- Słusznie, słusznie - strażnik pokiwał głową. - Nie wiadomo, kto wróg a kto nie. Jednak karczmarza bym nie wciągał w to. Musi działać tak, jakby się nic nie stało. Nie można ich spłoszyć a ten gotów jeszcze ich ostrzec albo się wysypać czymś. Nie jest to nasz znajomy, ale o karczmie się słyszało co nieco. To trochu za mało by powierzać mu coś.
Czarnowłosy wstał z ławy. Jego towarzysz uczynił to samo.
- To na nas czas. Miejcie na wszystko baczenie a my ruszamy po odsiecz. Róbcie co tylko możecie byleby zatrzymać ich do świtu tutaj. Karczmarz niech wie tyle, co teraz. Pójdziemy i powiemy, że już ruszamy, bo spieszno nam do miasta. Powinien się uspokoić, gdy nas nie będzie. Dla was będzie łatwiej ich obserwować i zatrzymać.
Skinął głową w stronę Zieleńszej i Gerdy.
- Miło było poznać - rzucił jeszcze i ruszyli do karczmarza. Słychać było jak pytają się o konie na podróż i że muszą już jechać. Karczmarz najwyraźniej odetchnął z ulgą, a oczy uspokoiły się i nie strzelają na boki. Zaraz posłano po konie a strażnicy wyszli na zewnątrz. Zieleńsza przysiadła na ławie, gdzie jeszcze niedawno siedzieli ludzie na służbie Imperatora.
- I co teraz? - spytała.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |