...demon był szybki, bardzo szybki ale jednocześnie za wolny. Śmiertelny z założenia cios nawet nie wyszedł, Rith wybałuszył oczy i postąpił dwa kroki w tył, upadł. Ze zmiażdżonej tchawicy wydobywały się kłęby fioletowego dymu. Walka była krótka.
Zasłona z ognia opadła ukazując leżącego Ritha i klęczącego przy nim Levina, już bez kija. Szept druida dosięgną wszystkich uszu. -Każdy komu to obiecałem zginął. Każdy.
Władca Żywego Ognia wstał i popatrzył się na Azamera, stał i patrzył w końcu skinął mu głową w geście wyrażającym poważanie. -Bez obrazy Azamerze ale obyśmy się nigdy nie spotkali.
Druid następnie podszedł do Almaankh, wyciągnął rękę w dłoni zmaterializował mu się Żywy Ogień w formie sztyletu. -Miałem wybrać strażnika Żywego Ognia, nikt nie zrobi z niego lepszego użytku od Ciebie.
Stał tak jeszcze przez chwilę jakby mocował się z myślami. W końcu wyciągnął prawą rękę i pogładził Almanakh po policzku, niematerialna dłoń przeszła przez głowę Wojowniczki Światła.
"No tak, nie mogę 'atakować' właściciela Żywego Ognia."
Mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco. -Proszę. Ja nie mogę. Nie potrafię tak na wpół egzystować. Nie jestem zdolny do takiego poświęcenia, proszę...
W głosie Levina było słychać ból i to dużo gorszy niż ten fizyczny, ten wynikający z głębi ducha.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |