

Wrzuta.pl - Nightwish - Bye Bye Beautiful

Finally the hills are without eyes
They are tired of painting a dead man's face red
With their own blood

They used to love having so much to lose
Blink your eyes just once and see everything in ruins

Did you ever hear what I told you?
Did you ever read what I wrote you?
Did you ever listen to what we played?
Did you ever let in what the world said?
Did we get this far just to feel your hate?
Did we play to become only pawns in the game?
How blind can you be, don't you see?
You chose the long road, but we'll be waiting

Bye, bye, beautiful!
die, die, beautiful!

Thomas`es ghost for the girl in white
Blindfold for the blind
Dead siblings walking the dying earth

Noose around a choking heart
Eternity torn apart
So toll now the funeral bells

"No need to die to prove a lie"

Bye bye, beautiful
die die, beautiful
Bye bye, beautiful
bye bye bye bye

* * *
Dlaczego czas tak szybko minął? – zastanawiała się melancholijnie. - Zmarnowałam tyle szans! Przecież chciałam inaczej!... Ile dni właściwie tu spędziłam, z nimi? Sama nie wiem.
Milczeli dłuższą chwilę, badając tajemniczą ciszę wokół, subtelny szum zboża oraz rzędy pni drzew sterczące z głuchej, kuszącej otchłani, na horyzoncie. Tysiące cieni zatopiło się w jeszcze większy cień. Jakieś intrygujące kształty majaczyły w całej tej ciemności. Zwykły, szary człowiek umarłby ze strachu w takim niepewnym otoczeniu.
Wojownicy umierali z ciekawości.
Pragnęli zanurzyć się w tę nie poznaną ciemność, poczuć ten piękny dreszczyk emocji i adrenalinę we krwi. A teraz, kiedy każdy z nich znalazł sobie wiernego towarzysza, nie bali się już w ogóle.
Ray`gi...?
Czuł na sobie jej wzrok.
On śpi.
Dlaczego on tak strasznie kaszle...?
...
Jest chory?
Nie.
Dlaczego on upadł?
...
Dlaczego on... dlaczego on...?! On-on...!!!

Nie usłyszałem. Kiedy zrozumiałem, ujrzała czerwień krwi i było już za późno.
* * *
- Ray`gi!!!
Szarpnęła mnie za skrzydła, pisnąłem z bólu. Świetliste kocie szpony wbiły się w żywą duszę i rozdarły nasady puszystych podmuchów wiatru. Jej oczy. Jej upór. Spojrzenie Almanakh, Oka Światła, niepokonanej dowódczymi elfickiej armii. Zadławiłem się jękiem. Trzasnęła mnie prosto w centrum, z hukiem i tysiącem migoczących, białych punktów, wizja zawirowała mi przed szeroko otwartymi ślepiami. Ziemia, zielone morza lasów, złoto zboża, biel chmur... Mknąłem w dół, spadając, a ona darła, skubała moje skrzydła. Zatopiła pazury w moim karku, targając mnie nieustępliwie. Zawyłem, kiedy oderwała prawe skrzydło; spadło ze świstem w dół, znikło. Wiedziałem, że do tego dojdzie. Była teraz nie do opanowania. Zabije nas oboje.
Kiedy pazury przeorały mój grzbiet, rozrywając duszę i kręgosłup wichru od środka, ucichłem ulegle, zawracając. Przestała. Wzniosłem się wyżej, rozkładając odnowione skrzydła. Rozłożyła kolejne. Trzy skrzydła.
Czułem szalone bicie serca. Słuchałem każdego jej szeptu, każdego wrzasku rozpaczy, potulny każdemu rozkazującemu krzykowi. Imię drowa przewijało się na okrągło w potoku jej histerycznych jęków. Pokazała mi drogę, zaskakująco wyraźnie i dokładnie jak na ten stan psychozy i przerażenia. Jeszcze bicie serca. Zemdlała, rozbijając się ze łzami w oczach o moje centrum, roztrzaskując i moją świadomość. Zdążyłem załopotać skrzydłami i wylądować. Jej pazury dźgnęły mnie w plecy. I kolejny raz, i kolejny. Oślepła w mroku. Nie mogła znaleźć drogi. Nie mogła znaleźć Ray`giego, a słyszała jego kasłanie moimi uszami, widziała rwący potok jego bólu moimi oczami.
* * *
Biały wilk zniknął w kłębach fioletowych mgieł, uniósł się na dwie tylne łapy, makabrycznie, wbrew znanym prawom anatomii zwierząt prostując tułów i wyginając pokrzywiony zygzakowato kręgosłup do tyłu tak, że czubkiem pyska dotknął niemal ziemi za swymi plecami. Rozłożył przy tym trzy czarne skrzydła, które rozwiały się na czarny podmuch. A potem dźwignął kręgosłup, prostując go do bardziej naturalnej anatomicznie pozycji i wychylając łeb ku niebu zawył. Wycie przeszło w przeraźliwy wrzask. Wrzask dziewczęcego głosu. Wilk, stojąc na dwóch łapach na podobieństwo wilkołaka, wyjąc wciąż miotał się w huczącym od wiatru wirze mgieł. Wierzgając przednimi łapami w powietrzu, niczym spłoszony, stojący dęba koń. Jego biały, mglisty, wietrzny kształt malał na tle wirujących mgieł, kurczył się i chudł, przybierając nową postać.



Postać spoglądającą amarantowymi ślepiami prosto w oczy Barbaka.
- Don`t... come... anywhere... near me or that dhaerow, Warrior of Light!!! – odezwała się rozkazująco zimnym, grobowym głosem trzynastoletniej chimerki.
* * *
Nie była pewna, czy widział wilka, mgły, czy słyszał jej płacz, krzyk nienawiści, żądzy zemsty i rozdzierający wrzask bólu demona. Jeśli nie, niech kona spokojnym. Jeśli widział, niech wie, że była przy nim cały czas, mogła być, chciała być. Taka Jak Dawniej. Taka Jaką Chciał.

„Jesteś Wojowniczką Światła. Żyjemy w dwóch różnych światach… Chciałbym byś znów była sobą.”

- Jestem sobą, Ray`gi – powiedziała czule. – Nie jestem Wojowniczką Światła. Nie potrafię. Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Nie potrafiłam nawet uratować ciebie...! – wydukała łamiącym się głosem.
Mogła aczkolwiek przyjąć dzięki mocy Bieli dowolny wygląd. Chciała, aby drow, o ile jeszcze widział cokolwiek zamglonymi, półprzymkniętymi oczami, ujrzał ją jako odpowiednie dla drowa fizyczne wyobrażenie oddanej przyjaciółki, a nawet kogoś więcej. Chciała być kimś więcej dla niego. Czy wolał ujrzeć w tej roli trzynastoletnią chimerkę o rozpuszczonych niebieskich włosach, czarnych kocich uszach i kocim ogonku, czy drowkę, wszystko jedno. Mogła wyglądać jakkolwiek, ale duszą była sobą. Dawną sobą.
- Ray`gi...?!
Pochyliła się nad drowem, klękając przy nim i chwytając go za usmarowaną krwią dłoń. Jej twarz była spokojna, nie zdradzała żadnych emocji. Złość, rozpacz, zawód, jakie okazywała przed starciem, kiedy rzucił Okiem Światła... Wszystko gdzieś odpłynęło, wyblakło. Znikło.
- Ray`gi.... Przepraszam... że nie zdołałam cię uratować...!
Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go czule po policzku.
- Przepraszam, że mówiłam zbyt cicho i nie dosłyszałeś tego, co powinieneś...! Że nie zdołałam ukazać ci Światła w tunelu Mroku...!
Na swej dłoni wyczuła wilgoć potu, który zrosił całą twarz i szyję konającego, charczącego krwią drowa. Przetarła mu czoło, lecz za sekundę spłynęły po nim nowe kropelki. Pochyliła się niżej.

Mew ichigo image by Tea_Gardner_2008 on Photobucket

- Przy mnie nie musisz się bać.
Jej oczy błyszczały od łez. Szybko je otarła. Nie powinien widzieć zbyt wielu łez, teraz powinna być silna, być przy nim. Ale niech wie, że jest ktoś, kto opłakuje jego śmierć.
- Przy mnie nie musisz cierpieć – szepnęła, obejmując delikatnie jego twarz.

Teraz byłem pewien. Wiedziała, że wyję z bólu, wiję się i drę w niebogłosy, wykrzykując w agonii imię mojej matki. Wiedziała, że chwycę się każdego sposobu, aby egzystować, nawet jeśli to tylko przedłużało miażdżący ból. Wiedziała, że pożrę każdą cząstkę bólu paraliżującą jego ciało i potrząsającą nim w uroczych drgawkach, wytrzepujących mu resztki krwi przez rozchylone usta. Wiedziała, że zatryumfuje nade mną. Gdyż Światło w niej i jej miłość były czymś, czego nigdy nie byłbym w stanie pokonać.
- Ray`gi? Słyszysz mnie? Już lepiej, prawda? Już nie boli? Odezwij się do mnie, odezwij, odezwij!...

Wrzuta.pl - Enigma - Gravity Of Love

Oczy zdolne z łatwością przejrzeć duszę na wskroś widziały ogrom zniszczeń ukrytych pod powłoką zadrapanej skóry. Był śmiertelnie ranny. Pamiętała wciąż – nigdy nie zapomni – tam, w umarłym ogrodzie, w otoczeniu starych murów wilgotnych od zapachu dekad, spętanych siatką uschłych pnączy i winorośli... Była pewna, że drow tego nie zrobi, nie odważy się, a przynajmniej z dystansem krążąc wokół studni będzie szukał pokrętnych sposobów na wyciagnięcie nieosiągalnego celu za pomocą psionicznych sztuczek. A on zszedł do studni. Nie bał się - owszem, odczuwał lęk przed ciężkim, nieznanym mrokiem, w jakim mógł utknąć, wiedział, iż zanurzenie ciała w lodowatej lodzie nie będzie przyjemne, ale nie bał się – zaryzykować. Ze studni wyłonił się zupełnie inny drow, jakby lodowata woda magicznie go odmieniła, zahartowała i rozpaliła blask w oczach. Nie miała pojęcia kim był, nie zdradził swej przeszłości, choć szelmowsko-arogancka maska, jaka zrosła się trwale z jego twarzą dawała pewne przesłanki; życie drowa nie było usłane różami i tylko cięty język, twarde łokcie i giętki kark zapewniły mu przetrwanie. Znałam teraz Takich Jak On, wychowali się i żyli w bezdennym mroku, pośród cichych szeptów niesionych echem, pośród braci zdolnych zabić, gdzie przemoc i siła fizyczna nie wystarczały, aby zwyciężać.

Podtrzymując jego ciężką głowę na swej prawej ręce, w lewej skupiła moc żywiołu wody, tworząc wokół dłoni drżącą niczym przezroczysta galaretka, wodnistą otoczkę. Odgarnęła kosmyki srebrnych włosów drowa i ostrożnie obmyła mu twarz z potu i krwi. Był taki przystojny... Nawet poobijany, poharatany, umazany krwią. Tak wytrwały i silny, a tak delikatny, Tak Jak My, jak wszystkie istoty zdolne umrzeć... Jego drowie oblicze; gładkie jak porcelana, nie skażona zdrowa skóra, delikatne rysy, jakich próżno szukać u mężczyzn innych ras niż elfy... Miał czarowne, bystre oczy. Lecz w przypadku tego drowa, nie tak, jak u wielu atrakcyjnych mężczyzn, to nie oczy budziły największe zainteresowanie, przykuwając zafascynowany wzrok. Tylko usta. Piękne, delikatne usta...
Tak delikatne, jakby nigdy żadnej nie całował... Miękkie...?
Wpiła się w jego usta z rozpaczliwą chciwością i tęsknotą – tęsknotą jaka narastała przez cały ten czas, kiedy dotąd był przy niej, nieosiągalny, i tęsknotą która miała nadejść wraz z ostatnim tchnieniem drowa. Całowała czule, delikatnie, zdecydowanie i z energią – żeby wiedział, żeby odczuł, zapamiętał. Aby ciepłe usta nie zostawiły ani cienia wątpliwości co do tego, że jest kimś wyjątkowym, kimś ważnym, kimś kochanym. Życie ulatywało z niego z cichymi sapnięciami, wiedziała, że Ray`gi umrze. I zamierzała uczynić wszystko, aby dzięki temu pocałunkowi zapomniał choć na sekundę o tej prawdzie.

Po pocałunku pochyliła się znów nad nim, uśmiechając się pocieszająco.
- W Piątym Wymiarze... Jego próg może przekroczyć każda dusza. Nawet ta z martwym ciałem. I tam, w Piątym Wymiarze.... jest wyspa na oceanie błękitnego Światła. Przyjdziesz? – szepnęła z nadzieją. – Widzisz, Ray`gi... Nie masz już dokąd uciec. Bo ja i tak pójdę za tobą wszędzie.
Spojrzała w niebo, na Białą Gwiazdę. Łzy znów zajaśniały w jej oczach.
- Wybacz, najjaśniejsze, niepokonane Światło, sławię twe imię i czczę twoją nieskończoną łaskę dobroci, lecz nie jestem gotowa... nie jestem godna... Nie potrafię, nie potrafię, nie potrafię! Zanim zawiodę niewinne istoty, muszę odejść, tym razem nie zawrócę, nie opuszczę go. Tym razem muszę iść z kimś, kto bardziej mnie potrzebuje – ścisnęła mocniej dłoń drowa. – Genghi i Morcruchus... Ale tej duszy nie zawiodę. Ray`gi, wytrzymaj... wytrzymaj jeszcze chwilkę... zaraz przyjdę...! Nie powstrzymał mnie Chaos, nie powstrzyma mnie Światło!!!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D

Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 10-01-2009 o 20:28.
Kejsi2 jest offline