Zamek w Teleśnicy
Ruszyli tedy ku budynkowi gdzie czeladź mieszkała, nie chcąc przemykaniem po majdanie zwrócić uwagi strażników na murach. Drzwi pchnięte lekko rozwarły z cichym skrzypieniem zawiasów i oto znaleźli się w kuchniach. Widać poprzedni właściciele Teleśnicy możnymi musieli być paniątkami, bo pomieszczenie tak duże było, ze i dla kilku tuzinów gości ucztę by tu można przygotować.
Ciemność rozświetlał jedynie blask niewygasłych do końca palenisk i pieców, na długich stolach stały nieuprzątnięte misy z resztkami potraw. Wśród nich z twarzami wspartymi na kamiennych blatach chrapało dwóch mołojców. Miedzy nimi stała na wpół opróżniona garncowa flasza wódki, przyczyna ich senności. Z pomieszczenia jedne schody wiodły w dół, do piwnic, drugie w górę, na piętro, snadź tam potrawy z kuchni przygotowywano, by na pański stół wnieść
.
Drzwi za nimi skrzypnęły i stanął w nich pacholik kilkunastoletni. Tarł gębę pięścią rozespany, po słomie we włosach poznać było, ze w stajni nocował. Co go stamtąd do kuchni przygnało, ciepło przypiecka, głód, a możne pragnienie, nie wiada. Dość, że zbrojnych zobaczywszy gębę rozwarł i wyszeptał jedynie :
- Dlaboga... |