Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2009, 21:07   #74
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Aaron Huesmann - Zieloni

Aaron obserwował z bezpiecznej odległości swojego towarzysza, który w tym momencie przekupywał jednego ze strażników i sam jednym uchem łowił słowa starej kobieciny sprzedającej przy straganie smażone mięso, które niewątpliwie było kiedyś biegającym stadem szczurów. „Dobrze, że szczurów… A nie czymś większym i dwunożnym.” – pomyślał Aaron i z ledwo ukrytym obrzydzeniem odwrócił swoją uwagę od samego mięsa… Wokół sprzedawczyni bowiem zgromadziła się mała grupka ludzi wymieniającej wiadomości.

- A słyszeliście już ludziska o dzisiejszej egzekucji co to mają jakiegoś strasznego przeklętnika nasamprzód torturować a na końcu głowy pozbawić? Mówię wam zapowiada się przednia zabawa. – ludzie tylko pokiwali głowami z aprobatą.

- Ho, ho a do mnie słuchy doszły, że nasz miłościwy w rzyć chędorzony książę ma podatki podnieść, bo jego skarbiec pustkami świeci. – powiedział staruszek z rozpuszczoną długą, siwą brodą, zajadający w najlepsze pieczonego szczura. – Przednie to mięsiwo, paluszki lizać droga pani, paluszki i nie tylko…

Kobieta zarumieniła się na słowa zbereźnego dziadygi i podjęła temat.
- Jak podatki podniesie to mu sami je w rzyć wtrynimy, że się rozpęknie a co!

Mały przyjaciel mnicha dobrze się spisał, choć sam raczej nie był w stanie wywołać większego zamieszania, ale przynajmniej może zasiał niepewność w kilku sercach, to wystarczyło. Plotka zaczęła żyć własnym życiem… Aaron lekko uśmiechnął się. Od samego początku miał wrażenie, ze ich grupa to raczej zespół jednostek działających na własną rękę niż faktyczna grupa… A skoro miał działać sam, to musiał mieć sprzymierzeńców… Może nie było to zbyt godne, grać na najniższych instynktach i uczuciach, ale cóż… jak mówią cel uświęca środki… Mógł powiedzieć, że nie jest z siebie zadowolony, z tego co robi, tu i teraz, ale… rozczulenie się nad sobą zostawi sobie na „po tym wszystkim”.

Obserwacja z odległości była dobrym planem z co najmniej dwu powodów. Po pierwsze łapówka lubiła być w towarzystwie tylko czterech oczy i dwu par rąk. Po drugie – mnich poruszał się po mieście już dość dużo i zdawał sobie sprawę z faktu, że jako obcy mógł zostać zauważony przez kogoś i zapamiętany. Pokazywanie się więc w towarzystwie kogoś z drużyny było po prostu nieostrożne…

Już Aaron miał odejść jednak coś go zaniepokoiło.

- Patrzcie. – kobieta szepnęła konspiracyjnie. – To Wasyli i jego zabójcy. Patrzą się na tego typka stojącego nieopodal…
- Ciii…powoli się wycofajmy to i może nam się nie oberwie…

Mnichowi żołądek podszedł do gardła, to o nim mówili. Cóż, kiedyś to musiało nastąpić… Gdy się lekko odwrócił, nie dając po sobie poznać, że czegoś się domyśla zobaczył dokładnie jak cała grupa najemników już nie gapiła się, a szła w jego kierunku.

Łysy, potężnie zbudowany człowiek uśmiechnął się i kiwnął na mnicha głową głośno wołając:
- Jesteś aresztowany, za podpalenie miasta Gebbo jako wspólnik złoczyńcy Wyszemira. Nie radzę stawiać oporu…

Opór? Wspólnik? – pochlebiające – Aaron uśmiechnął się w myślach… Doskonale wiedział na co go stać, ale… Było kilka zasadniczych „ALE”. Po pierwsze nie zamierzał pokazywać swojej siły w centrum miasta. Po drugie – Biały Kruk był za blisko i przez przypadek mógłby zostać zaplątany w sprawę. Zapewne sam by się wplątał usiłując mu pomóc… Po trzecie – stawianie oporu mogło doprowadzić do czyjejś śmierci… A do tych strażników Aaron nic nie miał…No cóż pozostawała jedna możliwość. Postanowił ją wykorzystać…

Błyskawicznie odskoczył do tyłu, jednocześnie zmieniając ułożenie kija, wyraźnie sugerując, że chce zyskać pole do ataku… Strażnicy na ułamek sekundy zawahali się… Ćwiczona przez lata percepcja zarejestrowała kątem oka to co działo się za nim… Jeszcze jeden odskok… Obrót i bieg. Pomimo obciążenia plecakiem był i tak dużo zwinniejszy niż żołdacy w swoich półpłytowych zbrojach. Zbrojach dobrych może do walki wręcz, ale nie do pościgu… Plecak doskonale zabezpieczał go przed ewentualnymi strzałami z tyłu, więc… Odbicie i skok w boczną uliczkę… Idealnie dopasowane kroki, praktycznie żadnej straty prędkości… Przebiegając obok przewrócił jakiś stragan i kolejny… Przeskoczył nad jakimiś koszami obserwując co dzieje się za nim. Miał kilka metrów, za mało… Jego umysł opracował taktykę. Boczne uliczki były niewygodne… nie w tej chwili. Wypadł na Plac z Fontanną, ten na którym był umówiony ze swoim „małym przyjacielem”… Szkoda, że nie będzie miał okazji zapytać go o imię… Plac mógł wydawać się ryzykowny – zawsze istniało ryzyko, że są tu straże, ale miał jedną dobrą cechę – był pusty, a przynajmniej w miarę pusty… Nie miał czasu na rozejrzenie się za chłopaczkiem - takim, przwie szaleńczym, tempem mogło biec niewielu… Aaron poczuł że kondycję jednak należy trenować codziennie… Wybicie, przelot nad niskim wozem i kolejna zmiana tempa. Tak, jak przypuszczał na placu „dostał na plecy” trzech dodatkowych strażników, ale Wasyli i jego pomagierzy odpadli na kolejnych kilka metrów… „Utrzymuj tempo” – pomyślał – „Oni będą się męczyć szybciej niż ty. Skoncentruj się tylko na tym”… Biegł w kierunku północnym, trochę klucząc w wąskich uliczkach. Tylko tyle, aby zgubić pościg… Nie znał tej części miasta, ale – południe było bardziej niebezpieczne; jeżeli faktycznie przygotowywano tam egzekucję to na pewno zwiększono tam obsadę straży… Brama była więc nieosiągalna… Może północna brama, może port? Kolejne metry, kolejne przewrócone skrzynie, kosze, kolejne zakręty, kolejne skoki… Potknięcie… Krzyki straży gdzieś z tyłu… Może pięćdziesiąt, może dwadzieścia metrów za nim, może tuż za rogiem… Wskoczył za kolejny róg i wpadł do domu. Pusty, jak się wydawało budynek, zniszczone schody na piętro… Pusta framuga okna… Próba wyciszenia tętna i uspokojenia oddechu… Skryte spojrzenia na ulicę… Cisza… Żadnego ruchu na ulicy, żadnych odgłosów... Cisza... przerywana tylko głębokimi oddechami...

Nerwy napięte do granic wytrzymałości; zmęczone mięśnie...

"Jeżeli tak to się ma skończyć - nich i tak będzie. NIe żałuję. Moje życie nie było najlepsze. Ale nie żałuję. Jeżeli wyrwę się stąd - muszę odnaleźć Kruka i tego chłopaczka... Obaj są tego warci."
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 20-01-2009 o 09:48. Powód: ort :/
Aschaar jest offline