Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2009, 22:56   #151
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
dialogi: piękna Elizabetha czyli Hellian & śliczna Silia czyli Liliel & ponurogęby Elev, czyli Kelly


Stał przed drzwiami wpatrzony w ciemnosine niebo zwiastujące deszczowa pogodę. Było chyba tylko kwestią czasu, kiedy lunie, a i teraz od czasu do czasu spadały z nieba kropelki. Lubił tak stać i patrzeć. Kiedy pracował jako kurier Talgi, często wpatrywał się w niebo obserwując przesuwające się chmury. Teraz też. Jakby szukał pomocy w sytuacji, w której się znalazł. Przygryzł wargi. Jak zawsze, był samotny. Teraz również … niestety. Gorzej, czuł, iż staje się człowiekiem skrytym pod maską smutnej obojętności. Tak ponurej, bezsensownej, niezrozumiałej, że aż zahaczającej o śmieszność. Szczęśliwie odrzucającej innych, nie zachęcającej do rozmowy. Przynajmniej taka miał nadzieję. Nie wiedział, jak sobie z tym poradzić oraz zdawał sobie sprawę, iż przegrywa na całej linii to, na czym mu zależało, ale nie wiedział, jak to zmienić i czy jeszcze można to zmienić? Została mu tylko swego rodzaju duma, którą pielęgnował jak skarb.


Tam właśnie, u drzwi „Małego Johana”, złapała go dziewczyna, która bez problemu wygrałaby zawody na najbardziej urodziwego skarbnika na świecie, gdyby tylko gdzieś taki konkurs organizowano. Kije? Noc? Gdzie ją spędził? Zadawala pytania zręcznie pokrywając żartami własną ciekawość.

- Kijami? Owszem, już wygrzmociliśmy się wystarczająco mocno przed świtem, zarobiłem kolejne kilka razów - odpowiedział Elizabethie. - Lilla jest silnym przeciwnikiem, współczuję każdemu, kto jej stanie na drodze. Natomiast spać? W nocy? Rzeczywiście, Całkiem, całkiem trafiłaś. Nie spałem w naszym pokoju. A łóżka rzeczywiście żal, możesz wierzyć, że mi także.
~ … przynajmniej pod pewnym względem
~ dodał w myślach, ale natychmiast się tak samo skarcił.
- Natomiast nocą - kontynuował. – No wiesz … Miło było, ciepło … przynajmniej przez pewien czas, jak to w łaźni. A to – dodał wskazując na policzek, - bynajmniej nie od ciosu, tylko skrobaczki do pleców, bo wychodząc rankiem z balii pośliznąłem się na mydle, a że podłogę pochlapałem, to znalazłem się w try miga pod balią wywijając najbardziej ognistego szczupaka, jakiego widziałem.
- To łaźnie są nocą pootwierane? Kobiety też tam chodzą
? - Wyprawa Eleva rozbudziła ciekawość Elizabethy – I potem nie wróciłeś do gospody? Kąpałeś się do świtu?
- Ta była, bo to karczemna. Wspominałem przecież przy stole, że karczmarz zgodził się na kąpiel dla wszystkich. Taka szopa obok gospody. Ma wielką balię i piecyk. Wody mi dali. Podgrzałem i wykąpałem się. Tyle, że zasnąłem w balii i zmorzyło mnie do rana, dopóki woda nie wystygła. A kobiety … myślę, że tez sie kapią, szczególnie biorąc pod uwagę, iż widać w ścianach kupę dziur, jakby ktoś często zerkał do środka podglądając
- wyjaśnił poważnie.
- Zupełnie o tym zapomniałam – ewidentnie zmartwiła się, że coś uszło jej uwadze. – To przez … nieważne zresztą. A teraz to już przepadło, nie zdążę się porządnie umyć, ale chyba jeszcze strasznie nie śmierdzę, co? – Powąchała swój rękaw i kurtkę. - Czujesz coś? – Podsunęła Elevowi pod nos drugą rękę. – Jednak trochę śmierdzę. Ogniskiem.
A potem roześmiała się.
- Deszcz mnie dzisiaj umyje.
- Nie czuję, mam katar po tej zimnej kąpieli
– kichnął, – ale zawsze deszcz się przyda. Przynajmniej tak we wsi na nas mówili, że deszcz o tej porze roku zawsze potrzebny. Inna rzecz, że ja do mycia preferuję jednak łaźnię. A ty, wypoczęłaś trochę po drodze?
Elizabetha w odpowiedzi pokiwała głową:
Z Silią i kotem śpi się bardzo wygodnie. Ale musisz chyba uwierzyć mi na słowo, jeśli nie chcesz podpaść Jensowi.
Wtedy nadeszła reszta i rozmowa jakoś sama wygasła. To zresztą … nieważne:
~ Silia i kot i Elizabetha … Silia i kot i Elizabetha … Silia i kot i Elizabetha ~ zamordował własnoręcznie kilka następnych myśli, które przebiegły mu przez umysł. Był w tym bardzo dobry.

Potem szli przez miasto. Stragany, sklepy i ludzie. Dużo, dużo ludzi, mimo nieciekawej pogody. Nagle usłyszał Silię pytająca o noc i ręka dziewczyny wsunęła mu się pod ramię.
- W łaźni - wyjaśnił lakonicznie.
- W łaźni? - Jęknęła zawiedziona. - Elevie, mógłbyś być nieco bardziej wylewny i odpowiadać trochę dłużej, niż tylko jednym słowem? Mruk z ciebie - i pokazała mu język, a później się zaśmiała.
- Masz rację - przytaknął, - przepraszam. Ale naprawdę byłem w łaźni gospody. To taka szopa obok głównego budynku. Wynegocjowałem wprawdzie dla wszystkich, ale ... skoro nie planowaliście z niej skorzystać, przynajmniej wykąpałem się sam i wyprałem ubrania. Tylko, że rano wywróciłem się i rozciąłem skrobaczką do pleców policzek. Ot, prosta sprawa - skrzywił się, - nie ma się czym chwalić. Popatrz, całkiem ładna suknia - nagle zmienił temat wskazując na stoisko krawieckie, którego właściciel właśnie rozkładał towar na ladzie.
- Mogłeś wspomnieć, że idziesz do łaźni, sama bym też chętnie skorzystała! - Trąciła go łokciem z udawanym wyrzutem. - A tak ochlapałam się tylko w misce wody. Ech, niespecjalnie to było odświeżające - przyznała mu się szeptem, marszcząc ze złości mały nosek. - Ale kąpiel to ci dopiero marzenie. I wodę pewnie ciepłą dali? - Znów się skrzywiła trochę markotna. - Dziś spróbuję i ja się wybrać do łaźni, ot co! A sukienka piękna... - podjęła wreszcie rzucony przez niego temat. - Szkoda, że mnie nie stać ... - i nagle bardziej kurczowo przytrzymała się ramienia wojownika, bo poślizgnęła się na lepkim błocie i o mało nie wywinęła efektownego fikołka.
- Przecież mówiłem w karczmie wszystkim o łaźni - zdziwił się, - ale tak dobrze nie było, żeby mi dali do łaźni. Sam musiałem naznosić, ale w łaźni też jest piecyk. Rewelacja. Spluskałem się za wszystkie czasy i zasnąłem w balii. No, kiedy rano woda trochę schłodziła się, to wyrwało mnie ze snu. Wyskoczyłem z balii, a wtedy zaliczyłem skrobaczkę. A suknia … cóż, może kiedyś … uważaj! – Podniósł nagle głos przytrzymując ją, kiedy o mało co nie wyładowała w kałuży. – Wprawdzie planujesz kąpiel, ale chyba dopiero wieczorem i w balii, a nie na ulicy.
- Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że właściwie starałeś się zażartowa
ć – uśmiechnęła się do niego kiwając z uznaniem głową. – Czyżby to oznaczało, że nasz małomówny przyjaciel posiada w istocie poczucie humoru? Elevie, toż to cudowne wieści! – Fakt, trochę z niego naigrawała, ale bynajmniej nie złośliwie. – I dziękuję, że użyczyłeś mi ramienia. Fajtłapa ze mnie straszna. Błotna kąpiel mnie co prawda ominęła, ale sukienka jest tak utytłana, że wstyd się owemu Minillo pokazać. Ale nic to. Nie uderzamy do niego w konkury, jeno w interesach idziemy.
- Nie wiem, o czym mówisz
– odpowiedział wreszcie bezosobowym tonem po wysłuchaniu jej, chyba żartobliwych w zamierzeniu, słów. – Użyczyłem – skinął głową, - bo czemu nie? Jesteśmy z jednej wsi, z jednej drużyny. Tak trzeba. Pogoda paskudna, wiec szewc się nie obrazi, że nie jesteśmy odświętnie odziani. Zresztą, pewnie, jako rzemieślnik, także nie chodzi w czystych aksamitach - dodał podrażając się w zadumie.
Silia pewnie odpowiedziałaby, ale nagle puściła jak podbiegła do wystawy sklepowej. Może nawet nie słyszała ostatnich zdań nagle zainteresowana jakimiś fatałaszkami.


Korzystając z nagłego oswobodzenia ramienia Elev szybko ruszył do przodu wyprzedzając nieco drużynę, potem zaś starał się trzymać z daleka od półelfki. Nie chciał z nikim rozmawiać, jak zwykle kryjąc się za maską dość przystojnego, ale przeważnie dziwnie smutnego oblicza. Szczęśliwie ta, zapatrzona w ciekawostki miasta, szczególnie wystawy, nie zwracała na niego uwagi.

***

Później nastąpiła katastrofa u szewca Minillo i jego urodziwej córki. Silia jeszcze przepraszała:
- … choć oględnie drogę i już nas tu nie ma – kończyła.
- … chyba – wszedł w jej słowo idealnie Elev kontynuując, - że szlachetnie wybaczysz nam i dasz jeszcze jedna szansę? Możemy tylko przeprosić za nasze wargi, ale może wypróbowałbyś serca i ręce? Przecież czyny ważniejsze są od słów. My naprawdę jesteśmy pierwszy raz w tak wielkim mieście. Kompletnie nie wiemy, kto tu mieszka, gdzie, albo jak kogo pytać. Pochodzimy z Talgi i nie znamy wiele poza naszą wsią. To dosyć niedaleko, kilka dni stąd. Zazwyczaj spokojną okolice nawiedziły gobliny. Nasz sołtys wiec wynajął da Singwę, by je przepędzić. Udało mu się to przy niewielkiej naszej pomocy. A potem dostaliśmy, w związku z tym, zlecenie na szukanie Kallorów, jak to Aldym szczerze wspominał pańskiej córce. Da Singwa rzeczywiście niczego nie wspominał o panu poza tym, że się przyjaźnicie i że u pana znajdziemy pomoc, rade i wsparcie. Proszę wypróbować nas, a nie zawiedziemy – wyuczony uśmiech znamionujący twardziela, ale zarazem uczciwego chłopaka, który pomagał zazwyczaj dogadywać się z ludźmi, kwitł na jego twarzy. Jakże inaczej wyglądało jego oblicze jeszcze niedawno. Przynajmniej rzeczywiście tyle Elev umiał, przybierać maski lepiej niż ktokolwiek inny z całej talgijskiej drużyny.
 
Kelly jest offline