Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2009, 15:47   #14
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
- Co mogę dla pani zrobić?

- Ehm... Tak.- Sara szybko sięgnęła do swojej torby z której wyjęła szkicownik i parę długopisów.- Od razu lepiej jak mam przed oczami wszystkie te prace. Więc, wspominała pani o stronie internatowej lub o graffiti. Prywatnie uważam, że drugi pomysł jest lepszy.- powiedziała prędko, na szybko szkicując parę wzorów podwórkowego pisma na kartce.
- Ja staram się nie sugerować rozwiązań.... Takie pomysły - graffiti czy strona mieliśmy tutaj, ale oczywiście jesteśmy otwarci na inne propozycje...- odparła kobieta, przyglądając się z zainteresowaniem pomysłom Sary, widać jednak było że takie klimaty nie do końca jej odpowiadały.
- Rozumiem, rozumiem. Sądzę jednak, ze graffiti będzie okej...- Sara złowiła spojrzenie kobiety.- Zastanawiałam się też nad jakimiś mocnymi akcentami, głownie mającymi coś wspólnego z obecną modą młodzieżową i, chociaż trudno przechodzi mi to przez gardło, myślę, że cały ten styl...punk, funky i emo mógłby tez przyciągnąć oko.- dodała, rysując graffiti w czarno biała kratkę.
- Ja też tak uważam... Oficjalne otwarcie będzie oczywiście przy orkiestrze itp purpurowe dywany, ale sama wystawa będzie miała bardziej "uliczną" oprawę dźwiękowa. Część prac, instalacji nawiązuje do młodzieżowej mody i stylu bycia... Blokersi, rap itp klimaty...
- Rozumiem. Uhm, a czy pani pracodawca, pani...Rosenthal ma jakieś swoje konkretne pomysły? W końcu to chyba 'jej' wystawa.- dziewczyna rozejrzała się po sali zainteresowaniem, chociaż niektóre z prac wcale specjalnie nie przypadły jej do gustu.
- Myślę, że nie. To w zasadzie miejska wystawa. Problem w tym, że galeria miejska jest trochę za mała i obecnie zajęta wystawą... Ktoś w magistracie musiał pomylić terminy... Ponieważ jednak projekt jest prestiżowy - zaangażowano jakieś środki unijne. Musi zostać zrealizowany w terminie... i stąd zwrócono się do naszej galerii z prośbą o wypożyczenie wnętrz...- Karen uśmiechnęła się, lekko zaskoczona jej pytaniem.- Mieliśmy mieć przerwę wakacyjna w lipcu niestety... mamy masę pracy. Galeria przyzwyczaiła swoich gości do pewnego poziomu odbioru sztuki, jej podania i podkreślenia smaku - jeżeli mogę posłużyć się tutaj terminami kulinarnymi. Nawet w tak dziwnej sytuacji nie chcemy z tego standardu rezygnować.
- Aha, rozumiem. No nic, postaram się zrobić coś co przypadnie do gustu zarówno pani, jak i pani Rosenthal. W razie czego projekt wysłać mailem? Czy przynieść, nie wiem czy jest pani tradycjonalistką, czy raczej nie...-zaśmiała się, porządkując papiery ze stołu.
- Może nie tradycjonalistką... - zaśmiała się - choć znaczna część tego co krytycy już nazywają sztuką dla mnie jednak jeszcze jest popartem... Proszę przesłać projekt lub projekty mailem - i tak będziemy musieli przesyłać je do drukarni. Muszę przyznać, ze ten mi się podoba - wskazała na jeden ze szkiców - ma w sobie... coś. Czy ma pani czym wrócić?- zapytała kobieta zgoła nieoczekiwanie.
- Ten? Chyba inspirowany trochę jakimś malunkiem co widziałam jadąc tramwajem...- uśmiechnęła się. Pytanie całkowicie zbiło ją z tropu, wypuściła z dłoni kilka kartek, jedna z nich wyleciała na blat stołu.- Trochę mnie pani zaskoczyła tym pytaniem.- przyznała dziewczyna, na powrót zabierając się za sprzątanie kartek, szczególnie szybko sięgnęła po ilustrację, która wypadła na stół, jednak nie dość prędko.



- O! Mogę? - przytrzymała palcem grafikę, po czym, widząc niezdecydowanie malujące się na twarzy Sary wyciągnęła ją spod spodu i obejrzała - Markus - zwróciła się do przechodzącego mężczyzny - jak wygląda sytuacja na polu 47?
- Mamy tam wolne - pewnie wstawię jakiś bukiet z kwiatami... - odparł trochę niezdecydowanie... - Wiesz jak to wygląda...
- Hmmm. - zwróciła się do Sary - Czy nie zechciałaby pani wypożyczyć tej grafiki na jakieś dwa tygodnie?
- Um... To tylko... Taki bazgrol z nudów... Na rocznice zaręczyn, miałam wstawić w antyramę, ale wyszło jak zawsze...- szepnęła Sara, zażenowała lekko.
-Pracę oczywiście ubezpieczymy. - kontynuowała niezrażona.- O transport pytałam z prostej przyczyny - pani Rosenthal przylatuje samolotem o 17:30, więc jeden z naszych kierowców pojedzie na lotnisko, mógłby panią podrzucić po drodze.
- Ech, jeżeli państwo muszą zapełnić wolne miejsce to proszę.- odparła wreszcie, zamykając swoją torbę. Stanęła z aparatem w dłoni, wciąż zaczerwieniona ze wstydu. - Oh, nie, nie trzeba. Ja i tak jadę w inną stronę. Można?- zapytała, włączając aparat by zrobić parę zdjęć.- Chce zrobić narzeczonemu 'niespodziankę', kupuje dzisiaj psa dla towarzystwa.- zaczęła pstrykać.
- Tak, proszę bardzo. I nie - nie idzie w żadnym wypadku o zapełnianie miejsca... Zaręczam. Niech będzie to mała niespodzianka - uśmiechnęła się - koniecznie musi pani przyjść na otwarcie... Z osobą towarzyszącą oczywiście! Pani Rosenthal nie wybaczyłaby mi takiego niedociągnięcia... Gdyby cokolwiek jeszcze było potrzebne - proszę pytać kogokolwiek. - Delikatnie skinęła głową na pożegnanie i odeszła.

Sara jeszcze przez pół godziny zajmowała się robieniem zdjęć wystawy, uważając by przypadkiem nie wejść w drogę mężczyznom z drabiną. Kiedy miała już wszystko czego potrzebowała schowała aparat do torby i popatrzyła jeszcze po obrazach, czując w środku siebie ogromny strach, ze jej bohomaz również tu zawiśnie. Przecież ona nie miała żadnego doświadczenia, dwa razy próbowała dostać się do szkoły plastycznej, bez skutecznie gdyż oceniający ją uznali, ze nie ma ona predyspozycji (do czego, nigdy jej nie powiedziano). Spojrzała jeden z obrazów, prosty i nieskomplikowany, dużo lepsze robili grafficiarze parę ulic od nich, to ich prace powinny zostać pokazane, a nie jakichś ‘artyścików’ którym starzy opłacili godziny zajęć z nauczycielami. Samorodne talenty były dużo więcej warte w jej oczach niż szlifowani na zajęciach i pod okiem rektorów ‘artyści’.

* * *

Uważając, by nie wypuścić wielkiego pudła wyścielonego kocami schodziła powoli po śliskich schodach. Jak mógłby nie wziąć tego szczeniaka? Jego spojrzenie wystarczyło by się w nim zakochać i teraz młody malamut spał smacznie w pudelku, przytulony do dwóch swoich ulubionych zabawek nie spodziewając się nawet, że obudzi się w nowym domu. Będąc jeszcze u przyjaciółki, Sara dostała krótkiego smsa od swojego narzeczonego w którym chłopak obiecał odebrać ją spod mieszkania Ivonne, było to o tyle wygodne, że dziewczynie nie uśmiechało się wracać po ciemku do domu przez pól miasta, jeszcze z wielkim pudłem pod pachą. Czekała może nie dłużej jak trzy minuty, gdy usłyszała znajomy warkot za rogiem, z początku nie przejęła się tym zbytnio, nie możliwe przecież by Will przyjechał po nią tak prędko.

- Wow, myślałam, ze będę musiała na Ciebie czekać cale wieki.- zaczęła, otwierając (z lekką trudnością) drzwi do samochodu. Usiadła na miejscu pasażera, zapięła pasy, a pudełko położyła sobie na kolanach, w tym samym momencie puchata kulka poruszyła się i podniosła ucho, zerkając małymi ślepiami do góry.
- Kochanie, co to jest? – Wilhelm zmarszczy brwi, zerkając na moment na zawartość pudełka.
- Mówiłam Ci, ze potrzebuje towarzystwa w domu.- odparła spokojnie, głaszcząc psiaka po malej główce.- A tak się złożyło, że Ivonne musiała oddać szczeniaki, więc wzięłam jednego.
- Myślałem ze o takim czymś raczysz chociaż ze mną wcześniej porozmawiać.
- Mówiłam tobie, możne gdybyś mnie słuchał...- zaczęła, spoglądając w świat za szybą.- Poza tym, ciebie i tak prawie nigdy nie ma w domu, więc nie będzie Ci on zbytnio przeszkadzał.- dodała złośliwie.
- No, właśnie chciałem tobie powiedzieć, ze wziąłem trochę wolnego. - uśmiechnął się starając wyglądać jak najbardziej wiarygodnie.
- Ta... nie żartuj nawet.- warknęła, ale widząc jego lekki uśmiech uniosła brwi.- Naprawdę? Ale ty przecież nie masz nawet wolnego w Boże Narodzenie.
- Uprosiłem szefa w związku z tym ze tak często zostaje po godzinach. – odpowiedział prędko Will, wrzucając wyższy bieg. Samochód zawarczał, a Sara złapała mocniej za pudełko. Nie znosiła tego samochodu.
- To fantastycznie.- stęknęła szybko.- Musisz jechać tak prędko? Ten samochód się zaraz rozleci... A ja wole dojechać jednak w całości, skoro już mamy czas tylko dla siebie.- szczeniak w kartonie pisnął głośno, jakby w proteście na jej ostatnie słowa.- Ok ok, no prawie tylko dla siebie. Ale ty dostaniesz jeść i będziesz spał.- uśmiechnęła się.



-------------------------------------------------------------
Oryginał pracy znajduje się TU, zachęcam do obejrzenia całej galerii tej dziewczyny.
 
Suryiel jest offline