Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2009, 11:40   #109
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdyby zainteresowanie przybyszami mierzyć u karczmarza poprzez powiększające się uszy, sięgały by mu teraz pewnie do podłogi. Zgroza przemieszana z nadzieją tworzyły wybuchową mieszankę i nic dziwnego, że wśród chłopów którzy opuszczali lub opuścili karczmę, tej nocy rozgorzały gorące rozmowy w zaciszach domostw. Dla chłopów przyjazd urzędnika Katana musiał być co najmniej frapujący, jednakże przez nie docenienie urzędnika, przybyłego zresztą z dość marną ochroną, lub z przecenienia własnych możliwości, nie dostrzegali w nim wielkiego zagrożenia. Cała ta sytuacja trwała do momentu w którym przybyli kolejni obcy. Dla matematyka stanowiliby zmienne, które z pewnością wpłyną na wynik równania, choć niewiadomo jeszcze w jaki sposób. Dla chłopów też stało się oczywiste, że obecnie nie mają tak szerokich możliwości, jakie mieli jeszcze przed przybyciem podróżnych, choć obecność Morglithowców podsuwała sprytnym chłopom ( a przynajmniej co niektórym) złowieszcze pomysły.

Dobrze wypieczona dziczyzna smakowała wyjątkowo soczyście, dwa czerstwe bochenki chleba, kiszona kapusta i misa jabłek. Metalowe sztućce do każdej potrawy wręcz budziły zdziwienie, lecz nikt raczej na to nie narzekał. Wybór wyszukany nie był, ale czegoż można się było spodziewać po chłopach. Smak był zaś o niebo lepszy niż w niejednej budce szybkiej obsługi na jakie często napotykaliście w dużych miastach. Alkohol przyjemnie rozgrzewał wspomagając cały proces zaspokajania głodu. Karczmarz ledwo nadążał z obsługą wszystkich gości, w głównej mierze zajął się jednak rycerzem i kapłanem, prawdopodobnie ze strachu – co było widać przy każdym spojrzeniu w oczy karczmarza, kiedy ten przynosił posiłek czy więcej trunku. Aż dziw brał, że nie trzęsły mu się ręce przy podawaniu dań.

- Marek , bierz no ino chybko zaprowadzić konie Panów wielmożów do obory. Karczmarz krzyknął na sędziwego chłopa z łysiną gdy tylko deszcz grzmotami oznajmiły swą obecność. Wnikliwi zauważyli jak Marek spojrzał jeszcze w stronę Hansa siedzącego z boku „przywódcy” chłopów, ten przymrużył oczy po czym Marek ruszył pędem wykonać polecenie karczmarza. Ku własnemu zdziwieniu zobaczył, że ma do zaprowadzenia jedynie muła gdyż resztą koni zajmował się kapłan Morglitha. Chłop nawet nie śmiał mu przeszkadzać, bał się też zaproponować mu swoją pomoc, ale gdyby się nie bał to pewnie tym bardziej tego by nie uczynił. Kapłan przerażał go ponadprzeciętnie, płonąca czaszka, którą teraz dostrzegł potęgowała uczucie strachu. „ A może on je kolekcjonuje?” zastanawiał się przez moment, po czym odrzucił ponure myśli które sprowadzały się do tego, że sam będzie kolejną ofiarą szalonego Morglithowca. Z drugiej strony miał nadzieję, że on i urzędnik Katana pożrą się wzajemnie, Marek z pewnością w tych nadziejach nie był odosobniony.


Chłop z pulchnymi policzkami pożegnał się z towarzyszami i ruszył do wyjścia, gdy rozmowa między gnomem i rycerzem rozgorzała na dobre. Właściwie to wyczekał do uspokajających słów półorka, gdyż wcześniej strach odmawiał posłuszeństwa nogom. Wykorzystując jednak chwilę „normalizacji” wstał pożegnał się i chwiejnie wyszedł z karczmy. Gdyby ktoś śledził jego drogę do domu zobaczyłby niechybnie, iż pada kilkukrotnie na ziemię, lecz za każdym razem podnosi się z niej szczęśliwy że żyje. Abram bał się nie tylko dlatego iż przerażała go obecność kapłana Morglitha, czy czarnego rycerza, nie mówiąc już o wścibskim urzędniku. Bał się dlatego , iż tej nocy miał przekazać wieści sprzymierzeńcowi a rozmowy z nim nie dość że nie należały do przyjemnych. Na dodatek nie miał prawie żadnych dobrych wieści…

Ożywione oczy „szefa” chłopów jak i karczmarza świadczyły o tym, iż pilnie przysłuchują się rozmowie. Starali się wywiedzieć o przybyszach co się dało, gdyby nie aktualny problem ze stworem jak i bandytą pewnie ich ciekawość nie różniła by się niczym innym od przeciętnej ciekawości chłopów. Ci chłopi najwyraźniej w całym tym zamieszaniu postanowili użyć najlepszej chłopskiej taktyki: przeczekać… Nastroje wśród grupy przybyszów wyraźnie się spiętrzyły. Nawet chłop dostrzegał wrogość rycerza skierowaną w stronę Arteghara, po którego przemowie chłopi z trudem powstrzymywali śmiech i łzy radości. Już samo wspomnienie o pospolitym i niepospolitym mule , będzie u nich budzić śmiech przy każdej wieczornej opowieści. Jednakże dla szefa chłopów Hansa znacznie bardziej wartościowa była informacja o roli gnoma i wywołanej na to reakcji u rycerza jak i u kapłana. „Gdyby faktycznie był panem Kurta to mogłoby się to okazać nadzwyczaj interesujące, z drugiej strony kapłanowi chyba na nim zależało.” Szef wyraźnie czekał na rozwój wydarzeń, na działania czy ostateczne opinie było zanadto przedwcześnie. Z tego samego powodu karczmarz ociągał się z przekazaniem jakichkolwiek wieści bez pytania. Przekazując informację o śmierci Kurta, kłopotach ze stworem czy krążącym w okolicy bandycie tylko skupiłby uwagę na sobie. Gdyby otaczały go przepiękne kobiety pewnie nie miałby nic przeciw temu. Jednakże ci podróżni…Wyraz spojrzenia kapłana czy rycerza natychmiast oziębiał atmosferę. Nie były to osoby z którymi można było odbyć miłą pogawędkę i spokojnie położyć się spać, a przynajmniej chłopi nigdy by tak o nich nie pomyśleli.


Saline znużona dniem, zmęczona podróżą i wciąż bolejącymi ranami zażyczyła sobie kąpieli i noclegu. Podczas kąpieli zebrało jej się na przemyślenia. Nie sądziła, że trafi do tak zapadłej dziury, nie przypuszczała że po drodze zostanie zraniona i sama zrani własną klacz i już na pewno nie byłaby w stanie przewidzieć tak różnorodnej kompanii. Kathryn zaskoczyła ją bardzo podczas tej podróży, do nikogo nie zbliżyła się tak jak do niej. Corum znikł tak szybko jak się pojawił natomiast Dhagar mimo obiecujących początków zawiódł ją gdy była w potrzebie. Turgasa czy Alandera nawet nie brała pod uwagę obaj byli jej zbyt obcy. Wbrew pozorom zauważyła przybycie gnoma, zauważyła jego nonszalancję lub może raczej przerost ambicji i własnego ego, była jednak zbyt zmęczona by przesiadywać w „karczmie” a co dopiero zawiązywać nową znajomość. Jej kupieckie wykształcenie niepokoiło ją przy ocenie wioski. Wszystko wyglądało na pozór normalnie, jednak szczegóły budziły wątpliwości – ceny o które nie omieszkała wypytać karczmarza zdały jej się zbyt niskie jak na tak rzadko odwiedzane odludzie, mięsiwo i wino – choćby słabe i rzadkie było czymś w co tak odludne miejsca rzadko były wyposażone, zrozumiała by jeszcze wołowinę czy kurczaki – dostępne w ramach własnych zasobów wsi, ale dziczyzna?? Świeża i tania?? Jak szybko się okazało w ramach noclegu dostępna była jedynie jedna wieloosobowa izba, z prostymi łóżkami, choć wyścielanymi dobrą pościelą. Tak… chwilę wcześniej nawet nie spodziewałaby się zobaczyć w tej zapadłej dziurze atłasowych pościeli, a co dopiero na nich spać. Z pewnością nie należały do tanich, z pewnością też gryzły się z prostotą i taniością samych łóżek. Przeciętny podróżny jedynie ucieszył by się z tego faktu, kupiec jednak miał sporo myślenia przed zaśnięciem.


Karczmarz starał się w niczym nie ustępować gościom, uwijał się jak mógł co rusz czyszcząc stoły i skwapliwie przy tym zerkając czy macie czym zapłacić. Zdawał się już totalnie nie zajmować chłopami, choć co jakiś czas zerkał w stronę Hansa, jedynie raz do tego momentu doniósł im dzban piwa nie czekając na zamówienie. Po pacierzu od waszego przyjścia pojawiła się też żona karczmarza - Hanna, pulchna młoda kobieta o niskim wzroście i przetłuszczonych , długich blond włosach luźno rozwieszonych na ramionach, pojawiła się na moment, poprawiła mięso na ruszcie poczym zniknęła w odmętach kuchni, całą obsługą zajmował się Derek – karczmarz.


Wieś zamarła w oczekiwaniu. Nawet deszcz wydawał się być miarowy i jednostajny, pioruny i grzmoty ucichły choć z nieba wciąż sączył się deszczyk. Harmonia odgłosów jakie wywoływał uspokajała, wieś jednak spokojna nie była, od momentu waszego przybycia przybyło oświetlonych od wewnątrz domostw. Rozmowy musiały się toczyć w każdym domostwie, co jakiś czas chłopska twarz pojawiała się w oknie, jakby oceniając sytuację i wyszukując nowych wydarzeń. Odkąd kilku chłopów opuściło karczmę we wsi zawrzało od plotek i domysłów. Wieść o kolejnych przybyszach znana już była powszechnie, niemal nikt z entuzjazmem nie przyjął wieści o rycerzu i kapłanie Morglitha, jednak byli i tacy którym ich obecność była bardzo na rękę.


Wieś składała się z czternastu zabudowań z których jedno było oborą – głównie dla krów, drugie „karczmą” a raczej miejscową wiejską świetlicą w której wieczorem chłopi pili i czasem się bili. Dom sołtysa właściwie niczym się nie różnił od pozostałych domostw, może z wyjątkiem nieco większego metrażu. Zabudowania nie były pierwszej młodości, choć strzechy dachów musiały być zmieniane co dwa , trzy lata – wyglądały w każdym razie na dość świeże. Większość domów stała w scentralizowanym placu ze studnią, kilka domów było jednak rozrzuconych na krańcach wsi z czego najdalsze domostwa znajdowały się w zasięgu wzroku – choć już niemal na jego krańcu. Przy każdym domostwie znajdował się mały ogród. Oświetlenie domostw było dość solidne co świadczyło raczej o lampach oliwnych niż świecach, przy niemal każdym domu stała buda z czteronożnym wartownikiem wałęsającym się swobodnie. Kury, kaczki w dzień swobodnie wałęsały się po wsi w nocy zaś wracały do prowizorycznych przybudówek z grządkami. Tej nocy głównie z powodu deszczu wszystko się pochowało.

Psy schowały się przed deszczem ucieszone z wcześniej dobrze wykonanego zadania w końcu ostrzegły wieśniaków przed intruzami. Konie i muł mogły odpocząć od trudów podróży i niepogody w towarzystwie krów. Niemal wszystkie zwierzęta poszły spać, choć były i takie, które dopiero budziły się do życia. W dworku Kurta nastąpiło zamieszanie, przeciągłe niby wrzaski niby skrzeki odbiły się echem po spalonych komnatach dworku. Instynkt przemieszany z pewną dozą inteligencji napędzał w działaniach stwora. Tej nocy poczuł głód, tej nocy zamierzał znów zapolować, tej nocy groza zamierzała znów wyjść z ukrycia.
 
Eliasz jest offline