Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 07:48   #25
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Poszukiwania jakiegoś poręcznego przedmiotu nadającego się do ogłuszania zakończyły się częściowym powodzeniem. Dwa kawałki drewna, jakie sobie w końcu wybrał były aż za bardzo poręczne... Wielkością co prawda były bardziej przystosowane do potrzeb gnoma, ale w ostateczności...


Elf, wbrew słowom Feliksa, nie był martwy. Najwyraźniej pijaczek sądził, że kto nie chce pić, ten nie żyje... W takim razie Keith był chodzącym trupem przez większość swego życia...

Keith nie krępował się faktem, że tajemniczy ktoś jeszcze żyje i bez skrupułów pozwolił sobie na obszukanie go. Kilka monet i harmonijkę odłożył na bok, natomiast pożyczył sobie mieczyk. Ta broń bez wątpienia była niemagiczna. Co prawda dziwnym się wydawało, że nie do końca pasowała do pochwy, ale zastanawiać się nad tym miał zamiar po powrocie.
Sprawdził tylko, tak na wszelki wypadek, czy pochwa nie kryje żadnych tajemnic.
Nie kryła. Wyglądało po prostu tak, jakby ktoś wziął miecz i pochwę, skrócił miecz... i tyle. Po co? Może elf odpowie, jak tylko odzyska świadomość.
Tuż przed wyjściem, również na wszelki wypadek, związał elfa. Wolał, by podczas ich nieobecności nie doszło do jakichś dziwnych wypadków...


Mgła najwyraźniej nie przeszkadzała w rzucaniu zaklęć. Przynajmniej tych prostych. Oręż również zachowywał się całkiem normalnie. A to znaczyło, że w razie kłopotów magowie będą mogli skorzystać ze swych umiejętności...

Zaklął bezgłośnie, gdy potknął się o belkę. Zwykle nie miał takich kłopotów z chodzeniem. Może powinien bardziej patrzeć pod nogi. Chociaż, prawdę mówiąc, w takim mieście jak to warto by było mieć parę dodatkowych oczu. W dodatku takich, które potrafiłyby widzieć przez tę mgłę...

O tym, że by się przydały przekonali się dość szybko. Stwora, który się do nich odezwał, ujrzeli dopiero wówczas, gdy się do nich odezwał. W jego głosie, dźwięczącym nie w uszach, a bezpośrednio w umyśle Keitha, brzmiał żal, zdziwienie. I coś jeszcze. Coś, czego nie potrafił precyzyjnie określić. W każdym razie nie było w nim wrogości.

- Pamiętam… - rozległo się w głowie Keitha. – Kiedyś… też… byłem… żywy.

- Kim byłeś? - spytał Keith, chcąc wykorzystać fakt, że ów stwór był w nastroju do prowadzenia rozmowy.

- Byłem... byłem... żywy...

*Niewiele z tego wyjdzie* - pomyślał Keith - *jeśli on będzie na okrągło powtarzać tylko to...*

Jednak po chwili stwór kontynuował.

- Chyba byłem... mieszkańcem miasta - mówił powoli. - Ale... pamiętam moje życie... jak przez mgłę... - mówił odrobinę szybciej, jakby powoli przypominał sobie zapomnianą umiejętność.

- Może pójdziesz z nami? - spytał Keith. - Znamy kogoś, kto, być może, będzie w stanie ci pomóc.

- Pomóc? W jaki sposób chcecie mi pomóc? Co wy, żywi, możecie wiedzieć o moich problemach...

Przez cały czas były mieszkaniec miasta nie wykonał nawet najmniejszego ruchu.

- Chcesz tak wiecznie tkwić w takim - Keith szerokim gestem objął połowę okolicy - miejscu? Odpowiada ci taki stan?

- Absolutnie. - Tym razem odpowiedź była natychmiastowa. - Wolałbym wrócić do poprzedniego życia. Chociaż go nie pamiętam to jestem pewien, że było szczęśliwsze.

- Może podzielisz się z nami swoimi problemami - zaproponował Keith, jednak odpowiedź nie padła. Najwyraźniej Keith nie należał do osób, której owa istota chciałaby się zwierzać.

- Jak już mówiłem - Keith, mimo wszystko, próbował przekonać stwora, by poszedł z nimi dobrowolnie - znamy kogoś bardzo mądrego. Może on by udzielił jakiejś dobrej rady? Może jednak pójdziesz z nami?

Zdawać by się mogło, że istota owa się zastanawia. Albo zrezygnowała z rozmowy. Jednak odpowiedź w końcu padła.

- Nie zaszkodzi spróbować. - Z tonu nieumarłego przebijała jednak niepewność, a z postaci emanowała czujność. Jakby istota owa niezbyt ufała swoim rozmówcom.

- W taki razie chodźmy do wieży maga - zaproponował Keith, trzymając ręce z dala od broni i nie podchodząc zbyt blisko stwora.

- Wieży...? - stwór jakby usiłował sobie coś przypomnieć. W końcu powiedział: - Dobrze. Ale ty i cała reszta idźcie przodem.

- Nie mam nic przeciwko temu - skłamał Keith. - Chodźmy zatem - powiedział, kierując te słowa tak do stwora, jak i do reszty drużyny.

Gestem zaprosił swoich towarzyszy, by ruszyli przodem. On, jako pomysłodawca, powinien iść na końcu.

Jego zaufanie do stwora było nader ograniczone. Chociaż nieumarły zachowywał się spokojnie, to nigdy nie było wiadomo, czy czasem nie wpadnie on na jakiś nieciekawy pomysł. Dlatego też Keith miał zamiar co chwila spoglądać za siebie. Wolał, by owo "coś" nie wylądowało niespodziewanie na jego plecach.
 
Kerm jest offline