Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2009, 16:10   #20
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Dawno już nie spała tak twardym snem jak tej nocy. Być może to przez zmęczenie, wycieńczenie atrakcjami wieczora dnia poprzedniego, lub przez leżące pod komodą kajdanki. W każdym razie gdy tylko oboje byli już zbyt zmęczeni, by kontynuować spełnianie swoich najskrytszych fantazji legli w poduszkach i na tym urwały się wspomnienia Sary z piątkowej nocy. Nie obudziła się ani razu, chociaż ostatnimi czasy niemal każdej nocy wstawała z nieznanej sobie przyczyny z suchym gardłem i przeogromną ochotą na cokolwiek zimnego. Tym razem jednak nie otworzyła oczu, leżąc wtulona w plecy kochanka nie widziała tego co on, nie mogła poświadczyć więc nawet tego, czy to, co widział Wilhelm było prawdą, czy tylko jego nocną marą.

Zbudził ją dzwonek komórki. Otworzyła jedno oko, nasłuchując czyja była to melodia. Nie jej.
- Will... Telefon...- stęknęła, szturchając mężczyznę w bok, po czym sama odwróciła się w drugą stronę, nakrywając kołdrą i próbując dalej spać. Nie dało rady, bowiem ochota usłyszenia z kim i o czym jej mężczyzna rozmawiał przez telefon była zbyt silna i momentalnie wybudziła ją ze snu.
- kto dzwonił?- zapytała leniwie, siadając na łóżku. A jednak, wciąż była zmęczona, ziewnęła przeciągle, wpatrując się w Willa.- Kochanie?
Nie raczył jej jednak odpowiedzieć, na co zmarszczyła brwi i już miała coś powiedzieć, gdy zamknęła usta i odwróciła wzrok. Nie będzie się kłóciła, kiedy wreszcie dostał wolne. Nie chciał mówić, to nie, chociaż z pewnością nie musiał się tak zachowywać, wiedział dobrze, jak milczenie na nią działa, denerwuje ją jeszcze bardziej niż otwarta kłótnia.
- Oj... A tobie co się stało? Miałeś złe sny?- zapytała cicho, biorąc wystraszonego szczeniaka na ręce. Cały dygotał, sprawdziła mu nos, ten jednak był zimny jak lód. No i cały był mokry, podobnie jak miejsce między ścianą, a szafką.- Ej... Będziemy musieli poważnie porozmawiać na temat twojego załatwiania swoich potrzeb na mojej podłodze...- mruknęła, idąc do kuchni po papierowy ręcznik.- I przydałoby się ciebie umyć, cale futro Ci będzie...nie pachnieć...-
- Obudziło Cie coś w nocy?
- Co? Nie, dlaczego pytasz?- zapytała, zaskoczona nagłym pytaniem. Will jedynie bąknął ciche ‘Aha” i zniknął w łazience, zostawiając ją osłupiałą. – Co w was obu dzisiaj wstąpiło, hm?- zapytała się szczenięcia, który popiskując, wtulał się w jej piersi. Już nie trząsł się tak bardzo, czasem jedynie spoglądał na nią przesłoniętymi sierścią ślepkami. Był taki mały, a jeszcze parę minut temu trząsł się jak króliczek duracella. Sara głaskała powoli puchowa sierść Setha, zastanawiając się co tak naprawdę się dzieje, przecież Wilhelm nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Przecież wczoraj było tak idealnie, czemu więc dzisiaj zachowywał się tak, jakby była snopem siana?

Nagle z rozmyślań wyrwał ją głośny trzask tłuczonego szkła. Poderwała się momentalnie, szczenie zaprotestowało przeciw nagłej zmianie położenia organicznego legowiska, jednak uczepiło się kurczowo drobnymi pazurkami koszuli nocnej, nie dając swej właścicielce szansy odłożenia go na podłogę.
- Will?!- złapała za klamkę, nastawiać się bardziej na to, ze będzie musiała szarpać i walić w drzwi, ku jej zaskoczeniu jednak, te były otwarte.- Will! Co... Boże, co się stało?!- krzyknęła, zostawiając szczeniaka przed drzwiami, a samej podbiegając do swojego narzeczonego, starając się nie nadepnąć na szkło, którego było w tej chwili pełno w łazience. Wiedziała, że szklana kabina prysznicowa to nie był dobry pomysł, a zakrwawiona ręka Wilhelma tylko dobitniej o tym świadczyła.
- Jak...? Jak to się stało? Will?- spojrzała na niego wystraszona. Przez moment w jego oczach nie dało się dostrzec niczego, nawet człowieka kryjącego się za zielonymi oczami i dopiero po chwili chłopak jakby się ocknął, spojrzał na nią, to na swoją dłoń z której kapała krew.
- Co...? Oh, musiałem... Chyba się potknąć...- wymamrotał niepewnie.
- Potknąć? Ale jakim cudem?- sięgnęła szybko do apteczki po wodę utlenioną, watę i gazę.- Will... Wszystko w porządku?- zapytała, wyciągając do niego dłonie.- Daj, opatrzę Cię...
- Bądź delikatna.- odparł łagodnie, podając jej zranioną rękę.
Była na tyle delikatna na ile mogla i na ile pozwalały jej drobne kawałki szkła, które utkwiły mu w dłoni. Nie były to poważne rany, jakoś udało się jej ostrożnie wyjąć wszystkie drobinki, następnie oczyściła mu ranę i zabandażowała.
- Proszę.- powiedziała, zerkając na niego badawczo.- Jesteś pewny, ze wszystko gra?
Wilhelm podniósł rękę do góry. - Opatrunek pierwsza klasa. Wszystko ok, w najlepszym porządku. - dodał trochę mniej pewnie.
- To ten telefon?- ciągnęła, nieprzekonana jego odpowiedzią.- Ten telefon Cie zdenerwował? Kto dzwonił?
- Co? Nie, nie, mowie, ze musiałem się potknąć.
- No dobrze...- znała go na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy był zdenerwowany, chcąc jednak uniknąć kłótni zaprzestała dalszego drążenia tematu i schowała podręczną apteczkę do szafki.- Zrobić Ci śniadanie? Zostaw... Ja posprzątam to później.- dodała, widząc, że Will sięga po zmiotkę i szufelkę.
- Nie, zjem coś po drodze. - lekko się uśmiechnął. - Uważaj na siebie dobrze? Może zostań dziś w domu?
- Hm? Ale muszę zrobić zakupy, żeby do poniedziałku wystarczyło.- odpowiedziała.- Ale... dokąd idziesz? Myślałam, że spędzimy ten dzień razem...
- Musze. Postaram się wrócić szybko, ok?- sapnął. Ubrał się pośpiesznie i ucałował Sarę na pożegnanie, po czym wyszedł, wracając się jeszcze po kluczyki do samochodu. Dziewczyna westchnęła cicho, siadając przy stole. Nie tak miało to wszystko wyglądać! Ze złością machnęła ręka, zrzucając z blatu mały wazonik, który roztrzaskał się na kawałki gdy tylko spotkał się z podłogą. I co z tego, że miał wolne, skoro jednej, głupiej soboty nie mógł spędzić z nią? Jak zawsze, musiał iść załatwić to, tamto, siamto... A ona została w domu, znów sama. No, może nie tak całkiem sama, biorąc pod uwagę przymilającą się do niej puchową kulkę. Spojrzała na Setha i nalała mu mleka do spodeczka, samej zabierając się za sprzątanie całego tego bałaganu.

* * *

Około godziny 11 mogła wreszcie spokojnie zasiąść przed monitorem swojego komputera i wziąć się za pracę. Nadal była wściekła, jednak krotki spacer z psem (który teraz spał na puchowym ręczniku leżącym na jej kolanach) znacznie ją uspokoił. Nieco bez przekonania włączyła Corela, w międzyczasie zgrywając zdjęcia z aparatu na dysk twardy.
- No kochanie... jak myślisz, co by im się spodobało?- zapytała psa, łapiąc się po raz kolejny na tym, że odzywa się do niego trochę jak do małego dziecka. Jedynie parę ze zrobionych wczoraj zdjęć przeszło przez jej sito, dając przy okazji pomysł na to jak folder będzie wyglądał w całości. Zrezygnowała ze standardowego modelu prostokąta, który po rozłożeniu prezentował statyczny kolaż ciekawszych prac, chociaż nigdy nie robiła czegoś podobnego postanowiła ową ulotkę zrobić w formie typowego, blokerskiego graffiti, oczywiście trudno było zrezygnować z rozkładówki, to więc zostawiła. Szybko naszkicowała parę projektów, układając tytuł wystawy w zgrabną formę, jaka spokojnie można by oświadczyć choćby za najbliższym rogiem. Później poszło już z górki, w kolaż wrzuciła najlepsze, jej zdaniem prace, ozdabiając wolną przestrzeń zawijasami, tak modnymi ostatnio w punkowo-emo kulturze młodzieży. Sama niespecjalnie lubiła taką modę, ale wiedząc, że większość obecnie nastolatków nosi nastroszone włosy, spodnie rurki i grzywki na jedno oko nie miała zbytnio wyboru, chociaż starała się nie przesadzić, by folder trafił też do odbiorców bardziej... na bakier z popkulturą. Ostatnią stronę zrobiła w dwóch modelach, jeden był typowym tyłem ulotki, z wypisanymi ‘odręcznym’ (oczywiście komputerowym) pismem nazwiskami niektórych artystów, drugi natomiast na samym dole, wkomponowany w plakat na murowanej ścianie miał mapkę, która wskazywała jak trafić do galerii. W mailu do Karen dopisała krotką adnotację, do drugiej wersji:

„Szczerze wątpię, aby większość młodych gniewnych wiedziała, gdzie w mieście znajduje się Galeria, stąd mój pomysł na mapkę z zaznaczonymi autobusami i tramwajami. Jesteśmy bardzo leniwym pokoleniem.”

Zapisała wszystko, chwilę wahała się nad kliknięciem guzika ‘Wyślij” wreszcie jednak kliknęła myszą. Projekt został wysłany, a ona miała naprawdę szczerą nadzieję, że spodoba się zarówno Karen, jak i Pani Lukrecji.
- No... Jak wszystko pójdzie dobrze, to twoja pani będzie mogła wreszcie kupić sobie tą wymarzoną sukienkę, hah...- szepnęła, głaszcząc psiaka po łepku i klikając dwa razy w ikonę „World of Warcraft” na pulpicie.
 
Suryiel jest offline