- A waćpanna co w kułak smarkasz ? - zagadnął przyjacielsko Litwin Nuszyk. Malo to na wojnie razy sie zdarza, że człek się w gaciach samych wrogom odcinać musiał ? Pomnę ja raz jak koło Carowego Zajmiszcza stalim jedną chałupę całą znalezliśmy. Tedy oficyjerowie z Hetmanem samym do chałupy wlezli, a nam owa bania co po naszemu łaznia się wykłada ostała. A luty srogi był jak rzadko. Napalilim tedy dobrze w owej bani przy chałupie, do snu sie kładziem, a tu Moskwicin straże ominąwszy na nas nastepuje z potega straszną.
- Co nam tedy czynić przyszło ? Ano jako Pan Bóg nas stworzył odbieżać i takoż Rotmistrzom i samemu Jegomosci Hetmanowi w zboże co zaraz przy nich rosło kryć i jeszcze musieliśmy się szparko zwijać, by nas nieprzyjaciel w nasze słabizny nie ekscytował ostrem.
- Tedy furda waćpanna taka rzecz na wojnie, bo i sławnym wojennikom się przydarzyć może. Pójdzmy lepiej ku panu Głodowskiemu, bo jak mnie oczy nie mylą języka prowadzi.
- Waszmość dobrze się sprawił żeś hultaja w krzach wypatrzył i drugie dobre że tu zagajnik, ognisko zaraz się naszykuje.
- No pójdziesz ty na prażonych pietach do piekła - zwrócił się do Kozaka - jeśli nam tu wszystkiego zaraz jako rzezańce tureckie nie wyśpiewasz, co ich raz we Lwowie widział. |