Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2009, 00:15   #12
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
„Duuuupek!”

Sabine popatrzyła odruchowo za odchodzącym mężczyzną. Nieraz już ją tak zaczepiano, nieraz rozmawiano z nią o „tamtej mrocznej stronie”. Ludzie czuli jakieś dziwne podniecenie, gdy przekazywali jej swoje poglądy tak, jakby w ten sposób przedłużali okres ważności jej sławy, czując sie tym samym lepszymi. Tak jakby niczego bez nich nie potrafiła... to było irytujące. Zapewne słowa Kurta właśnie temu miały służyć – udowodnieniu sobie i jej, że on też może być tajemniczy i wyjątkowy.

- Żenada... – nawet nie zauważyła, że słowa wypowiedziała na głos do słuchawki, gdyby nie zaniepokojony ton menadżera.
- Hallo? Sabine, coś się stało?
- Nie, ja...
- Martwię się, bo nie poszłaś na lekcje i...

„Fuck! Która godzina?” – obiecywała sobie opuścić strzelnicę przed 12, tymczasem było mocno popołudniu. – „Wszystko przez rozmowę z tym facetem. Zagadał mnie, cholera. Trzeba coś wymyślić...”

... i wymyśliła rzecz najbardziej prawdopodobną (dla siebie).

- Miałam wizję – rzekła głosem przepastnym niczym studnia – Miaaałam sen o... otchłani.
- Och, dobrze się czujesz?
- Tak, już jest nieźle...
- Bo wiesz, Sabinko. Dziś byłaś umówiona na seans spirytystyczny do Madame von Ceer...
- ...Ciągle mi się trochę w głowie kręci...
- Oj, tak sobie właśnie pomyślałem, że może to odwołać.
- Ach, naprawdę mógłbyś?
– mówiła zbolałym głosem – Nie chcę żeby madame się obraziła.
- Już się tym nie martw, dziś duchom mówimy „Nie”.
- Dzięki, Gerhard, jesteś wielki.
- Odwieźć cię do domu.
- A w sumie...
– nagle przypomniała sobie obcą parę butów w mieszkaniu ciotki – W sumie, to chcę się przewietrzyć. Posiedzę sobie trochę w parku, może pójdę do kina na jakąś komedię.
- W porządku, ale nie idź sama, bo to dołuje. Zaproś koleżanki może.
- Jasne, jasne.
– odpowiedziała zdawkowo – No to do jutra w takim razie.
- Do jutra, Sabine. Jakbyś mnie potrzebowała, to dzwoń.
- Aha, pa.

„Paskudny ze mnie kłamczuch.”
– pomyślała zamykając aparat i wypuszczając ciężko powietrze.

Gerhard był naprawdę dobrym człowiekiem i troszczył się o nią bardziej, niż zwykły menadżer, ale był też... mało rzutki. On nie zrozumiałby utraty poczucia czasu od tak, dla niego wszystko musiało mieć swój początek i koniec, przyczynę i skutek... poza metafizyką. Tej dziedziny nie rozumiał i dlatego Sabine korzystała z niej w wymówkach. Po co bowiem się kłócić?

Chcąc odrzucić nadmiar myśli i uczuć godzinę jeszcze spędziła na strzelnicy, po czym wsłuchując się w swój najbardziej pierwotny, wewnętrzny głos, jakim było burczenie w brzuchu, skierowała się do KFC. Nie miała dziś ochoty zastanawiać się nad menu oraz wymyślać kompozycji dań. Jej pragnienie ograniczało się do zjedzenia „czegoś”, a pierwszy, lepszy zestaw ze świecącego panelu nad kasami doskonale spełniało owe zapotrzebowanie.
Wpatrując się w kolorowy telebim oraz zajadając frytki Sabine starała się usunąć z pamięci słowa mężczyzny ze strzelnicy o otchłani. Im mocniej się starała, tym bardziej one powracały.

„Beznadzieja!”

Kiedy wyszła z budynku, jej twarz owiał chłodniejszy nieco wiatr, przynoszący ulgę zaczerwienionym policzkom. Nie mając sprecyzowanej wizji, gdzie skierować się powinna, poszła do parku, nęcona słodkim zapachem drzew. Ponieważ akurat był czas, kiedy ludzie docierali już z pracy do domu, niewiele osób siedziało na ławeczkach, a pospieszni przechodnie tylko przemykali alejkami, klucząc tak, by jak najszybciej dotrzeć do upatrzonego celu.

A jaki był cel Sabine?

Usiadła ciężko na drewnianej ławce i wyjęła z torebki książkę do czytania – zawsze nosiła coś przy sobie, by się nie nudzić, kiedy przyszło jej zmarnować nieco czasu na przejazdach albo czekaniu.
Spojrzała na okładkę.


„Krzyk w niebiosa” Anne Rice – pisarki znanej z powieści poświęconych wampirom, ta książka jednak nie zaliczała się do owego cyklu. Była opowieścią o śpiewakach – kastratach, popularnych w XVIII wieku. Książka nie dla dzieci, na Sabine jednak nie robiła większego wrażenia.

Tekst... tekst...tekst... i koniec rozdziału, a przed rozpoczęciem kolejnego... otchłań. I znów tekst... teks...tekst...

Wreszcie, gdy słońce chyliło się już ku horyzontowi, dziewczyna zamknęła zdecydowanym ruchem lekturę i wyjęła z kieszeni mundurka wizytówkę.

Kurt Webbler, telefon...”


Pospiesznie, jakby bojąc się zmienić zdanie, wystukała na klawiaturze numer i wpisała go do pamięci komórki. Następnie przeskoczyła do panelu wiadomości i weszła w „utwórz mową wiadomość”. Biały ekran zachęcał, by zapełnić go mrowiem czarnych znaczków. Zamiast jednak rozpisywać się, Sabine „wyklepała” tylko jedno zdanie, a raczej pytanie: „Co ty możesz wiedzieć o otchłani?”.
Wątpiła, aby mężczyzna był wielbicielem kina europejskiego i znał polski film, którego kultowym tekstem scenariusza jest: „Co ty kurwa wiesz o zabijaniu?”, niemniej nic innego jej w chwili obecnej do głowy nie przychodziło.

Wysłała wiadomość i w napięciu wpatrywała się w aparat. Sygnał wibracyjny nie odezwał się jednak ani w ciągu minuty, ani w ciągu minut dziesięciu, wobec czego Sabine westchnęła tylko ciężko nad losem wyjątkowej nastolatki i ruszyła w kierunku domu. Kilkunastominutowy spacer był jej ostatnią nadzieja na ukojenie nerwów...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline