Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2009, 20:07   #2
Eravier
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Poranek, dzień jak co dzień, żona w łóżku spokojnie śpi gdy ja wstaję pod napływem dźwięków budzika. Do których Anny przywykła. Za oknem panuje zawierucha, płatki małego jeszcze wtedy śniegu uprawiały balet, gdzieniegdzie siadając na koronach drzew. Piękny widok napełniał radością i energią na cały dzień. Jeszcze tylko poranne golenie i toaleta, śniadanie. Tak jak zawsze przygotowane dzień wcześniej, przez ukochaną Ann. Okno pokryte szronem tak samo jak szyba od samochodu, którą należało porządnie skrobać. Ale nawet to nie psuło mojego nastroju, który dopiero później miał się radykalnie zmienić. Po drodze wstąpiłem do cukierni by kupić sobie i partnerowi kilka pączków i kawę. W biurze jak zwykle panował sympatyczny gwar.

- Cześć, Matt co tam słychać u żony ? – Jacobo jak co dzień mówił te same słowa z tym samym paskudnym uśmiechem. Nigdy nie zrozumiem o co mu chodzi jednak dziś był zadowolony i uśmiechnięty jak nigdy.

- A dobrze dzięki. – A ja jak zwykle odpowiadałem to samo.

- O patrzcie kto przyszedł, szef chce Cię widzieć chyba będą jakieś problemy, nie ma najlepszego nastroju, więc przygotuj się na ostrą rozmowę, powodzenia – dodał tak jak gdyby dogryzając mi jeszcze.

Nadal nie widziałem swojego partnera choć zawsze był w robocie wcześniej, prawy chłop z niego zawsze mi pomagał i służył radą, drugiego takiego nie sposób by znaleźć. Wedle wskazania ruszyłem do gabinetu szefa nadal jeszcze z będąc w dobrym humorze. Mina Larego jednak dała mi znać zaraz w wejściu, że coś jest nie tak.

- Gdzie jest Mike ? – wyrwało mi się

- Lepiej usiądź – zrobiłem tak jak polecił, jednak teraz naprawdę wyglądałem tak jak by mnie ktoś uderzył – Mike nie żyje, oberwał dziś wieczorem, od gangstera gdy prowadził inwigilację, gangu Rose.

Dawno już wiedziałem że pracuje nad jakąś ciężką sprawą jednak nie myślałem że postradał rozum wszyscy wiedzą że z nimi nie ma żartów. Mają całe to miasto w ryzach. Mimo wszystko byłem zdruzgotany, przestałem słuchać tego co mówił szef.

- Jego żona wie ? – pierwsza myśl jaka mi się nasunęła.

- Nie – odparł dość szybko – jeszcze nie ale błagam Cię nie mieszaj się w ten cały cyrk.

- Więc ją powiadomię, osobiście – nie wiedziałem co jej powiem jednak znała mnie i wiedziała że oboje byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nikt inny nie mógł jej tego powiedzieć.
Wyszedłem w pośpiechu nie żegnając się z nikim i nic nie mówiąc każdy kto mnie znał wiedział że jestem nerwowy a dni kiedy postępuję roztropnie to wyjątki. Tak i dziś wsiadłem do wozu i ruszyłem w stronę mieszkania Mikea. Mieszkał na drugim końcu miasta więc zanim tam dojechałem minęło sporo czasu. Chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi i zapukałem I w tym momencie poczułem że nie wiem jak jej to powiedzieć nie dało się złagodzić tego faktu. Było już za późno na odwrót zaś czas dłużył się niesamowicie. Łzy i wręcz krzyk brzęczały mi w uszach jeszcze długo po tym. Wsiadłem zgaszony do samochodu i ruszyłem do z powrotem. Gdy dotarłem usiadłem przed swoim biurkiem i zacząłem wertować dokumenty o sprawie którą prowadził. Znalazłem masę niedomówień w raportach i nawet laik spostrzegł by że coś tu nie gra. Czas mijał aż w końcu nastał wieczór w biurze nikogo już nie było widać. Jedynie sprzątaczka krzątała się po biurach. Wtedy podszedłem do biurka Mike i zacząłem grzebać w jego rzeczach. W poszukiwaniu czegokolwiek jednak nic nie znalazłem wszystko zostało dokładnie wysprzątane. Nie mając żadnych poszlak do dalszej pracy ruszyłem do pobliskiego baru. Nie był to bar ekskluzywny jednak bardzo klimatyczny z przystępnymi cenami. Większość z wydziału tu właśnie spędzała wieczorki. Przywitała mnie znajoma gęba Krisa :

- Piwo na koszt firmy mówili mi co się stało. Odpuści nawet on nie dał rady co ty możesz narobisz sobie kłopotów i tyle.

Nie miałem ochoty na rozmowę więc piłem milcząc.Zrządzenie losu ? hm... nie wiem jednak nie miałem zamiaru tej sprawy zostawić. Nie wiem także ile wypiłem w każdym razie było tego sporo. Kupiłem papierosy choć rzuciłem je już wieki temu, teraz tego potrzebowałem. Samotność bo tylko czas leczy rany. W końcu Kris mnie wygonił uważając że już przesadziłem i chyba miał rację. Bo gdy stanąłem to zachwiało mną dość mocno, na szczęście nie tak bardzo bym się przewrócił. Samochód odpadał jednak do mieszkania miałem dość blisko więc ruszyłem żwawym krokiem. Przedzierające się przez mgłę blaski latarni prawie w ogóle nie rozświetlały mroku zaś pogoda ta taka piękna z rana teraz zamieniła się radykalnie w siarczysty i ostry śnieg. Kłujący i przebijający się przez ogół ubrań. W końcu doszedłem do klatki i wszedłem po cichu po schodach i już wyciągałem klucze do mieszkania gdy spostrzegłem że drzwi są uchylone. Broń od razu wyładowała w mojej dłoni. Alkohol był nieodczuwalny pod przyrostem tak wielkiej dawki adrenaliny. Po cichu uchyliłem drzwi gotów oddać strzał w każdej chwili.


PS. Trochę przegiąłem ale mam nadzieję że wybaczysz ;x
 
Eravier jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem