Widok nadciągającej kawalerii wywołał na ustach Mike'a szeroki uśmiech. Jeszcze szerszy pojawił się kiedy poczuł ze edytor bólu wrócił do życia. Czuł jak puchnie mu złamany nos a z rozklepanych warg cieknie krew ale to były tylko drobne niedogodności w porównaniu z tym co zostałoby z jego głowy po trafieniu pociskiem 0.45. Na stwierdzenie że będzie żył odpowiedział mrugnięciem cyberoka, wstał i wyjął z ładownicy podpiętej do kurtki apteczkę. Szybko starł krew z twarzy, krzywiąc się chwycił nasadę nosa i szarpnął w dół. Z głośnym chrupnięciem pogruchotane chrząstki ustawiły się we względnym porządku, większość bólu wytłumił edytor ale tak było co poczuć. Spokojnie założył buty i kurtkę obracając ją opancerzoną stroną na zewnątrz. -Uratowaliście moją dupę, jestem waszym dłużnikiem. W tym Twoim Andrew już drugi raz. Mam nadzieję ze będzie okazja się odwdzięczyć a teraz chciałbym załatwić interes z tym panem.
Wskazał ruchem głowy na Boa jednocześnie naciągając na dłonie rękawiczki. Podszedł do niego lekko chwiejnym krokiem i z makabrycznym uśmiechem na poharatanej, puchnącej coraz mocniej twarzy wyjął nóż. Przyklęknął dociskając kolanem do ziemi jedyną sprawną rękę rannego i nachylił się nad nim. Ciągle z tym samym uśmiechem na ustach wbił wyostrzona jak brzytwa klingę w brzuch szefa Wodnych Leopardów i jednym cięciem otworzył całą jamę brzuszną. W powietrze uderzył zapach krwi i ludzkich wnętrzności. Mike przez chwilę wpatrywał się w przerażone oczy wroga po czym szybkim ruchem poderżnął mu gardło od ucha do ucha, uchylając się zręcznie przed strzelającym w powietrze strumieniem krwi. Wytarł ostrze o ubranie trupa i schował wstając. -No to miejsce numer dwa na liście amerykańskich aniołków magazynu solo of fortune się zwolniło. Pan Boa przeniósł się do wieczności. Teraz możemy zająć się rabowaniem trupów po czym wynieść się z okolicy bo może się okazać niezdrowa...
Wygłosiwszy krótką tyradę odpalił fajka i szybko zebrał swój ekwipunek rozrzucony po całym pomieszczeniu po czym zabrał się za bobrowanie po kieszeniach trupów, zaopiekował się podsmartowanymi Coltami dwóch oprychów którzy go trzymali i opartym o ścianę nomadem którego wepchnął do futerału obok dragunowa. Resztę tego co wpadło mu w ręce układał na środku pokoju. Do kieszeni wepchnął kasę z dwóch portfeli. Stanął ćmiąc szluga i czekając aż reszta wybierze sobie zabawki.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |