Oślizgła, zielonkawa, porośnięta dziwnymi naroślami skóra, wielkie wyłupiaste, nieruchome ślepia i pysk szeroki niczym nie przymierzając spory krasnolud, choć pozbawiony zębów, a do tego odór... Ciężki bagienny zaduch wymieszany ze zgnilizną oddechu potwornego drapieżnika. To właśnie na Was czekało i ku temu stworowi powoli zmierzaliście gotując dopiero co dobyte ostrza.
Ropuszysko choć wielkie i na wygląd niezgrabne okazało się wcale szybkie i całkiem niegłupie. Pozbawionymi powiek oczyma wodziło za największym Manfennasem niby nic sobie z hobbitów nie robiąc. A gdy Sokolnik skoczył by szybkim cięciem żabie łapę odjąć ta odskoczyła w tył rozchlapując na około bagienną wodę. Z jej wnętrza dało się słyszeć żałosne jęki biednego khazada. Lecz nim Manfennas zdołał choćby pomyśleć wielkie żabsko otworzyło szerzej swoją paszczę i sycząc przy tym złowieszczo wystrzeliło długaśnym różowym jęzorem wprost w nogi młodego myśliwego oplątując je przy tym i podcinając go paskudnie.
Gruchnęło gdy ciężkie ciało Sokolnika padło na ziemie, a długaśny jęzor powoli począł ciągnąć go ku szerokiej paszczy, z której co raz to ciszej dobiegał głos Balthima. I wtem! Błysnęło ostrze kreśląc szeroki łuk bezbłędnie wprost w ropuszy jęzor trafiając. Polała się obficie żabia posoka. Olegard ryknął zwycięsko i ku następnemu atakowi chciał ruszyć. Ale oto już na bestii siedział dzielny Teliamok raz za razem dźgając paskudną poczwarę co raz to próbując trafić ją w obrzydliwe ślepia. Lecz o zgrozo ropuszysko nad wyraz widać zaskoczone obroną towarzyszy krasnoluda poczęło powoli zanurzać się w wodzie, unosząc przy tym swój dopiero co schwytany posiłek...
Galdor nie umiał porozumieć się z bagiennymi ludźmi. Z niemałym trudem odnalazł ich przycupniętą nad samym bagniskiem chałupę i przystań. Lecz teraz żaden z mieszkańców lichej, pochylonej nad lustrem rozlewiska chatynki nie chciał z nim rozmawiać. Choć eldar skrył swój majestat w cieniu głęboko osadzonego kaptura nijak żaden ze spotkanych ludzi nie mógł znieść jego choćby ulotnego spojrzenia. Kilkoro nawet uciekło z żałosnym krzykiem. Zdawali się niezwykle przerażeni...
Zirytowany miał już wrócić do reszty drużyny gdy poczuł tuż obok siebie gorący oddech. Powoli zwrócił się w stronę, z której ciepło zdawało się go dochodzić i dojrzał wyszczerzone, żółte zębiska osła, który to radośnie zarżał na widok elfa...