Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2009, 23:30   #112
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Napisane przez: Abishai & obce

- Kurwi syn! – zerwała się z ławy i przeczesała dłonią włosy. - W rzyć jebany kurwi spryciarz – mruknęła, nie kierując tych słów do kogokolwiek konkretnego. Pokręciła głową i roześmiała się cicho.

Gnoma ani nie zszokowały, ani nie obraziły te słowa. Delikatnie poklepał jedynie swą dłonią, dłoń el Kathryn, mówiąc wesoło:

- Uwielbiam kobiety z temperamentem madame. Tą energię zawsze da się twórczo wykorzystać.- Przy tym jego krzaczaste brwi uniosły się w górę i upadły w dół energicznie... kilka razy, przy jego skupionym na kobiecie spojrzeniu i szerokim uśmiechu.*

Kathryn spojrzała się na niego wpierw ze zdziwieniem, potem z narastającym rozbawieniem - na dłonie jakby zbyt duże względem reszty ciała, sterczące jak od uderzenia pioruna włosy i brwi, które zdawały się żyć własnym życiem. I przez moment było jej prawie żal, że ich spotkanie wypadło w tym miejscu, w tym czasie i z tymi ludźmi. Nawet jeśli wszyscy obecni w karczmie pełnili jedynie rolę statystów, odległych, czasem irytujących, szumów w tle.

Szkoda tylko, że ten niewyraźny żal niczego nie zmieniał.
W przeciwieństwie do stanu w jakim znajdował się Arthegar.

"Później..."

- Każdą energię da się wykorzystać. Na wiele różnych sposób zresztą - wciąż stojąc, zatknęła kciuki za szeroki skórzany pas i przechyliła lekko głowę. - Powiedz mi, kim tak naprawdę jesteś? Kimś, kogo skusiła ciemna strona mocy? >Prawdziwym< rycerzem na białym koniu? - powstrzymała się od spojrzenia na Walnara, choć jej twarz przybrała doskonale mu znany, kpiący wyraz. - A może kimś zupełnie innym? Uczonym? Idealistą kierującym się moralnym imperatywem? Mędrcem przed którym magia nie ma żadnych tajemnic? Tak naprawdę. Kim jesteś?

"... się nim zajmie."

Artegharowi mignęło wspomnienie... inna kobieta... delikatniejsza, o wąskiej talii, pełnych piersiach, kokieteryjnym spojrzeniu... jasne długie włosy... jednocześnie flirtująca z nim i trzymająca go na dystans. Ich pełne ukrytych aluzji spotkania wśród nici, tkanin i igieł. Co on tam z nią robił? Pamiętał tylko, iż widział jej kuszące ciało w bieliźnie... ale co między nimi było? Wspomnienie odpłynęło tak szybko, jak się pojawiło. Wiedział jednak, że ona i el Kathryn są do siebie podobne.

- Jestem, moja droga... urodzonym przywódcą i władcą. Osobą, która sama wykuwa swe przeznaczenie, dążąc do wyznaczonego mu przez los miejsca. Trzymam swe życie w mych rękach i nie krępuje mnie ni prawo, ni moralność... Jestem wolny, wiem do czego dążę i co przeznaczone jest mi osiągnąć - rzekł dość głośno, ignorując milczącego rycerza, a jego spojrzenie na moment spoczęło na Walnarze. - Jestem wreszcie osobą, która potrafi docenić fascynującą kobietę, gdy ją spotka. Musisz przyznać, o piękna, że niewielu to potrafi. A jeśli chcesz wiedzieć, czym się param... Jestem alchemikiem, bo tylko alchemia jest źródłem prawdziwej potęgi. Czarnoksięstwo, magia kapłańska... Demony i bogowie. Nie można stać się prawdziwie potężnym opierając swą moc na potędze innych istot. Czarodziejstwo? Ba... Skostniałe regułki i akademickie bajania... Jedynie alchemia, która opiera się na zrozumieniu podstawowych elementów, alchemia sięgająca do źródeł rzeczywistości, to ona może dać prawdziwą potęgę! Bo trzeba znać podstawy działania świata, by nad nim panować.

- Mhmm, panowanie nad światem. Typowe marzenie każdego mężczyzny, prawda? - szeroki uśmiech ujawnił dołek w lewym policzku. - Władza nad światem, panowanie nad nim, kierowanie jego losami. Przeznaczenie, los, prawdziwa potęga – wzruszyła jednym ramieniem w bliżej nieokreślonym geście.- A co z tzw. "czynnikiem ludzkim", którego alchemia przecież nie obejmuje i którego ty zdajesz się nie uwzględniać także?

- Nie moja droga...marzeniem mężczyzny jest panowanie nad kobietami. -uśmiech wykwitł na twarzy gnoma.- Władza to marzenie megalomanów...Ja o niej nie marzę. Ja...trudno to ująć. To po prostu przeznaczenie, to moja droga do potęgi...Mój wybór drogi i celu. Trzeba mieć cel by istnieć i żyć pełnią życia...A alchemia dotyczy wszystkiego, mikstury wpływają na ciała żywych istot, zapachami można wywołać pożądanie. Alchemia to nie tylko zawartość buteleczki, jak myślą ograniczone umysły. To także zmiany wewnątrz ciała, jak i w całym wszechświecie.- Rozsiadłszy się wygodniej gnom oparł głowę tak, że...cóż...jego oczy znalazły się na wysokości rozpiętej koszuli dziewczyny. Uśmiechnąwszy się lubieżnie dodał.- Porządek świata jest jasny, są rządzący i rządzeni, panowie i poddani...Oczywiście jest to całkowicie chaotyczna struktura, rządy upadają, niewolnicy zdobywają władzę. Wczorajsi zwycięzcy stają się przyszłymi pokonanymi. A to wszystko za pomocą jednostek takich jak ja...Języczków u wagi równowagi wszechświata. A reszta? Reszta to motłoch ignorujący swe możliwości w imię bezpieczeństwa. Stado baranów, które pójdzie za silnym przywódcą. - Odchyliwszy się do tyłu dodał.- Liderem takim jak ja. Świecą przyciągającą do siebie innych. Czyż to nie mój magnetyzm i fascynująca osobowość wzbudziły w tobie takie zainteresowanie? Czyż nie dlatego twa ciekawość, jest pobudzona moją osobą? - Arteghar wydawał się, niczym wytrawny bard, wręcz upajać własnym głosem, gdyż nadal kontynuował wypowiedź.- Zresztą nie tylko ja. Ty też masz potencjał, kwiecie rozkoszy...Duży potencjał, by stać się czymś więcej niż cieniem, o którym za sto...dwieście lat nikt pamiętał nie będzie. Ale to już temat, na bardziej...dyskretną rozmowę. Tylko między nami. Póki co, widać onieśmiela cię moja osoba tak bardzo, iż nie zdradziłaś mi swego imienia. A szkoda, bo sam twój widok wynagradza mi wszelkie niegodności jakiej tak ważna persona jak ja, musi ścierpieć w tym...grajdołku.

Kathryn widziała na co patrzą oczy gnoma, widziała jego uśmiech, widziała także jaką przyjemność sprawiają mu jego własne słowa. W słowach zaś doskonale słyszała mnogość „ja” pojawiających się w jego wypowiedziach regularnie, rytmicznie, jak wątek tkaniny z rozsnutą dookoła niego osnową trywialnych, osobistych prawd, teraźniejszych kaprysów i zachcianek, rzeczy w danym momencie wartych zainteresowania i uwagi. Szaleniec pozbawiony wspomnień. Niebanalna odmiana wariata. Przepełniony dziwnymi chuciami gaduła, który nie wie, gdzie jego miejsce. A jednak nie, bo te określenia zbyt upraszczały jego obraz, zbyt spłaszczały. Dlatego zdecydowała się sklasyfikować go wstępnie jako: Arteghar – szarmancki egotysta. Może nie do końca akuratnie, może nie do końca właściwie, ale mimo wszystko to określenie najlepiej oddawało specyficzny styl zachowania gnoma.

I pomagało podjąć grę.

- Twoje słowa są mi miłe, lecz jednocześnie mnie zasmucają. Podobnie cieszę się z naszego spotkania, choć smucą mnie okoliczności, w jakich do nich doszło – odwróciła lekko głowę, a cienie nadały jej twarzy elfie rysy. Cichy głos, bardziej śpiewna intonacja, ramiona, które splotła na piersi. I nagle, przez moment, wydawało się, że jest młodsza, bardziej wrażliwa, bardziej bezbronna. Przez moment. Odrobinę. Bardziej wrażenie, przeczucie niż wyraźny i prosty obraz. - Zresztą... Widzisz, nasze ambicje różnią się bardzo od siebie, tak samo jak różnią się nasze punkty wyjścia. Ty jesteś przywódcą, więc jednakowo możesz się pławić w świetle jak i jaśnieć światłem własnym. Ja natomiast i tak cienia nie uniknę, więc jedyne co mogę zrobić, to wybrać do kogo będzie on należał. Różnica tkwi w naturze charakterów, w naturze samych płci. To mężczyźni chcą rządzić światem, kobietami, wszystkim; kobiety zaś nie pragną zazwyczaj władzy. Ty pragniesz potęgi, dominacji a ja... - rozłożyła ręce.

... zawsze lubiłam ustawiać w rzędach kostki domina i patrzeć jak upadają...

To wydawało się takie, proste...łatwe. Arteghar uśmiechał się, jego język wydawał przesuwać się po wargach lubieżnie. Mucha idąca wprost w lepkie sieci pajęczycy... Czemu więc ten uśmieszek gnoma, mimo lubieżnego języka wydawał się...ironiczny? Szło jej tak dobrze? A może była to gra podstępów? Nie analizowała tego i nie zastanawiała się nad tym. Kathryn wolała polegać na instynkcie, błogosławionym przez bogów i przeklinanym przez ludzi talencie do mówienia kłamstw z głębi szczerego serca. Bez namysłu, bez wahania. To nie był pojedynek, to nie była zasadzka jaką stawia pająk na bezbronnego owada. To było bardziej jak taniec, w którym wybierasz rodzaj tańca, wybierasz gwałtowność bądź łagodność, wybierasz rytm, prowadząc i pozwalając się prowadzić. W takich rozmowach jak ta.

Gdy dłoń gnoma ponownie ujęła rękę kobiety nie cofnęła jej. Znowu. Alchemik pocierał ją powoli z jakby ekstatyczny wyrazem twarzy a Kathryn stała oparta biodrem o brzeg stołu, słuchając.

- Rozumiem twe kobiece rozterki- odparł el Arthegar. - Myślę, że wygodniejsze na naszą rozmowę byłyby komnaty gościnne mego zamku wypełnione poduszkami i służbą przynoszącą nam kandyzowane słodycze na życzenie. Ale to śpiewka przyszłości... Jeśli ze mną podążysz pani... chyba że serce twe przykute jest do kogoś innego. -
Po tych słowach wykonał skinięcie głową w kierunku tan Walnara...uśmiechając się ironicznie.
-Jeśli zaś nie, to pogadamy z el Kurtem, załatwimy nasze sprawy...I udamy się ku jaśniejszej przyszłości...razem.- Ostatnie słowo zaakcentował wyraźniej. Następnie dodał. -Zapewniam, że razem osiągniemy to czego pragniemy - delikatnie chwycił rękę Kathryn.

Przez moment kobieta stała tylko, patrząc na ich złączone dłonie. A potem ujęła w jego drugą dłoń i przysunęła się bliżej. Dotyk Kathryn rozpalił gnoma... Stracił czujność... jeśli jakąkolwiek miał... Gdy nachyliła się lekko, wyraźnie mógł zobaczyć rozszerzone źrenice złocistych oczu, delikatne drżenie pulsu na szyi. Czuł dotyk ciepłej skóry, czuł palce przesuwające się po jego dłoni, obejmujące jego własne, czuł zapach wina w jej oddechu.

Jego dłonie zamknięte zostały w silnym uścisku.
A półelfka wykonała jeden szybki, gwałtowny ruch.

Z połamanymi palcami gnom spadł ze stołka... Ból sprawił, że na jego twarz wystąpiły krople potu. Przez moment wyglądał żałośnie, niczym małe dziecko, które dostało niesłuszne lanie...
Ale tylko przez moment.

Kathryn nie poruszyła się, tylko ręce opuściła wzdłuż ciała. Uśmiech, cień kpiny czający się w cieniu ust zastąpiły lekko zmarszczone brwi, zmrużone oczy i emanujące z całej sylwetki napięcie. Przesunęła spojrzeniem po osobach znajdujących się w karczmie, wyraźnie sprawdzając czy ktoś ma zamiar się wtrącić, oceniając potencjalne zagrożenie.
Nikt się nie wtrącił.

Tymczasem spojrzenie gnoma wyostrzyło się ponownie, skupiło na jednym punkcie. Oddech powoli wyrównał. I gry zaczął powoli zbierać się z podłogi, Kathryn zrobiła dwa szybkie kroki i, wsuwając mu ręce pod pachy, pomogła wstać.

- To nie było nic osobistego – mruknęła cicho, jakoś tak miękko, choć w jej głosie nie było śladu skruchy. - No i na co się gapicie? - rzuciła ostro w kierunku chłopów. - Biegnijcie po cyrulika, el Arteghar nie lubi czekać.

- Ro..ro..ro..zumiem...Ty je..ste...ś z tych no...lubiących ostre łóżkowe zabawy? Ciekkawe...int...eresujace. - Arteghar jak zwykle zdawał się wszystko interpretować po swojemu, nie dbając o fakty, nie pasujące do jego punktu widzenia. Usiadł za stołem, maskując uśmiechem ból wyłamanych palców.

Kathryn bardzo powoli odwróciła głowę w jego stronę.

- Oszalałeś? - spytała się z autentycznym zdumieniem.
- Ktoś powiedział, że szaleństwo i geniusz...dzieli wąska linia.-wystękał gnom patrząc na półelfkę gorączkowym wzrokiem...i mimo bólu starał się uśmiechnąć. Następnie dodał.- Nie można wiele osiągnąć, jeśli się nie jest na tyle szalonym, by sięgnąć po to, co nie do zdobycia.

----------
* Nie wiem ilu z graczy/czytających tą sesję zna/pamięta braci Marx, ale gnom ma identyczne brwi jak Groucho Marx i w sumie podobną mimikę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-01-2009 o 13:40. Powód: mała, ale znacząca poprawka
abishai jest offline