„Przeklęta bagna” - pomyślał krasnolud próbując rozpalić ognisko –„przeklęty, przemądrzały elf... znam drogę mówił, dojedziemy tam najdalej za kilka dni” – narzekał w myślach Balthim, odganiając się od komarów. Jednak w głębi serca cieszył się, być może jako jedyny, że wyjechali z dworu Elronda. Kolejne dni w domu Pół-Elfa zlewały mu się w jeden, a na dodatek nie dało się ukryć, że krasnolud czuł się tam nieszczęśliwy i obcy, mimo usilnych starań gospodarczy by tak nie było. Decyzję o wyruszeniu z Rivendell przyjął więc z zadowoleniem. Żałował jedynie, że młody Rohimmir nie pojechał z nimi. Balthim miał jednak nadzieje, że spotkają się już wkrótce i wspólnie wniosą kielich wina lub kufel piwa do góry w toaście za udaną podróż i przygody.
Z rozmyślania wyrwał go donośny ryk osła. Balthim spojrzał zaskoczony na stworzenie, które w szale zerwało krępujące je postronki i popędziło przed siebie znikając w ciemności.
- A niech mnie bagno pochłonie! - powiedział Balthim nie zdając sobie sprawy, że jego prośba zostanie zaraz spełniona. Coś zabulgotało za jego plecami i jedyne co Balthim zdążył zrobić, to odwrócić się ; tylko po to by ujrzeć wielką ropuchę i jej pędzący ku niemu oślizgły język. Nie krzyknął nawet by ostrzec towarzyszy, gdy język pochwycił krasnoluda w pas i wciągnął go z powrotem, wprost do paszczy ropuchy, która połknęła biednego krasnoluda jednym kłapnięciem, jakby był komarem lub muchą, a nie dorosłym krasnoludem!
Tym sposobem Balthim znalazł się w wewnątrz brzucha potwora. Oszołomiony ostrym zapachem zgnilizny, pozbawiony broni – przy sobie miał jedynie nóż do krajania chleba – jedyne co mógł zrobić i na co znalazł w sobie siły to krzyczeć ile sił w płucach i liczyć, że jego towarzysze go uratują.
- Poooommmmmmmmoooooooooccccccccyyyyyyyyyy!!! - krzyknął rozpaczliwie.
Ostatnio edytowane przez woltron : 13-01-2009 o 22:32.
|