Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2009, 20:46   #550
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wrzuta.pl - Sarah Brightman - Who Wants To Live Forever

Levin;
Levin był dobrym człowiekiem. Był zmarnowanym potencjałem na swój sposób, a jednocześnie symbolem nadludzkich możliwości. Jak na człowieka nie obdarzonego specjalnie wielką mocą, osiągnął bardzo wiele, więcej aniżeli ktoś Taki Jak On mógłby osiągnąć bez jego odwagi. Dokonał rzeczy niebywale trudnej; zaimponował zarówno Almenie jak i Almanakh – i nawet jeśli nie zależało mu na ich aprobacie, wciąż, niech wie, że jego niezłomny charakter i hard ducha nie pozostały niezauważone i niedocenione. Almanakh rozumiała. Levin miał pewne zasady, miał swoją niepowtarzalną osobowość, nie chciał zostać kimś ponad osobę, jaką był teraz – a był dobrym człowiekiem o wspanialej, odważnej duszy. To wystarczyło, by nazywać go bohaterem, nie potrzebował Żywego Ognia ani tytułu Wojownika Światła. Almanakh rozumiała. Nie była zawiedziona, przeciwnie. Levin zdołał wyrwać się przeznaczeniu i po szarym, nudnym życiu pokazał swoją wartość w chwili, gdy inni postradali rozum.
Zdziwiła się, że próbował ją dotknąć. Miała aczkolwiek nadzieję, że w swych ostatnich chwilach znajdzie to, czego szukał wyciągniętą ręką dzięki energii jej Bieli muskającej jego duszę. Przyjęła Żywy Ogień, jaśniejący ognistą poświatą. Czerwony smok ryknął z uszanowaniem w kierunku Levina, na pożegnanie. I zniknął.

Levin patrzył przed siebie i widział nieskończone, świetliste odmęty. W nich majaczyła plątanina pajęczych niteczek. Zagęszczała się z czasem, nabierała kształtu. Delikatnego, przyjaznego kształtu ukojenia. Wygięło długą, łabędzią szyję, rozpostarło puszyste, ciepłe wachlarze i zatopiło jasny, matczyny wzrok tu, tu, w matowiejących, niewyrazistych oczach.
S...mok...

Spojrzał nawet w jej czyste, białe oczy. Chciał ją dotknąć, pogłaskać po miękkich, ptasich piórach, skrzących się na krawędziach przepięknymi kolorami tęczy.
Był ciepła.
* * *
Odszedł.
- Idź w pokoju – szepnęła. – Idź, bezpieczny.
Almanakh zerknęła tam, gdzie przed momentem stał Rith, wymownie obróciła się w kierunku Azmaera, a potem Astarotha. Zmierzyła oba demony spojrzeniem pełnym spokoju i respektu. Oko Światła rozwiało się na białe iskry kiedy rozłożyła dłoń. Sama Almanakh także zniknęła.

Barbak;
Huragan przystanął na moment, kiedy rzuciłeś luk na ziemię.
- Ustalmy coś, hm? Nie jestem wargiem. Nie jestem Kejsi. I zdecydowanie nie masz za co mi dziękować – nie zabiłem Waldorffa po to, by mógł zginąć i poczuć się spełnionym... zbójcą...? To nawet nie ma sensu, hm-hm!;3 Widzę, że muszę być bardziej bezpośredni. Nie zdziwiła cię Wojowniczka Światła, biegle i bez odrazy posługująca się językiem demonów? Nie. Co lepsze, sam zacząłeś w nim gawędzić, nawet do Lavendera, hm!;3 Musiał się ucieszyć. Nie zdziwiła cię chimerka, której słuchają się demoniczne wilki, na jej rozkaz budujące świątynię, którą wy de facto mieliście wybudować...? Nie zdziwiło cię, z jakim trudem wyryła pazurkami na ścianie świątyni jeden jedyny symbol Bieli, hm? Nie zdziwiła cię Wojowniczka Światła wzdrygająca się momentami wymawiając słowo „Światło?”. Im bardziej oddalaliście się od siebie, im bardziej narastała wasza nieufność, tym silniejszym się stawałem.
Wir wiatru zbliżył się nieco, znów przystanął, wyrywając i unosząc wirujące wokół niego grudy ziemi.
- Sprawa jest banalnie śmieszna. Konałem, a ona była tak zrozpaczona tym, że zawiodła Almanakh, że nie potrafiła wypełnić woli Światła będąc miłosierną, nie umiała się zlitować nad demonem z wolną wolą... Jej ból był tak wielki, że mógł utrzymać mnie przy życiu. Na jakiś czas. Stopniowo zmieniała się, prawda? Przestała biegać i skakać, śmiać się, wskakiwać wam w ramiona... ;3 Świadomie pozwoliła mi żywić się jej bólem. Zaprosiła mnie do siebie. Ależ zabawne wizje miała, nowy świat, Nowy Ład! Ironicznie, chciała swoim czynem udowodnić Takim Jak Ty, że nie jest fanatyczką Bieli. Że zrozumiała, iż nie wszystkie demony są złe!;3 Wierzyła, że Chaos i Biel mogą i będą egzystowały razem. Jak pokazaliście, nie będą, hm-hm!;3 Wierzyła, że ujrzy Piąty Wymiar, was, razem z Astarothem, i mnie, z Almanakh. Ta wiara ją zabiła. Ray`gi, jego ostatnie chwile i słowa, przywróciły na moment nadzieję w jej sercu. Ale nie ma już Takich Ja On!;3 Levin także nie żyje.

Demon okrążał cię powoli, hucząca wichura podrywała w górę wszystko w swym zasięgu.

- Wasze ostatnie waśnie sprowadziły na jej duszę tak kolosalny smutek i cierpienie, że mogłem przyjąć tę formę. Rozumiesz? Verion – westchnął, zrezygnowany. – Kojarzysz?;3 Zabawiałeś się w ognistym burdelu kiedy ja konałem!;3 Kejsi nic na to teraz nie poradzi. Ray`gi umarł. Na szczęście, hm-hm!;3 Levin umarł. Wasza przyjaźń umarła. Widać, choć jest chaosoodporna, nie przetrwa gdy po waśni przyjaciół są ofiary śmiertelne! Kejsi nie może zrozumieć. I nie zrozumie. Światło nie rozumie takich zbrodni. Kejsi nie może przestać cierpieć z tego powodu. Na szczęście, hm!;3 W związku z powyższym nic już nie chwyci mnie za rękę, za skrzydła, za ostrze. Nie jestem jej sojusznikiem, nowym przyjacielem, jak to określiłeś. Nic nas nie łączy ;3 Nie sprzymierzała się ze mną by z wami walczyć. Dawno temu już przyjęła mnie, karmiąc mnie, abym przeżył. Nie powiedziała wam o tym, sądząc, że nie zrozumielibyście. I nie rozumiecie. Chciałam nie ocalić. Tylko to. Abym mógł być z Alamankh. A ja w zamian postanowiłem dać jej to, czego Światło dać jej nie mogło. Gdyż je odrzuciliście. Próbowała. Ale odrzuciliście je. Zaryzykowała dla mnie własne życie, więc ja z wolnej woli postanowiłem odwdzięczyć się jej tym samym. Że przy okazji kogoś zabiłem, to szczegół, hm?;3 Tam, skąd wycofa się Światło, nastanie Mrok. Nie wiń mnie, proszę ;3 – zachichotał. – Oh my, dawno się tyle nie nagadałem!;3
- Co ja mogę Ci powiedzieć? Nie będę z Tobą walczył.
- Well, too bad ;3 – stwierdził z rozkosznym sadyzmem. - Walki są dla Wojowników, mnie nie rajcują łaska i honor okazywane komuś, kto podniósł rękę na cel jaki obiecałem sobie chronić. Dla mnie liczy się efekt. Ponieważ nie mam sumienia, które robiłoby mi wyrzuty po rozerwaniu na strzępy nie broniącego się celu – robiłem to miliony razy! ^__^ Ho-ho, jakie to niegodziwe, zabić kogoś kto się nie broni; niemal równie niegodziwe, co próba ogłuszenia odwróconego plecami drowa wielką, zieloną piąchą!;3 Może i ten twój brak lęku odbierze nieco satysfakcji z tej chwili, ale przecież nie same słodkości jada się w życiu, hm? Czasem trafi się jakiś Wielki Brokuł!!!;3
- Nie skrócę Twojego Cierpienia i egzystencji, nie licz na to.
- Oh my, that’s really fine with me! ^__^ – zachichotał ironicznie.
„Przyszło nam się zatem pożegnać. Niech światło będzie łaskawe w osądzie waszych dusz. Obyście znaleźli ukojenie.”
- Oh my, don`t worry, I will! – zapewnił złowieszczo Verion. – Gorzej z Kejsi;3 Ale jak wspomniałem, nic nas nie łączy!;3 Tak czy inaczej, zabiję dziś przynajmniej jednego Wojownika Światła!
Jakże żałosne było to stworzenie.
- Nie zaprzeczam;3 Lubię sam kłaść się pod butem Mistress i jęczeć o więcej [już się jej to wręcz znudziło], a w chwilach zagrożenia przywykłem uciekać na bezpieczne pozycje, lub chować się w ciałach innych. To i tak lepsze, niż kilkukrotne, bezsensowne zawieranie i łamanie sojuszu z demonem, zwieńczone bratobójczą walką z przyjaciółmi, którzy ufali i byli gotowi oddać za ciebie życie!;3 Zaprzeczysz, Wojowniku Bieli?;3 Ja jestem żałosny. A Ty Jaki jesteś, hm?;3

Wrzuta.pl - Dope - Die Motherfucker Die

Zaatakował.

Everlasting flame of gloom let the power in my soul be called fourth, Ra…!

Czar był bardzo potężny, ale skumulowanie energii na ten atak trwało długo... zbyt długo! Szybki jest!!! – pomyślałeś ze zgrozą, kiedy poczułeś ucisk stalowego chwytu na swym prawym ramieniu.
- Oh, I`m sorry, did I break your concentration...?;3 – zachichotał ci sadystycznie w twarz. - I didn`t mean to do that! Please, continue. You were saying something about best intentions ;3

Nie pamiętasz co działo się przez kolejne sekundy. Trąba powietrzna porwała cię, szarpiąc, targając, niby rozzłoszczone dziecko mściwie wymachujące swoją zabawką demonstrując swój gniew i rozgoryczenie. Ocknąłeś się leżąc na ziemi. Próbowałeś wstać i ze zgrozą odkryłeś... kikut zasklepiony oślizłą mazią ze wypalonej tkanki, kości i krwi... na miejscu swojego prawego ramienia!
- Nie chciałbym przedwcześnie kończyć zabawy.
Demon, wirująca trąba powietrzna, oddalił się na kilkanaście metrów i przyjął postać mężczyzny o długich, rozpuszczonych czarnych włosach i lśniących, fioletowych oczach.
- You understand, don`t you? – uśmiechnął się zimno.
Z zadowoleniem słuchając twoich jęków pełnych boleści, podszedł powoli do Maleństwa leżącego w trawie i schylił się po nie.
- Nie będzie ci już potrzebny – stwierdził złośliwie, chwytając łuk w obie ręce, mając zamiar złamać go jak zapałkę. - Oh my, wait, I have a better idea...!
Uniósł łuk, jakby chciał oddać strzał w twoim kierunku, ale w drugiej, nadstawionej dłoni nie trzymał strzały!

- Darkness beyond the blackest pitch, deeper than the deepest night…! Lord of Mysts, shining violet upon the Sea of Chaos, I call upon thee, swear myself to thee!… Eye Of Light, enshroud me with thy power over night, I now ask you come to aid me, carry death to those, who have blood on their hands... Let the fools who stand before me be destroyed by the power you and I possess!!!

W jego dłoni, na cięciwie łuku, pojawiła się świetlista strzała, spowita fioletowymi wyładowaniami elektrycznymi!
- Hm, zdaje się, że władam Światłem lepiej od ciebie!;3
Wycelował.
- What? Oh, you were through anyway. Well, let me retort. Would you describe for me what your paradise looks like?
-…
- What astral plane you from?;3 Ile razy będziesz padał na kolana, zalewał się łzami i prosił o przebaczenie za coś, co schrzaniłeś? Do that again! C'mon, do that again! I DARE you! I DOUBLE dare you, ligth-boy! Do that one more fuckin` time!!!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline