Krzyki bitwy stanęły. Wszyscy w koło również przystanęli i nikt już nie krzyczał, ganiał opętany. Wnet jako cicho się zrobiło. Zdać się mogło że… tak sennie. Ostał się jeno ból, zmęczenie, pot, krew i rany.
Jednym z nich był mężczyzna, który zdać się mogło uciekał przed Czernią. Bo zamiast ubić jako innych przynieśli go bliżej na polanę i koło strumyka poczęli obmywać rany. Zrazu persona, która zdać się mogła nie uczestniczyła w tych wojennych harcach przycupnęła i gwiżdżąc do siebie tylko jakąś rzewną melodię spoglądał na rannego. Zdać się mogło że również kozaka.
Nie mniej ciekawą osobą była niewiasta. Umęczona i wyglądająca na tę za którą gonić musieli. Znak kolejny uchodzień. Bo czy to dziwować się należy że jak Ukraina w ogień staje to i pany Rzeczpospolitej tracą? Że ogień ich pierwszych smaga? Czegoż to ona se jedna szuka? Pojednania?
Dziwował się Dimitrij w sytuacji. Siedział spokojnie pogwizdując i spoglądając jak rany opatywali. Oparł samopał obok i w spokoju zagadnął. - Tyś waćpanna uchodziła prze pola?
Chwilę później ciągnął. - Szczęście mieliście. Nam jeno spieszno w drogę. Nie wżdy zwlekać nam.
To mówiąc spojrzał wymownie na rannego i resztę kompaniji, która gromadziła się już nieopodal.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |