Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2009, 14:04   #21
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Diablica papier od pana męża otrzyman w dłoniach trzymała, i nadludzkim, a nawet ponadczartowskim wysiłkiem woli zmusiła się, aby na oblicze wyraz powagi przywołać.

Dzieciątko, ach, małe, psotne diablątko z jasnymi włosiętami i figlikami w oczach.

Źle by było, gdyby Widuchowski obaczył i pojął, że Pustułka opieczętowane papierzysko i wszelakie tajemnice w nim zawarte za nic ma. Tedy trzymała papiór w dłoniach z szacunkiem pozornie wielkim, i kiwała posłusznie główką na każde jedno słowo czarta. Wreszcie pismo ukryła w miejscu w swym mniemaniu najbezpieczniejszym - za dekoltem swej nowej sukni. Gdyby czarcicą nie była, właśnie teraz dla niej rozwarłyby się niebiosa, a chóry anielskie zaniosłyby się radosnym "Alleluja". Ale że ród swój prosto z otchłani piekielnych wiodła, nic takiego nie zaszło. Tylko twarz diablicy promienieć poczęła przedziwnym, wszechogarniającym i zaraźliwym blaskiem szczęścia.

Chłopczyk to będzie, rzecz to pewna. Wesoły jak ja, i z włosami jak moje... ach, już niedługo...


Przed Ladaczyńskim skłoniła się z wdziękiem, ale lekko. Wszak była teraz wielką panią...

A nazwę go... Ezechiel...nie, tfu, za święte...nazwę go Boreasz...

A po prawdzie, to ledwie odnotowała obecność szlachcica, dopóki Widuchowski w bok jej nie szturchnął delikatnie, choć nagląco i nie oddalił się, by z Hmyzą pomówić.

- Ach, mości Ladaczyński! Wybaczcie memu małżonkowi, że tak zacnemu szlachcicowi jak waszeci w gościnności uchybia, i pierw przede karczmą trzyma, by potem ni słowa nie zamienić... - spojrzała głęboko w oczy Ladaczyńskiego i zatrzepotała rzęsami. - Ale ważne sprawy go zaprzątają, tedy i wybaczyć mu trzeba.
- Gdzież bym śmiał urazę chować
- odparł udobruchany cokolwiek Ladaczyński, wpatrzony łakomie w piersi diablicy rozpychające przód sukni.
- Ruszać nam zapewne niebawem przyjdzie, ale ja waści nie puszczę w drogę, nim choć trochę despektu tego, co, uwierz mi waszeci, nie ze złej woli, ale z powagi naszych działań wynikł, nie załagodzę. Jakem Judyta Widuchowska, nie godzi się zacnej szlachcie o suchym pysku w drogę ruszać - zaśmiała się perliście. - Gawrot, Gawrot, gdzieżeś ty?
- Tu... jasna pani... do usług - czart zgiął się w ukłonie, ale wyprostował zaraz, bo go jasna pani Widuchowska dwoma palcami pod brodę ujęła i jego twarz podniosła.
- Miły Gawrocie, a przynieśże naszemu szlachetnemu gościowi węgrzyna dobrego i miodu, a i skórę jakowąś, aby wygodnie mógł spocząć. - diablica mówiła głosem słodkim, i Gawrotowi drobną monetę w dłonie wsunęła, poklepała go nawet serdecznie a familiarnie po ramieniu. Nim jednak Gawrot zdążył się zastanowić, czymże sobie na podobne traktowanie u pani Widuchowskiej zasłużył, Pustułka już obkręciła się z furkotem sukien do Ladaczyńskiego, i głosem jak ćwierkanie ptaszyn o familię go poczęła wypytywać.

Niebawem Pustułka i Ladaczyński siedzieli wygodnie na pieńkach skórami przykrytych, pogrążeni w cichej rozmowie, a Gawrot im węgrzyna polewał. Pustułka po brzuchu upierścienioną rączką gładziła się leniwie i uśmiechała się łaskawie to do Ladaczyńskiego, to do Gawrota. Rozmowie wbrew pozorom mało poświęcała uwagi. Toczyła podobne wiele razy, i umiała sprawić, że rozmówcy zdawało się, że jest teraz środkiem jej świata, podczas gdy sama błądziła myślami daleko. Z rozmarzonym uśmiechem wyobrażała sobie gaworzącego Boreaszka, malutkie stópki, zaciśnięte drobne piąstki. Jej uwadze nie umknął jednak gest pana małżonka, nakazujący powstrzymać się od pijaństwa. Wyjęła z ręki Ladaczyńskiego kielich.
- Wystarczy już nam, waszeci. Wszak ważkie sprawy nas czekają, co trzeźwej głowy i bystrej myśli wymagają. - I znowu pogrążyła się w słodkich myślach.

Gapił się na nią jakiś prostak konie oporządzający, pachoł o zajęczej wardze.

Twarz diablicy zeszpecił nagły gniewny grymas, a ona sama miała wrażenie, że oto spada ze świstem z puszystych obłoków swoich marzeń. Wszak wszyscy wiedzą, że gdy kobieta brzemienna na zająca się zapatrzy, to dziecko z rozszczepioną wargą porodzi niechybnie. A jeśli człowieka z rozszczepioną wargą obaczy... to... Pustułka nie zamierzała dopuścić, aby upragniony Boreaszek urodził się szpetny, lubo urodził się zającem.

- Gawrot, przynieś ty mi szybko jajka surowego z miodem, szybko szybko! - wyszeptała ze zgrozą i naleganiem do czarta, a sama wzrok wbiła w ziemię i zaplotła palce w czarodziejskim geście, którego za grube pieniądze od starej wiedźmy się nauczyła, a który wszelkie uroki od dziecięcia nienarodzonego odpędza.

Nim jednakże Gawrot zdążył wypełnić polecenie, znudzony Antek kokoszkę kopnął, co nowy gniew w Pustułce wznieciło. Wydarzenia potoczyły się szybko - pachołek sromotnie przegrał walkę z kogutem, a sam kogut padł pod ciosem szabli Ladaczyńskiego.

Pustułka siedziała nieruchomo. Potem poprawiła z godnością fałdy sukni i przyjrzała się z niesmakiem swoim trzewiczkom, do których jakoweś paskudztwo przylgnęło.

- Pani... przynieść... jajka?
- zapytał Gawrot.
- Nie, zapomnij. - Na ramieniu czarta spoczęła drobna dłoń, pachnąca ciężko piżmem. - Uwidział ty, miły Gawrocie, te porządki nowe? - dłoń diablicy zacisnęła się nagle jak obcęgi. - Ledwiem pół roku z ran do siebie wracała z dala ode ludzi, a tu takowe zmiany, że nie wiem, czy śmiać się, czy płakać - ciągnęła Pustułka głosem cichym, ale pogardy pełnym. - Pachoł pod okiem swego pana na swawole sobie pozwala, pan nie rzecze na to nic, a od swego pachoła tym się jeno różni, że na kurę z szablą dobytą rusza, miast ją kopnąć. Ot, ciekawostka.

- Bodajbym więcej dna w beczce nie ujrzał – wrzasnął Ladaczyński. – Oko mu wypłynęło – zawyrokował. I stał tam z szablą ciągle dobytą, pogromca koguta, co się człekiem okazał, nie bacząc, że na skraju wielkiej kałuży gnojówki stoi, w której mu się końce żupana maczały, co Pustułka za wielce udatny znak i metaforę mości Ladaczyńskiego fantazyji uznała.

- Słuchaj ty mnie teraz uważnie, Gawrot, a dobrze żyć z tobą będę i krzywda cię przy mnie nie spotka - oznajmiła Pustułka do Gawrota cicho, słowo po słowie cedząc. - Patrz na mnie, kiedy mówię do ciebie. Nie tyka mnie, za co cię tak sprawili, że jak drzewo pokręcone wyglądasz. Za jedno mi. Ja już szpetniejszych widywała. Ale jeśli ty kiedykolwiek na słabszego i bezbronnego rękę podniesiesz jak ten pachoł - tak ci pazurami twarz oporządzę, że tamte tortury z rozrzewnieniem będziesz wspominał. Zrozumiał ty? - zacisnęła dłoń jeszcze mocniej.

- Zrozumiał... pani
- gdyby Pustułka nie wstała, tracąc zainteresowanie Gawrotem, może by zobaczyła, że w oczach czarta błysk się dziwny pojawił, a usta w uśmiechu dzikim się rozciągnęły. Może i by wnioski jakoweś z miny tej wysnuła. Ale tak się nie stało.

- Hej, mości Ladaczyński!
- zakrzyknęła do grubego szlachcica, pod boki się podpierając. - Waści tak śpieszno do bitki, że szabli na kury dobywasz? Godzi się to? Jak waści ptaszyska nielotne takie straszne, to może i falkonet podtocz, z odległości bezpiecznej w kurniki strzelaj, wroga swego wygub, sam się na niebezpieczeństwo nie wystawiając - pogardliwy śmiech Pustułki poniósł się nad karczmą. - Głupi waściny pachoł, i za głupotę swą sprawiedliwie cierpi. Waści mądrzejszego znajdź, to się na pośmiewisko narażać nie będziesz. Toć wszyscy wiedzą, że każdy kogut swej kokoszki broni... - uśmiechnęła się znacząco - ... mości Ladacowski.
- Ladaczyński
- poprawił ją Zajączek.
- Och? Zajedno? - uśmiechnęła się Pustułka słodko.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:54. Powód: literówki i ortograf sromotny, fuj
Asenat jest offline  
Stary 13-01-2009, 12:16   #22
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Piotrek opowiadał, a Miła słuchała. Cieszyła uszy jego głosem, napełniała wyobraźnię jego opowieściami, a serce rosło jej w piersi, gdy myślała, że przyjdzie jej spędzić jeszcze wiele czasu z dwoma tak mądrymi mężami. Chłopak urósł w jej oczach do roli skarbnicy wiedzy, im więcej mówił i im więcej używał słów, których nie rozumiała, tym bardziej stawał się niemal uczonym. W głowie dziewczyny co chwilę rodziły się pytania, jednak rzadko przerywała potok słów płynący z ust Piotrka. Kiedy i on zaczynał się gubić w wyjaśnieniach, była niemal pewna, że sprawa jest tak trudna, że jej umysł i tak tego nie ogarnie. Lecz była pełna nadziei, że im więcej czasu spędzi z braciszkiem i jego uczniem, tym więcej spraw pojmie.




Opowieści młodego woźnicy były Miłej tak przyjemne, że nawet nie zauważyła jak szybko minęła kolejna podróż. Dopiero zauważywszy na wzgórzach pierwsze pobielane ściany wiejskich chat, przypomniała sobie z przerażeniem, że braciszek kazał jej modlić się do Madonny z dzieciątkiem, którą wciąż przyciskała do piersi. Dziewczyna odwlekała ten moment, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się od chłopaka, aż wreszcie jego słowa wypełniły jej głowę tak, iż zapomniała o modłach. Odwróciła się gwałtownie by sprawdzić, czy
ojciec zakonny nadal śpi. Hieronim pogrążony być musiał w niespokojnych marach, gdyż twarz jego wykrzywiona była bolesnym grymasem, a krople potu gęsto zaległy na jego czole. Miła zawstydziła się i spojrzała ze smutkiem na Piotrka. Wieś była już zbyt blisko, by naprawić to zaniedbanie. Chłopak widząc jak zerka to na niego, to na wizerunek Panienki, to wreszcie na zakonnika, domyślił się jakie też myśli nie dają jej spokoju.

- Nie lękaj się, Miłeczko - odezwał się. - Nie powiem braciszkowi, żeś nic nie wymodliła u Boskiej Mateczki. To będzie nasza tajemnica, co?

Uśmiechnął się przy tym tak ślicznie, że policzki Miłej pokraśniały. Nie odpowiedziała już nic, gdyż właśnie zajechali do wsi zwanej Brzezinką, a zaraz też Hieronim podniósł się z siana, jakby wyczuł zbliżający się koniec podróży. Nakazał Piotrkowi zatrzymać się przed dużym gospodarstwem położonym na uboczu.


Chata należała do rodziny Maciejów z Brzezinki, a zamieszkana była aż przez cztery pokolenia noszące te same imiona. Najstarszy z rodu, dziad Maciej, był człowiekiem najstarszym we wsi, ślepym już i niemal głuchym, lecz ciągle żwawym i nie spieszącym się do tamtego świata. Syn jego, Maciej zwany Wójtem, uważany był za najmędrszego w Brzezince i słusznie wszyscy do niego zwracali się o pomoc. Jego żona, Marianna, wzór bogobojnej gospodyni, okrągła i rumiana, jak tylko gości zobaczyła, zaraz na nogi cały dom postawiła, by godnie przywitać benedyktyna i jego towarzystwo. Jedyny ich syn – również Maciej, młody i silny mężczyzna, był nie mniej poważany jak jego ojciec i dziadek. Ku nieszczęściu wielu wioskowych panien, obrał sobie za żonkę Janeczkę, dziewczynę mądrą i urodziwą, lecz nie mającą zbyt wiele posagu. Swe ubóstwo wynagrodziła mężowi kochając go ponad życie, będąc dobrą gospodynią jego domu i obdarzając go już dwójką dzieci: pierworodnym Maciejkiem, jasnowłosym aniołkiem, który tyle co nauczył się chodzić oraz niedawno powitą Aneczką.

Rodzina ta już na pierwszy rzut oka zdawała się zacna, sławiąca Boga i gościnna dla ludzi. Wydawało się, że ojciec Hieronim musiał być z Maciejami zaznajomiony nie od dziś, gdyż serdeczne ich przywitanie i wylewne rozmowy świadczyć mogły o pewnej zażyłości. To jednak usposobienie Maciejów sprawiało, że każdego witali u progu swego domu tak, jakby był członkiem ich własnej rodziny. Dla każdego mieli dobre słowo, każdego nakarmili i dla każdego mieli kąt do spania. Aniołowie musieli we śnie podszepnąć ojcu Hieronimowi do których drzwi się udać, by spotkać ludzi dobrych a wierzących. Miła patrzyła na te sceny z ukłuciem żalu w sercu. Gdzieś tam, na płaskim stepie, jej uboga rodzina dzieliła się ostatnim kawałkiem chleba podczas wieczerzy. Choć tu wszystko było inne, od pagórków począwszy, po okazałe gospodarstwo, to jednak tak serdeczne przywitanie i rodzinna atmosfera przywiodły dziewczynie na myśl jej własny dom. Łzy kręciły się w jej oczach, gdy rozglądała się wokoło, próbując przywołać w pamięci obraz małej chatki i spracowanych rodziców.

Maciejowie równie serdecznie przyjęli Piotrka i Miłą. Dziewczyna wkrótce przestała się smucić, widząc jak wiele radości i miłości panuje w tym domu. Początkowo onieśmielona, później zachęcona przez Hieronima, żywo poczęła pomagać przy kuchni i w domowych zajęciach, wypełniając każde polecenie, a wreszcie odważyła się na rozmowy z obiema gospodyniami Maciejówki. Były to kobiety wesołego usposobienia i skore do pogaduszek, a że Miła wcześniej często zajmowała się domem, była obeznana z gospodarską robotą, toteż szybko znalazła z nimi wspólny język. Pomagała w przygotowaniu strawy, sprzątaniu, zajęła się dziatwą, wreszcie pomagała w obejściu. Hieronim za namową gospodarzy postanowił, że zanocują u Maciejów, a ruszą w dalszą drogę dopiero o świcie. Miła tym bardziej starała się na coś przydać, by rodzina nie odczuła na sobie ciężaru nieznajomych.

Czas mijał szybko i nim się Miła obejrzała, słońce chyliło się ku zachodowi. Maciejek i Aneczka słodko już spali, wieczerza dawno minęła, a w gospodarstwie zapanowała wieczorna cisza. Piotrek kręcił się po stajni doglądając koni i tylko brat Hieronim zniknął gdzieś z widoku. Dziewczyna pragnęła z nim porozmawiać, gdyż przez cały dzień sumienie nie dawało jej spokoju, paląc od wewnątrz ogniem z przedsionków piekieł. Wiedziała, że mnich będzie zawiedziony i na pewno zły za to nieposłuszeństwo, bała się jego reakcji i tego, że nie zechce już jej przygarnąć. Jednak wiedziała, że musi mu to wyznać i odpokutować zaniedbanie. Rozpytawszy się o niego dowiedziała się, że Hieronim udał się pod pobliską
Bożą Mękę* samotności zażyć.

* Boża Męka - staropolska nazwa krzyża przydrożnego, kapliczki



Miła znalazła ojca siedzącego na ławeczce opodal niewielkiej kapliczki. Wyglądał jakby drzemał lub był pogrążony w głębokiej kontemplacji, więc dziewczyna poruszała się tak cicho, jak tylko mogła. Przysiadła na ziemi opodal i czekała. Wreszcie mnich nie zmieniając zupełnie wyrazu twarzy i nie otwierając oczu, odezwał się wyrywając ją z chwilowego odrętwienia:

- Mów, moje dziecko.

Miłej nagle zaschło w gardle, a serce poczęło bić szybciej. Zdawało jej się że Hieronim wie już o wszystkich jej grzechach i obmyśla karę.

- Ojcze, zgrzeszyłam... - dopadła jego kolan i wybuchnąwszy płaczem ukryła twarz w dłoniach. Chlipiąc wyznała mu wszystko, wstydząc się swojego zachowania, sprzeniewierzenia się jego nakazowi i poddania się pokusie swawolnej rozmowy. Jak zawsze gdy się denerwowała, zapomniała niemal polskiego i tym bardziej było jej przykro, że nie potrafiła się opanować. Nie odważyła się na niego spojrzeć, klęczała tylko u jego kolan i ściskała kraj jego szaty, jakby to miało ją uratować. Czekała na reakcję Hieronima.

- Zaniedbałaś modlitwę to grzech. Ale wszystko nawet grzeszne pokusy można ku dobremu obrócić. Czy wiesz co to modlitwa, powiedz? - głos zakonnika był spokojny, toteż i roztrzęsiona rusińska dziewczyna uspokoiła się nieco.

- Modlitwa... modlitwa to rozmowa.

- Modlitwa to rozmowa, ale szczególna rozmowa. Musisz mieć na względzie, że rozmawiasz z Bogiem, któren jest po stokroć ważniejszy niż człowiek. Modlić się to prosić i błagać Boga, ale nie żądać. Modlić się to podzięki składać, cześć i chwałę Najwyższemu oddawać. Modlić się to za zaniedbania przepraszać a grzechów żałować.

- Pokaż mi jak się modlisz? Chce usłyszeć jakie modlitwy znasz?

Miła dopiero teraz spojrzała na Hieronima. Jego łagodna twarz w blasku zachodzącego słońca emanowała czymś
pochodzącym od Boga. Widok ten wlał w jej serce otuchę. Podeszła do Bożej Męki i uklęknęła przed krzyżem, składając dłonie wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Po chwili podjęła swą ulubioną modlitwę, która nie raz jej życie ocaliła:

- Zdrowa Maryja, dziwnie jeś poczęła Syna przez siemienia męskiego,
mocą Ducha Świętego, przez urażenia dziewstwa czystego.
Przez boleści żywota twego porodziłaś Krolewica Niebieskiego,
jen uzdrowił człowieka grzesznego.
Miłości jeś pełna, jenże ciebie miłował,
Gabryjela do ciebie posłał, by tobie to wiesiele wzwiastował,
iż się Syn Boży narodzić chciał.
Bog z tobą przebywał, jen cię sobie przebytkiem wybrał,
iż by jemu była Matką, grzesznym ludziem orędowniczką.
Błogosławionaś miedzy niewiastami,
csoż jich było od początka do skończenia wszego szczątka.
Ni jednać nie była rowna, ani w błogosławieniu podobna, w świętości jeś wszytki przeszła.
O gwiazdo morska, roża i lilija rajska.
I błogosławion owoc żywota twego, iżeś tego porodziła,
jegoż na niebie i na ziemi cześć i chwała.
Amen.

Nim przebrzmiało ostatnie słowo, Miła poczęła modlić się raz jeszcze. Dopiero za kolejnym razem Hieronim spojrzał uważnie na dziewkę i dziwował się temu, co zobaczył. Jej wpatrzone w krzyż oczy błyszczały nienaturalnym blaskiem w zapadającym zmroku. Twarz jej spotniała, a ręce pobielały od zaciskania ich w żarliwej modlitwie. Powtarzała raz po raz te same słowa, niby w transie jakowymś, nie reagując nawet na nakaz przestania. Pot mieszał się z łzami, ochrypły głos brzmiał wciąż z tą samą siłą, a skóra w półmroku niemalże lśniła z rozpalenia. Zdrowa Maryja... Miłości jeś pełna... Raz po raz, raz po raz. Wreszcie Hieronim potrząsnął dziewczyną, próbując wybudzić ją z tego dziwnego stanu. Krew puściła jej się z nosa, a oczy wywróciły się do góry. Osunęła się z jękiem zemdlona, a mnich dostrzegł, że jej ciało trawi bardzo wysoka gorączka, wstrząsają nim konwulsyje i dreszcze...
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:24.
Milly jest offline  
Stary 13-01-2009, 14:26   #23
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
- Co ?! Co to jest ??? - wrzasnął Ladaczyński na trupa bezgłowego patrząc. Lico mu pobladło, a czub podgolony ze strachu, albo li zadziwienia podniósł się na karku. Toczył błędnym wzrokiem dookoła zastanawiając się widno, czy go imaginacja nie ponosi, albo też w węgrzynie nie zadano mu czego.
Z szabli ściekała krew "koguta" z gnojówką u jego stóp się mieszając.
Nie miał jednak czasu dziwić się dłużej, bo obok jego twarzy śmignął kształt jakiś czarny i momentalnie poderwał w górę gotów do następnego ataku.



Sapnął szlachciura, bo zgoła dotąd niczego takiego nie widział i zwrócił się po wyjaśnienia ku Pustułce, gdy świsnęła mu przy uchu druga czarna błyskawica. Az przysiadł Ladaczyński, ni bacząc, że poły kontusza w gnojówce nurza, która dziwnie bulgotać zaczęła i wzbierać.

Kolejny kruk czy gawron zaatakował, tym razem celnie widać, bo wrzask się podniósł i z rozciętego ucha jucha szlachecka ciec poczęła.
Odganiać się jak szalony szablą przed ptaszyskami dziwnymi musiał gość pana Widuchowskiego, to klnąc do diabłów stu, to Maryję z Dzieciątkiem o pomoc prosząc. A ptaki jakby krwią rozwścieczone coraz mocniej atakować zaczęły. Młócił rekami w powietrzu niczym wiatrak pan Ladaczyński, siekąc powietrze na prawo i lewo. Prawda, że spadło kilka piór czarnych, ale widać było, ze szlachcic pole traci, w głąb gnojówki spychanym będąc przez powietrznych napastników.
Ale i ziemia dziś nieżyczliwa mu była. Gnojowisko wzdęło się bąblem ohydnym, coś cmoknęło w głębi i ten pękł z paskudnym mlaśnięciem.
Fontanna cieczy paskudnej przykryła szlachcica, a gdy opadła w deszczu kropli, ujrzano jak pan Ladaczyński herbu Wieniawa w gnoju na czworakach klęczy, a z czuba dumnego i wąsów gnojówka na ziemie ciecze. Za ucho rozerwane się trzymał, a z gęby otwartej słowo żadne paść nie chciało, twarz jeno kolorem szkarłatu się pokryła.

- Za rozkazaniem pani...- Gawrot pochylił się tatarskim obyczajem rękę na sercu trzymając i odstąpił kroków kilka.

Za karczma nad polami stado kruków krążyło, nie wiadomo czy za pożywieniem, czy ofiary kolejnej wypatrując.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 14-01-2009 o 00:55.
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172