Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2009, 22:02   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
William Leder - w turze 2.

- Tak, jasne - kapitan Kętrzyński, bezpośredni przełożony Willa skrzywił się, ale nie dołożył żadnego komentarza. - Trać się.

Will wyszedł ze szklanego boksu, prawie takiego jak na "amerykańskich filmach" i po raz kolejny usiłował w myślach wymówić to nazwisko... Gdy dochodził do swojego biurka był przy piątej próbie "Ketszy...". Zabrał kurtkę i rzucił w przestrzeń "Cześć". Jeorg pewnie i tak nie usłyszał mając słuchawki na uszach... Praktycznie wychodził, kiedy ze swojego gabinetu wypadł kapitan:
- Will. Pozwól na chwilę. - wpuścił Ledera do boksu i zamknął drzwi. - Cośty kurwa zmalował? Popierdoliło cię niezdrowo czy jak? Do cholery jasnej, ja wiem, że Ty nie lubisz papierków, ja też nie, kurwa... Ale są granice! - Wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego. Spokojnie, jakby bez emocji, ale Will wolał nie patrzeć w jego oczy...
- Ale... co... ja... nie... - wydukał jak uczniak wyrwany do odpowiedzi z tematy, na który nic nie wie.
- Nie dukaj mi tu tylko czytaj to co jest na monitorze mojego kompa!

Ekran pokazywał otwartego maila. Po odrzuceniu całego formalnego nagłówka i kilku sygnatur wewnętrznych przepisów całość można było streścić do: "W związku z rażącym naruszeniem wewnętrznych procedur dotyczących sporządzania raportów i prowadzenia dochodzeń; wydaję rozkaz odsunięcia aspiranta Williama Ledera od wszystkich prowadzonych aktualnie spraw i zawieszenia w obowiązkach - w trybie natychmiastowym". Pod spodem figurowała automatyczna sygnatura komendanta głównego Policji w Essen.

- Kurwa. Leder. Masz u mnie zbyt wysokie noty. Więc spróbuję się rozeznać w sytuacji, a póki co... wyszedłeś dzisiaj wcześniej do domu więc nie miałem jak Ciebie zawiesić. A jutro masz grype i zadzwonisz rano, że jesteś chory... Jasne? A teraz wypad w podskokach, bo wyszedłeś 10 minut temu...
 
Aschaar jest offline  
Stary 15-01-2009, 00:15   #12
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
„Duuuupek!”

Sabine popatrzyła odruchowo za odchodzącym mężczyzną. Nieraz już ją tak zaczepiano, nieraz rozmawiano z nią o „tamtej mrocznej stronie”. Ludzie czuli jakieś dziwne podniecenie, gdy przekazywali jej swoje poglądy tak, jakby w ten sposób przedłużali okres ważności jej sławy, czując sie tym samym lepszymi. Tak jakby niczego bez nich nie potrafiła... to było irytujące. Zapewne słowa Kurta właśnie temu miały służyć – udowodnieniu sobie i jej, że on też może być tajemniczy i wyjątkowy.

- Żenada... – nawet nie zauważyła, że słowa wypowiedziała na głos do słuchawki, gdyby nie zaniepokojony ton menadżera.
- Hallo? Sabine, coś się stało?
- Nie, ja...
- Martwię się, bo nie poszłaś na lekcje i...

„Fuck! Która godzina?” – obiecywała sobie opuścić strzelnicę przed 12, tymczasem było mocno popołudniu. – „Wszystko przez rozmowę z tym facetem. Zagadał mnie, cholera. Trzeba coś wymyślić...”

... i wymyśliła rzecz najbardziej prawdopodobną (dla siebie).

- Miałam wizję – rzekła głosem przepastnym niczym studnia – Miaaałam sen o... otchłani.
- Och, dobrze się czujesz?
- Tak, już jest nieźle...
- Bo wiesz, Sabinko. Dziś byłaś umówiona na seans spirytystyczny do Madame von Ceer...
- ...Ciągle mi się trochę w głowie kręci...
- Oj, tak sobie właśnie pomyślałem, że może to odwołać.
- Ach, naprawdę mógłbyś?
– mówiła zbolałym głosem – Nie chcę żeby madame się obraziła.
- Już się tym nie martw, dziś duchom mówimy „Nie”.
- Dzięki, Gerhard, jesteś wielki.
- Odwieźć cię do domu.
- A w sumie...
– nagle przypomniała sobie obcą parę butów w mieszkaniu ciotki – W sumie, to chcę się przewietrzyć. Posiedzę sobie trochę w parku, może pójdę do kina na jakąś komedię.
- W porządku, ale nie idź sama, bo to dołuje. Zaproś koleżanki może.
- Jasne, jasne.
– odpowiedziała zdawkowo – No to do jutra w takim razie.
- Do jutra, Sabine. Jakbyś mnie potrzebowała, to dzwoń.
- Aha, pa.

„Paskudny ze mnie kłamczuch.”
– pomyślała zamykając aparat i wypuszczając ciężko powietrze.

Gerhard był naprawdę dobrym człowiekiem i troszczył się o nią bardziej, niż zwykły menadżer, ale był też... mało rzutki. On nie zrozumiałby utraty poczucia czasu od tak, dla niego wszystko musiało mieć swój początek i koniec, przyczynę i skutek... poza metafizyką. Tej dziedziny nie rozumiał i dlatego Sabine korzystała z niej w wymówkach. Po co bowiem się kłócić?

Chcąc odrzucić nadmiar myśli i uczuć godzinę jeszcze spędziła na strzelnicy, po czym wsłuchując się w swój najbardziej pierwotny, wewnętrzny głos, jakim było burczenie w brzuchu, skierowała się do KFC. Nie miała dziś ochoty zastanawiać się nad menu oraz wymyślać kompozycji dań. Jej pragnienie ograniczało się do zjedzenia „czegoś”, a pierwszy, lepszy zestaw ze świecącego panelu nad kasami doskonale spełniało owe zapotrzebowanie.
Wpatrując się w kolorowy telebim oraz zajadając frytki Sabine starała się usunąć z pamięci słowa mężczyzny ze strzelnicy o otchłani. Im mocniej się starała, tym bardziej one powracały.

„Beznadzieja!”

Kiedy wyszła z budynku, jej twarz owiał chłodniejszy nieco wiatr, przynoszący ulgę zaczerwienionym policzkom. Nie mając sprecyzowanej wizji, gdzie skierować się powinna, poszła do parku, nęcona słodkim zapachem drzew. Ponieważ akurat był czas, kiedy ludzie docierali już z pracy do domu, niewiele osób siedziało na ławeczkach, a pospieszni przechodnie tylko przemykali alejkami, klucząc tak, by jak najszybciej dotrzeć do upatrzonego celu.

A jaki był cel Sabine?

Usiadła ciężko na drewnianej ławce i wyjęła z torebki książkę do czytania – zawsze nosiła coś przy sobie, by się nie nudzić, kiedy przyszło jej zmarnować nieco czasu na przejazdach albo czekaniu.
Spojrzała na okładkę.


„Krzyk w niebiosa” Anne Rice – pisarki znanej z powieści poświęconych wampirom, ta książka jednak nie zaliczała się do owego cyklu. Była opowieścią o śpiewakach – kastratach, popularnych w XVIII wieku. Książka nie dla dzieci, na Sabine jednak nie robiła większego wrażenia.

Tekst... tekst...tekst... i koniec rozdziału, a przed rozpoczęciem kolejnego... otchłań. I znów tekst... teks...tekst...

Wreszcie, gdy słońce chyliło się już ku horyzontowi, dziewczyna zamknęła zdecydowanym ruchem lekturę i wyjęła z kieszeni mundurka wizytówkę.

Kurt Webbler, telefon...”


Pospiesznie, jakby bojąc się zmienić zdanie, wystukała na klawiaturze numer i wpisała go do pamięci komórki. Następnie przeskoczyła do panelu wiadomości i weszła w „utwórz mową wiadomość”. Biały ekran zachęcał, by zapełnić go mrowiem czarnych znaczków. Zamiast jednak rozpisywać się, Sabine „wyklepała” tylko jedno zdanie, a raczej pytanie: „Co ty możesz wiedzieć o otchłani?”.
Wątpiła, aby mężczyzna był wielbicielem kina europejskiego i znał polski film, którego kultowym tekstem scenariusza jest: „Co ty kurwa wiesz o zabijaniu?”, niemniej nic innego jej w chwili obecnej do głowy nie przychodziło.

Wysłała wiadomość i w napięciu wpatrywała się w aparat. Sygnał wibracyjny nie odezwał się jednak ani w ciągu minuty, ani w ciągu minut dziesięciu, wobec czego Sabine westchnęła tylko ciężko nad losem wyjątkowej nastolatki i ruszyła w kierunku domu. Kilkunastominutowy spacer był jej ostatnią nadzieja na ukojenie nerwów...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-01-2009, 01:30   #13
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Alex leżała na krawędzi łóżka, z kołdrą zaplątaną między łydkami, z palmtopem w jednej ręce i papierosem w drugiej. Czerwone cyfry na suficie pokazywały 18:15. Tak, to dowód, że rzeczywiście, warto by było wpaść jeszcze kiedyś do „IX”, klub z klasą. I można było znaleźć zawsze swoje klimaty. Płynnym ruchem przewróciła się na brzuch i spojrzała rozdarta na rysik, który niemal zaginął w gęstym włosiu dywanu. Papieros wyglądał lepiej, ale zdecydowanie nie zrobi nim żadnej notatki. Chyba, że wypali sobie na czole „bezdennie głupia” albo „totalna wariatka”. Zaciągnęła się i oparła dopiero co odpalony papieros w kiczowatej i okropnie ciężkiej, kryształowej popielniczce, która stała na dywanie.
- Karl Sthall – wymówiła cicho, przesuwając rysikiem po ekranie palmtopa. Uniosła brwi, zdziwiona odnalezionym wynikiem. - Federalny Urząd Podatkowy. Podsekretarz stanu. No po prostu... ja pierdziele.
Dziewczyna zwlokła się z łóżka, narzuciła na siebie bluzę i zabierając wszystkie zgromadzone wokół rzeczy, na bosaka, przeszła do stołu w kuchni. Jednym pstryknięciem urochomiła ekspres do kawy i usiadła z podkulonymi nogami na drewnianym krześle. Włożywszy sobie do ust papierosa, wzięła ponownie palmtopa i zaczęła przeglądać inne wyniki. Nie, nie mogło chodzić o innego Karla Sthalla, którego zdjęć, dziwnym trafem nigdzie nie było. Byłaby totalną idiotką, gdyby napisała o rozmowie z kimś postawionym na takim stanowisku, mimo, oczywiście, nagraniu tejże na dyktafon. Uśmiechnęłą się do siebie, widząc już oczyma wyobraźni serię swoich artykułów o prominentnych mieszkańcach Essen, którzy lecą sobie w kulki z prawem. Potem... potem mogłaby zająć się po prostu śmietanką polityczną.

Po kawie i prysznicu, jeszcze zawinięta w puchaty ręcznik, włączyła swojego laptopa i wysłała maila do szefa.

"Słoneczko,
walnę Ci taki artykuł, że cały nakład będzie wykupiony. Chcę oczywiście pierwszą stronę. Steker - kim naprawdę był, jego fundacja jako pralnia forsy dla handlarzy narkotyków, a on sam - ofiara wewnętrznych porachunków. Co Ty na to? Informator puścił farbę i to informator z klasy pierwszej. POSTAWIONY! Prosił o nieujawnianie nazwiska. Myślisz, że rodzina Stekera mogłaby nam walnąć sądem po oczach za oczernianie po śmierci? Gówno i tak mnie to obchodzi, bo Informator jest MEGA, ale muszę rozglądnąć się możliwie jak najszybciej za cwanym adwokatem, w razie czego ofc Dobrze puszczony artykulik, a Informator umówi mnie z innym kolegą i polecą kolejne. Najz.
I tak, liczę się z tym, że Informator może być kutafonem, który mnie nieco wystawia, ale sam wiesz, że samodzielnie doszłam do tego, że cała sprawa z fundacją śmierdzi.
Jutro wpadnę do redakcji i będę grzebać i szukać wszystkiego co mnie zainteresowało. No i mam parę nowych wątków do sprawdzenia, które wyskoczyły mi właśnie wczoraj, podczas spotkania z Inf.
Tak, czy siak, do jutra, Twój,
AS"

Po kliknięciu „wyślij”, ubrała się i w zasadzie nie wiedząc czemu, ale ufając instynktowi, zaczęła gromadzić zebrane już przez siebie informacje o Stekerze i jego „fundacji” w jednej teczce, którą opisała jako wykłady z prawa prasowego i włożyła do jednej ze skrzyń stojących w najdalszym kącie salonu, gdzie trzymała wszystkie swoje notatki ze studiów z zamiarem przejrzenia i pozbycia się ich lwiej części. Zaś folder w laptopie opisała jako Tori Amos, zahasłowała i włożyła między inne mp3ki, zmieniając również nazwy plików. Wszystko i tak znała już prawie na pamięć.
Zdecydowana na zrobienie sobie śniadanio-kolacji przed zajęciem się pracą, Alex otworzyła lodówkę i jęknęła. Tak, może dziennikarskie sprawy miała całkiem nieźle zorganizowane i to zawsze, ale wyglądało na to, że była beznadziejną panią domu, co było widać gołym okiem – rzadko robiła zakupy i chyba jeszcze rzadziej sprawdzała zawartość lodówki. Matka padłaby na zawał, gdyby wiedziała, że którekolwiek z jej dzieci stołuje się głównie na mieście i mieszka samotnie tylko dla nieskrępowanego imprezowania, chodzenia bez kapci i braku trucia nad głową. Panna Spatz, która właśnie się zastanawiała, czy kiedykolwiek przestanie być z takim podejściem, panną, jednym ruchem ręki opróżniła półki do worka na śmieci i wskoczywszy w tenisówki, wybiegła z mieszkania, wsiadła do samochodu i pojechała na szybkie supermarketowe zakupy.

Ta, taki chłop własny, to by się zdecydowanie przydał do noszenia siat, pomimo windy i parkingu niedaleko – pomyślała Alex, uśmiechając się z, miała nadzieję, dużą dozą wdzięczności do usłużnego sąsiada z mieszkania obok, który podał jej zakupy pod drzwiami.
- Ogromnie dziękuję panie Plies, naprawdę, sama bym sobie z tym nie poradziła – dodała z mrugnięciem i weszła na swoje włości.
Chwilę później, uprzednio przyrządziwszy sobie pomiodory z mozzarellą i kolejną kawę, Alex naszykowała pod ręką nową paczkę papierosów, wysłała smsa do Bena „Pamiętaj, że chcę znać przyczynę zgonu S” i zasiadła do pisania. Trzy godziny później, zdecydowana się przewietrzyć, mimo niezdecydowanej pogody, dziewczyna wzięła swoją torebkę i postanowiła pójść na papierosowo-wzywający wenę spacer. Rundka po osiedlu jeszcze przecież nikomu nie zaszkodziła...
 

Ostatnio edytowane przez Crys : 15-01-2009 o 01:39.
Crys jest offline  
Stary 15-01-2009, 15:47   #14
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
- Co mogę dla pani zrobić?

- Ehm... Tak.- Sara szybko sięgnęła do swojej torby z której wyjęła szkicownik i parę długopisów.- Od razu lepiej jak mam przed oczami wszystkie te prace. Więc, wspominała pani o stronie internatowej lub o graffiti. Prywatnie uważam, że drugi pomysł jest lepszy.- powiedziała prędko, na szybko szkicując parę wzorów podwórkowego pisma na kartce.
- Ja staram się nie sugerować rozwiązań.... Takie pomysły - graffiti czy strona mieliśmy tutaj, ale oczywiście jesteśmy otwarci na inne propozycje...- odparła kobieta, przyglądając się z zainteresowaniem pomysłom Sary, widać jednak było że takie klimaty nie do końca jej odpowiadały.
- Rozumiem, rozumiem. Sądzę jednak, ze graffiti będzie okej...- Sara złowiła spojrzenie kobiety.- Zastanawiałam się też nad jakimiś mocnymi akcentami, głownie mającymi coś wspólnego z obecną modą młodzieżową i, chociaż trudno przechodzi mi to przez gardło, myślę, że cały ten styl...punk, funky i emo mógłby tez przyciągnąć oko.- dodała, rysując graffiti w czarno biała kratkę.
- Ja też tak uważam... Oficjalne otwarcie będzie oczywiście przy orkiestrze itp purpurowe dywany, ale sama wystawa będzie miała bardziej "uliczną" oprawę dźwiękowa. Część prac, instalacji nawiązuje do młodzieżowej mody i stylu bycia... Blokersi, rap itp klimaty...
- Rozumiem. Uhm, a czy pani pracodawca, pani...Rosenthal ma jakieś swoje konkretne pomysły? W końcu to chyba 'jej' wystawa.- dziewczyna rozejrzała się po sali zainteresowaniem, chociaż niektóre z prac wcale specjalnie nie przypadły jej do gustu.
- Myślę, że nie. To w zasadzie miejska wystawa. Problem w tym, że galeria miejska jest trochę za mała i obecnie zajęta wystawą... Ktoś w magistracie musiał pomylić terminy... Ponieważ jednak projekt jest prestiżowy - zaangażowano jakieś środki unijne. Musi zostać zrealizowany w terminie... i stąd zwrócono się do naszej galerii z prośbą o wypożyczenie wnętrz...- Karen uśmiechnęła się, lekko zaskoczona jej pytaniem.- Mieliśmy mieć przerwę wakacyjna w lipcu niestety... mamy masę pracy. Galeria przyzwyczaiła swoich gości do pewnego poziomu odbioru sztuki, jej podania i podkreślenia smaku - jeżeli mogę posłużyć się tutaj terminami kulinarnymi. Nawet w tak dziwnej sytuacji nie chcemy z tego standardu rezygnować.
- Aha, rozumiem. No nic, postaram się zrobić coś co przypadnie do gustu zarówno pani, jak i pani Rosenthal. W razie czego projekt wysłać mailem? Czy przynieść, nie wiem czy jest pani tradycjonalistką, czy raczej nie...-zaśmiała się, porządkując papiery ze stołu.
- Może nie tradycjonalistką... - zaśmiała się - choć znaczna część tego co krytycy już nazywają sztuką dla mnie jednak jeszcze jest popartem... Proszę przesłać projekt lub projekty mailem - i tak będziemy musieli przesyłać je do drukarni. Muszę przyznać, ze ten mi się podoba - wskazała na jeden ze szkiców - ma w sobie... coś. Czy ma pani czym wrócić?- zapytała kobieta zgoła nieoczekiwanie.
- Ten? Chyba inspirowany trochę jakimś malunkiem co widziałam jadąc tramwajem...- uśmiechnęła się. Pytanie całkowicie zbiło ją z tropu, wypuściła z dłoni kilka kartek, jedna z nich wyleciała na blat stołu.- Trochę mnie pani zaskoczyła tym pytaniem.- przyznała dziewczyna, na powrót zabierając się za sprzątanie kartek, szczególnie szybko sięgnęła po ilustrację, która wypadła na stół, jednak nie dość prędko.



- O! Mogę? - przytrzymała palcem grafikę, po czym, widząc niezdecydowanie malujące się na twarzy Sary wyciągnęła ją spod spodu i obejrzała - Markus - zwróciła się do przechodzącego mężczyzny - jak wygląda sytuacja na polu 47?
- Mamy tam wolne - pewnie wstawię jakiś bukiet z kwiatami... - odparł trochę niezdecydowanie... - Wiesz jak to wygląda...
- Hmmm. - zwróciła się do Sary - Czy nie zechciałaby pani wypożyczyć tej grafiki na jakieś dwa tygodnie?
- Um... To tylko... Taki bazgrol z nudów... Na rocznice zaręczyn, miałam wstawić w antyramę, ale wyszło jak zawsze...- szepnęła Sara, zażenowała lekko.
-Pracę oczywiście ubezpieczymy. - kontynuowała niezrażona.- O transport pytałam z prostej przyczyny - pani Rosenthal przylatuje samolotem o 17:30, więc jeden z naszych kierowców pojedzie na lotnisko, mógłby panią podrzucić po drodze.
- Ech, jeżeli państwo muszą zapełnić wolne miejsce to proszę.- odparła wreszcie, zamykając swoją torbę. Stanęła z aparatem w dłoni, wciąż zaczerwieniona ze wstydu. - Oh, nie, nie trzeba. Ja i tak jadę w inną stronę. Można?- zapytała, włączając aparat by zrobić parę zdjęć.- Chce zrobić narzeczonemu 'niespodziankę', kupuje dzisiaj psa dla towarzystwa.- zaczęła pstrykać.
- Tak, proszę bardzo. I nie - nie idzie w żadnym wypadku o zapełnianie miejsca... Zaręczam. Niech będzie to mała niespodzianka - uśmiechnęła się - koniecznie musi pani przyjść na otwarcie... Z osobą towarzyszącą oczywiście! Pani Rosenthal nie wybaczyłaby mi takiego niedociągnięcia... Gdyby cokolwiek jeszcze było potrzebne - proszę pytać kogokolwiek. - Delikatnie skinęła głową na pożegnanie i odeszła.

Sara jeszcze przez pół godziny zajmowała się robieniem zdjęć wystawy, uważając by przypadkiem nie wejść w drogę mężczyznom z drabiną. Kiedy miała już wszystko czego potrzebowała schowała aparat do torby i popatrzyła jeszcze po obrazach, czując w środku siebie ogromny strach, ze jej bohomaz również tu zawiśnie. Przecież ona nie miała żadnego doświadczenia, dwa razy próbowała dostać się do szkoły plastycznej, bez skutecznie gdyż oceniający ją uznali, ze nie ma ona predyspozycji (do czego, nigdy jej nie powiedziano). Spojrzała jeden z obrazów, prosty i nieskomplikowany, dużo lepsze robili grafficiarze parę ulic od nich, to ich prace powinny zostać pokazane, a nie jakichś ‘artyścików’ którym starzy opłacili godziny zajęć z nauczycielami. Samorodne talenty były dużo więcej warte w jej oczach niż szlifowani na zajęciach i pod okiem rektorów ‘artyści’.

* * *

Uważając, by nie wypuścić wielkiego pudła wyścielonego kocami schodziła powoli po śliskich schodach. Jak mógłby nie wziąć tego szczeniaka? Jego spojrzenie wystarczyło by się w nim zakochać i teraz młody malamut spał smacznie w pudelku, przytulony do dwóch swoich ulubionych zabawek nie spodziewając się nawet, że obudzi się w nowym domu. Będąc jeszcze u przyjaciółki, Sara dostała krótkiego smsa od swojego narzeczonego w którym chłopak obiecał odebrać ją spod mieszkania Ivonne, było to o tyle wygodne, że dziewczynie nie uśmiechało się wracać po ciemku do domu przez pól miasta, jeszcze z wielkim pudłem pod pachą. Czekała może nie dłużej jak trzy minuty, gdy usłyszała znajomy warkot za rogiem, z początku nie przejęła się tym zbytnio, nie możliwe przecież by Will przyjechał po nią tak prędko.

- Wow, myślałam, ze będę musiała na Ciebie czekać cale wieki.- zaczęła, otwierając (z lekką trudnością) drzwi do samochodu. Usiadła na miejscu pasażera, zapięła pasy, a pudełko położyła sobie na kolanach, w tym samym momencie puchata kulka poruszyła się i podniosła ucho, zerkając małymi ślepiami do góry.
- Kochanie, co to jest? – Wilhelm zmarszczy brwi, zerkając na moment na zawartość pudełka.
- Mówiłam Ci, ze potrzebuje towarzystwa w domu.- odparła spokojnie, głaszcząc psiaka po malej główce.- A tak się złożyło, że Ivonne musiała oddać szczeniaki, więc wzięłam jednego.
- Myślałem ze o takim czymś raczysz chociaż ze mną wcześniej porozmawiać.
- Mówiłam tobie, możne gdybyś mnie słuchał...- zaczęła, spoglądając w świat za szybą.- Poza tym, ciebie i tak prawie nigdy nie ma w domu, więc nie będzie Ci on zbytnio przeszkadzał.- dodała złośliwie.
- No, właśnie chciałem tobie powiedzieć, ze wziąłem trochę wolnego. - uśmiechnął się starając wyglądać jak najbardziej wiarygodnie.
- Ta... nie żartuj nawet.- warknęła, ale widząc jego lekki uśmiech uniosła brwi.- Naprawdę? Ale ty przecież nie masz nawet wolnego w Boże Narodzenie.
- Uprosiłem szefa w związku z tym ze tak często zostaje po godzinach. – odpowiedział prędko Will, wrzucając wyższy bieg. Samochód zawarczał, a Sara złapała mocniej za pudełko. Nie znosiła tego samochodu.
- To fantastycznie.- stęknęła szybko.- Musisz jechać tak prędko? Ten samochód się zaraz rozleci... A ja wole dojechać jednak w całości, skoro już mamy czas tylko dla siebie.- szczeniak w kartonie pisnął głośno, jakby w proteście na jej ostatnie słowa.- Ok ok, no prawie tylko dla siebie. Ale ty dostaniesz jeść i będziesz spał.- uśmiechnęła się.



-------------------------------------------------------------
Oryginał pracy znajduje się TU, zachęcam do obejrzenia całej galerii tej dziewczyny.
 
Suryiel jest offline  
Stary 16-01-2009, 00:25   #15
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sabine ledwo wstała z ławeczki, kiedy poczuła w kieszeni znajome drganie. Sygnał wibracyjny komórki obwieścił jej nadejście sms-a zanim jeszcze sięgnęła po aparat i otworzyła klapkę.
Z wrażenia aż siadła ponownie na parkową ławkę, gdy ujrzała podpis: „Kurt W.”.

"Stojąc w Otchłani; będąc zanurzonym w Umbrze;
trzymając jedną ręką kurczowo świat, który widzę;
a drugą świat, który czuję;
dławiąc furię jaka targa moim sercem;
okrywając dygocący płomyczek mego jestestwa;
widząc, czując, dotykając rzeczy, których nie widzą inni...

Cóż mogę wiedzieć? Czy dane mi będzie uśmiechnąć się raz jeszcze?
"


Nacisnęła przycisk cofania i przeczytała sms-a ponownie, a potem znowuż.
Tym razem to ona – medium, wróżka, nieomal telepatka czuła się jak ślepiec, który stanął przed tęczą. Nie rozumiała.

Umbra. To słowo słyszała z pewnością, ale jakoś nie potrafiła wygrzebać go z pamięci, nie potrafiła dotrzeć do znaczenia. Widać słowo to padło bardzo, bardzo dawno... dziewczynę naszło dziwne skojarzenie z zamordowanymi rodzicami, choć przecież nie było między tymi watkami żadnego połączenia.

Siedziała otępiała, nie bardzo wiedząc co myśleć, a mrok nocy coraz śmielej wymykał się spomiędzy drzew, lgnąć ku jej postaci – kruchej i drobnej w przyćmionym świetle starej latarni.

Uczuwszy drganie komórki, Sabine prawie wypuściła ją z rąk, przestraszona tym niespodziewanym ruchem.

„ To tylko kolejny sms, głupia.” – zrugała samą siebie.

Znów nadawca: Kurt W.


"Dziś pełnia. Uważaj na to z kim będziesz rozmawiać..."


Tym razem aparat zamknęła z rozmachem i wcisnęła do kieszeni, jakby chcąc go odepchnąć najdalej od siebie. Rozwichrzone, pocieniowane włosy idealnie pasowały teraz do jej nastroju.

„ Co ten gość sobie wyobraża?! Chce się umówić z licealistką – luz, ale po kiego grzyba straszyć mnie? I to jeszcze jakimiś zboczeńcami. Zupełnie jak gdyby wiedział, że jestem w parku... Cholera, jeszcze się okaże, że to jakiś seryjny gwałciciel. Chociaż taki nie powinien raczej mieć pozwolenia na broń... akurat, to tak jak polityk nie powinien brać w łapę ani kłamać... Niech to! Ciekawe czy gaz pieprzowy mam chociaż w torebce?”

Szybko wymacała podłużny pojemniczek i odetchnęła z ulgą. Trzymając na chłodnym przedmiocie dłoń dla poczucia bezpieczeństwa, ruszyła w stronę przystanku autobusowego. Zdecydowanie zbrzydła jej perspektywa samotnego spaceru.

Choć w umyśle Sabine rozegrało się kilkanaście scenariuszy, z których połowa miałaby zapewne szansę na tytuł najlepszej sensacji roku, do domu dotarła bez przygód.
Zdyszana wpadła jak strzała do ciemnego mieszkania i zatrzasnęła za sobą drzwi, przekręcając od razu wszystkie zamki. Dopiero gdy oparła się o futrynę, dotarła do niej świadomość własnego, dziwnego zachowania. Patrząc z boku na ostatnie pół godziny, jej zakonspirowana, przemykająca się postać wyglądała naprawdę komicznie w wyobraźni, a co dopiero musieli pomyśleć spotykający ją ludzie?
Dziewczyna wybuchła dźwięcznym śmiechem, dzieki temu wyzbywając się wewnętrznego napięcia, po czym, uspokoiwszy się nieco, zapaliła światło w holu luksusowego apartamentu, gdzie mieszkała. Ciotki oczywiście o tej porze jeszcze nie było – balowała.

"Jak dobrze pójdzie, wróci koło północy, a jak gorzej, to i po kilku dniach. No cóż, rodziny się nie wybiera..."

Sabine zdjęła buty i wyciągnęła znów telefon.

Utwórz wiadomość --> „Wszystkie dziewczyny podrywasz na stracha czy tylko te nawiedzone? Jutro koło południa będę na strzelnicy, jak to na dziwadło przystało. Jak chcesz mi się przypodobać, kup sobie antenki UFO i załóż na głowę. Pozdro!” --> Adresat: Kurt W. --> Wyślij.

"Niech teraz facet spróbuje być mroczny i tajemniczy."

Dziewczyna uśmiechnęła się psotnie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 16-01-2009 o 00:32. Powód: literówki
Mira jest offline  
Stary 17-01-2009, 14:01   #16
Banned
 
Reputacja: 1 Fenix nie jest za bardzo znany
Wilhelm Leder

Szybkim krokiem wyszedł z posterunku, nawet nie zamieniając słowa z kolegami z pracy. Od razu skierował się na parking, gdzie rano zostawił swój samochód. Chciał po prostu jak najszybciej znaleźć się już w domu. Był po prostu wściekły. Złość gotowała się w nim podnosząc mu ciśnienie i zasnuwając oczy czerwoną mgiełką. Od chwili, gdy usłyszał zarzuty od Kętrzyńskiego po prostu nie mógł przestać przeklinać pod nosem.
“Co tu się kurwa mać dzieje, ten jebany raport nie różnił się niczym od dziesiątek innych, które wysyłałem i nigdy nie było ani jednej pierdolonej skargi.”

Nawet się nie zorientował kiedy stał już przy samochodzie oparty o dach, oddychał głęboko i powoli. Czuł krew pulsującą mu nieprzyjemnie w skroni. Musiał się uspokoić. Nie mógł pozwolić by gniew przysłonił mu trzeźwość myślenia, był pewny, że coś jest nie tak, przecież nie mogli tak po prostu zawiesić go za jebany raport. Same procedury zawieszenia powinny trwać co najmniej kilka dni, a oni zrobili to z godziny na godzinę…

Gdy uznał, że jest już w stanie prowadzić usiadł za kierownicą i włączył radio, z głośników popłynęły kojące dla niego uszu dźwięki AC/DC - Back In Black.

- Back in Black; I hit the sack; I've been too long I'm glad to be back; Yes, I'm let loose… - zaczął sobie podśpiewywać, złość spłynęła z niego momentalnie. Przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał na ulice Essen. Miał jeszcze dobre półtorej godziny zanim będzie musiał podjechać po Sarę, miał zamiar ten czas spożytkować na bezproduktywnym jeżdżeniu po mieście. No może przemyśli sobie od początku całą tą pechową sprawę i wymyśli jakieś nieszkodliwe kłamstwo by nie martwić narzeczonej. Z jakiegoś powodu, nie mógł odrzucić od siebie wrażenia, że ktoś chce go wrobić… Tylko jeszcze nie wiedział w co.

***

Jeździł po Essen i słuchał swojej ulubionej kapeli, odznaka w wewnętrznej kieszeni kurtki ciążyła mu niemiłosiernie. Właściwie, nie powinien jej już nosić, ale… Zawsze zostawało to ale. Nie wierzył w zasadność tego zawieszenia. Miał zamiar jutro zacząć swoje małe prywatne śledztwo, wbrew radzie Kętrzyńskiego raczej nie zostanie w domu.

Została mu tylko jeszcze jego ukochana. Miał już plan. Powie Sarze, że udało mu się wywalczyć parę dni urlopu. Bo w pewnym sensie tak było, więc nie skłamałby tak do końca. A na pewno parę wspólnych dni, wyjdzie im na zdrowie.
- Will, wpakowałeś się w niezłe gówno. - mruknął pod nosem, podkręcił radio. Nadepnął mocniej na pedał gazu i ruszył pod adres koleżanki swojej narzeczonej.

***

Na pewno nie spodziewał się, że Sara zrobi mu taką “niespodziankę”, nie żeby nie lubił zwierząt, raczej… Nie lubił ich w swojej bliskości. Jednak nie miał już po prostu sił się o to kłócić i uznał, że przyjmie ten fakt za dokonany.

***


Will milczał, gdy wracali do domu, jadąc bardzo powoli ulicami Essen. Ożywiał się tylko mrucząc coś pod nosem, gdy słyszał szczekanie nowego członka ich "rodziny". Nie był zbytnio zachwycony tym czworonogiem. Może i teraz wyglądał słodko, jak mała puchowa kulka, ale minie rok, może półtora i kto będzie się zajmował wielkim bydlęciem, na które wyrośnie?
- Kochanie, a jak go nazwiemy? - mruknął stając na czerwonym. Nie mógł już znieść tej ciszy.
- Hmm... Myślałam o jakimś imieniu takim niezwykłym. Nie chcę żeby sie wabił puszek. - wzięła psa na ręce i podniosła na wysokość wzroku - Może Legion?- zapytała, uśmiechając się szeroko.
- Co? Nie ma mowy, to nie jest dobre imię dla psa. O, nazwijmy go Rozpruwacz. - zażartował, choć jego kochanie chyba nie do końca załapała jego poczucie humoru krzywiąc się na sam wydźwięk tego imienia.
- Taaa… Od razu zróbmy z niego mordercę. Nie, mowy nie ma. A co powiesz na Seth? Krótkie i takie, no… ciepłe.
- Seth? Hmm, no to już lepiej. Właściwie to nawet mi się podoba. Jak już wymusiłaś na mnie tą bestię, to niech będzie Seth. - Sara uśmiechnęła się przykrywając kocem małe szczenię.
- Mówiłam Ci, że chcę psa. Tylko ty nigdy nie słuchasz.
- Słucham. Tylko ty nie słuchałaś czy się na to zgadzam. - skręcił w jakąś uliczkę - Tędy będzie szybciej.
- Will. Ciebie i tak nie ma przez większość czasu w domu, więc to ja będę się nim zajmowała. Poza tym, muszę schudnąć, więc przyda mi się trochę ruchu, a psy tej rasy trzeba często i długo wyprowadzać na spacery.
- Schudnąć? Z czego niby? Ani mi się waż, bo zagryzę. - sięgnął do niej i pocałował ją w policzek. - Nie ma mowy.
- No ale... mam tyłek jak szafa trzydrzwiowa... - mruknęła pod nosem.
- No i dobrze, lubię taką... Szczególnie od tyłu. - odparł szybko, może zbyt szybko bo dopiero po sekundzie zerknął ze strachem na swoją narzeczoną. - Znaczy... No wiesz... Kocham Cię taką jaka jesteś. Cała. jesteś piękna. - Sara przewróciła oczami, oglądając leniwie co sie dzieje za szybą samochodu.
- Mówiłeś, że to miał być skrót...
- No zaraz. Powinniśmy wyjechać na główną, a potem to już prosto do domu. Wiesz... Dawno nie byliśmy o tej porze razem w domu... Znaczy razem.
- Mnie to mówisz? - westchnęła. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dostałeś to wolne.
Wilhelm także się cieszył w pewnej części, oczywiście niepokoiła go cala ta sprawa z zawieszeniem, ale skoro już i tak nie ma nad tym żadnej kontroli, przynajmniej do jutra, to nie miał zamiaru się tym przejmować, tak bardzo.
- Musimy je jakoś miło spożytkować. Hehehe... - Sara spojrzała na niego wymownie, nie przestając się uśmiechać.
- O tym mówię. Mam nadzieję, że nie zakurzyłam się od nieużytkowania tam na dole. - dodała, nie mogąc się powstrzymać. Na jej ustach wykwitł niebezpieczny uśmieszek.
- No już nie narzekaj tak bardzo. - mruknął, gdyż jego męska duma została niemiłosiernie zraniona.

Wytknęła mu język, śmiejąc się jeszcze długo. Przestala dopiero gdy Will zaparkował przed kamienicą.
- No już... nie obrażaj się tak bardzo.
- Ta? Zaraz zobaczymy, czy ty też nie zardzewiałaś. - jego narzeczona prychnęła cicho wchodząc szybko po schodach. Chwilę im zeszło nim dotarli na swoje, czwarte piętro, hałasując na klatce schodowej.
- Wyjmij klucze... - stęknęła, trzymając w dłoniach pudło z psem. - Ech, mam je w torebce.
Wilhelm sięgnął do jej torebki, szybko znalazł klucz i otworzył drzwi. Gdy Sara wchodziła do środka uśmiechnął się i klepnął ją w tyłek. - Masz za swoje!
- No! tak się nie zachowuje szanowany stróż prawa! - krzyknęła z małego saloniku. Szczeniak, gdy tylko poczuł, że znalazł się w nowym mieszkaniu zaczął popiskiwać, próbując wyskoczyć z pudełka, toteż Sara czym prędzej wypuściła go na podłogę, by zwierzak mógł wszystko obejrzeć.- Dostałam trochę karmy dla młodych psów, ale Ivonne mówiła, że na razie starczy mu mleko .- powiedziała, podchodząc do lodówki. Nalała mleka do małego spodeczka i położyła je na podłodze, dając sobie i Willowi parę minut spokoju.
- No. Sara kochanie, długo jeszcze będę musiał na ciebie czekać? Czy ta bestia już całkiem zajęła moje miejsce?
- A nie jesteś głodny? Albo zmęczony? - uśmiechnęła się chytrze. - Zawsze, gdy wracasz z pracy to możesz zjeść konia z kopytami. A potem spać.
- Oj, przestań marudzić kobieto. - Wilhelm warknął cicho i złapał swoją drugą połówkę przyciągając ją do siebie. Zaśmiała się głośno i radośnie, ale jakimś cudem udało jej się wyślizgnąć z jego uścisku.
- Ok. Kim jesteś i co zrobiłeś z moim narzeczonym?
- Twój narzeczony został w pracy. - przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować.
- Umh... Will!- krzyknęła wreszcie, gdy z tego wszystkiego zrzucili ze stołu ozdobną figurkę. - Poczekaj... Jeju, daj mi trochę odsapnąć, cały dzień jestem na nogach... - odetchnęła, starając się przytrzymać go daleko od siebie. - Byłam w galerii w sprawie folderu promującego wystawę... Dostanę za niego siedem i pól tysiąca euro...
- Co?! Łał... Nie no. Łał... - naprawdę był zaskoczony. Nie zdawał sobie sprawy, że za kilka mazajów można tyle zarobić.
- Moglibyśmy za to zorganizować... Cały ślub. - odparła spokojnie. - I dostałam też zaproszenie na otwarcie tej wystawy, dla ciebie i dla mnie... Będzie tam tez moja praca...
- Dzień pełen niespodzianek. Jestem z ciebie naprawdę dumny. - uśmiechnął sie lekko. Naprawdę był dumny! Przez chwile całkiem zapomniał o zdarzeniu w robocie. Choć ten dzień był rzeczywiście pełen “niespodzianek”, dobrze, że chociaż także miłych. Sara uśmiechnęła się, poprawiając włosy, jak zawsze gdy była czymś zawstydzona.
- A jak było dzisiaj u ciebie? Jej... Nie mogę uwierzyć, ze dostałeś wolne. - dodała, nie schodząc nawet ze stołu na którym ją posądził parę chwil wcześniej. No i po co o to pyta, trochę się zirytował, jednak odetchnął szybko i z uśmiechem kontynuował swoją małą grę.
- Co? A skończyłem raport. Potem szef dal mi wolne, normalnie. Chciałem z trochę z tobą pobyć. Zasługujesz na to.
- Mhmmm... Raport o tym co wczoraj mówiłeś? I co z niej wyszło?
- Ze sprawy? Musimy o tym rozmawiać? Kochana stęskniłem sie za tobą. - "No skończ juz ten temat.”
- Noooo, bo mówiłeś, że dziwna była... - próbowała jeszcze kontynuować, jednak nie było to takie łatwe. - Uh! Dobrze, niech będzie! Daj mi dziesięć minut. Marzę o prysznicu, a później możemy się pocieszyć twoim wolnym.
- To się dobrze składa, bo ja też marzę o prysznicu.
- O nie nie... Pan zostaje tutaj panie policjancie. - pocałowała go i zeskoczyła ze stołu. Zdjęła dżinsową kurtę i odrzuciła ją na krzesło. - Piętnaście minut.
- Nie ma mowy, mam nakaz przeszukania... A jak będziesz stawiała opór...
- To co... - zapytała, stając w drzwiach do łazienki. - Skuje mnie pan kajdankami...? - wyszeptała mu do ucha.
- Jeśli tylko będziesz się stawiać. - pocałował ją i ugryzł w szyję.
- Nie kuś mnie. - jęknęła, dając się objąć i wepchnąć do łazienki…

***

Will leżał wycieńczony na łóżku, obok niego Sara już słodko spała. Podniósł się lekko i rzucił okiem na zniszczenia w salonie i pokoju jakich dokonali dając się może trochę za bardzo ponieść. Para kajdanek leżała rzucona pod komodą.
- Uff… Co za dzień. - szepnął cicho sam do siebie i znów opadł na łóżko. Był zmęczony, jednak parę rzeczy nie dawało mu po prostu spokoju. Kim jest ten Kurt, dlaczego chcieli go zawiesić, tajemniczy motocyklista. Wszystko to kłębiło się w jego głowie. Musiał coś z tym zrobić, bo inaczej prędzej czy później zwariuje. Gdy zasypiał miał nadzieje, że Kętrzyńskiemu uda się coś zrobić z jego zawieszeniem…
 

Ostatnio edytowane przez Fenix : 17-01-2009 o 14:03. Powód: Bo tak.
Fenix jest offline  
Stary 17-01-2009, 23:37   #17
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
- ... 0,80! Rozumie Pani? W przeliczeniu...
- ...większe opakowanie jest mniej ekonomiczne!
- No i widzi Pani, powiedziałam o tym kasjerce i...

Dwie starsze sąsiadki zniknęły z zasięgu wzroku, a ich słowa zamieniały się coraz szybciej w hałas, z którego pojedyncze słowa a la "skandal" trudno było wyłowic. Szczęściem dla Adriana, usłyszał je na klatce gdy był w połowie otwierania zamka. Teraz, gdy judasz nie ukazywał żadnego zagrożenia w zasięgu wzroku, mężczyzna mógł odetchnąc przez chwilę.

Jeszcze dwie minuty wcześniej przysiągł sobie o niczym nie myślec, gdy wróci na mieszkanie. Dlatego też skoncentrował się na sznurówkach, zdjął buta, drugi nie chciał zejśc tak prędko, przepocona skarpeta uwięzła gdzieś po drodze. Zabrał ją i zaraz był już w łazience, odwracając swoje rzeczy na lewą stronę i ustawiając pranie. Przetarte ślady na jeansach, upaćkana koszula rzeczami, o których większość ludzi z Youtube nie miała nawet pojęcia...


Białko, żyłka, zawinięta i pomarszczona skóra pod okiem. Rzuca cień pod to oko. I pod drugie. Głowa mu ciąży, był zmęczony, mimo, że dopiero co wstał.
Otrząsnął się z myśli, które teraz niepostrzeżenie przychodziły do jego głowy. Odkręcił kran, pozwolił wodzie obmyc jego ręce. Chłód przezrocza cieczy wywoływał gęsią skórkę u niego, jednak nie zakręcił kranu, ale mocniej zaczął pocierac jedną dłonią o drugą, myjąc je dokładnie. Plwocina, żółc, zaschnięte strupy brunatnej teraz krwi, spływały w dół zlewu w wirze wodnym.

Droga mleczna to podobno taki wir spływający do odpływu, jasnego centrum galaktyki posiadającego w sobie potwora - Sagittarius A* . Sagittarius...ta szaralatanka w TV, jak jej tam...Sabrina, nastoletnia czarownica, hehehehe...mówiła, że koziorożec lubi wolnośc..

Zachwiał się, trochę odchylając się do tyłu - spojrzał, a jego dłonie były już czerwone od zimna i pocierania. Zamrugał, zdziwiony.

Ciekawe, czy Piłat też tak obmywał ręce...

Schylił się, wkładając przetłuszczoną czuprynę pod wodę.
Chol... - zmęłł przekleństwo w ustach, by po chwili, sarkając i prychając zakręcic kran, obetrzec twarz i spojrzec na zachlapane lustro. Zaczyna pierdolic, a to już niedobra oznaka. Niech no się ogarnie...

Pół godziny później, po szybkim prysznicu i jeszcze szybszej onanizacji, wyszedł, w swoim mniemaniu " już lepszy". Jeszcze tylko posmarowac kanapki masłem przy wtórze radia i pogwizdywania, zjeśc z pasztetem i z trzecią częścią słoika z papryką, zapic tym, co zostało a czego nie kupiło się i już, pełen zmęczenia, ale i błogiego zadowolenia położył się na swoim tapczanie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kcueeFP7e3s[/MEDIA]

***

Od godziny przewracał białkiem oczu w poszukiwaniu czegoś na poziomie tapczanu. Światło przebijało się przez okno, napełniając pokój spokojem i jakąś taką pogodną radością. Ale: Bugatti. Ale: artykuł w Bildzie. Ale: co się stało? Ale: co dalej? Właściwie miał ogromną ochotę wstac i przeczesac internet, ale walka sprzeczności została wykorzystana do odniesienia pełnego taktycznego zwycięstwa przez jego wewnętrzną siłę samonapędzającej się inercji. Wiedział, że koledzy będą dzwonic, matka chyba już to zrobiła, ale nie chciał nawet podnosic komórki, która leżała na biurku odległym o nieprzebyte półtora metra. Miał dośc czegoś, o czym nawet nie wiedział i nie za bardzo wiedział, jak uporac się z obecną sytuacją. Obiecując sobie porozmawiac z matką, wysłac fotki kumplom, przeglądnąc Bild.de i to nie w celu poznania Für diese Tricks wird SIE IHN ewig lieben , obczaic na GoogleMaps miejscówkę tego hotelu Reshnick..e, Resnik...Re...Regis... zamknął leniwie oczy, dając ciepłym promieniom słońca ukołysac leniwego studencinę do snu.
 

Ostatnio edytowane przez Miriander : 26-02-2010 o 15:56.
Miriander jest offline  
Stary 18-01-2009, 16:38   #18
 
negative hu_man's Avatar
 
Reputacja: 1 negative hu_man nie jest za bardzo znanynegative hu_man nie jest za bardzo znany
Rosa spojrzała niepewnie na alkohol, po czym sięgnęła kieliszek, odkorkowała butelkę i napiła się trunku. Znakomity, pomyślała, po czym wykąpała się i jeszcze przed snem poszła do pracowni. Rzeźbę i kilka szkiców już miała, został jej ostatni, który zamierzała przygotować specjalnie na wystawę.

************************************

Obudziła się wcześnie rano, i zdziwiona, że mimo takiej pory nie czuje zmęczenia zaparzyła kawę, ubrała się i udała się do pracowni gdzie przeglądając albumy swoich ulubiony autorów szukając natchnienia. Starała się nie zaprzątać myśli wczorajszymi wydarzeniami, były dość niezwykłe, ale, nawet, jeśli urządzają tam czarne msze, to przecież i tak nie weźmie w nich udziału, a donoszenie było żałosne.

************************************

Zbliżający się piękny wieczór, przekonał ja do wyjścia z domu, do jakiegoś klubu, czy innego badziewia, choć i tak wiedziała, że przed wizytą w tej ‘krainie rozrywek i używek’, znajdzie się w jakimś sklepie – normalka. Przemogła się i wysłała SMS do Fleur, z propozycją wyjścia, mimo wszystko ją lubiła.

************************************

Wylądowała z przyjaciółką w klubie zadowolona, bo kupiła tylko kilka płyt i trochę ubrań, a to było coś, jak na ‘przypadkowe’ zakupy z Fleur. Zamówiły jakieś drinki napiły się, po czym ruszyły na parkiet.
 
__________________
Ja naprawdę lękam się tego, że mam pięć palców u ręki. Dlaczego w ogóle palec? Nic dla mnie bardziej fantastycznego, jak że tu i teraz jestem jaki jestem określony, konkretny, taki akurat, a nie inny.
negative hu_man jest offline  
Stary 19-01-2009, 00:32   #19
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 3 - od 22:00 do 12:00 (18/19 lipca 2008



Sabine Schwartzwissen


Sabine wysłała sms’a i przez chwilę czekała na odpowiedź. Ta jednak nie nadeszła… i to chyba była najgorsza z możliwych ewentualności… Dziewczyna miała nadzieję na jakąś ciętą ripostę czy kolejne teksty z cyklu „mhrocznych”; a tu nic… jakby ładunek emocji, jaki zawarła w wiadomości trafił w pustkę, w otchłań… Spojrzała jeszcze raz na telefon, jakby chcąc upewnić się, że nie przegapiła nadejścia odpowiedzi i zirytowana wepchnęła go w kieszeń.
Dosypała suchej karmy zwierzakowi i zmieniła mu wodę. Sama zjadła przysłowiowe „cokolwiek” z lodówki i odruchowo spojrzała w okno. Księżyc był w jakiś sposób dziwny… Nie chodziło o to, że jest pełnia, czy coś… Był za duży. Nigdy nie widziała, albo nie pamiętała, tak dużego księżyca – wydawało się, że zajmuje całe okno, że znajduje się tuż za nim… tak na wyciągnięcie ręki…

Prawie podskoczyła, kiedy kot otarł się o jej nogi… Pogłaskała go i posadziła na parapecie, po raz kolejny oddychając głęboko… Poszła do łazienki i wzięła szybki prysznic. Nie miała ochoty na nic i postanowiła się położyć… Zasnęła szybko.

Szepty… Atenaru… z razu ciche i pojedyncze… szepty… tyle lat… głośniejsze i wyraźniejsze… szepty… znalazłem… szepty… jakby mówiła setka osób… wiezienie… szepty… kajdany… szepty… tysiąca osób… szepty… zemsta… szepty… złamie… szepty… ten…

Sabine obudziła się i po chwili uświadomiła sobie gdzie jest i co się dzieje… Księżyc zalewał pokój trupiobladym światłem… Kot siedział na stoliku obok i cicho pomiaukiwał jakby starając się ją wspomóc czy z kimś (czymś?) się porozumieć…

W przedpokoju coś stuknęło i po chwili Sabine usłyszała głos ciotki:

- Łazienka idiotko, łazienka… o jednego drinka za dużo. Ichp… O! mam czkawkę! Ichp… Ichp…

Głos ucichł i Sabine nakryła głowę poduszką. Zrugała się w myślach za całe popołudnie i za to, że spotkanie z jednym nawiedzonym kretynem mogło, aż tak wyprowadzić ją z równowagi… Zwierzak niespodziewanie skoczył jej na nogi okryte kołdrą – odsunęła poduszkę i spojrzała… wyczuwając równocześnie jakąś obecność… Kot patrzył w pustkę pokoju i gardłowo warczał - jakby bronił swojej panio przed czymś, co tam się znajdowało… Tyle, że zwierzę nie wyglądało za kota – znaczy na domowego kota – bardziej z postury i zachowania przypominało tygrysa… Sabine usłyszała przesypywanie się piasku i ostatnie, krótkie prychnięcie… Opadła na poduszkę z głowa pełną pytań i pędzących w opętanym wirze myśli…

Było kilka minut po ósmej, kiedy panna Schwartzwissen obudziła się. Jej zwierzak smacznie spał w nogach łóżka i nawet jej wstawanie nie było w stanie go obudzić – zarejestrował, co prawda ruch, ale całkowicie go zignorował. Wychodząc z pokoju zauważyła drobny piasek wysypany na dębowy parkiet. Smużki piasku układały się w litery, a te w słowa: „POMÓŻ MI”.




Sara Bauer i Wilhelm Leder

Mogło być koło 23:00 kiedy Will położył się spać po raz ostatni tego dnia spoglądając na Sarę już od jakiegoś czasu smacznie śpiąca obok. Sen nadszedł szybko, ale…

Will obudził się, miał wrażenie, że ktoś go obserwuje – jakby ten ktoś stał tuż obok i przewiercał go wzrokiem. Odruchowo sięgnął do szuflady bocznego stolika i zdębiał patrząc w okno. Za oknem, na tle wielkiej białej plamy księżyca ktoś… kucał… na wąskim, no, może 15 centymetrowym parapecie… za jego oknem… na czwartym piętrze starej kamienicy, czyli jakieś 25 metrów nad chodnikiem?!? Kucał… opierając się jedną ręka o szybe…

- Znalazłem Cie… Leder… - głos był szorstki, jakby matowy i na dodatek docierał jakby bezpośrednio z umysłu policjanta, bo przecież niczego nie słyszał… - Twój ojciec myślał, że może was ukryć, ale był tylko głupim idiotą, któremu wydawało się, że potrafi coś osiągnąć… Wiesz, to było zabawne patrzeć jak się nienawidzi coraz bardziej, za to, kim jest, za to, kim go uczyniłem… Cóż, w końcu jednak skończyłem z nim i zacząłem szukać jego dzieci… aby im też zapłacić za to, co Twój pierdolony ojciec zrobił mnie… Twój brat już gryzie piach… Ty jesteś następny… Twoją siostrę zostawię sobie na deser… Wiesz, zabiorę Ci wszystko, na czym ci zależy… Wszystko, co jest dla ciebie ważne. Wszystko! Będziesz błagać o koniec, ale on nie nadejdzie… nie pozwolę Ci umrzeć… za szybko…
- Ciekawy jesteś, po co Ci to mówię? To proste – Ty nie wierzysz w to, co widzisz… nie wierzysz w zjawiska paranormalne, nie pobiegniesz do wróżki… czy astrologa… Będziesz chciał to wszystko zepchnąć do podświadomości… i obudzić się… Zrób tak…

Will obudził się, miał wrażenie, że ktoś go obserwuje – zupełnie jakby ten ktoś stał tuż obok i przewiercał go wzrokiem. Był mokry od własnego potu… Odruchowo sięgnął do szuflady bocznego stolika i spojrzał w okno. Za oknem, wielka biała plama księżyca wisiała tuż nad przeciwległą kamienicą i wyglądała jakby opierała się o dach…

Uspokoił oddech i spojrzał w bok na Sarę… gdzieś spod szafy dobiegł przerażony, cichutki pisk szczeniaka… „Ten księżyc działa na nerwy” – pomyślał Will„nic dziwnego, że podczas pełni zdecydowanie wzrastała liczba samobójstw…” Podszedł do okna i spuścił żaluzje. Mając wrażenie deja vu…

Położył się ponownie… Obudził się rankiem – jego komórka dzwoniła i półprzytomnie (szturchnięty dodatkowo przez Sarę) odebrał:

- Leder. Słu…
- O 11:00 masz być w gabinecie szefa Policji. Jesteś umówiony. Jak tylko zacząłem gadać o Twoim zawieszeniu rzucił godziną spotkania i wysłał mnie do wszystkich diabłów. Potem zadzwoń. Cześć. –
Kętrzyński rozłączył się.
- Kto dzwonił? – zapytała Sara lekko zdziwiona szybkim zakończeniem rozmowy…

Will spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem i zapytał: „Co?” Odłożył telefon na stolik i podszedł do okna… W świetle, jakie zalało pokój Sara zauważyła szczeniaka wciśniętego w kąt pomiędzy segmentem a ścianą. Podeszła do zwierzaka i wzięła go na ręce. Cały dygotał; był również mokry. Kiedy szła do kuchni po papierowe ręczniki dobiegło do niej pytanie Willa: „Obudziło Cię coś w nocy?” Zaskoczona pytaniem odparła: „Nie. Dlaczego pytasz?”.

Narzeczony minął ją w korytarzu rzucając niezwiązane z czymkolwiek „Aha” i zniknął w łazience… Zdziwiona jego zachowaniem zajęła się szczeniakiem, który czując wokół siebie inne przyjazne ciało przylgnął do niej i z wolna się uspokajał… Po chwili usłyszała hałas tłuczonego szkła w łazience… Ze szczeniakiem na rękach pognała do łazienki, drzwi nie były zamknięte na zamek (?), weszła, więc do środka i zauważyła narzeczonego stojącego wśród odłamków hartowanego szkła z roztrzaskanej kabiny prysznicowej. Z jego prawej ręki ciekła krew – krople wolno spadały w szklany gruz.
- Will! - krzyknęła Sara – Co…

Spojrzał na nią, jakby dopiero się obudził… Rozejrzał się wokół i na jego twarzy odmalował się wyraz całkowitego zaskoczenia… „Ja nic nie pamiętam.” Wyglądało na wypisane na jego twarzy…




Alex Spatz.

Spacer zdecydowanie dobrze jej zrobił. Udało się trochę poukładać fakty i zbudować zarys artykułu… Jedynie przydałby się raport koronera… i przyczyna zgonu. Co prawda wszystko trochę nie pasowało, ale…
Dźwięk telefonu przerwał jej rozmyślania. Zdziwiła się – kochany braciszek o tej porze?

- Taaak? – rzuciła przeciągle w słuchawkę.
- Wpadnij do mnie. ZARAZ. Czekam w kafejce pod blokiem.

Rozłączył się zanim zdążyła odpowiedzieć. „Cholera” – przemknęło jej przez myśl, kiedy uświadomiła sobie, że jej dom i samochód są dokładnie po drugiej stronie osiedla i piechotą ma jakieś 40 minut… Złapała przejeżdżająca taksówkę i kilkanaście minut później siedziała w niewielkiej, za to czynnej całą dobę kafejce. Kafejka była częścią klubu, w którym grano w RPG – średnio ją to interesowało, co to, ważne, że dawali tu dobrą kawę i Benedikt zawsze się tutaj z nią umawiał. Może to i lepiej – nie przepadała za żoną Bena (z wzajemnością zresztą)… Ben siedział już przy stoliku. Kupiła w barze kawę i dosiadła się:

- W coś ty kurna wdepła? – poukładany i kulturalny do bólu Benedikt zdobył się na przekleństwo, no wulgaryzm… Było niedobrze. Alex postanowiła, więc, że da mu się wygadać – Po południu wpada do mnie szef szefa i zaczyna jakąś śpiewkę o osiągnięciach i sukcesach… Po czym gładko przechodzi do tego, że zostały jakieś pieniądze w budżecie – w lipcu? Zostały? – i dzięki temu, w ramach uznania wysyłają mnie na szkolenie na 6 tygodni do Instytutu Jeffersona. Bilety mam na jutro na 13:50. Od czterech lat bezskutecznie staram się o te szkolenie, teraz mam z 9 otwartych spraw, facet nawija między słowami cos „o siostrze dziennikarce” i może powiesz, ze nie masz z tym nic wspólnego?!?!?!
- Mhm – stwierdziła Alex wiedząc, że to nie koniec wywodu brata i nie pomyliła się:
- Obejrzałem raport patologa po śmierci tego Twojego typka. Palant, nie typek rzecz jasna, tylko patolog. Przyczyną zgonu jest zawał i niby wszystko gra, ALE… - chwila teatralnego zawieszenia głosu – w organizmie ofiary jest bardzo wysokie stężenie adrenaliny i paru innych hormonów, między innymi kortyzolu… Więc, tak na dobrą sprawę – zawał był tylko reakcją na hmmm… strach? Ktoś go przestraszył na śmierć… Na tyle gwałtownie, że jego serce gwałtownie przyśpieszyło i w efekcie nie wytrzymało… Medycznie jest to możliwe, jednak patologicznie – bodziec musiałby by bardzo silny, aby wywołać taki stan… Mówię zupełnie serio – nie wiem w czym siedzisz, ale „watch your back”… Ja na półtora miesiąca jestem wyłączony ze wszystkiego… Wolałbym nie wracac na pogrzeb – powiedział i bez słowa wyszedł…

Alex zignorowała, przynajmniej pozornie tę uwagę, zastanawiała się przez chwilę nad całą sprawą… Odruchowo spojrzała na zegarek i szybkim krokiem wyszła z kafejki… Pamiętała, o której odjeżdża ostatni pociąg metra z pobliskiej stacji. „Jaki piękny księżyc” – pomyślała nostalgicznie, mimowolnie idąc wolniej niż zamierzała – „Dziś pełnia…” Przyglądając się odbiciu księżyca w szklanej kostce, jaką postawiono zamiast zniszczonej podczas wojny kamienicy dostrzegła cos jeszcze… Coś, co spowodowało, że stanęła… Na parapecie okna na czwartym piętrze kucał człowiek. Myślała początkowo, że chce skoczy jednak już po chwili uznała, że raczej włamuje się do wnętrza… Zajrzała do torebki, aby wyciągnąć telefon. Miała nadzieję, że wykonane z wyłączoną lampą zdjęcia jednak na coś się przydadzą… Kiedy wycelowała aparat w okno, było już puste; patrzyła w nie przez chwilę, ktoś w tym pomieszczeniu zasłonił żaluzje… „Jest późno, mam zwidy” – pomyślała spoglądając na zegarek. Metro właśnie odjeżdżało. Szybko przeszła za róg ulicy i wsiadła do taksówki… Pół godziny później przekręciła klucz w swoim mieszkaniu… Rano. Rano się nad tym zastanowi…




Adrian Hesse

Obudził się koło godziny 19:00. Może raczej należy powiedziec, że przestał się przewracać bez celu na tapczanie koło godziny 19:00. Był zmęczony. Przysypianiem i budzeniem się. Resztki pasztetu i bułka zdecydowanie „drugiej świeżości” były wystarczającym obiadem… Musiały być… usiadł do komputera… gwałtownie wstał i podszedł do okna… Czarnozielone Bugatti dalej stało pod blokiem i wzbudzało niezłą sensację… Więc: to nie był koszmarny sen… Komórka odmówiła współpracy – podłączył więc wyczerpaną baterię do prądu, ale jeszcze przez chwilę postanowił jej nie włączać…
Strona Bilda załadowała się dość szybko i przejrzał pobieżnie artykuł. Pobieżnie, bo już po pierwszym akapicie czuć było tanią sensację brukowca Axela Springera. „Dziewiętnastoletni dziedzic fortuny Krupp kupuje luksusowe sportowe auto”; „Zegarek Girard Perregaux w platynowej kopercie za 36 tysięcy!”; „Ponad 10 tysięcy za impreze w klubie!!!” Tytuły zdjęć mówiły same za siebie; a artykuł koncentrował się bardziej na ile, oraz gdzie, niż na: po co… o tym piszą. Komentarze pod artykułem nadawały się do cenzury, ale i tak koncentrowały się na biadoleniu i zazdrości… Tylko jeden z nich – wywindowany w górę przez ponad setkę odpowiedzi, był inny: „Oczywiście obiektywni dziennikarze Bilda zapomnieli napisać, że „ten zblazowany krwiopijca” wydaje miesięcznie ponad 30 tysięcy na cele charytatywne…” Zamknął kartę. GoogleMaps znalazł w tle tylko jedną lokalizację – „Hotel Regis – Luksusowe apartamenty”… „Osz… kurwa!” – wyrwało mu się, kiedy otwarł stronę… „Luksusowe” było co najmniej kolokwialnym określeniem standardu wyposażenia…
„Hotel Regis to apartamentowiec zaprojektowany przez architektów: Verę Yanovshtchinsky (Vera Yanovshtchinsky Architekten) oraz Marka Świerczyńskiego (Studio BAU).
Ten inteligentny budynek, łączący w sobie cechy luksusowego standardu apartamentów z innowacyjną technologią przyszłości. Technologia inteligentnych instalacji pozwala na sterowanie: oświetleniem, żaluzjami, roletami, ogrzewaniem, zabezpieczeniami, kontrolą dostępu, wentylacją, klimatyzacją a nawet zraszaniem ogrodu. Ten w pełni zautomatyzowany system, stanowi swego rodzaju sztuczną inteligencję budynku, która w określonej sytuacji będzie podejmowała wcześniej zaprogramowane działania bez ingerencji człowieka. Apartamenty Hotel Regis usytuowane są w samym środku atrakcyjnej i zarazem prestiżowej dzielnicy Essen, która sąsiaduje również z pobliskim leśnym rezerwatem przyrody. W kompleksie zostało zaprojektowanych 6 luksusowych apartamentów o powierzchniach od 170 do 380 m kw., rozmieszczonych na 5 kondygnacjach połączonych windą. Wydzielony kompleks SPA z pełnowymiarowym basenem i wieżą do skoków, dwoma salami gimnastycznymi, sala do sportów walki oraz obszarami rekreacyjnymi…” – relacjonowało Google dostarczając kilku zdjęć…





Rosa L. Vǻhi


Wino było naprawdę dobre i Rosa stwierdziła, że dobrze zrobią jej dwie lampki przed snem. Nowy sąsiad może i był ekscentryczny, ale… W sumie, co ją to obchodziło? Miał swoje życie, ona miała swoje…


Spojrzała na wielka tarczę Księżyca za oknem i położyła się spać.


Sama nie wiedziała, dlaczego, ale śnił jej się dom rodzinny. Miejsce, z którym wiązało się tyle wspomnień – lepszych, gorszych, różnych… Miała wrażenie, że siedzi w fotelu i przegląda album ze zdjęciami…


Potem znalazła się na jakiejś pustyni, morze piasku przelewało się wokół niej, gdzieś tam widoczne były palmy jakiejś oazy… Było jednak przeraźliwie zimno, oddech praktycznie zamarzał tuż po opuszczeniu ust i w postaci szronu osiadał na piasku... Rosa szła gdzieś, skoncentrowana tylko na pokonywaniu kolejnych metrów. Patrzyła na siebie z boku, a nawet usiłowała, bezskutecznie, zagadną samą siebie...



W końcu śniło jej się, że jest na planie filmowym… jakiejś wysokobudżetowej, ale nic niewnoszącej do kinematografii produkcji o „policjantach i złodziejach”… Właśnie kręcono typową, dla gatunku, scenę z wrzaskami ludzi z jednostki specjalnej, wyważaniem drzwi, sąsiadami trwożnie wyglądającymi na korytarz, samochodami policyjnymi stojącymi pod budynkiem, dziennikarzami i całym tym bałaganem…



Po chwili uświadomiła sobie, że już nie śpi, a wszystkie odgłosy dochodzą zza ściany… Jak można tak głośno puszczać telewizor?!?!? Jednak nie był to telewizor… Wstała mając nadzieję, że wszystko jest zasługą wina… Podeszła do okna i rozejrzała się po okolicy – to nie był film…



Elektroniczny zegar na reklamie po przeciwnej stronie ulicy wskazywał 8:37...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 19-01-2009 o 11:38. Powód: skleroza :/
Aschaar jest offline  
Stary 19-01-2009, 16:10   #20
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Dawno już nie spała tak twardym snem jak tej nocy. Być może to przez zmęczenie, wycieńczenie atrakcjami wieczora dnia poprzedniego, lub przez leżące pod komodą kajdanki. W każdym razie gdy tylko oboje byli już zbyt zmęczeni, by kontynuować spełnianie swoich najskrytszych fantazji legli w poduszkach i na tym urwały się wspomnienia Sary z piątkowej nocy. Nie obudziła się ani razu, chociaż ostatnimi czasy niemal każdej nocy wstawała z nieznanej sobie przyczyny z suchym gardłem i przeogromną ochotą na cokolwiek zimnego. Tym razem jednak nie otworzyła oczu, leżąc wtulona w plecy kochanka nie widziała tego co on, nie mogła poświadczyć więc nawet tego, czy to, co widział Wilhelm było prawdą, czy tylko jego nocną marą.

Zbudził ją dzwonek komórki. Otworzyła jedno oko, nasłuchując czyja była to melodia. Nie jej.
- Will... Telefon...- stęknęła, szturchając mężczyznę w bok, po czym sama odwróciła się w drugą stronę, nakrywając kołdrą i próbując dalej spać. Nie dało rady, bowiem ochota usłyszenia z kim i o czym jej mężczyzna rozmawiał przez telefon była zbyt silna i momentalnie wybudziła ją ze snu.
- kto dzwonił?- zapytała leniwie, siadając na łóżku. A jednak, wciąż była zmęczona, ziewnęła przeciągle, wpatrując się w Willa.- Kochanie?
Nie raczył jej jednak odpowiedzieć, na co zmarszczyła brwi i już miała coś powiedzieć, gdy zamknęła usta i odwróciła wzrok. Nie będzie się kłóciła, kiedy wreszcie dostał wolne. Nie chciał mówić, to nie, chociaż z pewnością nie musiał się tak zachowywać, wiedział dobrze, jak milczenie na nią działa, denerwuje ją jeszcze bardziej niż otwarta kłótnia.
- Oj... A tobie co się stało? Miałeś złe sny?- zapytała cicho, biorąc wystraszonego szczeniaka na ręce. Cały dygotał, sprawdziła mu nos, ten jednak był zimny jak lód. No i cały był mokry, podobnie jak miejsce między ścianą, a szafką.- Ej... Będziemy musieli poważnie porozmawiać na temat twojego załatwiania swoich potrzeb na mojej podłodze...- mruknęła, idąc do kuchni po papierowy ręcznik.- I przydałoby się ciebie umyć, cale futro Ci będzie...nie pachnieć...-
- Obudziło Cie coś w nocy?
- Co? Nie, dlaczego pytasz?- zapytała, zaskoczona nagłym pytaniem. Will jedynie bąknął ciche ‘Aha” i zniknął w łazience, zostawiając ją osłupiałą. – Co w was obu dzisiaj wstąpiło, hm?- zapytała się szczenięcia, który popiskując, wtulał się w jej piersi. Już nie trząsł się tak bardzo, czasem jedynie spoglądał na nią przesłoniętymi sierścią ślepkami. Był taki mały, a jeszcze parę minut temu trząsł się jak króliczek duracella. Sara głaskała powoli puchowa sierść Setha, zastanawiając się co tak naprawdę się dzieje, przecież Wilhelm nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Przecież wczoraj było tak idealnie, czemu więc dzisiaj zachowywał się tak, jakby była snopem siana?

Nagle z rozmyślań wyrwał ją głośny trzask tłuczonego szkła. Poderwała się momentalnie, szczenie zaprotestowało przeciw nagłej zmianie położenia organicznego legowiska, jednak uczepiło się kurczowo drobnymi pazurkami koszuli nocnej, nie dając swej właścicielce szansy odłożenia go na podłogę.
- Will?!- złapała za klamkę, nastawiać się bardziej na to, ze będzie musiała szarpać i walić w drzwi, ku jej zaskoczeniu jednak, te były otwarte.- Will! Co... Boże, co się stało?!- krzyknęła, zostawiając szczeniaka przed drzwiami, a samej podbiegając do swojego narzeczonego, starając się nie nadepnąć na szkło, którego było w tej chwili pełno w łazience. Wiedziała, że szklana kabina prysznicowa to nie był dobry pomysł, a zakrwawiona ręka Wilhelma tylko dobitniej o tym świadczyła.
- Jak...? Jak to się stało? Will?- spojrzała na niego wystraszona. Przez moment w jego oczach nie dało się dostrzec niczego, nawet człowieka kryjącego się za zielonymi oczami i dopiero po chwili chłopak jakby się ocknął, spojrzał na nią, to na swoją dłoń z której kapała krew.
- Co...? Oh, musiałem... Chyba się potknąć...- wymamrotał niepewnie.
- Potknąć? Ale jakim cudem?- sięgnęła szybko do apteczki po wodę utlenioną, watę i gazę.- Will... Wszystko w porządku?- zapytała, wyciągając do niego dłonie.- Daj, opatrzę Cię...
- Bądź delikatna.- odparł łagodnie, podając jej zranioną rękę.
Była na tyle delikatna na ile mogla i na ile pozwalały jej drobne kawałki szkła, które utkwiły mu w dłoni. Nie były to poważne rany, jakoś udało się jej ostrożnie wyjąć wszystkie drobinki, następnie oczyściła mu ranę i zabandażowała.
- Proszę.- powiedziała, zerkając na niego badawczo.- Jesteś pewny, ze wszystko gra?
Wilhelm podniósł rękę do góry. - Opatrunek pierwsza klasa. Wszystko ok, w najlepszym porządku. - dodał trochę mniej pewnie.
- To ten telefon?- ciągnęła, nieprzekonana jego odpowiedzią.- Ten telefon Cie zdenerwował? Kto dzwonił?
- Co? Nie, nie, mowie, ze musiałem się potknąć.
- No dobrze...- znała go na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy był zdenerwowany, chcąc jednak uniknąć kłótni zaprzestała dalszego drążenia tematu i schowała podręczną apteczkę do szafki.- Zrobić Ci śniadanie? Zostaw... Ja posprzątam to później.- dodała, widząc, że Will sięga po zmiotkę i szufelkę.
- Nie, zjem coś po drodze. - lekko się uśmiechnął. - Uważaj na siebie dobrze? Może zostań dziś w domu?
- Hm? Ale muszę zrobić zakupy, żeby do poniedziałku wystarczyło.- odpowiedziała.- Ale... dokąd idziesz? Myślałam, że spędzimy ten dzień razem...
- Musze. Postaram się wrócić szybko, ok?- sapnął. Ubrał się pośpiesznie i ucałował Sarę na pożegnanie, po czym wyszedł, wracając się jeszcze po kluczyki do samochodu. Dziewczyna westchnęła cicho, siadając przy stole. Nie tak miało to wszystko wyglądać! Ze złością machnęła ręka, zrzucając z blatu mały wazonik, który roztrzaskał się na kawałki gdy tylko spotkał się z podłogą. I co z tego, że miał wolne, skoro jednej, głupiej soboty nie mógł spędzić z nią? Jak zawsze, musiał iść załatwić to, tamto, siamto... A ona została w domu, znów sama. No, może nie tak całkiem sama, biorąc pod uwagę przymilającą się do niej puchową kulkę. Spojrzała na Setha i nalała mu mleka do spodeczka, samej zabierając się za sprzątanie całego tego bałaganu.

* * *

Około godziny 11 mogła wreszcie spokojnie zasiąść przed monitorem swojego komputera i wziąć się za pracę. Nadal była wściekła, jednak krotki spacer z psem (który teraz spał na puchowym ręczniku leżącym na jej kolanach) znacznie ją uspokoił. Nieco bez przekonania włączyła Corela, w międzyczasie zgrywając zdjęcia z aparatu na dysk twardy.
- No kochanie... jak myślisz, co by im się spodobało?- zapytała psa, łapiąc się po raz kolejny na tym, że odzywa się do niego trochę jak do małego dziecka. Jedynie parę ze zrobionych wczoraj zdjęć przeszło przez jej sito, dając przy okazji pomysł na to jak folder będzie wyglądał w całości. Zrezygnowała ze standardowego modelu prostokąta, który po rozłożeniu prezentował statyczny kolaż ciekawszych prac, chociaż nigdy nie robiła czegoś podobnego postanowiła ową ulotkę zrobić w formie typowego, blokerskiego graffiti, oczywiście trudno było zrezygnować z rozkładówki, to więc zostawiła. Szybko naszkicowała parę projektów, układając tytuł wystawy w zgrabną formę, jaka spokojnie można by oświadczyć choćby za najbliższym rogiem. Później poszło już z górki, w kolaż wrzuciła najlepsze, jej zdaniem prace, ozdabiając wolną przestrzeń zawijasami, tak modnymi ostatnio w punkowo-emo kulturze młodzieży. Sama niespecjalnie lubiła taką modę, ale wiedząc, że większość obecnie nastolatków nosi nastroszone włosy, spodnie rurki i grzywki na jedno oko nie miała zbytnio wyboru, chociaż starała się nie przesadzić, by folder trafił też do odbiorców bardziej... na bakier z popkulturą. Ostatnią stronę zrobiła w dwóch modelach, jeden był typowym tyłem ulotki, z wypisanymi ‘odręcznym’ (oczywiście komputerowym) pismem nazwiskami niektórych artystów, drugi natomiast na samym dole, wkomponowany w plakat na murowanej ścianie miał mapkę, która wskazywała jak trafić do galerii. W mailu do Karen dopisała krotką adnotację, do drugiej wersji:

„Szczerze wątpię, aby większość młodych gniewnych wiedziała, gdzie w mieście znajduje się Galeria, stąd mój pomysł na mapkę z zaznaczonymi autobusami i tramwajami. Jesteśmy bardzo leniwym pokoleniem.”

Zapisała wszystko, chwilę wahała się nad kliknięciem guzika ‘Wyślij” wreszcie jednak kliknęła myszą. Projekt został wysłany, a ona miała naprawdę szczerą nadzieję, że spodoba się zarówno Karen, jak i Pani Lukrecji.
- No... Jak wszystko pójdzie dobrze, to twoja pani będzie mogła wreszcie kupić sobie tą wymarzoną sukienkę, hah...- szepnęła, głaszcząc psiaka po łepku i klikając dwa razy w ikonę „World of Warcraft” na pulpicie.
 
Suryiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172