Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2009, 02:39   #17
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Gihedzie mówiłeś, że ta magia z mgły jest dzika i nieokiełznana. Jeśli ją wchłoniemy to doznamy rozdwojenia jaźni, czyż tak? Jednak czy będą jakieś pozytywne skutki? Jakieś nieznane moce i umiejętności? I czy człowiek może pochłonąć ją całą? A może moglibyśmy spróbować stworzyć coś w stylu pompy, która odpompowała by magię do jakiegoś zbiornika? Nie przetrwamy przecież nawet minuty w walce z tymi stworami... Może uda nam się wybić je głodem?

Pytanie Honoguraia wyraźnie zainteresowało Giheda. Gnom schylił się wpatrując w podłogę i powstrzymując ręką innych od zadawania pytań.
Trwało to kilka chwil, po których czarodziej westchnął ciężko, co nie wróżyło dobrze.

- Obawiam się, że nic dobrego z wchłaniania tej magii nie wyniknie. – powiedział w końcu. – Może znów użyję metafory: Wiadomo nam wszystkim, że dzikie i drapieżne zwierzęta atakują ludzi, ponieważ się ich boją – ludzie są dla nich czymś innym, obcym i nieznanym. Natomiast oswojone zwierzęta nie boją się swoich panów, bo ci je karmią i dobrze traktują. Pod zwierzęta wstaw magię i masz gotową odpowiedź – dzika magia nie przyniesie wiele dobrego czarodziejom, ponieważ nie jest przystosowana do bycia używaną. Będzie się bronić ze wszystkich sił przed narzucaniem jej swej woli. Niewielu wie jak to dokładnie działa, jednak magia którą mamy i używamy na co dzień jest tą oswojoną, a Bractwo zajmuje się zmienianiem niewielkiej pozostałej ilości tej dzikiej energii w bardziej przyjazną. Jak widać będą mieli tutaj masę roboty.

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której wszyscy zgromadzeni rozważali słowa Giheda. Pierwszy z zamyślenia wyrwał się Honogurai, który zadał kolejne pytanie:
-Tak właściwie to kim jest ten elf na dole? Nikt z nas go nie zna.
- Obawiam się, że w tej kwestii wiem tyle co wy. – odparł czarodziej.
Następna zabrała głos cicha dotąd Majolin.

- Może … - powiedziała dość cicho i niepewnie – powinniśmy się zastanowić. - stwierdziła to tak jakby nikt dotychczas nic nie robił w tej sprawie. Dopiero po chwili wyczuła jak rażąco to zabrzmiało. Lecz kontynuowała. - Skoro wybuch nastąpił trzy dni temu może trzeba zastanowić się co go spowodowało ? Co się działo trzy dni temu ? Co wtedy robiliśmy ? Czy coś niezwykłego miało miejsce w mieście? Widziano kogoś obcego? Może to w czymś pomoże…? –Mimo, że nie było jej w mieście przed samym wybuchem, miała nadzieje, że chociaż jedna osoba z nich wszystkich będzie miała jakieś konkretne informacje. – Czasami poznanie przyczyny prowadzi do poznania "wyjścia z trudnej sytuacji"…

Odpowiedź ze strony gnoma była chyba jedną z najmniej oczekiwanych – czarodziej najzwyczajniej w świecie podszedł do ściany i rąbnął w nią głową.
- KRETYN! – wrzasnął. – Jak mogłem o tym wcześniej nie pomyśleć?! Jak mogłem… ech, nieważne. – uśmiechnął się serdecznie do Majo, która lekko się zarumieniła i ogólnie była zdziwiona celnością swojej wypowiedzi. – Dobrze mieć kobietę przy sobie. Inny tok myślenia niż nasz, męski często się przydaje w takich sytuacjach.

Następnie gnom podszedł do swojego biurka i rzucił szybko prosty czar, który ściągnął wielki okrągły przedmiot na stojaku na ziemię.
Przypominał nieco kamienny pierścień z runami, który cały czas się obracał. Gihed obejrzał go raz i drugi, puknął weń, na co dziwne urządzenie odpowiedziało małymi, niebieskimi iskrami.

- No dobra… działa. – stwierdził w końcu czarodziej odwracając się do reszty. – Moi drodzy, to jest… eee… to jest… A niech to, nigdy nie nadałem temu czemuś nazwy… Mniejsza z tym. To jest urządzenie, które powie nam za chwilę co się stało trzy dni temu w tym mieście.

- Tak dokładniej – kontynuował Gihed po chwili myślenia. – to to coś pokaże nam największe skupisko energii magicznej, które pokazało się w mieście w ciągu kilku ostatnich dni… ale na jedno wychodzi. No to do dzieła!
Czarodziej wyłamał sobie palce, po czym zaczął inkanować zaklęcie. Początkowo nic się nie działo, tylko pierścień zaczął wirować szybciej w miarę jak wchłaniał energię.

Szybciej… Szybciej… Szybciej! Szybciej! SZYBCIEJ! SZYBCIEJ! SZYBCIEJ! SZYBCIEJ!

Aż nagle… zatrzymał się zupełnie dając wewnątrz siebie obraz dziwnego obiektu.


- Hmm… - powiedział Gihed przyglądając się obiektowi. – Dziwne… Najwyraźniej to coś spowodowało wybuch i całe to zniszczenie które widzimy za oknem… Ktoś musiał to cacko naładować sporą ilością energii i zostawić wiedząc że prędzej czy później magia to rozsadzi i wyleje się na całe miasto. Ale czemu to coś pozostało w jednym kawałku? Ach, nieważne. Nic się nie dowiedzieliśmy tą drogą – sprawca mógł równie dobrze zostawić to coś w mieście w przeddzień wybuchu jak i rok temu. Taka jest podstawowa natura pozostawionej samej sobie magii – niestabilność.
Czarodziej westchnął głęboko i odszedł kawałek przyglądając się miastu i mając nadzieję na niejakie olśnienie.

I nagle się roześmiał.

- Przypomniałem sobie. – powiedział po chwili. – Pytałeś się mnie Dantlanie o charakter fioletowego koloru w magii. Wyobraź sobie że destylaty i mikstury o takim zabarwieniu prowadzą do szaleństwa, obłędu i utraty przytomności. Jakże trafnie to pasuje do naszej sytuacji…

- Jeśli zaś chodzi o kontrolowanie tych na dole… albo w ogóle otwieranie drzwi. – podjął znów. – To zastanów się: nie znamy ich, nie znamy ich możliwości fizycznych ani psychicznych. Mogą się okazać silniejsi ode mnie. Albo, co gorsza, mogą wyczuć przyjazną magię wieży gdy tylko otworzymy drzwi. To by był już koniec, zbiegłoby się całe miasto w kilka minut.
Znów zapadła cisza – Gihed wpatrywał się w okno, a reszta myślała intensywnie nad rozwiązaniem. Po minucie czarodziej podszedł do swojego biurka i otworzył jedną z szuflad. Wyjął z niej nic innego jak flaszkę wódki. Otworzył ją i obejrzał zawartość.

- Czerwona… znaczy ma właściwości lecznicze. – Postawił butelkę na stole. – Lepiej zostawić na później, gdyby ktoś był ranny. – Po czym czarodziej wyjął z biurka jeszcze trzy podobnie wyglądające butelki. – Hmm… jeszcze jedna czerwona, jedna zielona i jedna… biała. Zobaczmy… Zielona oznacza wyostrzenie zmysłów, a biała… poprawę nastroju.
Po tych słowach gnom odstawił dwie pierwsze butelki na stół i wypił łyk ostatniej, po czym puścił ją w obieg.
Na jednych magiczny trunek miał większy wpływ, a na innych mniejszy w zależności od przyswajania alkoholu.

- No dobrze, pomyślmy jeszcze raz. – podsumował gnom. – Jesteśmy tutaj we względnie bezpiecznym miejscu, otoczeni przez wielkie niewiadomo co. Jednak chcielibyśmy być tam, za murami miasta. Hmm… Wielkie niewiadomo co… wiele stworzeń… stworzeń? – zauważył nagle Gihed z błyskiem w oku. – Czy może raczej nieumarłych?

W błyskawicznym tempie czarodziej znalazł się przy jednym z regałów szukając czegoś z godną podziwu szybkością, zrzucając nawet księgi i pergaminy na ziemię.
- Nie… nie… nie… - mówił za każdym razem gdy coś oglądał. – Jest!
Był to zwinięty w rulon zwój przypieczętowany czarnym woskiem, od którego biła pewna, niewielka, ilość magii.

- Proszę państwa – powiedział uroczyście gnom. – Przedstawiam wam czar ochrony przed umarłymi. Jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe i ci na mieście rzeczywiście są nieumartymi, to dzięki temu zaklęciu nie będziemy dla nich istnieć. Będziemy mogli przemknąć niepostrzeżenie ku jednej z miejskich bram, o ile nie są zawalone, i czmychnąć z miasta. Możemy także spróbować znaleźć ten tajemniczy przedmiot, który pokazuje mój… moje coś. – tu wskazał na kamienny pierścień na stojaku, który wciąż ukazywał przedmiot na fioletowej ziemi.

- Gdybym miał to wyczerpane źródło, bo ewidentnie niegdyś za jedno służyło, tylko ktoś naładował je poza granice jego możliwości, moglibyśmy dowiedzieć się paru rzeczy – na przykład kto je naładował i kiedy, oraz jaką magię miało w sobie – umysłu, żywiołów, życia czy śmierci.

- Jednak to wszystko jest przy optymistycznym założeniu, że te istoty są nieumarłe… Dantlanie, myślę że trzeba będzie skorzystać z twojego pomysłu ze zbadaniem jednej z tych istot. Hmm… Z drugiej strony… a niech to! To wszystko może się okazać ślepą uliczką… być może ktoś ma lepszy pomysł, choćby na to jak się dowiedzieć czy te stworzenia są rzeczywiście nieumarłe? Albo… ach… już dostaję migreny od tego myślenia…

Czarodziej zachwiał się, po czym usiadł na pobliskim krześle milknąc na następne długie minuty.

Czyżby trzymany przez niego zwój z zaklęciem był przepustką do wolności? A może do zbadania tajemniczego przedmiotu na pierścieniu?

Czyżby to miało być takie… proste?
 
Gettor jest offline