Do tej pory milczał. Zastanawiał się nad tym co usłyszał, myślał o tym ile prawdy leży w słowach nieznajomej.
„W gruncie rzeczy… ona może mieć rację. Nie da się wrócić do dawnego stanu rzeczy. Nie można jednocześnie żyć jako poważany biznesmen i uganiać się z kosą za zbłąkanymi duszami, którym trzeba pomóc w przejściu na drugą stronę. Tylko… tylko co z moją rodziną? Co z… cholera ona mnie przecież zabije. „
Z westchnieniem spojrzał na innych, po czym bez słowa poprowadził ich do miejsca, gdzie zaparkował samochód Sofie. Przez moment stał nieruchomo jakby nie mogąc zdecydować, po czym z ociąganiem powiedział.
- Czy jutro się pojawię? Nie wiem. To raczej nie zależy ode mnie, w każdym razie mam twój numer i jeśli nie będę w stanie przyjechać to zadzwonię, żeby dać znać... Teraz chyba jedynym sensownym zachowaniem, będzie rozejście się do domów. Wszyscy jesteśmy… zmęczeni i myślę też, że trochę wystraszeni tym co się stało. W końcu nie co dzień człowiek pomaga duszom w zbawieniu. – roześmiał się. Krótko i cynicznie. – Jeśli to dla ciebie nie problem Sofie, to prosiłbym, żebyś odwiozła mnie w miejsce, gdzie zostawiłem samochód. I tak będę miał dość kłopotów z powrotem o tej porze, a gdybym dodatkowo wysiadł z twojego auta to… powiedzmy, że nie byłbym w zbyt dogodnej sytuacji. Oczywiście przedtem, zawieziemy naszą ranną do szpitala, powiemy że znaleźliśmy ją leżącą nieprzytomną na chodniku. Co prawda może mieć potem pewne problemy z wytłumaczeniem kim jest i co robiła na ulicy, ale cóż… chyba nikt z nas nie ma za bardzo jak jej przenocować prawda? – na chwilę przerwał – Chyba nie ma co dłużej tego przeciągać. To był ciężki dzień, po prostu wróćmy do domów i odpocznijmy, później, na spokojnie zastanowimy się co zrobić -
Nie ociągając się dłużej wsiadł do samochodu i przymknął oczy.
- Jedźmy już. - |