Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2009, 19:57   #11
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Bycie niebieskim nie było najlepszą nowina dla Feliksa, oj nie było. Ujrzawszy swoją niebieską twarz odbitą w manierce wybałuszył okropnie oczy sprawiając wrażenie złośliwego, niebieskiego potworka. Trzeba przyznać, wymiotować to on umiał. Tak konkretnie umiał, że prócz butów nie obryzgał sobie nic. Zdążył tylko wrzasnąć nim stracił przytomność.
-Umieram!
Upadł i chyba nawet po kolana w swe wymiociny. Stęchły zapach dopił się nawet przez sen do jego nozdrzy. Była to huśtawka snu i jawy kiedy otwierał jedne oko i ponownie tracił przytomność tylko po to aby poczuć smak ohydnej odtrutki i znowu zasnąć. Lecz i sen i jawa były nieprzyjemne. Sen...

Miliardy czy tysiące biorąc pod uwagę średnie umiejętności liczenia Feliksa. Niemniej tyle to masywnych butelek po winie tańcowało wokół ogniska. Szklane łapy wymachiwały mieczami, a wymalowane na etykietach twarzy były tak znajome, aż za bardzo znajome. Szczerzyły się wrednie i wyszydzały chlapiąc winem wsiadającym ubitą ziemię. Cóż za marnotrawstwo. Obijały się o siebie w rytm przyśpiewki, wokół roztaczał się zapach palącego się świerku. Butelka-przywódca z czego do Feliksa docierało najbardziej „wódca” zakrzyczała. Charakterystyczny czarny płaszcz powiewa na wietrze wraz z luźnymi, także czarnymi rękawicami na niby-łapach. Denko wbiło się w ziemię za każdym susem jak zaniżała się w jego stronę. W szkle dojrzał tylko swe młodsze oblicze.

Potępieńczy ryk budzącego się Feliksa rozbrzmiał po sali. Wstał na równe nogi, że aż mu pociemniało w oczach. Złapał się za serce. Nie byli jego manierki. Fakt faktem, że coś teraz z nią było nie tak lecz właśnie ona mimo wszystko była zestawem przetrwania kiedy inny alkohol nie był dostępny. Mimo bólu i zawrotów głowy zlekceważonych z nawyku dobiegł do towarzyszy zaplatając pokracznie nogi. Nieprzyjemna woń zwiastowała jego przybycie. Z początku drętwe palce odzyskały sprawność. Po raz kolejny wytrzeszczył oczy spoglądając na miasto.
-Cholera, koszmar za koszmarem..
I ze stoickim spokojem podszedł do ściany, oparł się na niej dłońmi i równo trzy razy przyłożył w nią łbem. Zdawało się mu, że echo wybije zęby. Odskoczywszy łapał równowagę, a głowa chodziła niczym łeb prującego dzięcioła. Odgłos plasku rozbrzmiał po sali, a Feliks postanowił przytrzymać głowę dłońmi. Koszmar, przed upadkiem zatrzymał go stolik z szklanymi pojemnikami. Był niepocieszony, nic nie wyglądało na alkohol. Kiedy Gihed oddał mu obmytą manierkę i mógł ja schować na należne miejsce uspokoił się. Kropelka potu spłynęła po czole, wyszczerzył się paskudnie. Sam fakt ponownego jej posiadania stał się balsamem na umęczone ciało. Za to brak alkoholu w pobliżu – raną na umysł. Podciągnął pas i spodnie, głupkowaty wyraz twarzy jeszcze długo tam przebywał. Dopóty nie przemówił.
-Potrzebuję wódki, wina i piwa. Potem przydałyby się solidne tarcze i jakąś taka jakoś taka jakaś broń na drzewcach. Byle dalej od tego.
Sukces, znanie wydukane. Na pograniczu jaźni alkoholika tkwiły obrazy z koszmaru. I to o czym śnił nie podobało się mu. Posmak odtrutki przeszkadzał w sprawnym połykaniu śliny, głowa bolała. Nie kręciło się. Wziął mocny wdech powietrza, poprawił rękawice na dłoniach i wlepił ślepia na innych. Już chciał upić łyk z manierki kiedy zaprzestał tego zamiaru.
-Trzeba poczekać.
Wymamrotał do siebie pod nosem i oparł się o ścianę. Widzą, że szykuje się jakąś walka nieporadnie wyjął swój gnomi pistolet. Przyglądając zapełnienie komór łapał dziwnego zeza, a celując lufą w oko wygadał komicznie. Wreszcie doszedł do ładu jednej wolnej komory i pozostałych naładowanych. Powrotnie włożył broń za pas.
Słoneczny acz niepełny uśmiech, ot co dane było kolejny raz podziwiać zgromadzonym.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline