Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2009, 13:01   #12
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie zaszli daleko.
Prawdę mówiąc ledwo zdążyli zabrać ze stołu kilka rzeczy. Prowiant na drogę...

Patrzył oniemiały, jak Śnieżka rozpada się na kilkanaście kawałków. I znika.
Brak ciała, krwi... Jakby jej nigdy nie było.

Czy to była jakaś kara? Chojny ofiarodawca obraził się, że nie skorzystali z zaproszenia? Dość nieformalnego.
Jeśli tak, to czemu nie spotkała ona właśnie jego, Filipa? Wszak to on był inicjatorem częściowego jedynie skorzystania z poczęstunku.
A może królewna wróciła tam, skąd przyszła i siedzi teraz, cała szczęśliwa, w otoczeniu przyjaciół?
Tego wiedzieć nie mógł. I nie sądził, by ktokolwiek kiedykolwiek zechciał udzielić odpowiedzi na to pytanie.

Mimo wszystko nie miał zamiaru stąd odchodzić, nie spróbowawszy wcześniej dowiedzieć się czegoś. Czegokolwiek...

- Zauważyliście coś? - spytał swoich towarzyszy.

Sam miał wrażenie, że słyszy jakiś hałas. Stłumiony huk, jakby ktoś odpalił, niezbyt umiejętnie, sztuczne ognie. Ale nie potrafił dokładnie określić, skąd ów hałas dobiegał.
Ruszył w stronę ciemnej ściany lasu.

Potrafił tropić ślady. Ale w tym przypadku było z tym trochę trudności.
Może tu, gdzie mech zdaje się jakby przygnieciony, stał ów ktoś, kto przyczynił się do zniknięcia Śnieżki. I co? Stał i zniknął, jak jego ofiara?
A może w tym miejscu oparł się o drzewo i pozostawił ledwo widoczny ślad? Drugi i ostatni?

Nie było nad czym się zastanawiać. Jeśli ktoś tu był, to nie raczył po sobie zostawić śladu, który pomógłby w jego identyfikacji.

A może królewna była złudą? Czymś, co - podobnie jak uczta - miało ich tu zatrzymać dla jakiegoś komuś tylko znanego celu?

"Najgorsze to za dużo myśleć, a za mało robić" - jak echo z odległej przeszłości rozległ się w jego umyśle głos starego preceptora.

- Nie ma sensu wydeptywać tu trawy - powiedział w końcu. - Chodźmy zobaczyć, co czeka nas na końcu tej ścieżki.



Leśny dukt wił się miejscami jak wąż, ale zasadniczo prowadził w jednym kierunku. Najwyraźniej Los, dobry lub zły, postanowił skierować ich właśnie w tamtą stronę.

Strumyk, nad którym się znaleźli po średnio długim marszu był taki, jak setki innych strumyków. Przerzucony nad nim mostek był równie typowy i miał z pewnością wielu braci-bliźniaków. Ale mimo wszystko wydał się Filipowi znajomy.

"To się nazywa deja vu" - preceptor miał na wszystko odpowiedź. Inaczej z pewnością nie zostałby preceptorem księcia.

Ale za mostkiem rosło drzewo.



Jasne, że w każdym lesie rosło mnóstwo drzew, inaczej nie byłby to las. Mimo tego Filip mógłby się założyć o połowę swego przyszłego królestwa, że drugiego takiego nie ma na całym świecie. To akurat drzewo znał dobrze. Bawił w tym miejscu nie raz. Dwa razy też nie.
Ze swym serdecznym przyjaciele Karolem zwykle w tym miejscu zatrzymywali się na krótki postój.
Sam strumyk słynął na całą okolicę z krystalicznie czystej wody, lepszej od każdej studziennej.

Gdyby Filip był zwykłym śmiertelnikiem, pomyślałby z pewnością, że ktoś sobie pogrywa w kulki, ale księciu Filipowi takie słowa nawet nie przyszły na myśl.

"Tu się dzieje coś bardzo dziwnego" - pomyślał. Powiedział jednak coś całkiem innego:

- Mam wrażenie, że rozpoznaję tę okolicę. Jeśli się nie mylę, to wkrótce dojdziemy do drogi prowadzącej do siedziby moich znajomych.


Nie miał zamiaru nikogo informować, że, jeśli rzecz jasna świat nie stanął na głowie, to niedługo ścieżka doprowadzi ich do drogi wiodącej wprost do domu markizy de Merteuil.
Wiedział też, chociaż sam nie miał pojęcia skąd, że tam czekać będzie na niego list, którego treść znał na pamięć.
I przedmiot, którego widok skłoni go do pójścia drogą, o której mówił ten list.

- Pospieszmy się - dodał.
 
Kerm jest offline