Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2009, 19:56   #6
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Pomruk nie wystarczył Balthimowi, wiec krasnolud wrzasnął sobie głośniej, napawając się niesamowita głębią tego naprędce wykoncypowanego zawołania bojowego.
Krzyk przez chwilę jeszcze odbijał się echem głoszącym wszem i wobec pochodzenie orczych maruderów i przyjazność interpersonalną ich matek. Reef z zaskoczeniem patrzył jak jeden z tych górskich gwałcicieli owiec ze wściekłością w oczach zawrócił wymachując swym toporem, przedłużeniem ego każdego khazada. Człowiek towarzyszący orkom nie przepadał za kurduplami z wielu względów, teraz zaś doszedł do tego kolejny ważny aspekt - zniweczenie świetnie dopracowanego planu jego mocodawców.
Reef, wiedział już gdzie jest błąd, po prostu najpierw należało krasnoludy nauczyć wysyłać ważne wieści za pomocą posłańców, którzy mają więcej rozumu i woli przetrwania niż samiec modliszki z zaciętością starający się o przetrwanie jego genów. Dawanie listów krasnoludowi który miał u pasa przerośnięty tasak, wcześniej czy później musiało się zakończyć awanturą i dostarczenie listów spadało do radosnego i chaotycznego poziomu 50%. "Doniesie" vs "Nie doniesie".
Nawet nie marzył, że konusy zaczną używać magicznej sieci do przesyłu wiadomości. W tych niedostępnych zadupiach położenie sieci soczewek byłoby tytaniczną pracą, a przecież żaden krasnolud nie będzie używał tego co wymyśliły elfy

Człowiek uniósł głowę ku niebu pytając 'za jakie grzechy', po czym spojrzał na suto opłaconego orczego watażkę do którego (jak i do jego boyz) dochodziło że coś nie idzie według planu. Nawet te nie skażone myślą zielone kreatury wyjęte rodem z rynsztoków życia, rozumiały że coś jest nie tak, w końcu "nie o to chodzi by złapać króliczka". Mieli dawać o sobie znać jak świerzb na tyłku, aby ten brodaty kretyn dostarczył listy do Jadeitowych Sztolni i własnym słowem poręczył że to prawda, iż orki zagrażają szlakom. Reef popatrzył bezsilnie na dowódce komanda nazywającego siebie "Posdrach gur", którego mina mogła znamionować dwie ewentualności: że zielony rozwiązuje wybitnie złożony problem natury egzystencjonalnej, lub tez postanowił na stojąco ulżyć sobie tu i teraz, na oczach wszystkich.
- Nu... on chcieć w ryj, ta? - rzekł po chwili wskazując biegnącego krasnoluda, niesamowity zmysł empatii orka poraził człowieka do końca. - to nie dobrze?
*Nie no k... świetnie* - przebiegło Reefowi przez myśl. Wiadomość nie zostanie dostarczona, milicja kurdupli nie wyjdzie ze sztolni, nie dadzą się wciągnąć w zasadzkę. Kompania handlowanie nie będzie mogła wyjść w roli rycerza na białym koniu w celu ochrony kopalni i renegocjowania traktatów handlowych. Idealnie.
Przez chwilę człowiek z nadzieja patrzył na drugiego, młodszego z krasnoludów, który najwidoczniej powstrzymać chciał towarzysza, przed przepiękna i idiotyczną samobójczą szarżą, która dałaby starszemu z konusów chwałę uznanie i przychylne spojrzenia krasnoludzkich dziewoi. Mimo iż khazadzi nazywani byli "starszą rasą" jeszcze nie wyewoluowało w nich poczucie iż te sprawy potrzebne są za życia. Ale czego tu wymagać, równie dobrze można by uczyć zaskrońce idei sztafety przez płotki.
Jeden z orków uniósł karabin snajperski i przygryzając peta wycelował. Jak można było przypuszczać lunetka ustawiona na daleki zasięg sprawiła więcej problemu orczemu komandosowi i zamiast szybkiego strzału zielony począł komicznie machać karabinem przylepionym do oka, starając się znaleźć w polu widzenia swoja ofiarę biegnącą kilkadziesiąt metrów przed nim. Nie było żadnej groźby postrzału, bo choć ten bystrzak jako jedyny z oddziału nauczył się co to znaczy precyzyjne urządzenie celownicze, prędzej wpadał w szał i rzucał karabin w cholerę, niż wzbił się na wyżyny swego kunsztu dostrajając lunetkę do odległości. Zanim jednak Reef zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległa się krótka seria z PM-a i młodszy kurdupel padł jak ścięty. Starszy wciąż wymachujący w biegu toporem (mimo Mountain Eagle .44 wiszącego mu u pasa i ze smutkiem pobrzękującego o manierkę z wątpliwej jakości bimbrem) wrzasnął jeszcze głośniej i zapienił się nie na żarty.
- Spieprzajcie, byle szybko! - Reef miał ochotę usiąść i zapłakać.
- My go zabić, on gupi być - odezwał się ork ciesząc się jak dziecko że udało mu się błysnąć swym niezmierzonym intelektem na tle pokurcza.
- TY MIEĆ GŁĘBOKO W ODBYT MÓJ BUT JAK STĄD NIE PÓJDZIECIE, TY SKOŃCZONY IMBECYLU - wrzasnął człowiek goniąc resztkami wytrzymałości psychicznej.
Ork najwidoczniej obraził się, ale posłusznie kazał jego boyz wycofać się tempem wprost proporcjonalnym do groźby przechwycenia jego oddziału przez szalonego kurdupla. W myślach zwoływał już naradę wojenna swoich chłopaków, w celu ustalenia co znaczy "imbecyl".

Balthim wciąż wyjąc jak potępieniec wypadł z kotliny wprost na Reefa, który właśnie podnosił się z kolan. Przekrwione ślepka patrzyły za uciekającymi orkami, a świszczący oddech mógłby konkurować z syrenami portowymi. Krasnoludy zaiste były mordercze na sprinterskich dystansach. Wyczyn szalonego biegu na sto metrów i wiążący się z tym współczynnik zasapania mógłby przyprawić o zawał każdego obserwatora tej meki.
- Dzięki Ci wybawco - słabo odezwał się Reef opierając się o ścianę. - Porwali mnie zeszłej nocy po rozbiciu mej karawany i gdyby nie pomoc tak dzielnego męża wieczorem skończyłbym nad ogniskiem. mogę wiedzieć komu zawdzięczam ratunek?
Krasnolud spojrzał na człowieka, piana jaka ubabrał sobie brodę rozkosznie akcentowała kilka nadpsutych zębów jakie wyszczerzył w dumnym uśmiechu.
- Balthim, syn Ragniego, syna Mordrada, syna Regnara, syna...
- Dziękuję ci - przerwał mu Reef czując że jak dowie się czyim wnukiem był Regnar spokojnie i bez żalu będzie mógł oddać się do czubków. Ten dzień był bardziej szalony niż emisja "Master Brothera", reality show puszczanego w największych miastach, w którym w jednym zamkniętym parku umieszczono piętnastu uzależnionych od magicznej sieci elfów, z tylko jednym terminalem druidycznym gwarantującym przesył danych z zewnątrz.
Nagle Reef zamarł i uważniej spojrzał na krasnoluda. Nie było tulei z listami.
Krasnolud podążył za wzrokiem oszołomionego człeka i wytężył mózgownice, jemu tez czegoś brakowało.
- O na ciężką cholerą... żem zgubił...
Nie dokończył. Przerwał mu szaleńczy chichot Reefa i dźwięk odbezpieczanej broni.
Kula wystrzelona z ciężkiego pistoletu człowieka roztrzaskała Balthimowi głowę jak dojrzały arbuz. Ciało runęło na ziemię. Broda rzecz jasna nie ucierpiała,duchy przodków ochroniły ten największy skarb każdego Khazada.
Reef chichocząc konfidencjonalnie do ściany skalnej przyłożył lufę do skroni i pociągnął za spust.

A orki na naradzie nie doszły do niczego, pobiły się i zjadły szefa. Prócz jego kości w popiołach pozostała niedoceniona lunetka od karabinu snajperskiego, orki lubią wszelkie "fhingi" od mocodawców, ale tym można sobie przecież najwyżej oko wydłubać.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 31-01-2009 o 18:10. Powód: literówki i inne "fhingi"
Leoncoeur jest offline