Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2009, 23:05   #47
Glyph
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Kara? Przypadek?Może Próba? Matematyk z oddali patrzył jak za chwilę Aleksandrę pochłoną płomienie. Na ramieniu miał torbę z lekami, gotów podjąć probe ratunku. Jeśli tylko dziewczyna przetrzyma. Na ten moment przymknął oczy. W zwolnieniu czasu, wyobraźnia dokładnie podpowiedziała każdy możliwy podgląd wydarzeń. Nie miał ochoty sprawdzać który się ziści, jak poważne będą rany, czy usłyszy krzyk. Zaskoczyło go jasne światło, tak czyste, że aż przebiło się przez powieki. Otworzył oczy, zdążył zobaczyć przyjaciółkę całą i zdrową, choć lekko poturbowaną. Stało się to na chwile, gdy jego ciało ogarnął ból. O ironio, porównywalny z tym, który przepowiadał dziewczynie. Los uwielbia płatać figle.

Z początku czuł jakby to on sam się zapalił, lecz z każdą chwilą przytomniał. Ból był punktowy, czuł łamane kości i rozdzierana skórę, nie zaś oparzelinę, w dodatku tracił grunt pod nogami. W głowie huczało mu od wielu różnych, obcych myśli. Był gniew, obawa. Próbował je opanować, lecz nie maił sił. Wraz z krwią uchodziło z niego życie, a także coś jeszcze. Postarzał się, może nie fizycznie, ale na pewno w jakiś duchowy sposób. Stary podziurawiony akumulator przeciekał oddając nagromadzoną energię. Czas, którym zdawał się władać, odwracał się od niego plecami. Na odchodne zostawił mu ostatni prezent, lub torturę, zależy jak na to patrzeć. Lekko zwolnił swój bieg, spowolnił cierpienie. A może tylko tak wydawało się rannemu.
W ostatnim spojrzeniu oko natrafiło na gadzią łuskę. Zrozumiał. Zemdlał.


***
-Witam państwa. Co mamy na dziś? Spójrzmy-mężczyzna otworzył potężny notatnik.-Ahh, zajmiemy się twierdzeniem o antypodach.

Z sali dobiegł szmer.
-Nie panie Gisbourn nie pomylił pan auli, ani nie zajmiemy się sprawami Australii.

Szmer na sali przemienił się w śmiech. Młody rudawy okularnik w pierwszym rzędzie spurpurowiał na twarzy na dźwięk swego nazwiska. Wpatrzony w blat ławki miał ochotę, by zajście szybko się skończyło. Wykładowca jakby usłyszał te prośby i gładko przeszedł dalej.

-Skoro już przy tym jesteśmy. Powiedzmy, że istnieją dwa punkty na Ziemi, dokładnie po przeciwnych stronach globu o tej samej temperaturze. Jak pan myśli panie Masters, czy to możliwe? Założyłby się pan o to? Dziesięć tysięcy funtów? No proszę, brawa dla pana za odwagę, lecz tym razem blefu nie było. Za chwile to razem udowodnimy, gdy tymczasem pan Masters rozpocznie zbiórkę by pokryć tak dużą kwotę. Proszę o ciszę!-dopiero po chwili poprzez pierwsze rzędy ławek rozeszło się polecenie i cała sala zakończyła ożywioną dyskusje.

Tymczasem na tablicy pisak wykreślał kolejne założenia twierdzenia Borsuka-Ulama. Niech będzie dana sfera...teraz przekształcamy płaszczyznę... Rzędy zmiennych gęstniały, choć piszący raczej się w nich nie gubił, więcej zdawało się, że ciągi te sprawiają mu radość. Wraz z końcem studenci podzielili to uczucie, dodając do tego ulgę wynikłą z odpoczynku od długiego, uważnego notowania.

-Skoro można to uogólnić na więcej wymiarów-padło pytanie z sali-to czy można uwzględnić czas?

Matematyk spojrzał w stronę pytającego. Uśmiechnął się.
-Interesująca propozycja. Czas rzeczywiście jest ciągły, spełnia założenia. Jakieś propozycje zastosowań?

***

Przebudził się. Trudno mu było stwierdzić, czy minęła sekunda, minuta, czy godzina? Czół tępy ból, gdy nerwy zużyły większość neuroprzekaźników, teraz czekając na nową dostawę. Słyszał wyraźnie obce myśli w głowie. Aleksandry. Nie wiedzieć czemu w takiej chwili przypomniało mu się twierdzenie Borsuka-Ulama. Dwie istoty o tych samych tonach w harmonii duszy rozmieszczone na przestrzeni czasu. Trudno udowodnić, że ich byty w istocie były antypodyczne, bo też nikt nie potrafi rozrysować na kartce przestrzeni czasu, tak jak innych wymiarów. Gdyby brać definicje dosłownie, z pewnością byli przeciwieństwami. Teraz zaś w tym dziwnym świecie czas przekształcił swą płaszczyznę. Punkty zgodnie z twierdzeniem nałożyły się i nastąpiło spotkanie. Znalazł odpowiedź.

Pogrążony w bólu ostrzej odbierał każdy zmysł. Wpływające myśli nie były odbiciami wspomnień, trwały naprawdę, tu i teraz. Słyszał w umyśle jej troskę o niego. Dziwne uczucie znać w ten sposób drugiego człowieka. Z jednej strony jest pewność szczerych intencji, pełne zrozumienie, lecz z drugiej pozostawał brak tej niespodzianki jaką niesie ze sobą kontakt z drugim człowiekiem. Możliwe, że z czasem przyzwyczaiłby się, począł traktować te myśli jak własne, jednak w tej chwili zaprzątała mu bardziej inna, myśl o końcu początków tej symbiozy.

Kwestia czasu, myślał, jak szczęki zgniotą go całkowicie. Wokół sytuacja nie wyglądała na opanowaną. Panował wręcz chaos i znikąd pomocy. Trudno mu było się poruszać, nie mówiąc o jakiejkolwiek ucieczce. Gdyby miał oceniać, nie postawiłby w tym wyścigu złamanego pensa na konia ze swym imieniem.
-Uważaj na siebie-wypowiedział ostatnią jak mu się w tamtej chwili wydawało myśl. Ta choć to dziwne wróciła do niego jak echo. Uważaj powtórzyła do siebie Aleksandra.


Mógłby się poddać, gdyby pod ręką nie wyczuł chropowatego materiału torby. Wraz nim musiała zostać wchłonięta i leżała teraz pod nim na miękkim wierzgającym języku. Nie mógł jej zobaczyć, wiec ostatkiem sił spróbował poruszyć ręką i wymacać otwór. Jedyną wolną ręką była ta zraniona, drugą miał zaklinowana. Fale bólu jedna z drugą targały ramieniem. Podrażniając jęzor, policzki gada czuł spływającą skażoną ślinę, która wżerała się w rany. Sprawcę cierpienia. Torba została przedziurawiona, lub sama się odpięła, bo zdołał sięgnąć do jej środka. Pod ręką znalazło się duże plastikowe opakowanie tabletek. Chciał je mieć na wierzchu, na wszelki wypadek. Teraz mogły spełnić swe zadanie, jeśli nie pomóc jemu , to reszcie stada. Siląc się w palcach spróbował otworzyć wieko i wrzucić opakowanie w głąb czarnej pustki. To samo pragnął zrobić z drugim opakowaniem, lecz zamiast niego natrafił na zwinięty bandaż. Łapiąc za jeden z jego końców odrzucił kłębek w głąb. Miał nadzieję iż biała, chropowata nitka, choć w porównaniu do bestii cienka jak włos, sprawi nie lada kłopot. Taki sam jak włosek w przełyku krztuszącego się człowieka.


*
Reynold złapany przez głowę mdleje. Mały flashback + bzdurne rozważania mojej postaci i naginanie twierdzeń matematycznych . Na koniec polecenie dla Aleksandry by nie robiła więcej nic nierozważnego (punkty do potrącenia) i akcja z wrzuceniem tabletek uspokajających i bandażu do przełyku potwora.
 
Glyph jest offline