Mekassar przyzwyczaił się już do ignorowania dziwacznego zachowania Jana. W końcu są idioci są wśród nas, to tylko część rzeczywistości. Głupimi ludźmi łatwiej manipulować... Tak... Chociaż on wcale nie wygląda na takiego tumana... Może to objaw delikatnej choroby psychicznej? Lub co gorsza... klątwy boskiej? Ha, niech sobie pluje, byleby nie na mnie. - pomyślał i po chwili odwrócił się w stronę Serina. - Serin, to czy jesteśmy znudzeni, nie ma tu nic do rzeczy. Mamy jasno wytyczony cel, każdy chce go osiągnąć, a działanie w pojedynkę niczego nam nie przyniesie. Sprawa jest więc przegłosowana, ruszamy do miasta. - spojrzał na Drembara - Chodź z nami, nie ma sensu, żebyś tu zostawał. - powiedział i podniósł się powoli od stolika.
Na wszelki wypadek popatrzył raz jeszcze na warforgeda, jakby obawiając się, że ten nagle poderwie się i rzuci na kapłana. Kiedy jednak nic podobnego nie miało miejsca, Mekassar poczekał na swoich towarzyszy i ruszył dumnie w kierunku wyjścia, sprawdzając chwyt na buzdyganie.
__________________ ];-> |