Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2009, 21:14   #539
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Śmierć jest jak nałóg, gdy już raz umrzemy pragniemy w podświadomie raz jeszcze. Tego spokoju, ulgi i uczucia, że wszystko zostało zrobione, tego odcięcia od świata. Levin też pragnął jej podświadomie, nikomu by się do tego nie przyznał ale taka była prawda. Niestety nie dane mu było umrzeć, przynajmniej całkiem. Cząstka jego duszy mogła jednak przeżyć, walczyć u boku władcy Żywego Ognia. Mógł żyć pozbawiony najprostszych przyjemności. Mógł żyć nigdy już nie trzymając kobiety w ramionach. Mógł żyć i nigdy już nie pójść z przyjaciółmi do karczmy. Mógł żyć i nigdy już nie spać, tak sen jedna z przyjemniejszych czynności. Żywy Ogień chciał mu to ofiarować, Levin mógł odmówić i pozostawić artefakt chaosowi. Mógł ale tego nie zrobił, stawił się na placu boju raz jeszcze.

Druid zmaterializował się dokładnie między Almanach a Azamerem. Stał taki jak nie dawno na polanie, wyprostowany, dumny. Ale jednocześnie inny. Pierwszą różnicą były, oczy, nie zasłaniało już ich bielmo zamiast tego paliły się w nich dwa płomienie. Drugą różnicą był smutek na twarzy. Wzrok, kolory których nigdy nie widział nie mogły mu zastąpić Avadriela. Nikt kto nie był człowiekiem pradawnej krwi nie rozumie tej więzi, tego dzielenia umysłów, zmysłu, świadomości, że zawsze można na kimś polegać. Druid stał teraz między dwoma dużo potężniejszymi istotami, spojrzał na Azamera.
-Spokojnie, nie chcemy tu chyba Wielkiej Burdy, prawda? Jednocześnie my nie przekonamy Ciebie a Ty nas jeśli chodzi o to kto jest właścicielem Żywego Ognia. Zróbmy tak, walczmy o niego ale nie walka Bieli i Fioletu a mnie i tego Twego demona? Pasuje Panie Mgieł?
Azmaer uśmiechnął się kpiąco i spojrzał gdzieś w dal. Po krótkiej chwili skinął lekko głową, jakby akceptował polecenie
- W porządku... To samo wyzwanie rzucałeś mojemu ojcu... Zabawne, nie sądzisz? Tym razem jednak to ja, nie on decyduję. I zgadzam się ;> Jednak tym razem nie będzie apelacji ani odwołania, nie będziesz miał także żadnego wsparcia. Także Almanach.
-Cieszę się z braku wsparcia, po wszystkim nie będzie miał się kto na mnie rzucić. Walka jak wspomniałem, jeden na jednego. Ustalmy a dokładnie rzecz biorąc sprecyzujmy nagrodę. Ja wygram, los Żywego Ognia jest w moich rekach i Ty ani nikt z Twoich sług nie będzie rościł żadnych pretensji do niego, NIGDY. Jeśli wygra Twój pachołek ja i Almanakh NIGDY nie będziemy próbowali go odzyskać, a artefakt pozostanie w rękach osoby, którą ty wyznaczysz. Zgadzasz się?
Azmaer uśmiechnął się.
- ON się zgadza...
Druid tylko skinął głową i zwrócił się do Almanach. Na ułamek sekundy jego twarz przybrała dawny wyraz, jakby ktoś starł z niej smutek i stratę. Również głos był taki jak dawniej, stracił nutkę hardości i zobojętnienia która była wyraźna przy rozmowie z demonem.
-Proszę, to moja walka. Nie wtrącaj się do niej, niezależnie od jej wyniku. Proszę.
Levin nie czekał na odpowiedź podszedł do Ritha wysunął w bok prawą rękę, w dłoni zmaterializował się płonący kij.
-Zginiesz demonie.
Mężczyzna mocniej chwycił kij i rzucił się na przeciwnika, chciał go połamać, pogruchotać, wybić Żywy Ogień z jego ręki, odzyskać własność światła.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline