Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2009, 00:01   #78
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Węże! Zdawało się, że były tam w oddali, lecz część z nich musiała przybyć również tutaj. Z pewnością nie są to wszystkie osobniki, w przeciwnym razie nie przedostaliby się tym korytarzem. Almirth i Brago odparli pierwszy napór tych dziwnych stworzeń. Druid nawet nie próbował ich oswoić - miały w sobie coś nienaturalnego. Z pewnością były magiczne. Nie było jednak czasu zastanawiać się nad tym zjawiskiem. Złe miejsce wybrali na próbę uwolnienia Wyszemira. Musieli się spieszyć nim więcej tych węży przybędzie. Zostawił ich, biegnąc z kobietą i Herażtinem kanałami drogą powrotną, która po chwili zmieniła się w plątaninę korytarzy, których nie znali dość dobrze.

W tym momencie nie mieli najmniejszych szans na powodzenie misji. Węże, było ich coraz więcej, a ich siła zdecydowanie przewyższała umiejętności walki elfa i człowieka. Gdyby tylko wygrali, gdyby udało im się odeprzeć atak... Być może istniałaby szansa powrotu i eksploracji wieży. Jednak ta szansa była tak niewielka. W czasie ucieczki dołączył do nich Brago. Nie było przy nim elfa. Więc jednak coś poszło nie tak. Stracili dobrego wojownika, a wraz z nim szansę na ukończenie misji. A więc cały rytuał poszedł na marne. Całe poświęcenie tych małych stworzeń pójdzie na nic. W serce Halaza wpłynęła złość, irytacja i żal. To on miał być przywódcą, a jak na razie nie dokonał nic przywódczego.

Przystanęli złapać oddech przy jednym z zakrętów. Syczenie węży w oddali już dawno ucichło. Mieli więc pozorne poczucie bezpieczeństwa. Pozostałą jeszcze kwestia powrotu. Lecz nie to teraz zaprzątało myśli druida. Oparł się ręką o ścianę i odetchnął głośno. Nie chciał patrzyć się na resztę drużyny. Dlaczego? Niechęć, poczucie, że ich zawiódł?

- Gdy tylko wyjdziemy... nie chcę... nie chcę was już widzieć... - szepnął. - Po prostu zostawcie mnie samego i zapomnijcie kim byłem.

Włożył dłoń do kieszeni szaty i pomiędzy ziołami odnalazł pierścień. Pierścień z fioletowym kamieniem. Czym to miało być? Ta mała błyskotka miała ich skłócić? To ona wskazywała, kto tutaj dowodzi? Or-Utain chwycił błyskotkę i rzucił nią w kanał. Uderzyła w kamień z charakterystycznym brzdękiem potęgowanym przez echo. Oto jak szybko pozbywa się dowódców.

Muszę napić się czegoś mocnego...

Nie, jednak nie można tutaj tak stać cały czas. Rozpaczać będzie potem.

- Ruszamy - rzekł w ich stronę. - Może jest jakaś szansa...

Szansa zawsze była. Musi istnieć inne wyjście, aby ukończyć tą misję. Nawet gdyby wiązało się to z przewróceniem miasta do góry nogami. Problem polegał w czasie. Nim dostaliby się do miasta, minęłyby godziny błądzenia w korytarzach. Zdecydowanie nie było dość czasu, by wykonać zadanie. Według jego obliczeń, dzisiaj powinna nastąpić egzekucja. Więc należy odnaleźć plac i tam oczekiwać. Jakiś plan działania z pewnością wpadnie mu wtedy do głowy. Będzie to niezwykle trudne, ale będą musieli spróbować. Żadnej innej możliwości nie mają.
 
Terrapodian jest offline