Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2009, 11:43   #16
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Bułka z masłem... - mruknął.

Co prawda, sądząc po ilości sprzętu, jaki mieli przy sobie leżący na ziemi boosterzy, ta mała rozpierducha mogła skończyć się inaczej. Jednak to, jak mogło być, a nie było, nie zajmowało zwykle zbyt długo umysłu Szweda. Wariacki plan powiódł się raz jeszcze i to było ważne. Wiedział, że jego szczęście kiedyś się w końcu wyczerpie, ale widocznie jeszcze nie tym razem.

Koleś, którego Andrew nazywał Mike, wyglądał jak niedorobiony kotlet. To znaczy krwisty i nieco poobijany. Mike zdawał się nie robić z tego problemu, co świadczyło, że zna mokrą robotę i związane z tym kuksańce. Za to bezpardonowa próba nastawienia zabawnie skrzywionego nosa, a właściwie to, że podczas "zabiegu" ledwo się skrzywił, od razu skojarzyło się Lokiemu z jednym:
"Edytor..." - stwierdził.

Bjorn spoglądał właśnie na podwórko, po którym przemykały znajome Andrewa, kiedy usłyszał charakterystyczny odgłos rozpruwanego ciała. Obejrzał się i zobaczył Mike'a klęczącego nad na wpół przytomnym bossem, wyciągającego zakrwawione ostrze z jego brzucha, by poderżnąć mu na koniec gardło. Było za późno na reakcję.
"Świr. Teraz bez indiańskiego szamana z gościem nie pogadamy" - pokręcił głową z dezaprobatą.

Mike po zaspokojeniu swojego, cokolwiek zrozumiałego, poczucia sprawiedliwości wyciągnął zapalniczkę i zaczął poklepywać się po kieszeniach. Loki wysunął w jego stronę nieco sfatygowaną miękką paczkę Lucky Strike'ów. Nawet rozumiał tego gościa, gdyż samemu zdarzało mu się wpaść w szał.
- Loki - uśmiechnął się szeroko, częstując Mike'a, po czym sam zapalił. Na sugestię, by sprawdzić kieszenie nieboszczyków, skinął głową i ruszył do sąsiedniego pomieszczenia.

Zamknięte drzwi poddały się pod niezbyt delikatnym ramieniem wielkiego Skandynawa. Pusty i zdewastowany, jak reszta, pokój. Z lokatorem. Modnie przystrzyżony, z włosami pofarbowanymi w jasne i ciemne kosmyki, na oko 30-letni mężćzyzna, aktualnie nieboszczyk w garniturze szczerzył zęby w pośmiertnym grymasie. Dziura z boku czaszki dobitnie sugerowała przyczynę zgonu. Plamy krwi były zaschnięte, co pozwalało sądzić, że zginął już jakiś czas temu.
"Dobrze, że nie śmierdzi" - podsumował Loki, przeszukując kieszenie elegencika. Właściwie, poza wszędobylskim zapachem krwi i śmierci, trup wonił nawet przyjemnie wodą kolońską, czy inną perfumą.

Nieboszczyk, poza zwykłymi duperelami typu papierosy i chusteczki, miał przy sobie pistolet, kartę bankomatową z wydrapanym nazwiskiem w skórzanym etui oraz telefon komórkowy. Pierwsze dwie rzeczy nie wzbudziły w solo zainteresowania, jednak telefon mógł zawierać jakieś informacje.

Aparat to jeden z modeli Nokii, jeden z tańszych, pewnie w pozwalającej zachować anonimowość ofercie pre-paid. Słynna uniwersalność obsługi Nokii, którą jedni chwalili, a za którą inni unikali ich szerokim łukiem sprawiała, że dostęp do książki telefonicznej był śmiesznie prosty.

Wolnym krokiem wrócił do pomieszczenia, w którym przetrzymywano Mike'a. Zaczął czytać na głos:
- Mike Lyifer, Nicole Framwork, Zero Cool, Jonatan Cross, Andrew Hopkins, i... - przerwał na chwilę, patrząc na resztę - ... szef! Ja też tam jestem - dodał. - Poza tym zero dokumentów, czy innych śladów, jak ci tutaj - wskazał głową na leżące ciała. - Za to założę się, że to z nim uzgadniałeś robotę, Andrew.

- Jednego z nich, co prawda, chyba poznaję - jednak dziura w trzewiach i zbyt szeroki uśmiech raczej uniemożliwiają swobodną konserwację - w głosie można było wyczuć dezaprobatę - Myślę, że Mike również rozpoznał, poprawcie mnie, jeśli się mylę, Boa - całkiem oficjalnego szefa paczki psycholi nazywających się Wodnymi Leopardami, całkiem za to nieoficjalnie opłacanymi przez Petrochem - znowu chwila przerwy, by wszyscy zdali sobie sprawę z sytuacji - co dla nas oznacza, że siedzimy po uszy w gównie. Ja to może wysoki jestem, więc mi ledwo do ramion sięga... - zaczął się śmiać.
Taki był Bjorn - nawet ładując się w beznadziejną sytuację potrafił śmiać się w głos i poddawać w wątpliwość cnotę matek i babek swoich przeciwników.

Po chwili uspokoił się i pomógł rewidować zawartość kieszeni nieboszczyków, dokładając ją na stertę układaną przez Mike'a i Andrewa.
Broń krótka, lekkie pancerze i karty płatnicze nie interesowały Szweda. Nie było czasu, by bawić się w handel. Za to prawdziwy uśmiech na jego twarzy wywołał M1003 "Leech" z zapasem amunicji.
- Lubię duże spluwy, ehh... - wyrwało mu się.
Do kompletu dobrał jeszcze strzałki od strzelby, najprawdopodobniej zawierające jakiś narkotyk, czy środek obezwładniający. Nie pogardził również odrobiną gotówki (jakieś 550e$ ).

Podniósł się w końcu i wyprostował, napinając mięśnie w akompaniamencie skrzypienia ciężkiej skórzanej kurtki.
- Gotowy - rzucił krótko.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 27-01-2009 o 23:12. Powód: kosmetyka
Gob1in jest offline