Jak okiem sięgnąć widział roztaczające się pola pszenicy... Niebo i i pszenicę... No i może jeszcze białego smoka, który stał i witał go w jego nowym świecie.
Nie żył. Fakt, że w chwili zadawania śmierci przez pieklisze, demoniszcze, Verioniszcze nie czół bólu zawdzięczał zapewne właśnie Lavenderowi.
Podszedł do niego nucąc pod nosem:
"Verion is a looser, and he's my....."
Podszedł do niego z zamiarem uklęknięcia przed nim i oddania pełnego czci pokłonu. W ostatniej jednak chwili pohamował się i wyciągnął prawicę do uścisku. Ta (już w ludzkiej formie) ujęła go pewnie. Na ustach Palladine'a pojawił się zagadkowy uśmieszek. - Masz teraz całe eony na zadawanie pytań.
- EEEE.... Dobrze. Gdzie znajdę Waldorffa?
Smok w ciele ni to człeka, ni elfa, zdawał się nie w pełni rozumieć. - Widzisz. Zasady, które mi wpoiłeś mówią, iż należy zawsze bazować na tym co w życiu uznajesz za dobre. Napotkanie tego krasnolud i przyjaźń z nim była jedną z najlepszych rzeczy jakich w życiu doznałem. Poza tym mam temu Karłowi pewien dług do spłacenia. Gdzie zatem jest Waldorff?
Przenieśli się. Przenieśli się do ogromnej sali, wypełnionej zapachem potu, tytoniu, alkoholu. Sali w której co i rusz rozbrzmiewały pioseneczki typu: "Przepijemy naszej babci domek cały.....". Teraz poczuł się jak w raju.. w przeciwieństwie do Palladine'a. - Wiem, że nie pijasz... ale mam teraz całe eony na to abyś zaczął! Ork uśmiechnął się serdecznie, a zaraz potem zaczął wzrokiem poszukiwać przyjaciela.
Wzrok zawiódł, jednak słuch to zrekompensował. Usłyszał tyleż tubalne co i fałszywe zawodzenie przyjaciela... na wpół pijanego przyjaciela. Barbak podszedł szybko, po czym nachylił się nad karłem, szepcząc doń: - A co bys powiedział na małą rozróbę w halach Moradine??
- Tiaaa, wśród tysięcy zabójców, championów i bogów? chyba nie to ma być moja emerutyura? Karzeł zdawał się nie być zdziwiony jego obecnością. - Powiedzmy sobie tak: przecież już nie żyjesz....
- Ale tu będe ciut dłużej nie żył. Jakby to powiedzieć na swych śmieciach się nie brudzi.
- Na Twoich śmieciach znaczy się?
Ork ujął pewnie podany mu kufel, wychylił go do połowy stylem klasycznym, "na hejnał" po czym rzucił go za siebie, beknął przeciągle. Nie dbał o to czy naczynie spadnie komuś na głowę, czy też nie. Mrugnął okiem do przyjaciela... Gdzieś z tyłu zaczynały dobiegać go postękiwania i przekleństwa. Obrócił się.
Zalany alkoholem właśnie szedł w ich kierunku ktoś kto mógł być tylko i wyłącznie jedną osobą... szedł do nich Grungi.
Barbak robiąc minę świętoszka. Wszak po pierwsze był Wojownikiem Światła, po drugie był martwy, konfidencjonalnie odstąpił krok od Waldorffa i wskazał na niego pędzącemu Bogowi... -Zdechłem ja i pchły moje - mruknął sentencjonalnie Waldorff widząc szarże Grunghiego uzbrojonego w solidny kawał udźca i dziesięcio pintowe Ale. Skoro miał tu zostać dłużej musiał w końcu zawrzeć znajomość z tutejszymi tubylcami. Wpadł na genialny pomysł. -Gorzałka dla wszystkich, kto pierwszy padnie ten elficka dupa a nie dwarf!
Cios szynką przyjął na swą ogoloną głowę. Na szczęście Grungi dosłyszał zawołanie bitewne i nie kontynuował tłustej i mięsistej vendetty. Ja na komendę najbliższych kilkudziesięciu karłów podniosło swe puchary i zaczęło doić gorzałkę. W końcu takiego przydomku nikt nie chciał się dorobić....
A to dopiero ranek wstawał...
__________________ Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą. |