Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2009, 13:42   #113
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Atmosfera jaka panowała przy stoliku przy którym siedzieli Tan Walnar, El Kathryn i El Arteghar gęstniała niczym zbierająca się z rana mgła. Rozmowa wchodziła na coraz bardziej intymne tematy a figle z dłońmi jakie wyprawiali rozmówcy nadawały tej rozmowie pewien erotyczny posmak. Z pewnością żaden z chłopów nie spodziewał się takiego zakończenia „flirtu” – jeśli tą rozmowę w ogóle można było tak nazwać…szczególnie po tym co stało się z dłońmi Arthegara. Postronni obserwatorzy mieli obecnie niemały dylemat – czy połamane palce gnoma były wynikiem sytuacji, momentu, czy tez z góry zaplanowanym działaniem. Co by jednak nie myśleli nie zmieniało to chwilowego obrazu sytuacji. Tuż po tym jak salę obiegł głuchy i bardzo nieprzyjemny chrzęst łamanych kości, Arthegar zawył z bólu i osunął się pod stół – w odruchowej reakcji na ból łamanych palców. Reszta chłopów którzy wciąż jeszcze byli w karczmie chóralnie ciężko westchnęła, jak gdyby dzieląc ból gnoma. Żaden z chłopów nie ruszył się z miejsca, choć Hans omal nie spadł ze stołka gdy Kathryn łamała palce gnomowi. Karczmarz chwilę później zasłonił oczy – jakby w spóźnionej reakcji na całe zdarzenie. Gdy tylko zdjął ręce z twarzy i zobaczył utkwiony w nim wzrok Kathryn oraz usłyszał ponaglenie do udzielenia pomocy, nie wahał się już dłużej. Wyszedł z sali w głąb domostwa, po czym wrócił z czystymi szmatami i śmierdzącą – zrobioną pewnie ze zwierzęcego łoju maścią. Gdy za przyzwoleniem Kathryn zaczął nastawiać gnomowi palce po karczmie co chwilę rozlegał się stłumiony jęk operowanego. Ból jaki odczuwał Arhegar był nie do opisania, jedne z najbardziej wrażliwych narządów gnoma zostały połamane, a obecnie niedoświadczony cyrulik zabierał się do ich prostowania. Każda łączona kość musiała na nowo przeorać wewnętrzna tkankę nim powróciła choć w przybliżeniu na swoje miejsce. Mimo ogromnego bólu gnom nie zemdlał, po jego czole obficie spływał pot, jednakże wbrew oczekiwaniom wielu zdołał powstrzymać się przed wrzaskiem – który najpewniej nieodłącznie pojawiłby się gdyby tą sama operacje przeprowadzić na jakimkolwiek innym gnomie. Gdy karczmarz zdołał już poskładać palce gnoma – które wyglądały na prawie dobrze nastawione, posmarował je maścią po czym wolno i delikatnie obwiązał czystą szmatką usztywniając każdy palec osobno kawałkiem prostego drewienka. Gdy karczmarz kończył nakładanie opatrunku do karczmy wszedł El Turgas. Od razu jego wzrok powędrował w kierunku stolika, przy którym siedziały najważniejsze osoby w karczmie.

- Przepraszam, że tak długo, ale zwierzęta są niespokojne i nie dały się tak po prostu wyczyścić. Proponuję udać się na spotkanie. Jeśli nadal jest pan zainteresowany losami Kurta, zapraszam z nami. Jesteśmy oczekiwani ...

Turgas zdawał się ignorować połamane palce gnoma… lub też były one dla Turgasa żadną niespodzianką, tak czy inaczej zdawały się nie przeszkadzać w zaproszeniu gnoma na pogawędkę, co więcej nie tylko gnomowi coś mówiło, że połamane palce były nie tyle przeszkodą co warunkiem odbycia rozmowy. Po mimice kapłana nie sposób było w tym momencie odgadnąć czy jest zadowolony czy zły z wykonanej przez Kathryn roboty… po prostu te kły i wiecznie gniewny wyraz twarzy nie pozwalał na łatwe przejrzenie emocji.

Walnar siedział milcząco przez całą rozmowę, nie interesowały go rewelacje „pomylonego” gnoma a już szczególnie nic nie wnoszące do sprawy Kurta konfabulacje. Może nie podobało mu się z jaką „uległością” Kathryn traktuje nieznajomego podczas gdy o wiele bardziej wartościowego rycerza jakoś nie traktowała z należnymi mu szacunkami. Nawet jeśli miał wątpliwości, to po chwili musiały ulec rozwianiu – trzask łamanych palców raczej u nikogo nie pozostawił wątpliwości co do gry Kathryn, może z wyjątkiem samej ofiary, która autentycznie wyglądała na taką która wierzy w to co mówi. No ale jeśli dla niego łamanie palców było grą wstępną, to co dopiero musiał oznaczać ostry sex…

Tymczasem strażnicy dochodzili do siebie fizycznie i psychicznie. Obaj nie przypuszczali jak silny alkohol produkują chłopi, obaj tez nie przypuszczali, że jeszcze tej nocy będą do czegoś potrzebni - wówczas może poprzestali by na jednym kuflu trunku, nie domawiając kolejnych az będą totalnie spici. Chłopi zdawali się być pokorni , wystraszeni, a urzędnik wystarczająco ich gonił tak, że strażnicy mogli sobie nieco odpuścić. Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie wykonywali podobnego zadania, nie zdawali sobie sprawy z odpowiedzialności jaka wiąże się z ochroną urzędnika. Praca w Bogenhafen przyzwyczaiła ich do tego, że właściwie jedyne co musieli robić to stwarzać pozory. Wraz z przydzieleniem ich do eskorty sielanka się skończyła, nic więc dziwnego, że zareagowali na to jak rozpuszczone bachory na karę rodzica. Przelewki skończyły się jednak tej nocy, gdy za wychowanie strażników zabrał się kapłan Morglitha. Żadna z zapijaczonych mord nie ośmieliła się stawać z nim do walki, pomimo, że ich honor został totalnie sponiewierany przez Turgasa. Oczywiście można byłoby się zastanawiać czy tacy strażnicy mają w ogóle honor, najczęściej jednak osoby totalnie go pozbawione – chronią go jak gdyby było to jedyne co im pozostało. Obaj zagryźli wargi, aby nie powiedzieć czegoś obraźliwego, cisnące się na usta przekleństwa wypowiedzieli dopiero gdy Turgas pozostawił ich w oborze. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że równie dobrze mogliby być martwi, dlatego też obaj bez zbędnych ceregieli starali się dopomóc sobie nawzajem w lepszym ocuceniu, jednocześnie starając się przywrócić choć część gotowości bojowej. Mając już w świadomości, że do wsi przybyli nie znani im obcy, postanowili od razu sprawdzić co dzieje się z urzędnikiem. Widok Gareta żywego z pewnością ucieszył obu strażników, z drugiej jednak strony ich obraz mógł niekoniecznie cieszyć. Podkrążone oczy, chuch podobny do mieszanki aromatu bimbru zmieszanego z wódką i tanim siarczystym winem, dokładnie wymieszane z wonią wymiocin i doprawione lekkim zapaszkiem obory.
Do tego lekko chwiejny krok i wciąż co nieco w czubie, byli już jednak na tyle przytomni by ustać na własnych siłach o nogach i raczej mogliby powalczyć, choć nikt nie mógł mieć wątpliwości co do obecnej skuteczności strażników. Czekali na decyzje Gareta, po cichu licząc, że pozwoli im kontynuować spanie. Cała pobudka i ceregiele oraz nie śpiący przełożony – wskazywały jednak na to, że tak łatwo to mieć nie będą. Garet po raz pierwszy widział u obu strażnikach autentyczną skruchę i świadomość przewinienia, gdyż dotychczasowe zaniedbania traktowali wzruszeniem ramion. Tym razem obaj zdawali sobie sprawę z przegięcia, dlatego też pokornie oczekiwali na decyzje Gareta - ten zaś miał niepowtarzalną okazję wpłynąć na nich mocniej niż kiedykolwiek do tej pory, znając podejście do pracy strażników, wiedział, że jutro tej samej okazji może już nie być.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-01-2009 o 13:48.
Eliasz jest offline