Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2009, 23:46   #23
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W pewnym momencie wszyscy zaczęli przemieszczać się na parter wieży – najpierw Feliks, który chciał ocucić leżącego nieprzytomnie elfa, następnie Wilk, chcący sprawdzić czemu ten pierwszy się wydziera.

Keith

Po drodze Keith rozglądał się dość aktywnie po prawie wszystkich pomieszczeniach wieży w poszukiwaniu solidnego kija. Znalazł takowy – nawet kilka. Problem jednak polegał na tym, że każdy z nich był rozmiarowo dostosowany do gnoma, przez co żaden nie miał więcej niż trzy stopy długości – czyli o połowę za mało dla Keitha. Jednak dwa takie kije nawet dobrze się trzymało w obu rękach, toteż Wilk postanowił je zatrzymać.
Kiedy był już na dole, przeszukał nieprzytomnego elfa. Ten nie miał przy sobie nic szczególnego – harmonijkę i parę sztuk srebra. Zawiedziony Keith wyciągnął z pochwy krótki miecz, który z pewnością należał do elfa. Broń była o wiele za mała na tej długości pochwę. Właściwie ostrze było tak krótkie, że nie wiadomo było czy to jeszcze miecz, czy już sztylet.


Jeśli zaś chodziło o magiczne właściwości oręża, to miecz nie posiadał żadnych.

Wszyscy

Po Wilku zeszli już wszyscy – z Gihedem, Telakiem i Adarinem włącznie, by usłyszeć niemrawe wytłumaczenie Feliksa, że nieprzytomny elf nie chce się obudzić mimo wylanej nań wódki z manierki.
- Ty masz tam jeszcze wódkę? – spytał zaskoczony kowal. – Ale… nie, czekaj. Nie chcę wiedzieć.

- Hmm… - powiedział Gihed podchodząc do elfa i otwierając mu jedną z powiek. Pstryknął palcami przed otwartym okiem wywołując słaby błysk światła. – Reakcje wydają się być w porządku, a to że za sprawą alkoholu nie chce się obudzić świadczy jedynie o tym, że nie reaguje na dotyk i temperaturę, a to z kolei świadczy o fazie głębokiego snu.
Czarodziej westchnął i spojrzał na własną rękę, w której nadal trzymał zwój z zaklęciem.

- Trzymaj – rzekł dając zapieczętowany pergamin Dantlanowi. – Może się przyda, a może nie. Z kurzenia na regale u mnie nie ma żadnego pożytku.
Rozglądnął się po pomieszczeniu patrząc na każdego z osobna. Wszyscy czuli że nadchodzi moment niejakiego rozstania – za chwilę ta dziwna sześcioosobowa grupa wyjdzie z wieży w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania ich nurtujące.

- Słuchajcie – znów zaczął gnom. – Wiem, że ta dzika magia was niejako przeraża, że jest to coś nowego i potencjalnie bardzo niebezpiecznego. Jednak nie jest ona silniejsza od normalnej magii zawartej w powietrzu – jest cały czas, a mimo to są ludzie którzy nie mają pojęcia o jej istnieniu, bo wpływa na nich w tak znikomy sposób. Tak samo jest z dziką magią – jedyna różnica polega na tym, że tutaj jest jej nieco więcej, no i jest dzika.

- Idźcie zatem i przyprowadźcie najlepiej dwa stworzenia z tych, które widzieliśmy przez okno. Jedno humanoidalne, chodzące na dwóch nogach, oraz jedno przypominające masę mięsa czołgające się na dwóch odnóżach.
Wszyscy podali gnomowi w milczeniu dłoń na pożegnanie – nikomu nie było do śmiechu, jednak trochę to komicznie wyglądało, bo większość z odchodzących miało między pięć a sześć stóp wzrostu, podczas gdy Gihed – nieco ponad dwie.
Następnie wszyscy stanęli przy wciąż zapieczętowanych drzwiach i gnom powiedział.

- Kiedy będziecie wracać, po prostu zapukajcie. Wątpię by te stwory coś takiego umiały.
Po tych słowach blokada została zniesiona i wielkie, drewniane drzwi stanęły otworem. Wyszliście słysząc za sobą zamykane wrota…


Na zewnątrz było całkiem normalnie, jeśli nie liczyć dziwnej, fioletowej mgły oraz sporego strachu przed każdym urojonym ruchem z boku.

Zatrzymaliście się kilka jardów za drzwiami od wieży. Że też nie zapytaliście się Giheda o to zaklęcie niwelujące działanie mgły! Jednak, biorąc pod uwagę dziką magię, może i lepiej że go nie znaliście.
Pierwszy odezwał się Dantlan mówiąc, że chce wypróbować kilka prostych zaklęć.

Stworzył kolejno kilka iskier, które wystrzeliły z palców jego prawej ręki. Nieważne pod jakim kątem by na nie patrzeć to wydawały się jak najbardziej normalne.

Dla pewności Lis powtórzył zaklęcie – efekt był taki sam. Odetchnęliście wtedy nieco z ulgą – być może ta dzika magia rzeczywiście nie była taka złośliwa? Dantlan wyczarował jeszcze kilka rzeczy, między innymi kilka kryształków lodu, płomyk ognia, oraz mały ładunek elektryczny na czubku palca.

Za każdym razem czary działały jak należy, a czarodziejowi ubyło bardzo niewiele energii – jakby ktoś ze skórzanego bukłaka na wodę zaczerpnął mały łyk. Zauważyliście także, że wasze magiczne przedmioty pozostają takie, jakimi być powinny.

Poczuliście się wszyscy wyraźnie lepiej widząc, że magia tak naprawdę działa dobrze – przynajmniej narazie.

Poszliście dalej ścieżką ku dawnemu rynkowi miasta. Mimo iż mgła ograniczała pole widzenia do promienia zaledwie kilku metrów w okół was, dostrzegaliście niewyraźne zarysy ruin naokoło.

Nawet Keith, który prowadził grupę, potknął się o złamaną, sporych rozmiarów belkę leżącą beztrosko na drodze. Na pierwszy rzut oka widać było, iż była to belka nośna jakiegoś budynku. To jednak nie było nic dziwnego – widzieliście z góry obecny stan miasta. Jednak gdzie podziały się wszystkie potwory?
Doszliście już na dawny rynek miasta, gdzie znajdowała się zniszczona fontanna z przewróconym pomnikiem. Było cicho… zdecydowanie za cicho.

W pewnym momencie Majolin wyciągnęła strzałę z kołczanu i naciągnęła ją lekko na cięciwę łuku – reszta poszła w jej ślady wyciągając swoją broń. Nawet Dantlan zastanawiał się nad odpowiednim zaklęciem, którym mógłby powitać ewentualnych napastników.

- Żyyywi…

Wzdrygnęliście się – głos brzmiał tak obco, tak odlegle… tak…

… umarle.

Jednakże przede wszystkim nie dochodził z żadnego kierunku – rozlegał się w waszych głowach. Rozglądając się w okół dostrzegliście potencjalnego rozmówcę.


Istota przyglądała się wam z zaciekawieniem. Chociaż „przyglądała” mogło być złym określeniem, bowiem stworzenie nie miało oczu. Jego ciało falowało w powietrzu fragmentami, jakby był stworzony z kilku niezależnych balonów niezręcznie sklejonych w całość, które próbowały się rozdzielić.
- Pamiętam… - rozległo się w waszych głowach. – Kiedyś… też… byłem… żywy…
Bardzo dziwną rzeczą był fakt, iż nigdzie dookoła nie dostrzegaliście innych istot – żywych, umarłych, czy choćby cielesnych.

Z każdą upływającą sekundą wasze przeczucia i przypuszczenia były coraz gorsze.
 
Gettor jest offline