Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2009, 10:55   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Balthim sapał jak stary, wysłużony kowalski miech. Płuca paliły żywym ogniem.

- Cholerny brak treningu - wydyszał w końcu, opierając się na wysłużonym toporze. - Jak ty to robisz...? - z wyrzutem spojrzał na brata.

Fakt, że Kagar był od niego trochę młodszy nie znaczyło, że miał wyglądać jakby dopiero co wyruszył w drogę.

Kagar odpowiedział spojrzeniem, w którym kryły się cztery słowa "Mniej piwa, więcej ruchu".

Piwo...
Balthim po raz kolejny przeklął chwilę, w której założył się z Fririmem. Chyba faktycznie nadużył wtedy złocistego trunku... Inaczej nigdy by nie powiedział, że pójdzie do Jadeitowych Sztolni...

Splunął na ziemię i z ciężkim westchnieniem uniósł topór.
W samą porę.
Zza załomu skalnego wynurzyła się szaroskóra, nieco przygarbiona postać trzymająca w dłoniach topór, wielkością niewiele ustępujący broni krasnoluda. Ork zatrzymał się gwałtownie, a w jego czerwonych oczkach pojawiło się zaskoczenie zmieszane z nienawiścią.

Za pierwszym orkiem pojawiły się kolejne. Dwa, co spowodowało, że krasnolud otworzył usta ze zdziwienia.

- Przecież było was więcej - powiedział z wyraźną pretensją w głosie. Nie mógł uwierzyć w to, że uciekali przez parę dni przed paroma orkami... Czyżby te łachudry sądziły, że w trójkę dadzą radę dwóm krasnoludom?

Nie zastanawiając się dłużej ruszył do ataku.

O pierwszym starciu żaden bard nie napisałby nawet jednej zwrotki pieśni czy wiersza. Ork padł z rozwaloną głową zanim zdążył zadać choćby jeden cios.
Drugi przeciwnik, dla odmiany uzbrojony w dwa topory, cofnął się o krok, widząc tak szybką śmierć swego kompana. Jednak nie zamierzał rezygnować z walki. Zaatakował, a gdy Balthim odbił pierwszy cios, ork uderzył drugim toporem.
Gwałtowny unik...
Przejmujący ból w krzyżu przeszył krasnoluda.

"Cholerny znachor" - pomyślał Balthim z trudem się prostując. - Zapewniał..."

Nie miał czasu dokończyć myśli usiłując mimo bólu pleców wykonać kolejny unik. Tym razem mniej udany. Broń orka zatrzymała się na hartowanych ogniwach krasnoludzkiej kolczugi.
Zmagając się z podwójnym bólem Balthim zadał cios od dołu. Ork wrzasnął zadziwiająco cienkim głosem.
Na ścieżce, ograniczonej z jednej strony niedostępnym zboczem, z drugiej - przepaścią, której dno tonęło w mroku, mogły się spotkać dwie osoby. Interwencja osoby trzeciej była prawie niemożliwa. Mimo tego czekający się za plecami Balhima Kagar zdołał wyprowadzić cios, który uciszył orka na wieki.

Ostatni przeciwnik nie wyglądał na zmartwionego losem swoich pobratymców. Na jego tępym obliczu nie malowało się żadne uczucie.
Machnął wielką maczugą godną trolla i Balhim poczuł, jak drętwieją mu ręce. O mało straciłby topór.

"Jeszcze parę takich ciosów..." - pomyślał z niechętnym uznaniem. - "Starzeję się..."

Cofnął się, by uniknąć kolejnego ciosu. A potem zaatakował. Topór ze świstem rozciął powietrze, zderzył się z maczugą... i poszybował w stronę przepaści. Błysnąwszy dwa razy w zabłąkanych promieniach słońca zniknął we mgle.

Patrząc na opadającą maczugę Balthim widział nadciągającą śmierć. W tej ostatniej chwili silne pchnięcie posłało go wprost pod nogi orka. Maczuga przeszyła powietrze, a jej właściciel zachwiał się nieco. To starczyło, by Kagar zadał mu cios, potem kolejny...
Ork padł na plecy, drgnął parę razy i znieruchomiał.

Balthim zerwał się na nogi ze zręcznością młodzika.

- Zwycięstwo! - zawył na całe gardło. - Hurra!!

- Uraaa... Raaaa... Aaaa... - odpowiedziały mu okoliczne szczyty.

Fale dźwiękowe zmierzyły się z siłą tarcia.
Stuknął jeden kamień, drugi... A potem nic już nie mogło powstrzymać przeznaczenia... Szara, nieubłagana fala ruszyła w dół.

- Aaaaa..... - pełen przerażenia wrzask Balthima brzmiał jeszcze przez chwilę w powietrzu. Echo okrzyku odbijane przez zbocza otaczających to miejsce gór trwało jeszcze chwilę, chociaż nad krasnoludem zamknął się już kamienny grobowiec.



Kagar stał na skraju przepaści. Poobijany, ranny, ale żywy. Samotna łza spłynęła po pokrytym szarym pyłem obliczu.

- Ty stary głupcze - powiedział. - Tyle razy ci powtarzałem, żebyś nie wydzierał się w górach... A ty, jak zwykle, nie raczyłeś słuchać...
 
Kerm jest offline