Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2009, 14:04   #21
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Diablica papier od pana męża otrzyman w dłoniach trzymała, i nadludzkim, a nawet ponadczartowskim wysiłkiem woli zmusiła się, aby na oblicze wyraz powagi przywołać.

Dzieciątko, ach, małe, psotne diablątko z jasnymi włosiętami i figlikami w oczach.

Źle by było, gdyby Widuchowski obaczył i pojął, że Pustułka opieczętowane papierzysko i wszelakie tajemnice w nim zawarte za nic ma. Tedy trzymała papiór w dłoniach z szacunkiem pozornie wielkim, i kiwała posłusznie główką na każde jedno słowo czarta. Wreszcie pismo ukryła w miejscu w swym mniemaniu najbezpieczniejszym - za dekoltem swej nowej sukni. Gdyby czarcicą nie była, właśnie teraz dla niej rozwarłyby się niebiosa, a chóry anielskie zaniosłyby się radosnym "Alleluja". Ale że ród swój prosto z otchłani piekielnych wiodła, nic takiego nie zaszło. Tylko twarz diablicy promienieć poczęła przedziwnym, wszechogarniającym i zaraźliwym blaskiem szczęścia.

Chłopczyk to będzie, rzecz to pewna. Wesoły jak ja, i z włosami jak moje... ach, już niedługo...


Przed Ladaczyńskim skłoniła się z wdziękiem, ale lekko. Wszak była teraz wielką panią...

A nazwę go... Ezechiel...nie, tfu, za święte...nazwę go Boreasz...

A po prawdzie, to ledwie odnotowała obecność szlachcica, dopóki Widuchowski w bok jej nie szturchnął delikatnie, choć nagląco i nie oddalił się, by z Hmyzą pomówić.

- Ach, mości Ladaczyński! Wybaczcie memu małżonkowi, że tak zacnemu szlachcicowi jak waszeci w gościnności uchybia, i pierw przede karczmą trzyma, by potem ni słowa nie zamienić... - spojrzała głęboko w oczy Ladaczyńskiego i zatrzepotała rzęsami. - Ale ważne sprawy go zaprzątają, tedy i wybaczyć mu trzeba.
- Gdzież bym śmiał urazę chować
- odparł udobruchany cokolwiek Ladaczyński, wpatrzony łakomie w piersi diablicy rozpychające przód sukni.
- Ruszać nam zapewne niebawem przyjdzie, ale ja waści nie puszczę w drogę, nim choć trochę despektu tego, co, uwierz mi waszeci, nie ze złej woli, ale z powagi naszych działań wynikł, nie załagodzę. Jakem Judyta Widuchowska, nie godzi się zacnej szlachcie o suchym pysku w drogę ruszać - zaśmiała się perliście. - Gawrot, Gawrot, gdzieżeś ty?
- Tu... jasna pani... do usług - czart zgiął się w ukłonie, ale wyprostował zaraz, bo go jasna pani Widuchowska dwoma palcami pod brodę ujęła i jego twarz podniosła.
- Miły Gawrocie, a przynieśże naszemu szlachetnemu gościowi węgrzyna dobrego i miodu, a i skórę jakowąś, aby wygodnie mógł spocząć. - diablica mówiła głosem słodkim, i Gawrotowi drobną monetę w dłonie wsunęła, poklepała go nawet serdecznie a familiarnie po ramieniu. Nim jednak Gawrot zdążył się zastanowić, czymże sobie na podobne traktowanie u pani Widuchowskiej zasłużył, Pustułka już obkręciła się z furkotem sukien do Ladaczyńskiego, i głosem jak ćwierkanie ptaszyn o familię go poczęła wypytywać.

Niebawem Pustułka i Ladaczyński siedzieli wygodnie na pieńkach skórami przykrytych, pogrążeni w cichej rozmowie, a Gawrot im węgrzyna polewał. Pustułka po brzuchu upierścienioną rączką gładziła się leniwie i uśmiechała się łaskawie to do Ladaczyńskiego, to do Gawrota. Rozmowie wbrew pozorom mało poświęcała uwagi. Toczyła podobne wiele razy, i umiała sprawić, że rozmówcy zdawało się, że jest teraz środkiem jej świata, podczas gdy sama błądziła myślami daleko. Z rozmarzonym uśmiechem wyobrażała sobie gaworzącego Boreaszka, malutkie stópki, zaciśnięte drobne piąstki. Jej uwadze nie umknął jednak gest pana małżonka, nakazujący powstrzymać się od pijaństwa. Wyjęła z ręki Ladaczyńskiego kielich.
- Wystarczy już nam, waszeci. Wszak ważkie sprawy nas czekają, co trzeźwej głowy i bystrej myśli wymagają. - I znowu pogrążyła się w słodkich myślach.

Gapił się na nią jakiś prostak konie oporządzający, pachoł o zajęczej wardze.

Twarz diablicy zeszpecił nagły gniewny grymas, a ona sama miała wrażenie, że oto spada ze świstem z puszystych obłoków swoich marzeń. Wszak wszyscy wiedzą, że gdy kobieta brzemienna na zająca się zapatrzy, to dziecko z rozszczepioną wargą porodzi niechybnie. A jeśli człowieka z rozszczepioną wargą obaczy... to... Pustułka nie zamierzała dopuścić, aby upragniony Boreaszek urodził się szpetny, lubo urodził się zającem.

- Gawrot, przynieś ty mi szybko jajka surowego z miodem, szybko szybko! - wyszeptała ze zgrozą i naleganiem do czarta, a sama wzrok wbiła w ziemię i zaplotła palce w czarodziejskim geście, którego za grube pieniądze od starej wiedźmy się nauczyła, a który wszelkie uroki od dziecięcia nienarodzonego odpędza.

Nim jednakże Gawrot zdążył wypełnić polecenie, znudzony Antek kokoszkę kopnął, co nowy gniew w Pustułce wznieciło. Wydarzenia potoczyły się szybko - pachołek sromotnie przegrał walkę z kogutem, a sam kogut padł pod ciosem szabli Ladaczyńskiego.

Pustułka siedziała nieruchomo. Potem poprawiła z godnością fałdy sukni i przyjrzała się z niesmakiem swoim trzewiczkom, do których jakoweś paskudztwo przylgnęło.

- Pani... przynieść... jajka?
- zapytał Gawrot.
- Nie, zapomnij. - Na ramieniu czarta spoczęła drobna dłoń, pachnąca ciężko piżmem. - Uwidział ty, miły Gawrocie, te porządki nowe? - dłoń diablicy zacisnęła się nagle jak obcęgi. - Ledwiem pół roku z ran do siebie wracała z dala ode ludzi, a tu takowe zmiany, że nie wiem, czy śmiać się, czy płakać - ciągnęła Pustułka głosem cichym, ale pogardy pełnym. - Pachoł pod okiem swego pana na swawole sobie pozwala, pan nie rzecze na to nic, a od swego pachoła tym się jeno różni, że na kurę z szablą dobytą rusza, miast ją kopnąć. Ot, ciekawostka.

- Bodajbym więcej dna w beczce nie ujrzał – wrzasnął Ladaczyński. – Oko mu wypłynęło – zawyrokował. I stał tam z szablą ciągle dobytą, pogromca koguta, co się człekiem okazał, nie bacząc, że na skraju wielkiej kałuży gnojówki stoi, w której mu się końce żupana maczały, co Pustułka za wielce udatny znak i metaforę mości Ladaczyńskiego fantazyji uznała.

- Słuchaj ty mnie teraz uważnie, Gawrot, a dobrze żyć z tobą będę i krzywda cię przy mnie nie spotka - oznajmiła Pustułka do Gawrota cicho, słowo po słowie cedząc. - Patrz na mnie, kiedy mówię do ciebie. Nie tyka mnie, za co cię tak sprawili, że jak drzewo pokręcone wyglądasz. Za jedno mi. Ja już szpetniejszych widywała. Ale jeśli ty kiedykolwiek na słabszego i bezbronnego rękę podniesiesz jak ten pachoł - tak ci pazurami twarz oporządzę, że tamte tortury z rozrzewnieniem będziesz wspominał. Zrozumiał ty? - zacisnęła dłoń jeszcze mocniej.

- Zrozumiał... pani
- gdyby Pustułka nie wstała, tracąc zainteresowanie Gawrotem, może by zobaczyła, że w oczach czarta błysk się dziwny pojawił, a usta w uśmiechu dzikim się rozciągnęły. Może i by wnioski jakoweś z miny tej wysnuła. Ale tak się nie stało.

- Hej, mości Ladaczyński!
- zakrzyknęła do grubego szlachcica, pod boki się podpierając. - Waści tak śpieszno do bitki, że szabli na kury dobywasz? Godzi się to? Jak waści ptaszyska nielotne takie straszne, to może i falkonet podtocz, z odległości bezpiecznej w kurniki strzelaj, wroga swego wygub, sam się na niebezpieczeństwo nie wystawiając - pogardliwy śmiech Pustułki poniósł się nad karczmą. - Głupi waściny pachoł, i za głupotę swą sprawiedliwie cierpi. Waści mądrzejszego znajdź, to się na pośmiewisko narażać nie będziesz. Toć wszyscy wiedzą, że każdy kogut swej kokoszki broni... - uśmiechnęła się znacząco - ... mości Ladacowski.
- Ladaczyński
- poprawił ją Zajączek.
- Och? Zajedno? - uśmiechnęła się Pustułka słodko.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:54. Powód: literówki i ortograf sromotny, fuj
Asenat jest offline