Nie tylko życie śmierdziało w tym pomieszczeniu.
Śmierdziało tu także coś bardziej literalnego, aż się chciało iść z tego garażu pełnego zużytych gumek i strzykawek.
Młody zacisnął ręce w kieszeni i przeszedł przez drzwi prowadzące do jakiegoś ciemnego korytarza.
Ruszył przez drzwi zdecydowanym krokiem i podążył w stronę światła na końcu korytarza.
"Nie idź w stronę światła", zdanie często wypowiadane w czasie wszelakich, szczeniackich zabaw, uśmiechnął się wspominając stare dobre czasy na farmie, kiedy to dzień zaczynał się i kończył zabawami, dzięki którym, zapominało się o problemach czekających po powrocie do domu.
Po kilku minutach marszu, zniecierpliwiony i mocno poirytowany przyjrzał się miejscu, w którym był.
Korytarz był monotonny, ciemny,obślizgły i śmierdzący, jak wszystko w tym zasranym (dosłownie i w przenośni) świecie, a światło jakby z każdym krokiem się oddalało i malało.
Do głowy docierała mu myśl,że nie pamięta żeby obok tego burdelu było coś gdzie mógłby być taki korytarz, a ten pieprzony korytarz ciągnął się już sporo za długo.
Światełko na końcu zmalało do rozmiarów główki od szpilki.
Zimny pot po raz kolejny zaczął występować na czoło Pawła, zawrócił i po kilku krokach natknął się na ścianę.
Grymas strachu oszpecił mu twarz: Co jest do cholery?` |