Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2009, 18:01   #30
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu

Adriano Roselini - Tremer





Długowłosy, przystojny, choć blady mężczyzna, odziany w elegancki acz bardzo staromodny strój siedział przy zabytkowym pulpicie czytając księgę. Opasły tom mimo ręcznego pisma i zdobień nie wyglądał jednak na stary, raczej na wykonaną niedawno kopię. Jej zawartość nie zaprzątała jednak w pełni uwagi zamyślonego mężczyzny. Jego myśli wędrowały teraz gdzieś daleko w czasie i przestrzeni. Jego wpatrzonym beznamiętnie w stylizowany tekst oczom nie przeszkadzała ciemność panująca w pomieszczeniu, rozjaśniona tylko w kilku miejscach olbrzymimi świecami. Ich chybotliwe płomienie pozwalały dostrzec tysiące tomów zgromadzonych na regałach wypełniających cichą jak zwykle w nocy bibliotekę, lecz mężczyzna gdyby tylko zechciał zwrócić uwagę, zapewne potrafiłby odczytać tytuły z ich grzbietów. Zmysły wyostrzone ponad ramy, jakie posiadało jego niegdyś ludzkie, śmiertelne ciało, były zaledwie ułamkiem zdolności, jakie nabył przez ostatnie niespełna pięć wieków egzystencji. Trzeba było przyznać, że kiedy jego serce biło jeszcze w piersi, jego zdolności były zdecydowanie niezwykłe i nieprzeciętne. Zgodnie z duchem epoki „nic, co ludzkie nie było mu obce”. Zresztą, jego rodzina wzięła te ideały zbyt dosłownie i poszła o kilka kroków dalej. Nekromancja, kontakty z duszami osób zmarłych, z pewnością nie należały do praktyk typowych nawet dla najbardziej postępowych śmiertelników tamtej epoki. Makabryczne rytuały, które praktykowali wymagały wręcz porzucenia człowieczeństwa. Jego ojciec powtarzał mu zawsze, że inne kupieckie rody Wenecji odkrywają na nowo tylko jasną stronę myśli antyku, podczas gdy oni, Roselini, jak i kilka innych wyjątkowych rodzin, od wieków pozostają wierni mrocznej ich stronie. Myśli Adriano Roseliniego wróciły do tych odległych czasów…




Ukochany synu!
Lipiec AD 1522
Moje stare serce raduje się, gdy prawica może nakreślić ci na piętce te kilka radosnych słów. Od lat jedyną sprawą, jaka trzymała mnie jeszcze na tym świecie za wstawiennictwa naszych czcigodnych Przodków, było pozostawienie po sobie godnego następcy. Tym bardziej cieszę się odnaleźć go w osobie mojego najmłodszego potomka, ciebie drogi Adriano. Wraz z całą rodziną jeszcze raz składamy ci gratulacje z zdobycia tytułu magistra. Przodkowie, nasi Święci są przychylni mojej decyzji oddania w twoje ręce przewodnictwa nad naszym rodem uważając, że jesteś już gotowy w pełni przyjąć na siebie to brzemię. Prawdopodobnie będzie to oznaczało, że nadszedł czas odejścia powrotem na ich łono. Wiesz synu, jakie są tego konsekwencje, dla tego przygotuj się na nadchodzące wydarzenia. Pragnę byś wrócił z Padwy wprost do naszej siedziby, niezwłocznie po odebraniu tytułu. Wieści dotrą pewnie z opóźnieniem większym niż ta, za pośrednictwem naszych gołębi, więc możesz bez obaw uzasadnić wyjazd przygotowaniami do mojego rychłego pochówku. Moją ostatnią wolę, poznasz wraz z resztą rodziny w stosownym czasie, mam tylko jedną prośbę do ciebie kochany synu już teraz. Jak dobrze wiesz, będąc tak biegłym w Sztuce, że mimo iż mój duch jest silny, to w okresie zaraz po przejściu na tamta stronę pozostanę osłabiony. Proszę cię, Adriano, byś na uroczystości w naszym mauzoleum pomógł mi z objęciem kontroli nad moim już i tak za życia odmawiającym mi posłuszeństwa ciałem, bym mógł raz jeszcze uściskać cię na pożegnanie, bym ojcowskim pocałunkiem mógł zaświadczyć o mojej dumie z twojej osoby i jej osiągnięć.

Twój kochający ojciec
Julian Roselini Starszy”



Jakże mylili się owi Przodkowie. Wieszczenia, które przeprowadziła jego śmiertelna rodzina nie miały, mimo mitycznej otoczki wokół nich, nic wspólnego z nimi. Wtedy oczywiście tego nie widział ani on, ani jego ojciec. Dziś, Adriano był o wiele ostrożniejszy i zdystansowany do kontaktów z jakimikolwiek bytami „z tamtej strony”. Ich zdolność do widzenia przyszłości nie była wiele większa od tej, jaką posiadali wprawni w tej sztuce żyjący ludzie, jednak ich spryt był wyostrzony przez deter jakiej żadna istota, która nie przeżyła już raz swojej śmierci nie mogła objąć swoim rozumem. „Przodkowie” mylili się, co do szczegółów. Augurie mówiły nie o śmierci a potępienia jego osoby w jego dwudzieste pierwsze urodziny, choć te pojęcia w wypadku jego rodziny się zacierały, gdyż żaden z jej członków nie trafiał z pewnością po odejściu z tego świata, czy to na pola elizejskie czy to do jakiejkolwiek wersji judeochrześcijańskiego Nieba. Los jednak zgotował mu przyszłość odmienną od tej której się spodziewał. Nie tylko jego przodkowie, ci żywi jak i ci już nieśmiertelni, byli zainteresowani jego skazaną na wiekuiste zatracenie duszą…

Jego śmiertelny ojciec kazał mu wrócić z uniwersytetu w Padwie gdzie spędzał większośś ostatnich lat swojego życia dzień po nadaniu magisterium. Adriano nie przyszło jednak przeżyć nocy poprzedzającej nadejście tego dnia. Mroczne siły władające miastem po zmierzchu postanowiły wciągnąć go w swoje szeregi nie licząc się z jego zdaniem, nie pozostawiając wyboru. Od lat wiedział, że jego przełożeni prowadzą tajemnicze drugie życie poza tym akademickim, jakiemu poświęcali się za dnia. Sam w końcu nie pozostawał bierny i na obczyźnie oddając się bluźnierczym praktykom wyniesionym z rodzinnego domu, choć w jeszcze większym ukryciu. Nie znał jednak natury sił, którym podlegali jego mistrzowie, a wkrótce i on sam. Był pewien, że dzięki osiągnie nieśmiertelność dzięki Sztuce, a nie za sprawą krwi która Dom Tremere wykradł potomkom Kaina…

Z perspektywy ponad czterech wieków, które dzieliły go od tej pamiętnej nocy, wszystko wyglądało inaczej niż wtedy. Dziś nie rozumiał już swojego początkowego buntu, odrzucenia powierzonego mu daru. Jego serce było zimne niczym sopel lodu, bez krzty ludzkich uczuć.
Nie kochał już swojego ojca ani nikogo ze swoich dawnych bliskich…




-Odejdź, ojcze… - głos Adriano był beznamiętny. Bezkształtny, eteryczny kształt sunący przez pogrążoną w mroku komnatę pozostał równie niewzruszony na dźięk słów.

-Julianie Roselini! Duszo potępiona, cieniu marny wieków minionych! Nie przestąpisz tego -kręgu. Nie należysz już do tego świata materii a twoje miejsce jest w czeluściach Tartaru! W imię czterech archaniołów wzbraniam ci dostępu do tego uświęconego przybytku! Przyzywam imię Mi-ka-il…-kontynuował, widząc, że bezcielesna efemera będąca niegdyś jego ojcem zaczyna przyjmować fizyczną, namacalną i zapewne niebezpieczną nawet dla niego jako wampira formę będąca groteskową parodią zakutego w kajdany starca…

-Synu, opuściłeś nas, zostawiając na pastwę rodziny Jowianich, teraz moja dusza należy do nich, tak jak wszystkie z naszego rodu. –głos Juliana, chrapliwy, zdecydowanie zdawał się dochodzić z głębi piekieł. Z wyjątkiem twojej! Teraz czas byś dołączył do nas! Pierwszy pójdziesz w Otchłań, uwalniając nas wszystkich, którzy trwamy już tylko by cię unicestwić!

-I w imie Gi-bri…-Tremere nie zdążył skończyć, zmuszony uniknąć ataku upiora. Do końca nie wierzył, że przeklęty klan Giovannich, wampirzych nekromantów o historii podobnej do jego rodziny, zyskał już taką potęgę by obrócić jego przodków przeciwko niemu samemu. Mógł zawczasu nałożyć indywidualne ochrony na swoje schronienie, znając w końcu każdego z potencjalnych wysłanych zabójców od urodzenia. Czy jednak miało to jakikolwiek sens? Jeśli potrafili zawładnąć nawet jego ojcem…

Zmaterializowany w ręku maszkary długi nóż ofiarny – ten sam, którego za życia uzywał jego ojciec - minął o dwa, może trzy cale gardło wampira. Adriano nie bał się oczywiście poderznięcia żył, lecz tchawicy. Czas, który potrzebowałby na zregenerowania tej rany oraz potrzebna do tego vitae były mu potrzebne do pokonania przeciwnika nim ten nabierze pełnię sił. Jego ojciec miał już jako upiór ponad dwieście lat, co oznaczało, że nie będzie łatwo go odpędzić. Poza tym, głos był mu potrzebny do większości rytualnej magii, jaką władał…

-Nie zostawią nas do póty nie zginiesz, a wraz z tobą ślad po naszej Sztuce! Nie stawiaj oporu! Oni nie chcą tylko by twoja nowa Rodzina posiadła ich zdolności. Jesteś dla Tremere warty tylko tyle ile twoje odradzające się powoli zdolności synu! Giovanni są bardzo zachłanni i egoistyczni, ale potrzebują nas po tamtej stronie! Nie stawiaj oporu a będziemy w ich imieniu zarządcami ich lenna! –na wyciągnięcie przez swojego syna podobnego, poświęconego tak by mógł ranić duchy sztyletu, upiór zareagował cofnięciem się i próbą obejścia, tak by znaleźć lukę w jego obronie. Nagle pożałował wysyłania syna do szkoły szermierczej od najmłodszych lat. Od oręża wampira wyczuwał moc, która podświadomie go niepokoiła. Jako demon od kilku wieków nie zaznał tego uczucia…

-Nie stanę się niewolnikiem jak ty! Nie rozumiesz, czym się stałeś ani nie pojmujesz, czym jestem teraz ja! Wybacz ojcze, ale wiem, że niema już dla mnie miejsca tam, z wami czy bez was. Nie zmylisz mnie pustymi obietnicami! Poczuj owoc połączenia twojej Sztuki z mocami moje krwi.

Adriano wprawnym ruchem zmienił chwyt sztyletu, trzymając go teraz ostrzem do dołu. Nagle z całej siły wbił go sobie w trzewia, kierując ostrze tak wysoko, że najprawdopodobniej sięgnęło serca. Zaskoczony upiór spojrzał prosto w oczy swojego potomka. Zamiast nich ujrzał w ich miejscu dwie, czarne dziury.

-Wybacz mi, ojcze…-wycharczał Adriano, poczym wziął wdech tak głęboki jakby pragnął wciągnąć do płuc wszystek zatęchłego powietrza z podziemnej komnaty, w której przebywali. Ku zaskoczeniu jego przeciwnika, jakaś potężna siła naprawdę zaczęła go rozrywać z siłą huraganu wysyłając jego cząstki wprost w otchłań jaka otwarła się najwyraźniej naj wyraźniej głębi ciała młodszego Roseliniego. Nim zrozumiał, co się dzieje było już za późno…

-Oto prawdziwa moc, oto prawdziwa Sztuka, ojcze…



Tej nocy Adriano przeszedł jeszcze jedną przemianę. Od tej pory był Roselinim tylko z miana, w głębi serca, w którym na zawsze zawitała prawdziwa otchłań, stał się czystym Tremere. Jego lojalność po dzisiejszą noc pozo niezachwiana, a jego jedynym pragnieniem stała się praca dla klanu. Za odparcie ataku na Zbór został nagrodzony na Trybunale awansem do tytułu Regenta. Dla niego te pojęcia stały się wszystkim. Jego nową siedzibą stała się jedna z bibliotek okultystycznych klanu, mieszcząca się we Florencji.
Rozpoczęcie nowego nie-życie nie uwolniło Adriano od –dosłownie- upiorów przeszłości. Nie było dekady, by Giovanni nie podejmowali kolejnych prób pozbycia się go. Był dla Diabelskiej Rodziny ością w gardle, pozostając jednym z nielicznych na świecie wampirów którzy byli biegli w ich Sztuce. Co gorsza Roselini wyszedł poza jej sztywne ramy, zmieniając ją w charakterystyczną dla jego klanu thaumaturgiczną ścieżkę magii krwi.
Swoją nisze w Domu Tremere odnalazł pielęgnując właśnie te unikalne zdolności, oraz opracowując kolejne rytuały ochronne, niezbędne mu do przetrwania każdej kolejnej bez wyjątku nocy. Wieki mijały i chcąc nie chcąc, prowadząc niezwykle nawet jak na wampira asekuracyjny tryb egzystencji, Adriano stał się jednym z najstarszych wampirów w domenie.
Niestety, nie tylko on nie pozostawał bezczynny w rozwijaniu swoich zdolności. Jego wrogowie od kilku lat podejmowali próby z użyciem magii, której źródło niepokoiło nawet tak starego Czarownika jak on. Nie obawiał się żadnej formy ataku opartego na pryncypiach magii hermetycznej, nawet tej diabolicznego pochodzenia. Posiadał władzę nad bytami astralnymi i upiorami jakiej nie miał chyba żaden Tremere o jego pozycji, a sprawował obecnie funkcję Lorda na terenie Włoszech z wyłączeniem Sycyli. Istoty z świata niematerialnego, których ataków stawał się ofiarą coraz częściej, nie miały jednak pochodzenia, które mógł zrozumieć. Był w stanie się bronić przed nimi, jednak to było za mało dla niego. Zasoby wiedzy okultystycznej klanu były rozległe i w tej materii, jednak brak im było praktykujących je specjalistów. Mimo że w swoim nie-życiu wyszkolił już kilkudziesięciu młodych akolitów, Po raz pierwszy Adriano z klanu Tremere zapragnął stworzyć nieśmiertelnego potomka…


 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 26-01-2009 o 18:12.
Ratkin jest offline