| - Bułka z masłem... - mruknął.
Co prawda, sądząc po ilości sprzętu, jaki mieli przy sobie leżący na ziemi boosterzy, ta mała rozpierducha mogła skończyć się inaczej. Jednak to, jak mogło być, a nie było, nie zajmowało zwykle zbyt długo umysłu Szweda. Wariacki plan powiódł się raz jeszcze i to było ważne. Wiedział, że jego szczęście kiedyś się w końcu wyczerpie, ale widocznie jeszcze nie tym razem.
Koleś, którego Andrew nazywał Mike, wyglądał jak niedorobiony kotlet. To znaczy krwisty i nieco poobijany. Mike zdawał się nie robić z tego problemu, co świadczyło, że zna mokrą robotę i związane z tym kuksańce. Za to bezpardonowa próba nastawienia zabawnie skrzywionego nosa, a właściwie to, że podczas "zabiegu" ledwo się skrzywił, od razu skojarzyło się Lokiemu z jednym: "Edytor..." - stwierdził.
Bjorn spoglądał właśnie na podwórko, po którym przemykały znajome Andrewa, kiedy usłyszał charakterystyczny odgłos rozpruwanego ciała. Obejrzał się i zobaczył Mike'a klęczącego nad na wpół przytomnym bossem, wyciągającego zakrwawione ostrze z jego brzucha, by poderżnąć mu na koniec gardło. Było za późno na reakcję. "Świr. Teraz bez indiańskiego szamana z gościem nie pogadamy" - pokręcił głową z dezaprobatą. Mike po zaspokojeniu swojego, cokolwiek zrozumiałego, poczucia sprawiedliwości wyciągnął zapalniczkę i zaczął poklepywać się po kieszeniach. Loki wysunął w jego stronę nieco sfatygowaną miękką paczkę Lucky Strike'ów. Nawet rozumiał tego gościa, gdyż samemu zdarzało mu się wpaść w szał. - Loki - uśmiechnął się szeroko, częstując Mike'a, po czym sam zapalił. Na sugestię, by sprawdzić kieszenie nieboszczyków, skinął głową i ruszył do sąsiedniego pomieszczenia.
Zamknięte drzwi poddały się pod niezbyt delikatnym ramieniem wielkiego Skandynawa. Pusty i zdewastowany, jak reszta, pokój. Z lokatorem. Modnie przystrzyżony, z włosami pofarbowanymi w jasne i ciemne kosmyki, na oko 30-letni mężćzyzna, aktualnie nieboszczyk w garniturze szczerzył zęby w pośmiertnym grymasie. Dziura z boku czaszki dobitnie sugerowała przyczynę zgonu. Plamy krwi były zaschnięte, co pozwalało sądzić, że zginął już jakiś czas temu.
"Dobrze, że nie śmierdzi" - podsumował Loki, przeszukując kieszenie elegencika. Właściwie, poza wszędobylskim zapachem krwi i śmierci, trup wonił nawet przyjemnie wodą kolońską, czy inną perfumą.
Nieboszczyk, poza zwykłymi duperelami typu papierosy i chusteczki, miał przy sobie pistolet, kartę bankomatową z wydrapanym nazwiskiem w skórzanym etui oraz telefon komórkowy. Pierwsze dwie rzeczy nie wzbudziły w solo zainteresowania, jednak telefon mógł zawierać jakieś informacje.
Aparat to jeden z modeli Nokii, jeden z tańszych, pewnie w pozwalającej zachować anonimowość ofercie pre-paid. Słynna uniwersalność obsługi Nokii, którą jedni chwalili, a za którą inni unikali ich szerokim łukiem sprawiała, że dostęp do książki telefonicznej był śmiesznie prosty.
Wolnym krokiem wrócił do pomieszczenia, w którym przetrzymywano Mike'a. Zaczął czytać na głos: - Mike Lyifer, Nicole Framwork, Zero Cool, Jonatan Cross, Andrew Hopkins, i... - przerwał na chwilę, patrząc na resztę - ... szef! Ja też tam jestem - dodał. - Poza tym zero dokumentów, czy innych śladów, jak ci tutaj - wskazał głową na leżące ciała. - Za to założę się, że to z nim uzgadniałeś robotę, Andrew. - Jednego z nich, co prawda, chyba poznaję - jednak dziura w trzewiach i zbyt szeroki uśmiech raczej uniemożliwiają swobodną konserwację - w głosie można było wyczuć dezaprobatę - Myślę, że Mike również rozpoznał, poprawcie mnie, jeśli się mylę, Boa - całkiem oficjalnego szefa paczki psycholi nazywających się Wodnymi Leopardami, całkiem za to nieoficjalnie opłacanymi przez Petrochem - znowu chwila przerwy, by wszyscy zdali sobie sprawę z sytuacji - co dla nas oznacza, że siedzimy po uszy w gównie. Ja to może wysoki jestem, więc mi ledwo do ramion sięga... - zaczął się śmiać.
Taki był Bjorn - nawet ładując się w beznadziejną sytuację potrafił śmiać się w głos i poddawać w wątpliwość cnotę matek i babek swoich przeciwników.
Po chwili uspokoił się i pomógł rewidować zawartość kieszeni nieboszczyków, dokładając ją na stertę układaną przez Mike'a i Andrewa.
Broń krótka, lekkie pancerze i karty płatnicze nie interesowały Szweda. Nie było czasu, by bawić się w handel. Za to prawdziwy uśmiech na jego twarzy wywołał M1003 "Leech" z zapasem amunicji. - Lubię duże spluwy, ehh... - wyrwało mu się.
Do kompletu dobrał jeszcze strzałki od strzelby, najprawdopodobniej zawierające jakiś narkotyk, czy środek obezwładniający. Nie pogardził również odrobiną gotówki (jakieś 550e$ ).
Podniósł się w końcu i wyprostował, napinając mięśnie w akompaniamencie skrzypienia ciężkiej skórzanej kurtki. - Gotowy - rzucił krótko.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Ostatnio edytowane przez Gob1in : 27-01-2009 o 23:12.
Powód: kosmetyka
|