Ambu czuł kolejne uderzenie własnego serca przemieszane z pulsacją światła. Światło. Nieuchwytne, niewidzialalne, wskazujące drogę.
-
Morf, zdaje się, że to nie ma nic wspólnego z całym tym Mojżeszem. Ale może warto byłoby usłyszeć, co on ma do powiedzenia? - ruchem głowy wskazał na handlarza.
Ambu powoli skierował kroki za nim. Światło w duszy bynajmniej nie ułatwiało mu sprawy. Szedł trochę krzywo, ale dzięki Morfowi, kręciło się w pobliżu mniej ludzi.
"Będę musiał znaleźć na noc jakieś spokojniejsze miejsce, aby trochę odpocząć, bo inaczej zwariuje."
Zatrzymał się przy kilku straganach. Kupił bukłak wina, jakąś błyskotkę i małą figurkę bogini z głową kota.
- Widzisz Morf? To coś dla ciebie - pogłaskał kota po łebku.
Nie żeby miał jakąś ochotę na zakupy. W ten sposób gubił się na moment w tłumie temu mężczyźnie, który bał się iż ktokolwiek mógłby za nim ruszyć. A ponieważ Ambu to właśnie zrobił...
Choć dość nieudolnie. Liczył jednak na łud szczęścia. Ciekawe, co też porabiał Asmod? A raczej ile dusz już przekabacił. Doprawdy...